Roy Harris
16
kwietnia 1994r.
Na świat przyszedł jako pierwsze dziecko Catheriny i George'a
Harrisów. Nie posiadał żadnego rodzeństwa ani domowych
zwierzątek, matka – dość ekscentryczna malarka – nigdy nie
miała dla niego czasu, a wiecznie będący w rozjazdach ojciec nawet
nie raczył zadzwonić. Pomału więc jego życie zaczęły wypełniać
tylko ogromne regały zapełnione po brzegi książkami. Już od
najmłodszych lat Roy był nimi zafascynowany i systematycznie sięgał
po następne grube tomiszcza. Choć nie rozumiał większości
użytych w nich słów i tak pochłaniał cały tekst z prędkością
światła, był głodny i żądny wiedzy. Z dnia na dzień coraz
bardziej zakochiwał się w pojedynczych zdaniach, zaczął
utożsamiać się z bohaterami, a potem ich naśladować.
W wieku dziewięciu lat potrafił wymienić większość angielskich klasyków, których dzieła znał niemalże na pamięć. Rodzice patrzyli na to wszystko z przymrużeniem oka, nie zdając sobie sprawy, że Roy coraz bardziej pogrąża się we własnym świecie fantazji, opartym na literackiej fikcji. W końcu jednak samo czytanie przestało mu wystarczać i młody pan Harris spróbował swoich sił w tworzeniu czegoś podobnego. Nie potrafił jednak opisywać sytuacji, których nie przeżył, więc z lubością sięgał po coraz to ryzykowniejsze substancje. Strach i obawy przed konsekwencjami ustąpiły miejsca adrenalinie i olbrzymiej ciekawości. Roy chciał poznawać świat wszystkim zmysłami, doświadczać go i odczuwać całym sobą. Nie miał już żadnych oporów.
W wieku dziewięciu lat potrafił wymienić większość angielskich klasyków, których dzieła znał niemalże na pamięć. Rodzice patrzyli na to wszystko z przymrużeniem oka, nie zdając sobie sprawy, że Roy coraz bardziej pogrąża się we własnym świecie fantazji, opartym na literackiej fikcji. W końcu jednak samo czytanie przestało mu wystarczać i młody pan Harris spróbował swoich sił w tworzeniu czegoś podobnego. Nie potrafił jednak opisywać sytuacji, których nie przeżył, więc z lubością sięgał po coraz to ryzykowniejsze substancje. Strach i obawy przed konsekwencjami ustąpiły miejsca adrenalinie i olbrzymiej ciekawości. Roy chciał poznawać świat wszystkim zmysłami, doświadczać go i odczuwać całym sobą. Nie miał już żadnych oporów.
W wieku siedemnastu lat
zaczął się fascynować ludzkim umysłem, a jego półki poczęły
wypełniać coraz to nowsze książki z zakresu filozofii i
psychologii. W myślach pomału zaczynał z nimi wiązać swoją
przyszłość – wyszukiwał różne uczelnie i interesujące go
kierunki. W tym samym czasie poznał Adele, swoją pierwszą -
teoretycznie - wielką miłość. Upośledzony emocjonalnie Roy nie
potrafił obdarzyć jej żadnym potężnym uczuciem, nie zdawał
sobie sprawy z tego, jaką jej tym samym wyrządza krzywdę. Ubrany
w swój egoizm zupełnie na nią nie zważał. Ot, była mu potrzebna
by zdobyć kolejne doświadczenie, a gdy już pomogła, trzeba się
jej było szybko pozbyć. Bez słowa więc wyszedł z jej życia i
nigdy więcej nie wrócił. Razem z rodzicami przeprowadzili się
wtedy na Manhattan, zaczął uczęszczać do św. Judy. Po
roku nieporozumień, licznych sprzeczek i okropnej stagnacji
wyprowadził się z domu, a mimo to dalej korzysta z rodzinnego
budżetu wynajmując olbrzymi apartament w jednym z droższych
hoteli.
Nie zważa na swoje
słownictwo, choć jego zasób jest imponujący. W teorii elokwentny,
w praktyce zaś nieco wulgarny i wyszczekany. Przeważnie nie dba o
uczucia, własne ani cudze. Jest racjonalistą, kieruje się jedynie
tym, co jego mózg uważa za słuszne. Niekiedy ciężko się z nim
dogadać, bo dalej ma skłonności do zamykania się w czterech
ścianach swojego własnego świata. Z trudnością przychodzi mu
obdarowanie zaufaniem jakiegokolwiek człowieka. Z rodziną nie
utrzymuje obecnie żadnego kontaktu. Przez swoje zamiłowanie do
pisanego słowa skazany na wieczną samotność. Po dziś dzień w
jego mieszkaniu i życiu książki mają honorowe miejsce; są wyżej
w hierarchii niż ludzie i zwierzęta ze względu na swoją stałość
i niezmienność. Jest nieświadomy swojego wyglądu, lekko
zakompleksiony i niepozorny. Nie zwraca uwagi na własny ubiór, bo
uważa, że są od tego ważniejsze rzeczy. Nie ma zamiaru angażować
się w żadne bliższe relacje, nie odczuwa takiej potrzeby, choć
wie, że do normalnego funkcjonowania są one niezbędne. Często
nieświadomie rani ludzi lecz nie odczuwa przeważnie z tego tytułu
żadnych wyrzutów sumienia. Bywa oschły, zimny i ironiczny, ale
zdarza się to bardzo sporadycznie. Na ogół Roy wydaje się być
dość sympatyczną osobą, jednak jak powszechnie wiadomo, pozory
niekiedy bywają mylące...
