G R E G O R Y C A S P I A N R O W A N
osiemnastoletni uczeń ostatniej klasy w szkole Świętego Judy
apartament z widokiem na Central Park (Piąta Aleja) na Manhattanie
osiemnastoletni uczeń ostatniej klasy w szkole Świętego Judy
apartament z widokiem na Central Park (Piąta Aleja) na Manhattanie
„Jak wielką trudnością są starania o wybicie się spod cienia znanego ojca. Jak człowiek stara się być postrzegany i szanowany ze swoich osiągnięć, a nie tylko z nazwiska rodziciela, który odnosił sukces za każdym razem, kiedy tylko pojawił się nowy cel. Zroszona tysiącami przeszkód droga, wymaga cierpliwości, siły i odwagi, by je pokonać. Myślenie logiczne, wspomagające w decyzjach, przydaje się, jednak tylko wtedy, gdy człowiek jest w jego posiadaniu i jest ono na tyle wyćwiczone, że nie ma problemów w rozumowaniu go. Choć są z tego pewne korzyści. Może i jest się znanym przez ojca, aczkolwiek ma też się w pewnych miejscach otwarte drzwi, gdzie nikt nie baczy na wykształcenie, będąc pewnym umiejętności wpojonych przez starszyznę. Jak wielką trudnością dziecko stara się o zwrócenie uwagi rodziciela na swoją osobę, kiedy ten skupia się na pracy. Jak dąży się do bycia podziwianym, by chociaż raz usłyszeć, że rodzice są z niego dumni.”
LUDZIE SIĘ NIE ZMIENIAJĄ. CHCĄ SIĘ ZMIENIĆ. POTRZEBUJĄ TEGO
Syn Stevena Rowana oraz
Lisy Rowan (Elizabeth z domu Callaghan), urodzony dwudziestego trzeciego
czerwca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku w Dublinie. Greg
nie pomieszkał długo w Irlandii, „ciesząc się” brytyjską pogodą, ponieważ
ojciec chłopaka postanowił otworzyć sieć przedsiębiorstwa, gdzie główna siedziba
miała znajdywać się w Nowym Jorku. […] Od piątego roku życia, młodszy Rowan
stał się mieszkańcem Nowego Jorku, który zaszczycał swoją obecnością
odpowiednie, elitarne szkoły, które miały go odpowiednio przygotować do nauki.
Trudno było tęsknić za Dublinem, skoro mieszkało się w nim pięć lat, przy czym
nie było możliwości ciągłego wychodzenia poza dom, żeby posiedzieć w
towarzystwie kilku znajomych. Dopiero później zaczęło się to wszystko
nadrabiać. […]
...więcej o rodzinie
KTO JEST NAJLEPSZY? JA. ZAWSZE TO PODEJRZEWAŁEM
KTO JEST NAJLEPSZY? JA. ZAWSZE TO PODEJRZEWAŁEM
Wydarzenia
z przeszłości i społeczeństwo w jakim się obracamy – ma ogromny wpływ na
charakter. Oczywiście, pozostają fragmenty stałe, które zmienić jest trudno
bądź też wcale ich się nie da zmienić, ale niektóre zachowania są po prostu
wyuczone. Dokładnie nie da się określić jego osoby, choć każdy na pierwszą myśl
palnie, że jest wrednym skurwielem. Tylko czy to jest zupełna prawda? Nie
wiadomo dokładnie, czy czasem chłopak czegoś nie ukrywa.[...]
...więcej o charakterze
ZANOTUJ: NIGDY NIE POWINIENEM W SIEBIE WĄTPIĆ
Jak
każdy człowiek, tak i Greg ma swoje zainteresowania. Może nie są to takie
zainteresowania, które ludzie powinni podziwiać, ale jego to nie obchodzi, bo
one się tyczą tylko i wyłącznie chłopaka.
...więcej o reszcie
p o w i ą z a n i a | n o t k i
-----------------------------------------------------------------------------
Twarzy użyczył mi ktoś nieznany (♥). Odsyłacze do dłuższych ciągów opisu są przydatne, chociażby ze względu na ułatwienie prowadzenia wątków lub ustalenia powiązań. Czasem i informacje są przydatne i potrzebne, by zrozumieć tego mojego Grega, który to do łatwych postaci nie należy. Cenię sobie długie i ciekawe wątki, choć te nie muszą być długości strony w Wordzie - byleby tylko nie były z marnych czterech zdań. Zdarza mi się pomijać wątki na rzecz jednej, ale wracam do odpisywania później. Zdarza mi się pomijać przez przypadek, więc upominajcie się śmiało. Jeśli wątek mi nie przypasuje lub mnie znudzi to napiszę. ;) / zasada ja - pomysł, ty - wątek lub odwrotnie chyba już dawno temu się przyjęła; z początku także nie zwykłam zaczynać, o./ mam nadzieję, że nie zraziliście się przez kartę!
Cześć.
-----------------------------------------------------------------------------
[Cześć! :) Co ty na to, aby Greg podczas jednej z nocnych wędrówek po Manhattanie trafił na Annie i nawiązałaby się z tego znajomość? On jest cholerykiem, ona zaś jest niezwykle spokojną i łagodną osóbką, więc mogłoby wyjść z tego coś ciekawego. Jak sądzisz?]
OdpowiedzUsuń[I też np. jego apartament mógłby znajdować się w sąsiedztwie apartamentu jej babki, so... ;)]
Usuń[Dobry! Jej, piękne zdjęcie *,* No, to ja tutaj wątek przewiduję, o. Wolisz wymyślić powiązanie czy zacząć wątek? :D]
OdpowiedzUsuń[Cześć przystojniaku.]
OdpowiedzUsuń[Ja też się witam. Mogę zacząć, ale potrzebuje pomysłu. Na razie widzę tylko, że chodzą jakby "do jednej szkoły".]
OdpowiedzUsuń[Kminimy wątek, kochanie.]
OdpowiedzUsuń[To zacznij <3]
OdpowiedzUsuń[Więc zacznę ;) Hah, Annie do łatwych nie należy, ale jest przyjazną duszyczką, więc może akurat Greg się do niej przekona.]
OdpowiedzUsuńJuż z samego rana opuściła loft ojca, kiedy tylko ujrzała w kuchni jędzę, która uważała się za kobietę pana Fitzgeralda. Prawda była taka, że Annie nie pałała sympatią do osoby Cynthii i vice versa. Rudowłosa małpa, jak pieszczotliwe Annalise nazywała kobietę, działa jej na nerwy od pierwszego spotkania. Do czynników, które miały na to wpływ można było zaliczyć żałobę dziewczyny, noszoną przez nią w sercu, będącą pewnego rodzaju ciężarem i przebrzydliwy, słodki uśmiech trzydziestopięciolatki, wyglądającej na dwudziestoczterolatkę z toną tapety i figurą modelki. Annalise miała wrażenie, że na tym Manhattanie pojawiają się sami sztuczni ludzie. Brakowało jej świeżego powietrze i rozległych, zielony łąk bądź wrzosowisk, które były nieodłącznym elementem wsi, w której się wychowała.
Wolała znaleźć się w apartamencie babki, która chwilowo była jej najbliższą tu osobą, niż użerać się z fałszywą trzpiotką. Annie nie była zazdrosna o swojego ojca. Nie znała go na tyle. Nie była nawet pewna, czy go kocha. Dwa miesiące temu, trzy tygodnie po pogrzebie, na którym się nie pojawi, zobaczyła go po raz pierwszy.
- Maleńka, wychodzę na brydża - blondwłosa kobieta, która trzymała się zadziwiająco dobrze zaskoczyła swoją wnuczkę, siedzącą przed dużym telewizorem. Brydż? A co z nią? - Mieszkanie jest do twojej dyspozycji, ale może... - urwała, chcąc być delikatną. Usiadła na kanapie obok ciemnowłosej nastolatki i uśmiechnęła się. - Może wyjdziesz do ludzi? Wiem, że jest ci ciężko, maleńka, ale tutaj świat nie jest taki zły. Zwłaszcza dla ciebie. Szybko zdobędziesz przyjaciół i nie będziesz samo...
- Nie jestem samotna, babciu - przerwała jej dość niegrzecznie, zaciskając jedną drobną dłoń w pięść. - Nie jestem - powtórzyła, tym samym okłamując nie tylko Hannah. Kobieta wstała, przesunęła dłonią po miękkich włosach wnuczki i zabrała torebkę, wychodząc. Bez słowa.
Wieczór mijał, noc robiła się coraz ciemniejsza, ale tutaj w Nowym Jorku było to mało zauważalne. Wszechobecne światłą i neony dawały o sobie znać na każdym kroku, rozświetlając nawet najgorszy mrok. Czasami stawała przy wysokim oknie i zastanawiała się, jakby to było, gdyby nagle zgasły wszystkie światła na Manhattanie. Ludzie byliby, jak robaczki, które zgubiły drogę i nie miały pojęcia dokąd się udać.
Złapała brązową torbę, którą przerzuciła przez ramię. Ubrana była w wąskie, jasne jeansy i ciemną bluzę z kapturem, z jakimś tam nadrukiem. Na nogi wsunęła trampki, zwykłe, proste, bez żadnej marki i rozpuściła włosy, opuszczając wieżowiec. W lobby, zgodnie z prośbą babci, którą usłyszała tuż po przybyciu do Nowego Jorku, poinformowała, że wychodzi i podała konkretny cel swojej wędrówki. Sęk w tym, że nie znała miasta, a każda mijana przecznica była dla niej zagadką.
