czwartek, 5 lipca 2012

Unikalny zapis najważniejszych spraw, jutro nie zostanie po nim ślad.



Andrew Dorian Holt

Jeżeli liczycie na jakąś ciekawą, trzymającą w napięciu historię, pełną zawiłych i skomplikowanych sytuacji, niestety muszę was rozczarować. Historia tej chłopczyny jest oklepana i nudna jak flaki z olejem, a on sam jest nieciekawym osobnikiem, który swą postawą prędzej innych odstrasza, niźli do siebie przyciąga. Bo tak jest, jeżeli nie lubisz narcystycznych, egoistycznych i zadufanych w sobie dupków, którzy od dziecka mieli wszystko co dusza zapragnie, prócz kochającej się rodzinki. Tak, niestety, macie oto do czynienia z kolejnym facetem, który jest rozpuszczony do granic możliwości i myśli, że mu wszystko wolno. Dlatego ostrzegam, spieprzajcie jakby was zombie goniło, bo on wykorzysta każdą sytuację, żeby się na kimś poznęcać. Ale tego nie zrobicie, prawda? Za bardzo jesteście nim zafascynowani, aby zmarnować prawdopodobnie jedyną szansę na poznanie go bliżej. Ale czy wy jesteście głusi? Przecież mówię, że to kolejny rozpieszczony bachor, który ma bogatych rodziców. Nie wierzycie? Proszę bardzo, sami chcieliście. Podejdźcie bliżej. Uśmiechnijcie się do niego. Przedstawcie się. Porozmawiajcie z nim. Miałam rację, czyż nie? Ha! Teraz jednak jest za późno. Zainteresował się wami. A jeżeli ktoś go zainteresuje, może być wrzodem na tyłku i to niezbyt miłym. To zależy od was. Zależy czy będziecie dla niego mili. Zależy czy będziecie ulegli. Zależy czy będziecie go słuchać. I kto by pomyślał, że wyrośnie z niego taki dupek? A przecież w dzieciństwie był takim słodkim, rozkosznym bobaskiem. Opowiedzieć wam o tym?
Wszystko zaczęło się od niewinnego romansu Kathryn Paradise, rozkapryszonej córki jednego z najlepszych chirurgów plastycznych oraz George'a Holt, narcystycznego syna prawnika. Kilka niewinnych randek, później spędzonych ze sobą nocy, aż tu nagle okazuje się, że panna Paradise jest w ciąży. Wszyscy zgadzają się na najwygodniejsze rozwiązanie, coby żadnego skandalu nie było. Ślub, właśnie tak. W ciągu zaledwie dwóch miesięcy organizują ślub, a później huczne wesele. Niby wszyscy szczęśliwi, wszyscy zadowoleni, gdy tak naprawdę załamani. Szczególnie świeżo upieczeni małżonkowie. Nic dziwnego, mają lat zaledwie dwadzieścia i całe życie przed sobą. Mają swoje plany, marzenia. Ale pal sześć ich marzenia, co nas one obchodzą? Bo już sześć miesięcy po owym nieszczęsnym ślubie, na świat przychodzi ich pierworodny syn - Andrew Dorian Holt. Było to dokładnie dnia dwudziestego szóstego marca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego roku w Nowym Jorku. Urocze, rozkoszne dziecko, na początku niechciane, później wyczekiwane ze zniecierpliwieniem. I choć z początku naprawdę było urocze, szczególnie później, z tymi niebieskimi ślepiami i bezzębnym uśmiechem, tak później wszyscy przechodzili z nim piekło. Wiecznie rozdarty, pyskaty i uparty. Bił i przezywał swoje opiekunki, a później z szatańskim uśmiechem im uciekał i się chował dopóki rodzice nie wrócili do domu. Nic dziwnego, że każda rezygnowała mniej więcej po tygodniu. I właśnie takim oto sposobem w swoim życiu przerobił chyba pięćdziesiąt opiekunek, każda w innym wieku, acz tak samo przerażona zachowaniem tego małego urwisa.
No i minęło sobie te dwadzieścia długich, nudnych lat, o których nie warto nawet wspominać. Przez ten czas Andrew został rozpieszczony przez swoich rodziców, zdążył spróbować wszystkiego co zakazane od papierosów, alkohol i narkotyki, aż po bójki, jazdę po pijaku i niestety, więzienie, w którym posiedział zaledwie przez dwie godziny, acz postanowił nigdy tam nie wracać. Mimo, że poznał tam kilku naprawdę ciekawych kolegów, na myśl o brudnej i klaustrofobicznej celi, dostawał skrętów żołądka. No i najważniejsze, skończył szkołę. Tak, tak, bez powtarzania klasy, korupcji czy innych bzdetów, szczęśliwie dotrwał do końca. A później? Hulaj dusza, piekła nie ma! Aktualnie nie robi nic. Kompletnie nic, prócz łażenia od jednej imprezy, do drugiej. Pieniądze skąd? Oczywiście od rodziców, a jakże! Są tak zajęci sobą, że nie jest pewny czy zauważyli, że jest już pełnoletni, skończył liceum i powinien iść na studia. A on korzystając z tej ich niewiedzy, zakupił sobie spory apartament na Manhattanie, gdzie tak naprawdę tylko śpi, bo na obiad czy małe pranie, wpada oczywiście do rodziców, gdzie wynajęte osoby robią wszystko za niego, a on tylko byczy się przed telewizorem.