[Rooooooy♥]
OdpowiedzUsuń[Ojoj, znaaam tego pana na zjdęciach i go uwielbiam <33 No, to ja chcieć wątek tylko podrzuć jakieś powiązania, a zacznę ;)]
OdpowiedzUsuń[Hej, ciekawa karta. Rzuciło mi się tylko w oczy jedno, Roy chyba niekoniecznie może uczęszczać do Constance Billard, bo to szkoła dla dziewcząt. Panowie w Plotkarze chodzili do Szkoły Świętego Judy :) ]
OdpowiedzUsuń[Haha, skoro tak bardzo chcesz skrzywdzić tego chłopaczynę, to ja nie mam nic przeciwko ^^]
OdpowiedzUsuńKolejna impreza, a co za tym idzie kolejny kac. Głowa pęka, wymiotować się chce, brak sił na ruszenie się z miękkiego i ciepłego łóżka. Właśnie tak czuła się w tej chwili Thalia, zakopana pod cienkim kocem, którym wczoraj zdążyła się przykryć nim zasnęła. Szczerze? Już dawno powinna się przyzwyczaić do takiego stanu. W końcu czuła się tak niemal codziennie, bo niemal każdego wieczora łaziła na imprezy, gdzie szalała do białego rana. Całe szczęście, że zajęcia na uczelni miała w południe, toteż miała czas na wyspanie się i ogarnięcie. Tylko, że dzisiaj był weekend, za co Thalia w duchu dziękowała wszystkim bogom i bóstwom. A mimo to, po godzinie leżenia na łóżku i wpatrywania się w sufit, wreszcie wygramoliła się ze swojego gniazdka i ruszyła do łazienki, aby tam wziąć zimny, orzeźwiający prysznic. Później makijaż, świeże ciuchy, no i oczywiście szybkie śniadanie, by już po chwili zamknąć swoje mieszkanie i zjechać na dół apartamentowca, w którym mieszkała.
Dzisiejszego dnia kompletnie nie miała ochoty byczyć się samotnie w domu. Więc co postanowiła zrobić? Ano odwiedzić znajomą, która mieszkała w hotelu, na szczęście niedaleko niej. Toteż zamiast wsiąść w swój ukochany samochód, postanowiła się nieco przejść. W końcu trochę ruchu jej nie zaszkodzi. Szczególnie, że nie miała zamiaru przytyć. W każdym bądź razie, po piętnastu minutach wolnego spacerku, wreszcie była na miejscu. Weszła do hotelu i podeszła do recepcji, chcąc się zapowiedzieć, coby dziewczyna nie miała niespodzianki. Kto wie, może ktoś u niej jeszcze był? Niestety, w ogóle nie było jej w swoim apartamencie. Cóż, zdarza się. Westchnęła cicho, odwracając się na pięcie i nagle stanęła twarzą w twarz z jakimś chłopakiem. Jak się po chwili okazało, z Roy'em, którego Thalia znała. Mimowolnie uśmiechnęła się złośliwie na jego widok, lustrując go uważnie od góry do dołu.
-Roy! Miło cię znów widzieć! - powiedziała wesołym tonem, choć na jej ustach, wciąż błąkał się ten złośliwy uśmiech.- Jak tam buźka? Bardzo boli? - spytała, wpatrując się w jego ślepia z niemą satysfakcją. Wciąż pamiętała, jak te kilka dni temu w końcu nie wytrzymała i kilka razy dała mu w twarz. I to idealnym prawym sierpowym.
Gdyby ludzie wiedzieli, jak Zoya psioczyła na swoją matkę podczas podróży to zapewne na miejscu rodzicielki już dawno zabiliby nastolatkę. Bowiem, kto przypuszczał, że takie inwektywy zostaną skierowane w stronę kobiety, z której łona się wyszło?
OdpowiedzUsuńTylko że ona już mówiła, tłumaczyła zarówno matce, jak i ojcu, że tylko rok jej pozostał w tej szkole, a później mogłaby (ewentualnie) się przeprowadzić do Stanów Zjednoczonych, ale nie, po co. Lepiej, żeby ta musiała się użerać z nowo poznanymi ludźmi w szkole i przez kolejne kilka miesięcy siedzieć i udawać, że lubi!
Gdy tylko przyjechały do hotelu to od razu młoda Rockefellerówna sięgnęła po klucz i wyrwała go z ręki recepcjonisty, uśmiechając się do niego przepraszająco. Musiał zrozumieć jej nerwy, a zapewne był już do tego przyzwyczajony, że bogate osoby miały swoje "odpały".
Później się położyła i spała wygodnie, dobrze. Chociaż to w jakiś sposób ją relaksowało.