Dziwnym trafem znalazła się w części miasta, która nie wyglądała tak barwnie i kolorowo, jak opuszczany górny Manhattan. Szybko zawróciła i skierowała swoje kroki do Central Parku, który był jedynym miejscem, podobającym się dziewczynie. Przynajmniej na razie. Usłyszała kiedyś od babci bajeczkę, jakoby stała w nim fontanna, spełniająca marzenia.
Odnalazła ją, o dziwo, bez problemu i stojąc przy niej, wygrzebała z torebki pensa. Nie mogła nimi płacić w amerykańskich sklepach, więc poświęci tak drobną walutę dla swoich marzeń. Trzymając monetę w palcach, uśmiechnęła się delikatnie, ale kiedy usłyszała nieopodal kroki, wystraszyła się. Drgnęła i upuściła monetę na niewielki plac wyłożony kostką. Odwróciła się, tyłem opierając się o fontannę.
[Jejku. Mam nadzieję, że może być. Jak coś nie pasuje - to zmieniaj ;)]
[Spokojnie. To był tylko taki wstęp, a ja takie lubię ;D Następne nie będę już takie długaśne (: I nie przejmuj się - zdarza mi się pisać dużo, dużo krócej.]
OdpowiedzUsuńAnnalise nie należała do lękliwych panienek, ale co by nie było - była panienką. Dość kruchą istotką, którą można było łatwo zranić. Fizycznie. Psychicznie trzymała się całkiem nieźle, uodporniając się na takie ciosy z biegiem lat. Była naiwna, myśląc, że o tej porze nikt nie pojawi się w Central Parku. Powinna zapamiętać główną lekcję, zarówno babki, jak i ojca - Nowy Jork to miasto, które nigdy nie zasypia. Hannah tradycyjnie dodała "maleńka", a ojciec skwitował to bladym uśmiechem. Jakby nie było, traktowali ją prawie, jak dorosłą, co w pewnym sensie dawało jej dużo swobody, ale też ograniczało - bała się tego miasta i ludzi tutaj żyjących, ale nie dawała tego po sobie poznać.
Zacisnęła dłonie na krawędzi fontanny, przyglądając się młodemu chłopakowi, który zatrzymał się nieopodal. Zignorowała jego niezbyt sympatyczny uśmiech i chciała nawet skwitować milczeniem jego słowa, ale duma Fitzgeraldówny jej na to nie pozwoliła.
- Nie przyszłam wybierać pieniędzy z fontanny. Wiesz ile to straconych życzeń? - mruknęła i schyliła się po pensa, który wypad jej z dłoni. Nie wrzuciła go do chłodnej wody, na chwilę ignorując fontannę. Chłopak wyglądał na takiego z wyższych sfer - miała przeczucie, że się nie myli co do tego. Zaczesała kosmyk brązowych włosów za ucho i uniosła obie brwi ku górze. W przeciwieństwie do nieznajomego, na jej ustach odmalował się ciepły i pogodny uśmiech.
[Czterech zdań, to i jak nie piszę ;D Jestem na to za stara, hah ;P]
OdpowiedzUsuńOna w Nowym Jorku była dopiero od dwóch miesięcy, które - bądźmy szczerzy- były dla niej trudnym okresem. Musiała uporać się ze śmiercią matki, z przeprowadzką, z poznaniem ojca, który tylko rokrocznie wysyłał jej kartkę z urodzinami i którego znała jedynie ze zdjęć z jego młodości. Musiała zmierzyć się z wielkim miastem, a u swego boku miała jedynie babcię, która prowadziła bardziej rozrywkowe życie, niż sama Annie - mimo tego, że mogła równie dobrze siedzieć w domu, w bujanym fotelu i robić na drutach. Tak widziała ją Annie. Ale Nowy Jork był miastem, gdzie każdy korzystał z życia tak długo, jak tylko mógł - przynajmniej ci bogaci. I bądź co bądź, Annie nie była materialistką, ale do bogaczy się zaliczała, przez same swoje nazwisko i fakt, kim był jej ojciec.
- A wierzyłeś w nie? Tak bardzo mocno? Czy próbowałeś mu pomóc? - uśmiechnęła się delikatnie i wrzuciła miedziaka do fontanny jeszcze bardziej wzburzając powierzchnię wody. - Nie ma rzeczy niemożliwych - dodała spokojnie, sunąc palcami po chłodnej tafli wody. W niej nie było, ani krzty złośliwości. Jasne, na co dzień twardo stąpała po ziemi, ale lubiła się rozmarzyć.
[Wiem, co to za ból! U mnie nie jest lepiej, ale między odpisywaniem oglądam Pretty Little Liars i jeszcze jakoś daję radę ;D]
OdpowiedzUsuńMoże i była młodsza, może i miała dziecięcą wiarę, ale czy to nie wiara miała moc przenoszenia gór? Przecież tak zawsze mówiła jej rodzicielka. Kobieta, która była godnym wzorem do naśladowania. Jedyną pozostałością po Gabrielle był wygląd, który odziedziczyła z genami i brytyjski akcent, którego nie starała się ukryć.
Odwróciła się w stronę ławeczki, na której zasiadł chłopak, ale nie podeszła bliżej. Nie ufała mu do końca i bała się go do puścić do siebie, co nie było niczym dziwnym, skoro znali się dopiero - a właściwie nie znali, a rozmawiali od kilku minut. Była nieufną, chociaż naiwną istotką.
- Och, oczywiście, mistrzu... - mruknęła z przekąsem. Nie złośliwym, a nieco ironicznym. Ich światopoglądy, na pierwszy rzut oka, znacznie się różniły. Nie powiedziała nic więcej. Zakończyła ten temat, dając mu poczucie pewnej wygranej. A niech sobie myśli, że istnieją rzeczy niemożliwe. Dla takich osób, jak Annie, one nie istniały.
- Jak masz na imię? - spytała po chwili, skoro nadal siedział na ławeczce. Podeszła bliżej, dopiero teraz i usiadła na jej drugim krańcu, układając dłonie na udach.
Marzenia powinny pozostawać naszą prywatną, wręcz intymną sferą, do której nikt prócz nas, nie powinien mieć dostępu. Annalise to rozumiała lepiej, niż ktokolwiek. Łamała tę zasadę, a powierniczką jej tajemnic i skrytych pragnień była nieżyjąca już matka. Gabrielle była jednak osobą, które młoda Fitzgeraldówna ufała całkowicie. Chciała znaleźć taką drugą istotę, która pomagałaby jej w najcięższych chwilach. Miała niby Hannah, ale kobieta żyła swoim życiem, traktowała Annie, jak dorosłą i chyba żywiła nadzieję, że dziewczyna zacznie traktować tak siebie i swoje życie.
OdpowiedzUsuńDrgnęła lekko, kiedy chwycił jej dłoń, ale po krótkiej chwili się rozluźniła, przywołując na twarz pogodny uśmiech. Przyglądała mu się uważnie, obserwując zmiany malujące się na przystojnej twarzy.
- Annalise - przedstawiła się cicho, aby pokręcić głową. - Annie - dodała po paru sekundach, chcąc mieć pewność, że nikt nie będzie posługiwać się jej pełnym imieniem. Nie przepadała za nim, może dlatego, że Gabi używała go głównie w złości bądź kiedy zawiodła się na swojej córce.
- Gabriel... - powtórzyła po chłopaków, nadal mu się przypatrując. Może uznał to za niegrzeczne, ale Annie uwielbiała obserwować. Uczyć się ludzi i ich zachowań. - Ładne imię - skwitowała z uśmiechem, po chwili zadzierając głowę ku górze, aby przyjrzeć się niebu. Dostrzeżenie gwiazd w Nowym Jorku z tej perspektywy wydawało się być trudnym zadaniem.
[Wybacz tego Gabriela! Miał być Gregory! Łatwo mnie rozproszyć o tej porze. I teraz mi głupio :( :D]
OdpowiedzUsuńAnnie w jakim świecie ty żyjesz?, spytała samą siebie, drapiąc się lekko po policzku. Spojrzała, tak jakby przepraszająco, na chłopaka i uśmiechnęła się delikatnie. Chyba nadal nie wyrwała się ze strefy marzeń, może dlatego nie była też najlepszą rozmówczynią. I za dużo myślała o swojej mamie, to na pewno. Kobieta nieustannie tkwiła w jej myślach i ciężko było się jej pozbyć. Chociaż nie chciała tego robić, to chciała móc ruszyć do przodu.
Uniosła obie brwi, nieco zaskoczona jego pytaniem. Domyślała się, że mógł się domyślić przez jej akcent, ale też przez zagubienie, którego przecież nie ukrywała.
- Dwa miesiące temu. Coś koło tego - przyznała, wzruszając lekko ramionami. Daty przybycia do Nowego Jorku nie wypatrywała z utęsknieniem, nie oznaczyła jej też w kalendarzu i nie założyła z tej okazji bloga, na którego mogłaby powrzucać mnóstwo zdjęć.
[Lepiej uciekam, skoro takie pierdoły wypisuje. Dobrej nocy! ;)]
[Dobra, czyli uznajemy, że dobrze się znają. To ja w takim razie daje wątek, mam nadzieje że może być. ]
OdpowiedzUsuńCzasami człowiek ma ochotę zwyczajnie nic nie robić. Zupełnie nic, ot tak paść na łóżko, zjeść paczkę jakiegoś niezdrowego żarełka i po prostu odpuścić sobie dzień, zapomnieć o wszystkim. „Co komu do tego, skoro i tak mniejsza od to” mówił Kłapouchy i mniej więcej tak mogłoby brzmieć motto owego, bezproduktywnego dnia. Serena miała ochotę właśnie tak spędzić popołudnie, tuż po powrocie ze szkoły, rzucić wszystko w kąt, zdjąć z siebie ten paskudny mundurek i w samej sportowej bieliźnie utonąć w fałdach grubej, puszystej kołdry.