Jak wygląda, każdy widzi. Wysoki na metr osiemdziesiąt sześć i umięśniony jak na prawdziwego faceta przystało. Bo jak o siebie dbać to dbać, czyż nie? Do tego niestety zbyt blada cera, uroczy uśmiech, krótkie, sterczące na wszystkie strony włosy, które to są koloru chuj wie jakiego, choć sam ocenia je na orzechowe i oczywiście te duże, śliczne ślepia o barwie niezapominajek. Ale jaki jest? Tego nie wie nikt. Przynajmniej nikt z żyjących, bo przy swojej babce ze strony matki, którą to często w dzieciństwie odwiedzał, był taki, jaki powinien być każdy grzeczny, przeuroczy chłopczyk. Niestety, babki na świecie już nie ma, a on przy żadnej innej osobie nie zamierza się otwierać. Poza tym, już tak długo zachowywał się jak rozpieszczone dziecko, że naprawdę taki się stał. No i właśnie takim znają go znajomi, przyjaciele, wrogowie i wszyscy inni, którzy są nawet zwykłymi obserwatorami. Bo choć mógłby uchodzić w towarzystwie za miłego, dobrze wychowanego młodego człowieka, on woli zgrywać lekkomyślnego, złośliwego i wiecznie bawiącego się chłopaka, który jeszcze nie zdążył dorosnąć i nie zapowiada się na to, że kiedykolwiek się to zmieni. No, chyba, że stanie się jakiś cud, albo ktoś przypierdoli mu w łeb, tak, że obudzi się w szpitalu jako całkiem nowa osoba, która nie pamięta nic z dawniejszych lat, jak to się zdarza w filmach z 'Happy Andem'. Tyle, że w nich główny bohater z czasem pamięć odzyskiwał, co w tym wypadku nie byłoby dobre. Bo powiedzmy sobie szczerze, chyba każdy kto go zna, chciałby, żeby zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni i był miłym, pomocnym mężczyzną, który to dla swej kobiety zrobi wręcz wszystko. Ale to byłaby przesada. Nie dość, że przystojny i bogaty, to jeszcze idealny z charakteru? Przecież ideałów nie ma. Każdy ma jakieś wady. Jak miły to brzydki albo biedny. Jak bogaty to brzydki albo dupek. Jak miły i bogaty to biedny. I tak dalej, i tak dalej. No i tutaj mamy akurat kombinację przystojny+bogaty=dupek. A na świecie takich mężczyzn jest już tak dużo, że rzygać się chce. No, ale kobietom tacy nigdy się nie znudzą. Tylko dlaczego? Cóż, kobieca głupota nie zna granic.
Zboczyliśmy jednak z tematu. Mieliśmy tu przybliżyć charakterek Andrew, a nie rozwodzić się nad... Nie wiadomo nawet nad czym. Krótko? Chłopak narcystyczny, egoistyczny, złośliwy, lekkomyślny, nierozważny i leniwy. Zupełnie nie posiada czegoś takiego jak zdrowy rozsądek. Typowy z niego buntownik. Nie stosuje się do żadnych zasad, ma w dupie wszystkie regulaminy czy inne badziewia, a dobre wychowanie, które wpajały mu opiekunki poszły gdzieś w pizdu. Robi co chce, zazwyczaj na złość innym, czyli mów swoje, a on i tak zrobi swoje. Takie to z niego wredne, złośliwe i okropnie uparte stworzenie, które dąży po trupach do celu. A kiedy coś mu nie wyjdzie, wścieka się i klnie, rzuca dookoła ciężkimi przedmiotami i wdaje się w bójki z pierwszą, lepszą osobą, która mu się nawinie. O tak, wulgarna i aż nazbyt nerwowa z niego osoba, co poradzić. I mimo pozorów, kobiety nie tknie. Może i jest dupkiem, ale nie skończonym chamem. Może i wykorzystuje kobiety uczuciowo, ale pamiętajcie, nigdy, przenigdy ich nie uderzy, ani nie zgwałci. Trochę rozumu i inteligencji to on jednak ma, mimo pozorów. I gdyby nie to okropne lenistwo, które zazwyczaj go ogarnia, naprawdę mógłby sporo osiągnąć. Właśnie, gdyby tylko mu się chciało. Ale nie chce. Woli siedzieć przed telewizorem z piwem w ręku, albo łazić po imprezach czy przesiadywać w kasynach, gdzie kantuje, oszukuje i robi wszystko, aby wygrać. Co poradzić, oszust z niego wielki. Że też te jego kłamstwa jeszcze nie zapędziły go do grobu. Bo przecież niektórzy nie są tak mili i nie robią sprawy w sądzie, a od razu pakują delikwentowi kulkę w łeb. Widocznie Andy jest zbyt sprytny i przebiegły. W końcu umierać jeszcze nie chce, a co to za życie bez odrobiny adrenaliny? 