A i tak nie na długo! Bo ktoś musiał pukać, stukać w te drzwi. Jeszcze lepiej by było, gdyby wyważył to może wtedy dziewczyna mogła jakoś zasnąć i nie drażniłoby ją te uderzanie w puste drewno.
Zrezygnowana ze snu, odkryła się kołdrą i przyglądała się sufitowi. Po kolejnych salwach puknięć, podniosła się energicznie i przeklinając cicho pod nosem, skierowała się do drzwi i otworzyła je z zamiarem rzucenia obelgami do tego po drugiej stronie.
I już to miała zrobić, i już miała rzucać w tego człowieka mięsem, ale stanęła wryta, co dosyć komicznie wyglądało.
Włosy potargane, gdzieś koszula pomieciona, stopy skierowane do wewnątrz, a usta lekko rozchylone oddychały w miarę spokojnie, gdy oczami przesuwała po twarzy chłopaka.
[Roy, mordo ty moja!]
OdpowiedzUsuń[ja widzę to tak, że Greg lub Roy często u siebie przebywają! Greg to teoretycznie siedzi sam, bo Steve go pozostawił, jeżdżąc na delegacje i zawsze takie zabawy sobie skrobią, o!]
OdpowiedzUsuńSteve znowu postanowił wyjechać, skazując "małego" Grega na osamotnienie w ścianach dwupiętrowego apartamentowca. Znów synek będzie musiał siedzieć grzecznie i robić to, co mu się żywnie podoba.
OdpowiedzUsuńMimo że młodszego Rowana irytowało, ba! - wkurwiało wręcz ciągłe wyjeżdżanie ojca to wiedział doskonale, że jeśliby ten siedział tutaj całymi dniami, byłoby to o wiele gorsze. Zdążył się już przyzwyczaić do jego wyjazdów kilkudniowych lub dwutygodniowych (zależy gdzie, z kim, po co, na ile) i przywykł do tego, że to on jest panem tego lokum!
Gdy służba wykonała swoją robotę - posprzątała, przygotowała to i owo - chłopak posłał uśmiechy i dał im możliwość przyjścia jutro w południe. Nie miał wielkich wymogów, a i tak sumiennie to wszystko wykonywali.
Stanął sobie przy oknie, spoglądając na zielony park, ciągnący się na boki. Hałas był niemiłosierny, ale sama kolorystyka - faktycznie - uspokajała.
- Harris, książki ci się już skończyły? - spytał, będąc odwróconym do chłopaka plecami. Po czym poznał, że ten idzie? Zapewne ten trzask windą czy głośne kroki Roya - Zazwyczaj nocą zaczynasz buszować po mieście - odparł, marszcząc swoje ciemne brwi i spojrzał wymownie na zegar, odwracając się powoli do chłopaka.
[ciesztaj się]
[Ano, Coma. Tutaj za to cudny pan na zdjęciach ♥.]
OdpowiedzUsuń[Wciskaj, wciskaj. Coś pobudzającego, żebym mogła wreszcie wstać. Wątku bardzo chętnie się podejmę (to przez te zdjęcia, ha!), a Ophelia mogłaby nawet przyczepić się do Roya, gdyż to taki fajny buntownik :>.]
OdpowiedzUsuń[Tutaj chyba będzie pasowało określenie "w miarę go toleruje", a że jest jednym z nielicznych... No, nawet O. czasami chciałaby mieć towarzystwo ;d.]
OdpowiedzUsuń[Tak sobie myślę, iż mogłaby wyciągnąć go na poranny jogging albo spacerek po sklepach muzycznych.]
OdpowiedzUsuń[Ja jakoś wielkim widzem czy fanką PLL nie jestem, Luśka po prostu przypasowała mi do Merc. :> Dobry, dobry. :D]
OdpowiedzUsuńRadiowóz zatrzymuje się przed wielkim, grubym murem. Nad nim widzisz dumnie wznoszący się budynek. Funkcjonariusz policji otwiera tylne drzwi samochodu. Wyciąga Cię na zewnątrz. Nadal masz zakute w kajdanki ręce. Rozglądasz się wokoło. Zupełnie nie wiesz gdzie jesteś. To miejsce nie przypomina tego, w którym byłeś ostatnio, nawet płyty chodnikowe wyglądają inaczej. Według niektórych służb taka terapia szokowa ma nakłaniać do zmian.
OdpowiedzUsuńJeden z policjantów pchnął cię do przodu. Idziesz przed siebie. Zbliżasz się do czarnej, żelaznej bramy. Przy niej zatrzymuje Cię drugi funkcjonariusz. Za bramą stoi dwóch mężczyzn o szerokich barkach ubranych w granatowe mundury. Na piersi po prawej mają małe tabliczki z nazwiskami. Gdzieś z oddali idzie mężczyzna w czarnym garniturze. Poważny i wyprostowany. Brama się otwiera i wpuszczają Cię do środka. Policjanci ściągają ci kajdanki. Jeden z nich życzy Ci miłej zabawy w Szkole dla Trudnej Młodzieży.
Szkola-Dla-Trudnej-Mlodziezy.blogspot.com