Nie dane było jej cieszyć się takim nastrojem, bo z jakiej paki o tej porze ktoś jeszcze wpada na pomysł zorganizowania imprezy? Ktoś, kto ewidentnie sili się na popularność. W każdym razie Serena nie miała wyjścia, musiała pójść. Nie było to tak, że jako członek śmietanki towarzyskiej Mahattanu miała niepisany obowiązek chodzenia na wszystkie imprezy, ale mimo wszystko czuła, że to w jakiś sposób pomoże jej się oderwać. Chociaż jeszcze kilkanaście minut temu miała zupełnie inne plany, to takie zachowanie było przejawem typowej kobiecej zmienności, która swoją drogą, bardzo rzadko miała cokolwiek wspólnego z logiką. W każdym razie nie pozostało Serenie nic innego, jak przebrać się w coś wygodnego i seksownego, żeby wyglądać jak człowiek. Godzinę później, modnie spóźniona pojawiła się na owej imprezie. Wynajęty lokal był przygotowany niemal idealnie, gdzieś ponad głowami ludzi widać było szczyty czekoladowych fontann, którym z pewnością towarzyszyły ogromne miski świeżych truskawek, gdzieś dalej kelnerzy i kelnerki na srebrnych tackach roznosili musujące szampany w kryształowych kieliszkach. Jeden taki szybko trafił w ręce S, która podążyła zgrabnym krokiem w stronę skórzanej kanapy, na której aktualnie nikt nie siedział. W jednej chwili ogarnęła wzrokiem całe to zamieszanie i … nabrała ochoty na powrót do swojego wygodnego łóżka. Poza tym nigdy nie piła na pusty żołądek, a w tej sytuacji nawet nie miała czasu, żeby coś przegryźć. W efekcie wylądowała na imprezie, głodna, zmęczona i znudzona. Bez perspektywy na spędzenie wieczoru upiła spory łyk szampana. W tej samej chwili jej oczom ukazał się Gregor, stał niedaleko niej. Serena pomachała do niego licząc, że w ten sposób będzie musiał ją zauważyć. Chłopak jak zwykle wyglądał genialnie.
- Dobrze się bawisz? ? – spytała uśmiechając się do niego na powitanie.
[Może wspólny wątek? Jeśli masz pomysł, ja mogę zacząć.]
OdpowiedzUsuńRozejrzała się dookoła, impreza była jedną z tych eleganckich, na które przychodziło się w słodkich koktajlowych sukienkach i szpilkach. Pod tym względem Serenie udało wpasować się w tłum, wyglądała nienagannie. Fakt, że jej humor był nieco inny, to już sprawa drugiego rzędu, w końcu zawsze można było to zmienić. Gregory wyglądał z kolei tak, jakby od tygodnia nie robił nic innego, tylko czekał na ten wieczór. Uśmiechnięty, gotowy do zabawy. Spójrzmy prawdzie w oczy, kto się tutaj tak nie zachowywał? W końcu każde dobre wyjście było osłodą życia na Manhattanie. W dodatku Upper East Side było znane właśnie z takich wydarzeń, jak to tutaj. Encyklopedyczny przykład imprezy dla nastolatków z TYCH kręgów.
OdpowiedzUsuń- Noc jest twoja – powiedziała upijając kolejny łyk szampana – Bądź moim ratunkiem, zanim porwiesz tłum, rozerwij mnie trochę. – jej propozycja bynajmniej nie była kiepskim żartem, ani też nie była dwuznaczna. Musiała po prostu jakoś wybrnąć z tej nagłej chandry, która ją dopadła. On był z kolei w idealnym humorze, żeby jej w tym pomóc. Spojrzała na chłopaka z miną zbitego szczeniaka, oczywiście daleko jej było do oryginału, ale w końcu jakoś się starała.
- Ja Serena van der Woodsen jestem zdesperowana – zażartowała podtrzymując uroczysty ton swojej wypowiedzi. Nie powinna brać tego skręta, przecież jej powrót na Upper East Side wiązał się z tym, że musiała odrzucić niektóre nałogi, na przykład narkotyki. Chociaż marihuana nie była tym samym co wciąganie kokainy, albo amfetaminy, to wciąż była to rzecz, której Serena nie chciała robić. Jednak są takie dni, że zrobimy wiele, aby poddać się presji. Chciała się dobrze bawić, o to właśnie poprosiła swojego towarzysza, żeby pomógł jej się rozluźnić. Czy właśnie nie o takie coś jej chodziło. Przez chwilę wahała się nad wzięciem skręta, ale ostatecznie jej drobne palce zacisnęły się na nim. Westchnęła, zupełnie jakby była na odwyku i teraz wracała do starego nałogu. Nie ciągnęło jej, a jednak było w tym coś, co nie dałoby jej spokoju przez cały wieczór, gdyby jednak zrezygnowała. Dlatego nie zrobiła tego, pozwoliła aby Gregory podpalił jej skręta, zaciągnęła się ziołowym dymem, pierwszy raz od bardzo dawna.
OdpowiedzUsuń- Niech będzie, zobaczymy na ile pomoże – mówiąc to wypuściła z ust chmurę i pozwoliła jej ulecieć ponad bawiący się tłum ludzi. – Potem możemy pograć w billard – dodała. Także widziała stół, a zwykle nie miała zbyt wielu okazji, żeby pograć w tę gre. Najczęściej kojarzyła jej się ona z siwymi od dymu barami i maszynami grającymi. Niby miało to swój klimat i urok, ale w sumie niekoniecznie pasowało do Sereny.
Zastanowiła się nad tym, czy potrafiła grać w billarda? Cóż, kilka razy miała okazję grać. Nie było to za często, ale jednak swoją szansę do nauki gry miała. Może nie była w takim razie kompletnie zielona w tym temacie.
OdpowiedzUsuń- Mniej więcej – odpowiedziała szczerze, zaciągnęła się spokojnie znów dymem – I tak skopie Ci tyłek – dodała zaczepnie i trąciła go łokciem. Czasem sama obecność odpowiedniej osoby sprawiała, że Serena zaczynała czuć się lepiej. Z pewnością narkotyk jeszcze na nią nie zadziałał, więc ten przebłysk wesołości był raczej sprawką samego chłopaka, niż narkotyku. Kolejny głęboki wdech, nawet nie zastanawiała się nad tym, czy ktokolwiek może ich przyłapać. W jej wypadku taki skręt był czymś raczej niewinnym, chociaż parę minut temu obawiała się wziąć go do ręki. Taka już była, szybko się przełamywała, szybko zmieniała zdanie, humor. Ah te kobiece huśtawki nastrojów, nie raz doprowadziły facetów do gorączki. Na usta blondynki wpłynął leniwy uśmiech, długa przerwa odciążyła jej głowę i teraz już nie była taka wprawiona w ten cały narkotykowy stan. Jednak przez jakiś czas trzymała się dobrze. Dokończyła kieliszek szampana i już po chwili zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu następnego.
- Możemy – przytaknęła – O co chciałbyś zagrać? – spytała przyglądając mu się z zaciekawieniem.
Myślała nad tym może przez moment, nie była w stanie się już skupić na niczym szczególnym. Dlatego wymyślanie kary dla osoby przegranej musiało w tym wypadku poczekać do gry. W odpowiedzi na jego pytanie pokręciła tylko głową, pozwalając na to, aby jej włosy rozłożyły się wokół jej twarzy. Uśmiech nie schodził z jej ust, ale czuła się jeszcze dość trzeźwo.
OdpowiedzUsuń- No dobra, może nie skopie Ci tyłka. – westchnęła przechylając głowę na drugą stronę. W końcu Gregory z pewnością znał tę grę o wiele lepiej niż ona, być może grywał w bilard codziennie, albo był nawet zawodowcem. Tego Serena nie wiedziała, więc szybko zrezygnowała ze swoich zamiarów wygrania z nim. Mógł jeszcze blefować, dlatego postanowiła nie rezygnować z zakładu. W końcu, zawsze mogła na tym jakoś zyskać.
Zaciągnęła się kolejny raz, gładko jej to szło jak na tak długą przerwę. Spokojnie wciągnęła dym, pozwoliła mu dotoczyć się do płuc i spokojnie wypuściła w powietrze. Po chwili podeszła do nich kelnerka. Serena zmierzyła ją tylko wzrokiem, te ich fartuszki robocze z sezonu, na sezon robiły się coraz krótsze. Oczywiście ku ucieszę panów, takich jak na przykład Gregory. Blondynka znów trąciła go łokciem próbując odciągnąć jego wzrok od nóg kelnerki, nie z zazdrości, żeby zobaczyć jego minę. Sama z kolei wzięła tylko kolejny kieliszek, licząc, że w ten sposób uda jej się dorzucić do pieca z tym swoim pomysłem poprawiania humoru.
- Tej to dopiero dałbyś fory, co ? – spytała zaczepnie przesuwając opuszkiem palca po krawędzi kieliszka.
[Zabrzmiało dość groźnie ;) A co do samej Angeliny - nie byłam pewna czy ją wybrać ale w końcu się zdecydowałam bo jakoś pasuje mi do Cordelii.]
OdpowiedzUsuńRoześmiała się tylko, bo nic innego w tej sytuacji nie wypadało. Pokręciła z rozbawieniem głową, w końcu doprowadziła się do takiego stanu, o jaki mniej więcej chodziło jej tutaj, kiedy prosiła go o pomoc. Jednak się sprawdził.