Niby tak długo już się rozwodzimy nad tą jego historią i trudnym charakterkiem, a powiem, że jeszcze dużo o nim nie wiecie. Bo przecież każdy ma jakieś przyzwyczajenia. Każdy coś lubi, czegoś nienawidzi. Nawet Andy. Ale jeżeli myślicie, że powiem wam o wszystkich jego dziwactwach, to się mylicie. Nie dlatego, że nie chcę. Po prostu sama również o niektórych nie wiem. W sumie nic dziwnego, Andy po prostu nie chce, żeby na świecie istniała osoba, która z łatwością mogłaby wziąć go pod włos. Która umiałaby go do czegoś przekonać, która mówiąc krótko, miałaby nad nim jakąkolwiek władzę. A trzeba dodać, że panicz Holt nienawidzi jak ktoś nim rządzi, o nie. Bo to on jest tym, który rządzi i nie zamierza się nikomu innemu podporządkowywać. Nic dziwnego, że dziewczyny mieć nie chce, gdyż one mają wkurwiającą tendencję do manipulowania mężczyznami. Szczególnie jeżeli jakaś naprawdę mu się spodoba, choć to akurat zdarza się naprawdę rzadko. Chociaż szczerze mówiąc, jeszcze nigdy się nie zdarzyło. I choć ma już te dwadzieścia lat, strzała amora nigdy w niego nie trafiła, takiego ma pecha. Albo szczęście, jak kto woli. Bo kto chciałby zachowywać się jak ostatni debil i robić wszystko, żeby zdobyć tę drugą osobę? Na pewno nie Andy. Bo przecież on nigdy się nie musi starać, tak? Wszystkie chcą być jego, a jak nie to trudno. Co z tego, że kilka dziewczyn nie zwraca na niego uwagi? Ma przecież tabuny innych, które chętnie będą jego. Tak? Tak.
Wracając jednak do jego sekretów, które jednak aż takimi wielkimi tajemnicami nie są, trzeba przede wszystkim wymienić tutaj hazard. Cóż, nie łatwo mu się do tego przyznać, ale jest od niego uzależniony. Na szczęście nie jest zielony i umie zadbać o to, by wygrać, ale nawet i jemu raz czy dwa zdarzyło się przegrać. W końcu nie jest niepokonany. Niestety. A jeżeli mowa już o uzależnieniach, na drugiej pozycji są papierosy. Paczka dziennie to u niego norma. A jak jest wkurwiony to nawet dwie. I mimo, że kilka osób proponowało mu odwyk, on tylko prychał zirytowany i kręcił przecząco głową. W końcu z papierosem w ustach wygląda seksownie, czyż nie? Trzecia pozycja na liście jego uzależnień to muzyka. Nic dziwnego, nie licząc tego, że nie ma ani ulubionego gatunku, ani wykonawcy, ani zespołu. Ot, słucha wszystko co mu wpadnie w ucho. Raz może to być rock, innym razem coś klubowego, a jeszcze innym razem nawet muzyka klasyczna, jak Bethoveen. Cóż, dziwny z niego człek, to trzeba przyznać. Teraz jednak przechodzimy do zupełnie innej dziedziny, czyli rzeczy, których Andy wręcz nie trawi. Punkt pierwszy - plastik. Nie, nie mam tu na myśli tworzywa sztucznego, a dziewczyny, która właśnie tak są nazywane. Bo choć kobiety uwielbia, na widok kobiety z toną tapety na twarzy po prostu dostaje drgawek i najchętniej spierdoliłby gdzie pieprz rośnie, o ile nie dalej. Punkt drugi na jego liście rzeczy znienawidzonych to gotowane warzywa. Na ich widok zbiera mu się na wymioty, a kiedy przez przypadek jakiś kęs trafi do jego ust, pluje na wszystkie strony, nawet nie patrząc czy siedzi u siebie w domu, czy w jakiejś ekskluzywnej restauracji. Nawet gdyby siedziała przed nim królowa angielska, wyplułby wszystko na talerz i jeszcze wyszedł do łazienki, aby buźkę przepłukać. Ot, strasznie wrażliwy na tym punkcie. No i punkt ostatni, zakupy. W tej sytuacji jest jak każdy normalny facet. Wręcz nienawidzi chodzić po sklepach w poszukiwaniu ubrań, butów czy czegokolwiek innego. 
Co każdy widzi i o czym każdym słyszy, czyli ukochane zabawki Andy'ego. A szczególnie zabawka, którą jest piękny, nowy i lśniący samochód marki Mercedes, a dokładnie Mercedes SLK, którego kocha, wielbi i szanuje, a jak ktoś go zarysuje to zagryzie. No właśnie, a propos gryzienia, kotka sobie posiada. Takiego ładnego, rudego i małego, który jest równie leniwy jak jego pan. A przynajmniej tak głosi legenda, że go ma, bo nikt malca jeszcze nie widział. I zastanawiają się wszyscy czy Andy tylko kłamał, czy biedaczek już zdechł, bo mu zły pan jedzenia nie dawał. Ale prawda jest taka, że mały Loki żyje sobie dobrze, ma się świetnie i jak zwykle leży na swoim fotelu, którego pilnuje jak oka w głowie.