OdpowiedzUsuń- No przepraszam – udając głęboki smutek wypiła znowu sporą część zawartości kieliszka. Nie wiedzieć czemu dzisiaj ten szampan wyjątkowo dobrze jej wchodził. Raczej aż tak szybko nie schło jej w gardle. Dopaliła skręta, uśmiechnęła się wesoło. Zaczął działać tak, jak powinien. Czuła się trochę wkręcona, w każdym razie była w dobrym stanie. Trzymała się na nogach, ale całe to zmęczenie odeszło już dawno w niepamięć. Blondynka pogłaskała chłopaka po głowie.
- To idziemy grać, czy nie? – zapytała ochoczo podrywając się z sofy. Na początku lekko zakręciło jej się w głowie, potem z kolei uderzył w nią widok tańczącego tłumu, a na końcu jej wzrok zatrzymał się na barze, przy którym siedziało bardzo dużo osób. Mocniej zacisnęła dłoń na kieliszku, ale nie napiła się z niego. Jej wzrok zatrzymał się na Gregory’m, który ewidentnie nie miał ochoty podnosić się ze skórzanej sofy.
- Wstawaj – jęknęła łapiąc go za rękę, próbowała o własnych siłach zmusić go do wstania, ale raczej nic z tego nie wyszło.
[Angie grała w filmie "Gia" mając 23 lata więc ogromnej różnicy nie ma ale jeżeli tak bardzo to razi to chyba pomyślę nad tym by zmienić gify na zdjęcia :) Chęć na wątek zawsze jest choć gorzej z pomysłami. A co do powiązania to może być ciężko zważając na odmienne charaktery naszych postaci i to, że Cordelia raczej stroni od ludzi ale może coś wymyślimy wspólnymi siłami. Chyba, że poprowadzimy wątek idąc na żywioł i dopiero ich ze sobą poznamy, oczywiście mogliby się kojarzyć ;) A co do miejsca spotkania to mogliby się spotkać dosłownie wszędzie, nawet na jakiejś imprezie, na której mogliby zamienić ze sobą kilka słów. Wybacz, nigdy nie sypałam wieloma pomysłami.]
OdpowiedzUsuńKiedy nagle Gregory podniósł się, Serena praktycznie wpadłaby między tańczących ludzi, być może skończyłaby zadeptana szpilkami jakiejś farbowanej na rudo laski. Na całe szczęście kiedy ona traciła kontrolę, Gregory z kolei ją odzyskiwał i w zasadzie w ostatniej chwili udało mu się ją złapać.
OdpowiedzUsuń- Dzięki – mruknęła i dała się zaprowadzić do stołu bilardowego. Jeden z nich stał wolny, drugi z kolei był zajęty przez jakichś typków, którzy w zasadzie wyglądali tak, jakby przyszli tu tylko po to, aby pograć. Serena postawiła swój kieliszek na rogu stołu, nie narzekała na alkohole. W zasadzie piła wszystko, co wpadło jej akurat w ręce, chociaż od wódki stroniła. Był to napój na gorszy dzień, nie było nic lepszego niż strzelić sobie kilka kieliszków, kiedy na dworze szalała burza śnieżna i w zasadzie nie dało się nigdzie wyjść. Mieszkając pod jednym dachem z taką rodzinką, jaka teraz przypadła w udziale Serenie, cóż… można powiedzieć tylko tyle, że posiadanie butelki czystej pod łóżkiem było całkowicie usprawiedliwione.
Blondynka wzięła kij do ręki, pozwoliła aby Gregory z kolei zajął się bilami, rozstawieniem ich. Sama z kolei wzięła kredę, żeby przygotować węższy koniec kija do gry.
- To już wiesz o co chcesz grać? – spojrzała na niego opierając się o stół.
[Do kuzynki bo Coredlia od trzech lat z nią mieszka :) W takim razie coś zaraz naskrobię w powiązaniach, bo mogę? A spotkanie na kawę jak najbardziej mi odpowiada.. Zaczniesz? :)]
OdpowiedzUsuń[brzmi kusząco ;D]
OdpowiedzUsuńSpojrzała na niego przymrużonymi oczami, wzięła kij do ręki. Zgodnie z zasadami, jedna ręka na suknie, oparty na niej kijek. Wystarczył jej jeden mocny strzał, biała bila pomknęła w kierunku reszty ustawionej w trójkąt. Kule rozbiły się dość dobrze, aczkolwiek z pewnością można było zrobić to dużo lepiej. Mlasnęła tylko, przyglądając się bilom. Na razie, żadna z nich nie zamierzała wpaść, więc blondynka grzecznie odsunęła się od stołu.
OdpowiedzUsuń- To trochę niebezpieczne, bo gdyby wiedziała wcześniej o co gramy, mogłabym się ewentualnie nie zgodzić. – spojrzała na niego unosząc jedną brew teatralnie do góry. Czekała na jego ruch, jednocześnie próbowała mrugając oczami przywrócić spojrzeniu naturalną ostrość, którą na chwilę straciła. Cóż, mimo wszystko była dość nietrzeźwa, ale trzymała się całkiem dobrze. Przymierzał się do uderzenia, Serena widziała w jego oczach, że już był gotowy, ale jej głos nagle trochę go rozproszył.
- Bo w takim razie, możesz wygrać i wymyśleć sobie coś dziwnego, albo przegrać i zapomnieć o całej sprawie – zaczęła się z nim nieco droczyć. W końcu jeśli nawet nie była dobra w grze, to była dobra w wielu innych rzeczach.
[może niech będą sprzeczni bo z takimi charakterami to nieuniknione ;D]
OdpowiedzUsuń[Ojeju, dziękuję <3 Ja wielbię styl, w jakim zrobiona jest karta. A zdjęcie... *_* Wątek chcę! Ot, co!]
OdpowiedzUsuń[Mogę wiedzieć co to za powiązanie? I czy powinnam się jakoś szczególnie bać? ;D]
OdpowiedzUsuńBea ostatnimi czasy zdecydowanie wolała nigdzie nie wychodzić ze swojego domu. Od czasu do czasu tylko resztkami sił zmuszała się na drobnym spacer czy wycieczkę w obrębie miasta, ale były to tylko nieliczne próby zaaklimatyzowania się w całkowicie nowym społeczeństwie. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem, w jej rozumowaniu, było poświęcenie się zupełnie innej rzeczy - mieszkaniu.
OdpowiedzUsuńKiedy razem ze swoim wujem Jimem jakieś dwa tygodnie temu oglądała te wszystkie małe domy, były przerażona. Nie wyobrażała sobie samotnego mieszkania i posiadania tak dużej odpowiedzialności. Spłacanie rachunków, malowanie, meblowanie - to dopiero wierzchołek góry lodowej. Bea pocieszała się faktem, że nie będzie z tym wszystkim kompletnie sama. Póki co miała wuja, a już za kilka dni miał dolecieć do niej Felipe, ukochany narzeczony. Nigdy się tak jednak nie stało.
Zamiast narzeczonego był okropny list, radość z posiadania nowego mieszkania zamieniła się w dziwną pustkę i żal, a cała reszta zeszła na dalszy plan. W tych dniach Bea mogła liczyć tylko na wsparcie swojego ukochanego wuja, za co do tej pory jest mu ogromnie wdzięczna, choć dziwi się, że jeszcze nie ma jej dość. Od kilku tygodni przecież bywa u niego niemal codziennie, próbuje się jakoś pozbierać i pomału wynieść do siebie wszystkie graty.
Dziś Bea miała dzień wolny i zamiast siedzieć non stop w domu, wybrała się do wujka Jima w towarzystwie kilku obszernych kartonów. Dojazd do jego mieszkania zajął jej zaledwie piętnaście minut, toteż parę minut po trzynastej już wchodziła do środka.
- To tylko ja! - krzyknęła najpierw, odstawiła wszystkie pudła na podłogę i pouchylała okna. Niechlujnie zawiązała swoje włosy w supeł i zupełnie nieświadoma obecności obcego gościa w domu, włączyła niemalże na cały regulator radio, by następnie udać się do jednego z mniejszych pokoi i zacząć pakować swoje ubrania do papierowego kartonu.
[są wakacje więc w szkole raczej się nie spotkają ;> klub nocny? Chuck najczęściej tam bywa]
OdpowiedzUsuńCudownie! Po jaka cholerę przywoziła ze sobą chyba całą zawartość swojej madryckiej szafy? Przecież ta bluzka na przykład w ogóle nie jest jej potrzebna, od dwóch lat nie miała jej na sobie. Albo te spodnie - za małe dwa rozmiary! Przecież to wszystko tylko niepotrzebnie zajmowało miejsce najpierw w walizce, teraz w szafie, a zaraz w kartonie. Albo nie, w śmietniku. Tak, to był wyśmienity pomysł. Bea usiadła sobie na podłodze, powyciągała wszystkie ubrania z szafy i w kilka minut wstępnie je posegregowała. Pierwszą kupkę, czyli tę, którą miała zabrać ze sobą, ładnie poskładała i ułożyła w ładniejszym kartonie, drugą zaś upchnęła byle jak do gorszego i postawiła przy drzwiach, żeby nie zapomnieć go wyrzucić, gdy będzie stąd wychodzić.
OdpowiedzUsuńW myślach pomału zaczynała już planować resztę swojego dnia kiedy nagle zdała sobie sprawę, że jest za cicho. Ktoś wyłączył muzykę i na pewno nie był to prawowity właściciel tego lokalu. Czemu? Bo wujek Jim przecież do razu by do niej przyszedł, ugotował by obiad, poczęstował w między czasie kawą i zabawiał rozmową. Może nawet by jej chciał ze wszystkim pomóc. Skąd więc ta nagła cisza?
Bea odłożyła pomału kartonowe pudło, które właśnie składała i pomału odwróciła się w stronę małego radia. Tuż obok niego stał młody chłopak z kpiącym uśmieszkiem na ustach. Zdziwiona uniosła jedną brew, natychmiast wstała i skrzyżowała ręce na piersi, a potem bez słowa go wyminęła. Wzięła ze sobą radio, wróciła na swoje miejsce i podłączyła je do najbliższego kontaktu. Muzyka znowu wypełniła całe mieszkanie.
- Właśnie - warknęła pod nosem i jak gdyby nigdy nic wróciła do swojego zajęcia.
[dobry, dobry! bardzo ładne zdjęcie w karcie plus imię Caspian - ubóstwiam!]
OdpowiedzUsuńStarała się nie zwracać uwagi na tego chłopaka i cały czas składała swoje ubrania jak w jakimś letargu. W prawdzie na zewnątrz wyglądała bardzo spokojnie, w środku jednak wertowała setki nazwisk w poszukiwaniu tego jednego, przynależącego do intruza. W końcu w jej umyśle coś zaczęło się klarować, wujek Jim mówił jej kiedyś o jakimś młodym chłopaczku, którego traktuje jak własnego chrześniaka. Tylko jak on się nazywał?
OdpowiedzUsuńBea niepewnie odwróciła głowę w dość niefortunnym momencie, akurat jak chłopak kucał tuż przy niej i nieco ściszał muzykę. Prychnęła cicho pod nosem i ukradkiem przyjrzała się jego twarzy. Dzieciak Rowana!
- Myślę, że Jim nie będzie siedział mi na ogonie, jak to zgrabnie ująłeś - mruknęła tylko, cedząc nieco słowa. Cóż, niezbyt an rękę jej była czyjaś natarczywa obecność w domu wuja właśnie dzisiaj. Chyba można zaryzykować stwierdzeniem, że Greg popsuł jej doszczętnie dzisiejszy dzień a na pewno w pewnym stopniu pokrzyżował plany.
- Madryt? - powtórzyła po chwili głucho, zastygając na chwilę. Momentalnie podniosła się i zrobiła kilka kroków w jego stronę z zaciętą miną.
- Wiesz, Gregory - warknęła z naciskiem wymawiając jego imię - obawiam się, że moje życie to nie są twoje sprawy, a w nie swoje sprawy, cóż... Nie powinno się wtrącać. Mama cię tego nie nauczyła?
Przyglądała się rozstawieniu kul, sprawa wyglądała dość prosto. Miała dwie bile na czystej pozycji, w tym jedną przy samej łuzie. Musiała tylko trafić białą tak, żeby odpowiednio ją poruszyć.
OdpowiedzUsuń- W takim razie wiedz, że ja nie jestem tak ograniczona. Lepiej, żebyś nie przegrał – powiedziała pochylając się nad stołem. Kij w jej dłoni poruszył się gwałtownie, jedna z połówek wpadła do łuzy bez najmniejszego problemu. Na jej ustach pojawił się uśmiech, mimo wszystko nie spodziewała się, że to wszystko tak gładko jej pójdzie. Może miała po prostu naturalny talent? Ciężko było to stwierdzić, bo do tej pory Serena dobrze radziła sobie mniej więcej w większości spraw, do których się zabierała. Czy mogła mieć talent do bilardu? Być może miała, bo po pierwszej celnie wrzuconej bili zaraz wpadła druga, którą trafiła. Jej wzrok uniósł się ponad poziom stołu, przyglądała się z zastanowieniem Gregory’emu. Nie miała w zasadzie szansy, żeby kolejna kula wpadła, więc postanowiła jeszcze trochę je rozbić. Mniej więcej jej się to udało.
- Kurcze, chyba musisz się postarać – cmoknęła wesoło przeczesując palcami jasne loki. Wciąż sądziła, że te dwa trafienia to kwestia jej szczęścia. Tak, szczęście też miała. Biorąc pod uwagę, że wciąż czuła na sobie wpływ wypitego alkoholu połączonego z zapaleniem skręta. Jej oczy wreszcie przestawały wyglądać jakby minutę temu wciągnęła kilogram kokainy.
Czy Bea poczuła się urażona ostatnimi słowami chłopaka? Nie, nie bardzo. Była przecież tylko zwykła kelnerką, towarem importowanym prosto z Hiszpanii. Kto by się niby miał interesować jej nudnym, szarym życiem w tej zapyziałeś Ameryce? Na pewno nikt szczególny zważywszy na fakt, że nie ma tu nawet ani jednego porządnego znajomego nie licząc wujka Jima. Nie, to nierealne.
OdpowiedzUsuńZa to głupio jej się trochę zrobiło, kiedy Greg wspomniał o pogrzebie swojej mamy. Coś zapiekło ją delikatnie w piersi i mimowolnie przed oczami stanął jej bardzo podobny obraz, tylko że w głównych rolach występowała ona i Julie. Momentalnie zapiekły ją oczy i żeby tu ukryć, Bea szybko odwróciła się twarzą do szafy. Wbiła wzrok w kilka kartonów i prędko zaczęła mrugać powiekami, żeby odgonić od siebie te okropne łzy. Chyba za bardzo się wzruszała.
- Przepraszam - zaczęła, spoglądając przez ramię, ale jej słowa skutecznie zagłuszyła muzyka. Pokój był już pusty, Gregory gdzieś zniknął a wraz z nim mała karafka pełna alkoholu. Bea westchnęła tylko głucho i wróciła do swojej roboty. Wystarczyło jej dziesięć minut by uporać się z pakowanie wszystkiego do kartonów. Ustawiła je tuż przy drzwiach i weszła wgłąb mieszkania, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Z rozmysłem minęła kuchnię i dwie łazienki, a następnie delikatnie uchyliła drzwi do gabinetu wuja. Wślizgnęła się do środka i rozejrzała po tym bajzlu. Gdzieniegdzie leżały pojedyncze kartki, segregatory na półkach były krzywo powsadzane, a wszystkie rzeczy na biurku zmieniły swoje położenie.
- Przepraszam - mruknęła w stronę sylwetki, która zajmowała miejsce w olbrzymim fotelu Jima.
Nie, może aż takiego strasznej kary Serena nie przewidywała. Raczej coś, co sprawiłoby jej osobiście satysfakcje, przecież nie wszyscy od razu musieli być zamieszani. Przecież fakt, że Serena obijała się z Blair, nie oznaczał, że była aż tak do niej podobna. Poza tym ostatnim czasem spędzała ze swoją przyjaciółką nieco mniej czasu niż kiedyś. Cóż, problemy w raju.
OdpowiedzUsuń- Nie ma problemu, przyzwyczaiłam się – westchnęła udając przy tym głębokie zasmucenie. Kiedy obserwowała jak Gregory wbijał po kolei jedną kulę za drugą. Rzeczywiście nie musiał dawać jej forów, chociaż z drugiej strony tak jak mówiła, wcale nie była w tej grze zbyt dobra. Mógł się o tym przekonać, gdy w swojej turze w zasadzie była dość blisko, ale jednak nie udało jej się niczego wrzucić do łuzy.
- W pokera nie grywam, nie umiem i dlatego staram się nie grać. Zawsze wychodziłam z tego bez pieniędzy, albo ubrań i w sumie nie wiem co było gorsze – westchnęła.
Dokończyła szybkim łykiem szampana, przynajmniej wiedziała, że przegrała uczciwie. Gregory z pewnością nie dawał jej forów, a do ostatniej chwili nie bardzo dało się przewidzieć kto wygra. Jednak wygrał on, ale przecież Serena wiedziała jak znieść przegraną. Poza tym wcale się taka nie czuła, przecież to była zwykła zabawa, na którą oboje się wcześniej zgodzili.
OdpowiedzUsuń- Możesz próbować, ale ostrzegam. Wielu już próbowało – powiedziała wzruszając ramionami. Skończyła się gra, skończył się alkohol. Wciąż jednak była strasznie ciekawa, co takiego przegrała. Albo raczej, co ma zrobić w ramach kary, którą Gregory jej wymyślił.
- Dzisiaj już nie – stwierdziła krótko opierając się o stół – To ma jakiś związek z moją karą? – spojrzała na niego, nie obawiała się, bo wiedziała że nic strasznego ją nie spotka. Poza tym zawsze mogła się nie zgodzić, jeśli jego pomysł miałby bardzo jej zaszkodzić. Nie chciała robić niczego głupiego, ale przecież Greg nie był aż tak straszny, nie zrobiłby jej tego.
[trzeba jakoś zabić czas :D ]
Tyle mogła znieść, nawet jej się ta kara spodobała. Ba ! W taki dzień na ten była ona błogosławieństwem dla Sereny, która była gotowa zrobić wszystko, żeby tylko się trochę rozerwać. Gregory być może całkiem nieświadomie sprawił, że miała jeszcze większą ochotę, żeby rzeczywiście się upić. Podążyła więc za nim i kiedy wskazał jej miejsce przy barze usiadła na nim spoglądając na barmana. Nie wyglądał na zdziwionego, kiedy Greg przedstawił mu swoje zamówienie. Serena tylko przeczesała włosy palcami.
OdpowiedzUsuń- Sól – sprostowała, żeby biedaczek nie musiał przynosić tego wszystkiego. Wystarczyła jej sól, chyba najbardziej popularna i według niej najlepsza do połączeń z tequilą. – Jeśli upiję się do nieprzytomności, to będziesz musiał wsiąść ze mną do taksówki i odprowadzić do domu. – stwierdziła na widok wszystkich tych kieliszków wypełnionych alkoholem. Na oddzielnym talerzyku leżały ćwiartki limonki oraz górka soli.
- Mam tylko nadzieje, że mojej matki nie będzie dzisiaj w domu – westchnęła i wzięła się do roboty.
[oh, ja też. ta temperatura mnie dobija]
No tak, Serena zawsze mogła liczyć na pomoc ze strony swoich znajomych. Ona w zasadzie nie zauważała tej złej strony Grega, może dlatego że nie miała okazji poznać jego mrocznej wersji. Serena oblizała swój palec, który wcześniej posypała solą. Szybko wypiła zawartość pierwszego kieliszka i zagryzła to limonką. Wiedziała, że taka ilość alkoholu wystarczyłaby, żeby przestała trzymać się na nogach. Poza tym istniała ogromna szansa, że w jej wypadku na tych kieliszkach się nie skończy.
OdpowiedzUsuń- Mój bohater – wymruczała przyglądając mu się spod przymrużonych powiek. Czasami wiedziała co zrobić, żeby mężczyzna w jej obecności poczuł się lepiej. To niesamowite jak takie małe gesty mogły poprawić ich samoocenę. Nie byli oni skomplikowanymi maszynami, wręcz przeciwnie, bardzo prości. Serena nie miała też problemu z traktowaniem wszystkiego z odpowiednią dozą dystansu.
- Nie gadaj już tylko pij – odparła stanowczo powtarzając rytuał z solą – Ale zapamiętam sobie tą twoją propozycję z pokerem.
No cóż, w mniejszym lub większym stopniu pewnie Serenę też dało się udobruchać jakimś ładnym prezentem, ale przecież to dość normalne, że kobiety z natury lubiły wszystko co się błyszczało i miało sporo karatów. Na jej ustach pojawił się uśmiech, kiedy Gregor stwierdził, że tequila musi być dla niej jak woda.
OdpowiedzUsuń- Może troszkę - stwierdziła wzruszając ramionami i zaraz po tym zabrała się do ostatniej kolejki, która jej została. Spróbowała tym razem cynamonu, który był w większej mierze przeznaczony dla Grega. Kiedy zagryzła alkohol limonką musiała przyznać, że jednak było to dobre połączenie.
- Zrobione, kara odrobiona – klasnęła w dłonie uśmiechając się przy tym. Rozejrzała się dookoła, impreza wcale nie zbliżała się ku końcowi, ludzie tańczyli i bawili się zupełnie tak jak wtedy, kiedy Serena tutaj przyszła. Jej wzrok zatrzymał się znów na wszystkich tych alkoholach stojących za barem, czy miała ochotę się jeszcze napić? Pewnie ! Problem polegał na tym, że w sumie nie wiedziała, czy powinna. Bo przecież mimo wszystko nie miała ochoty kończyć nieprzytomna, a na razie czuła się dobrze. Nietrzeźwo, ale dobrze.
Zupełnie się tego nie spodziewała, naprawdę. Kiedy Gregory porwał ją do tańca, jednocześnie zmuszając, żeby przestała tęsknie wyglądać za alkoholami, poczuła się dobrze. Chociaż bezwzględnie trunki przelewały się w jej żołądku jak trucizna, to absolutnie się tym faktem nie przejmowała, bo nie odbierał jej przyjemności zabawy. A czy było coś lepszego i zajmującego od tańca? Chyba nie, poza tym na imprezie należało tańczyć do upadłego, do rana, do końca, do utraty tchu. A Serena była w gruncie rzeczy dobrą tancerką i radziła sobie nawet z mężczyznami, którym na co dzień nogi plątały się nawet przy chodzeniu. Oczywiście, Gregory zdecydowanie nie należał do takich, tańczył jak zawodowiec. O czym myślała Serena, kiedy bujali się w rytm muzyki? Żeby nie nadepnąć mu na palec, na szczęście to nie miało prawa się wydarzyć.
OdpowiedzUsuń- Dlatego właśnie, jak tylko Cie zobaczyłam, wiedziałam że to musi być dobra noc – stwierdziła wesoło kiedy tańczyli w tłumie ludzi. Nawet tłok nie bym im straszny.
Pod tym względem można było powiedzieć, że między Gregory’m, a Sereną istniało jakieś podobieństwo. Ona też swego czasu musiała nauczyć się tańca towarzyskiego, bo w świecie, w jakim żyła, nie dało się bez tego obejść. Ciągłe bale, imprezy charytatywne, bankiety rodziców. Każda okazja była dobra, żeby pociecha miała okazję do pokazania jak dużo jej rodzice musieli wydać na lekcje tańca. Z kolei złapanie odpowiedniego drygu do tańca tak naprawdę nie wymagało wiele i w późniejszym czasie nawet lekcje tańca towarzyskiego przekładały się na sposób poruszania w typowo – imprezowych klimatach. Dlatego o wiele łatwiej na parkiecie mimo wszystko radziły sobie osoby, które miały nawet mały kontakt z tańcem wcześniej.
OdpowiedzUsuńBlondynka zaniosła się melodyjnym śmiechem, kiedy Greg zarzucił jej podrywanie. Z pewnością nie miała takiego zamiaru, był po prostu dobrym kumplem. Chociaż ona wypiła już swoje, może niekoniecznie też zdawała sobie sprawę z tego, jaki wydźwięk miały jej słowa.
- Niech Ci będzie – powiedziała raczej półżartem – Chociaż wiesz, gdybym Cie podrywała.. to wyglądałoby to zupełnie inaczej – stwierdziła i w jednej chwili przysunęła się bliżej do niego, zmieniła sposób w jaki na niego patrzyła, sposób w jaki się poruszała. Tak jakby chciała dać mu rzeczywistą namiastkę tego, co by zrobiła, gdyby go podrywała.
Miała ochotę się śmiać. Z jednej strony cała ta sytuacja wydawała jej się zwyczajnie zabawna, a z drugiej wypiła przecież pięć kolejek tequili, praktycznie na raz. Nie można było od niej wymagać trzeźwego myślenia, wystarczyło, że trzymała się na nogach i nie wymiotowała. Nie, Serena nie wymiotowała po alkoholu, coś takiego po prostu nigdy się nie zdarzyło i z pewnością nie miało okazji zdarzyć, zwłaszcza nie tej nocy.
OdpowiedzUsuń- Wiedziałam, że Ci się spodoba – spojrzała na niego przekręcając głowę zabawnie na bok – Wszyscy to lubicie – mruknęła w ten sam sposób, w jaki on to zrobił. W zasadzie jeśli chciało się utrzymać rozmowę, jednocześnie nie podnosząc przy tym głosu, to jedynym sposobem było mówienie prosto do ucha. Muzyka skutecznie zakłócała wszelkie próby porozumienia się w jakikolwiek inny sposób.
Oczywiście nie chciała dać Gregorowi do zrozumienia, że nie ma u niej szans. Jednak ich znajomość była na takiej stopie, że w zasadzie nie było między nimi niczego, poza sympatią. Taką, jak w wypadku dobrych znajomych. Po prostu nie było między nimi chemii.
- Wybacz – stwierdziła udając skruszoną, uśmiechając się przy tym, przez co wcale nie wyglądała zbyt wiarygodnie. Fakt, że Serena została na moment sama, nie oznaczał, że miała zamiar tracić ten czas. Postanowiła wrócić do baru i kiedy to zrobiła, poprosiła o kolejnego drinka. Jakby tylko taniec z Gregorym odciągał ją od powrotu do alkoholu. Nie, nie była tak pijana, że nie mogła się powstrzymać. Po prostu naszła ją ochota na coś do picia, a przecież zamówienie soku byłoby trochę dziwne. Poza tym Gregory wziął już wcześniej na siebie odpowiedzialność za odprowadzenie jej do domu, dlaczego miałaby z tego nie skorzystać.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji rozglądała się trochę po całym tym miejscu, wydało jej się bardziej tłoczne, niż w rzeczywistości było i w zasadzie naszła ją jakaś dziwna ochota, żeby już wyjść. Tylko gdzie podziewał się Gregory? Nawet jeśli nie miał zamiaru wyjść z nią, to przecież nie była na tyle świrnięta, żeby znikać bez powiedzenia o tym komukolwiek.
Ponieważ Serena szukała wzrokiem Gregora, zauważyła go właśnie w momencie, gdy dość niedyskretnie odbierał od kogoś dwa słoiczki. Nie była zdziwiona, każdy tutaj robił co chciał i radził sobie jak mógł, a Gregory wcale nie był typem grzecznego chłopca, więc nie było to nic nadzwyczajnego. Oczywiście, nie dla Sereny która przeszła swoje i w ten temat nie był jej obcy.
OdpowiedzUsuń- Zaczynasz się rozkręcać – powiedziała uśmiechając się, kiedy zamówił całą butelkę alkoholu. Ona z kolei piła grzecznie swojego drinka. Przez krótką chwilę zupełnie zapomniała dlaczego czekała tu na Gregora oraz tego, że w zasadzie chciała stąd wyjść. Nie zmieniła zdania, ale zupełnie przestała o tym myśleć, widząc dwie pomarańczowe fiolki chowając się do kieszeni marynarki chłopaka. Z jednej strony była ciekawa, co w nich miał, a z drugiej jakiś cichy głos w głowie przekonywał ją, że może wcale nie chce jednak tego wiedzieć.
- W zasadzie myślałam, żeby na tym zakończyć – przyznała – Może nie wieczór, ale tą imprezę z pewnością – dodała. Nie miała zamiaru wracać do domu, na to było zdecydowanie za wcześnie. Naszła ją za to ochota, żeby zmienić klimat, miejsce i porobić coś totalnie szalonego. Oczywiście liczyła na towarzystwo Gregora, ale przecież nie mogła go zmusić, nie chciała go też prosić. W końcu kto jak kto, ale ona by sobie poradziła.
- Zostajesz ? – zapytała dopijając drinka do końca.
Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, spojrzała wymownie na butelkę alkoholu, którą Gregory trzymał w dłoni.
OdpowiedzUsuń- Raczej mówiłam o alkoholu, ale tak … - kiwnęła kilkakrotnie głową – zauważyłam tabletki – oznajmiła. Nie miała zamiaru go oszukiwać, chociaż z drugiej strony podejrzewała też, że tabletki służą mu raczej dla rozkręcenia się, niż do celów czysto farmaceutycznych. Powiedzmy, że mało kto tutaj zwracał uwagę na napisy w stylu ‘przed użyciem należy skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą…’.
Ucieszyła się raczej z powodu tego, że nie musiała opuszczać miejsca sama. Z pewnością wyglądało to o wiele wymowniej, gdy podpita Serena wychodziła praktycznie pod rękę z jakimś chłopakiem, ale przecież nie zamierzała się tym przejmować. Niech sobie mówią co chcą.
W odpowiedzi na jego pytanie blondynka pokręciła głową, bo nawet nie miała pomysłu, gdzie konkretnie mieliby się teraz wybrać. Jedno wiedziała na pewno, byle nie do domu. Nie chciała wracać do domu, bo zawirowania w jej głowie jeszcze nie ustawały, a oznaczało to, że wciąż była w nastroju do zabawy i chciała go jak najlepiej wykorzystać.
- Nowy Jork jest taki piękny nocą – westchnęła idąc po chodniku, jednocześnie próbowała się kręcić wokół i nie stracić przy tym równowagi.
- Dużo pijasz – powiedziała komentując krótko jego wyznanie na temat pijania alkoholu o różnych porach dnia. Nie było w jej głosie ani odrobiny potępienia, bo przecież nie raz zachowywała się podobnie. Poza tym nie miała prawa nikogo oceniać będąc w takim stanie.
OdpowiedzUsuńZ pewnością inne miasta wyglądały pięknie nocą. Serena z resztą miała okazję się o tym przekonać, bo przecież w Paryżu, czy Mediolanie, Rzymie,lub Wiedniu bywała przynajmniej raz w roku. Wakacje w Europie zawsze były ciekawe, dlatego chętnie tam wyjeżdżała. Wielkie Europejskie miasta z reguły czarowały widokami i urokiem. Jednak fakt, że mieszkała w Nowym Jorku i wychowywała się tutaj, miała wielki szacunek do tego miejsca. Głównie dlatego, że widywała je przecież codziennie, bardzo często też spacerowała po Manhattanie w środku nocy, a jednak nigdy nie miała dość tego widoku. Nie było takiej szansy, żeby to miejsce kiedykolwiek jej się znudziło.
- Wiem, widziałam te miejsca – powiedziała łapiąc się jedną ręką jakiejś latarni, okrążając ją powoli – Ale teraz jesteśmy w Nowym Jorku i stwierdzam, że jest piękny.
Nie miała nic przeciwko pójściu na dach apartamentowca, może nie była w najlepszym stanie, żeby przebywać na wysokościach, ale przecież sama w życiu by się do tego nie przyznała. Poza tym nie raz brała udział w imprezach na dachach budynków i nigdy jeszcze nie zdarzyło jej się, aby zrobiła coś głupiego.
- Możemy – stwierdziła zgadzając się z jego propozycją - Prowadź – powiedziała pojawiając się po chwili u jego boku.
- To nie miało zabrzmieć jak przechwałka – machnęła ręką. Nie chciała brzmieć tak jak snobka z Górnego Manhattanu. W miarę możliwości starała się być normalną osobą, która nie wynosi swojego stanu majątkowego ponad wszystkie inne wartości. Pieniądze nie były dla niej priorytetem w życiu, one tylko pomagały czasami, ułatwiały życie w znaczącym stopniu. Chociaż nie zawsze, bo nie wszystkie problemy można było rozwiązać za pomocą pieniędzy. Poza tym, kiedy Serena nabierała już tego elitarnego tonu, to wszyscy zaraz zaczynali przyrównywać ją, do jej przyjaciółki Blair. Ona z pewnością była snobką, sama się z tym nie ukrywała, wręcz przeciwnie. Serena przywykła do tego, ale niektórzy wciąż nie potrafili tego pojąć.
OdpowiedzUsuń- Zdaje się na Ciebie, nie mam pojęcia gdzie mieszkasz – westchnęła. Przemknęło jej tylko przez głowę, że mieszkał gdzieś niedaleko właśnie Blair i dlatego zdążyła się z nim zapoznać. Posłusznie wsiadła do samochodu, zupełnie ignorując obecność szofera. Wyglądała trochę tak, jakby miała zaraz zasnąć, chociaż jeszcze minutę temu tryskała energią. Trzeźwiała.
- Mogę się napić ? – spytała spoglądając znacząco na butelkę z alkoholem.
- Byłam ? – spojrzała na niego krzywiąc się nieznacznie – Może byłam – odparła zdziwiona. Przecież pamiętałaby, gdyby była kiedyś u niego na imprezie, prawda? Cóż, rzeczywiście mogła nie pamiętać. Nawet jeśli okolica, do której zmierzali, wydała jej się znajoma, to pewnie dlatego, że przynajmniej kilka razy w tygodniu łaziła tędy ze swoją przyjaciółką. W każdym razie nie była w stanie rozwiązać tej zagadki, przynajmniej nie bez pomocy kogoś, kto utwierdziłby ją w tym fakcie.
OdpowiedzUsuńSkinieniem głowy podziękowała mu za nalanie napoju, większą jego część pochłonęła na raz, bo nie chciała trzeźwieć, nie chciała jeszcze wracać do żywych. Wolała pobyć trochę dłużej pijana, tak dla własnego dobrego samopoczucia. Kiedy Gregory zadał jej pytanie, przyglądała mu się przez chwilę. Na jej twarzy widać było nutkę konsternacji. Rzeczywiście było to ciekawe, jak wyglądałoby jej życie poza Manhattanem.
- Dużo prościej – odparła po chwili opierając się o zagłówek, tak samo jak on zrobił to wcześniej – Dużo, dużo prościej – rzuciła na potwierdzenie wcześniejszych słow.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[O, zdecydowanie mi się podoba! Takie konkrety to ja lubię! ;D Więc zacznę, ale z góry przepraszam za jakość, bo godzina robi swoje... ;p]
OdpowiedzUsuńNate zszedł na śniadanie o godzinie dziewiątej, spodziewając się zastać pusty stół, tak jak codziennie, od kilku dni. Był naprawdę zaskoczony, widząc swoją matkę, jedzącą już śniadanie (ledwo, bo ledwo i niechętnie, bo niechętnie, ale jednak!) i najwyraźniej czekającą na niego.
-Dzień dobry, Nathanielu - powiedziała, uśmiechając się nawet lekko, co przyszło jej z widocznym trudem.
-Dzień dobry, mamo - odparł Nate, siadając obok niej, na krześle i nalewając sobie soku do szklanki.
-Dzisiaj na obiad przyjdą do nas państwo Rowan - oznajmiła mu Anne, zerkając na syna kątem oka. - Zaprosiłam Lisę i Steven'a oraz Grega. Mamy u nich, Nathanielu ogromny dług wdzięczności. Steven pracował z twoim ojcem i przez cały czas wspomaga mnie finansowo, za co wypada mu jakoś podziękować... Proszę cię, nie wychodź dzisiaj nigdzie.
Nate spojrzał uważnie na matkę, bo w jej głosie pojawiła się jakaś płaczliwa nutka i obawiał się, że zaraz ujrzy na jej policzkach łzy, lecz najwyraźniej powstrzymała się, bo nic takiego nie zobaczył.
-Dobrze, mamo - zgodził się tylko, bo to było jedyne, co mógł zrobić, by jakoś wspomóc matkę... nie przysparzać jej więcej problemów, niż miała.
Około godziny czternastej, ubrany już w garnitur, razem z matką czekał za państwem Rowen, ciesząc się w duchu, że Greg też przychodzi, bo co jak co, ale przynajmniej będzie miał z kim pogadać, nie musząc siedzieć przy stole i słuchać o czym rozmawia jego matka, z rodzicami Gregory'ego.
Niektórzy z natury przywiązywali się do swoich miejsc zamieszkania, inni łączyli je tylko z miejscem pracy, a byli i tacy, którzy w zasadzie nie mieli niczego, co wiązałoby ich z danym miejscem. W przypadku Sereny była to ta pierwsza, opcja. Ponieważ miała słabość do Nowego Jorku, to nie byłaby zadowolona, na ewentualną opcje przeprowadzki. Za dobrze znała to miejsce, żeby teraz je opuścić. Z drugiej strony z pewnością byłoby jej lżej, mieszkać gdzieś, gdzie nikt nie zna jej imienia, gdzie może wtopić się w tłum ludzi i nie zwracać na siebie uwagi. Przede wszystkim uwolniłaby się wtedy od Plotkary i od toksycznych znajomości.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem czy tak by sobie nie dała rady – stwierdziła obojętnie – W jakiś sposób udało jej się podbić Constance, w każdym innym miejscu mogłaby zrobić to samo.
Nie zastanawiała się nad tym, ale wiedziała, że jej przyjaciółka poradziłaby sobie w innym miejscu. Chociaż wszystko zależałoby od ludzi, między którymi akurat by się znalazła.
Kiedy samochód się zatrzymał, a Greogry wysiadł i podał jej dłoń przy okazji pomagając jej wyjść, jej wzrok automatycznie powędrował w stronę budynku, do którego teraz zmierzali. Nadal nie było dla niej do końca jasne, czy już kiedyś tutaj była. Nawet kiedy weszli do środka nic jej nie świtało.
[Przepraszam najmocniej! Wczoraj już, z racji godziny, nie doczytałam o tym, że matka Grega nie żyje...]
OdpowiedzUsuńKiedy czekali na Rowan'ów, Nate kątem oka przez cały czas obserwował swoją matkę, która wydawała się być tym wszystkim wyjątkowo zestresowana. Nerwowo pocierała ręce, patrząc w jeden punkt. A Nate wiedział, że nie może zapytać czy coś się stało, bo wówczas jego mama jeszcze bardziej się zdenerwuje, mając świadomość, że jej syn cokolwiek zauważył.
Gdy przyjechali, Nate poszedł otworzyć im drzwi, wpuszczając do środka, a w tym czasie obsługa rozkładała na stole potrawy. Obserwował jak ojciec Grega, a później on sam witają się z jego matką, po czym zwracają się do niego.
-Witaj, Greg - powiedział Nate, ściskają dłoń kolegi z klasy.
-Zapraszamy do jadalni - odezwała się Anne, a następnie wszyscy ruszyli w kierunku pomieszczenia znajdującego się na lewo, by po chwili zająć miejsca przy stole. - Bardzo się cieszymy, że skorzystaliście z naszego zaproszenia na ten oto obiad - powiedziała Anne, patrząc z lekkim, w gruncie rzeczy smutnym uśmiechem najpierw na Steven'a, a później na Grega. - Prawda, Nathanielu? - spytała jeszcze, zwracając się z tym samym wyrazem twarzy do syna.
-Tak, oczywiście - odparł. Nie było to sztuczne, czy wymuszone, ale całkowicie naturalne.
Na stole stała faszerowana kaczka oraz ryż curry z kurczakiem. Wszystko to naprawdę cudownie pachniało, ale nie zaczęli jeść dopóty, dopóki wszyscy nie mięli kieliszków wypełnionych winem.
-Smacznego - powiedział Nate, pamiętając, że podczas takich obiadów zawsze to jego ojciec pierwszy używał tego słowa.
A chociaż był na Howarda wściekły za to co zrobił, to jednak pamiętał słowa jakie wypowiedział do niego na ślubie Lily van der Woodsen i Barta Bassa... "Teraz ty jesteś głową rodziny i musisz zaopiekować się swoją matką". Jak by nie patrzeć, wziął to sobie do serca i starał się spełniać ten obowiązek, oraz być podporą dla Anne Archibald.
Miał rację, Blair zachowywała się specyficznie i mało kto, był w stanie zupełnie to zaakceptować. Dlatego nie miała zbyt wielu prawdziwych przyjaciół. W końcu jej ‘poddane’ nie były nawet lojalne. Gdyby na horyzoncie pojawił się ktoś lepszy od niej, od razu podniosłyby się ze schodów MET i popędziły w jego kierunku.
OdpowiedzUsuńDziewczyna posłusznie wsiadła do winy, przez całą drogę opierała się o jedną z jej ścian obserwując z zainteresowaniem jak lampeczka na klawiszach, wskazująca piętra, powoli gasła na kolejnych numerkach i zapalała się na tych znajdujących się wyżej. Jednym słowem, zaczęła się interesować pracą windy. Kiedy jednak jej oczom ukazał się apartament, jej wzrok wydał się jaśniejszy, na jej ustach pokazał się szeroki uśmiech.
- Tak – powiedziała przeciągając słowo w zabawny sposób – Byłam tu na jakiejś imprezie, ale nie wiedziałam, że to Twoje mieszkanie – wyjaśniła. Teraz była już w stu procentach pewna, że kiedyś znajdowała się w tym pomieszczeniu. Nie mogła tylko przywołać dokładniejszych informacji. Idąc za nim w kierunku dachu coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to miejsce nie jest jej zupełnie obce. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że było cicho, dopiero jego słowa wybudziły ją z zamyślenia.
- Rzeczywiście. Nikt nie trąbi, nie krzyczy, koty starych miliarderek nie miauczą – powiedziała idąc obok niego.
Nie miała ochoty siadać na fotelu gdzieś dalej, dlatego zdecydowała się, że przysiądzie na jednym z łokietników fotela, na którym siedział Gregory. Pomysł okazał się niezły, bo mimo wszystko było jej całkiem wygodnie. Nie schylając się zaczepiała szpilką, o szpilkę, a potem stopą o szpilkę, żeby pozbyć się niewygodnego obuwia z nóg. Spędziła w nich całą imprezę, oraz drogę do apartamentu chłopaka, dłużej nie mogła ich strawić. Jej stopy po prostu miały dość. Głowę oparła wygodnie na ręce, a tą z kolei na oparciu fotela.
OdpowiedzUsuń- Rzadko kiedy tak jak teraz, będąc na zewnątrz domu, obserwując miasto z góry, można słuchać ciszy – powiedziała wzdychając, jakby chciała tym samym nadać chwili melancholijny nastrój.
Mogło się wydawać, że była zmęczona. Sama jeszcze kilka minut temu tak się właśnie czuła, teraz … nie chciało jej się spać, ale nastrój, w jaki wprawił ją widok był podobny do tego, który ma kiedy jest wyczerpana. Obserwowała bystrym wzrokiem światła, które unosiły się nad miastem, rozświetlały pojedyncze budynki oraz Central Park. To było chyba jedno z najbardziej magicznych miejsc na Manhattanie, jeśli nie w całym Nowym Jorku. Można w nim było znaleźć wszystko, od zwykłych alejek, kończąc na muzeum i zoo. Poza tym był ogromny, dawał mieszkańcom namiastkę zieleni i przyrody w sercu metropolii.
- Przyznam, że widok masz genialny…
Pokręciła tylko głową, widok z jej mieszkania był całkiem ładny, trzeba było to przyznać, ale mimo wszystko znacznie różnił się od tego. Po prostu Liliane van der Woodsen nie zwróciła na to szczególnej uwagi, kiedy wybierała mieszkanie. Bardziej zależało jej na tym, aby wnętrze było unikatowe, dlatego kazała swoim agentkom biegać po całym Nowym Jorku, żeby szukały wybitnych obrazów, mebli i innych rzeczy, które mogą się temu przyczynić.
OdpowiedzUsuńPoza tym Serena nie miała do swojej dyspozycji całego dachu, a to też był wielki plus. Przynajmniej dla osoby, która wybrała ten apartament.
- Powiedzmy, że ten tutaj jest lepszy – przyznała. Jej wzrok wydawał się nieobecny, jakby od przyglądania się widokowi, gdzieś odpłynęła.
- Właśnie – natychmiast spojrzała na niego kiedy wspomniał o wschodzie. Z tego miejsca musiał wyglądać po prostu cudnie, a ponieważ Serena lubiła napawać się takimi momentami, jej wzrok natychmiast zrobił się błagalny – Obejrzymy wschód słońca? – zapytała. Jednocześnie dłonią zaczęła, ot dla zabicia czasu mierzwić jego włosy. Nie wiedziała jak zareaguje, bo znała zarówno typów, którzy się denerwowali, oraz którzy po prostu mieli to gdzieś. Miała raczej nadzieję, że Gregory będzie tym drugim typem.
[Nie, nie. Ja zazwyczaj czytam karty osób, z którymi prowadzę wątek, ale wczoraj już ledwo na oczy patrzyłam, kiedy rozpoczynałam do Ciebie. ;)]
OdpowiedzUsuńTak, Anne była niesamowita z tym swoim opanowaniem i wieczną klasą, nawet kiedy tak naprawdę miała ochotę rozpłakać się w głos. A Nate potrafił trafnie rozpoznać po matce, kiedy najchętniej usiadłaby i zaczęła płakać, by wylać z siebie cały, skrywany we wnętrzu żal. Był niemal pewien, że właśnie to był jeden z takich momentów, ale nie wiadomo jak bardzo chciałaby to zrobić, nie mogła sobie na to pozwolić, bo przecież mięli gości...
-Właściwie to... - zaczął Nate, ale matka spojrzała na niego krótko, po czym wtrąciła:
-Nathaniel początkowo miał iść na Yale z swoją dziewczyną, Blair Waldorf, jednak ostatnimi czasy wyraził chęć uczęszczania na Brown. Howard... tak, Howard bardzo popierał ten pomysł, więc zobaczymy jak to będzie.
Kiedy Anne wypowiedziała imię swojego męża, Nate był niemal pewien, że dostrzegł w jej oczach łzy, ale starał sobie wmówić, że tylko mu się przewidziało... Bardzo chciał, żeby to było tylko przewidzenie.
Widać było, że chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała, kiedy Greg i jego ojciec wymienili swoje opinie na temat dziedziczenia firmy. Nate także postanowił się nie wtrącać, obserwując tylko kątem oka Grega i jego ojca, jak gdyby spodziewał się zaraz jakiegoś wybuchu.
Steven, wbrew pozorom, czasami naprawdę przypominał Howarda w zachowaniu i sposobie bycia.