Akceptowani // Album // Piórem pisane

____________________

Osz, cholera, dużo tego wyszło O.o Przepraszam i gratuluję wszystkim, którzy przez kartę przebrnęli.
Cytat w tytule - Coma. Cytat w karcie - odnośniki do odpowiednich piosenek. Mordki użyczył Max Irons.
Wątki - tak, powiązania - tak, więc głupio się nie pytać, bo zagryzę. I błagam, jak ja się rozpisuje, to i wy to zróbcie, bo jak na moje wypociny odpiszecie dwoma linijkami to zatłukę.
Dziękuję za uwagę i zapraszam do wątków. Teoretycznie Andy taki zły to nie jest.

43 komentarze:

  1. [Rise Against <3 Loki? Jak adoptowany brat Thora, czy mam po prostu manię komiksową i wszędzie widzę nawiązania do nich (chyba, że to imię to wynik fascynacji mitologią nordycką :3)? Tak czy siak, nie pytam o chęć, ale pytam o pomysł na jakieś powiązanie, bo Andy i Timothy to dwa zupełnie różne charakterki, więc w sumie mogłoby być ciekawie...]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ostatni gif przebił wszystko, po prostu ♥!]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Pomysły na wątek, powiązanie? Ja z chęcią zacznę:)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Łiii, jak wspaniale <33 Komiksy, Rise Against i ludzie, którzy podzielają te pasje sprawiają, że nie tracę wiary w sens mojej egzystencji na tej planecie. ;D Ja bym tutaj widziała ich w roli albo naprawdę dobrych przyjaciół, albo największych wrogów. Jeśli to pierwsze, to ciekawym wątkiem mogłoby być jakby Andy próbował zrobić z Tima kogoś „z życiem”, albo Tim mógłby spróbować zrobić z Andy'ego kogoś o nieco przyjemniejszym charakterze. Ba, oboje mogą próbować zmieniać siebie wzajemnie jednocześnie. Oczywiście, Ty znasz swoją postać, ja swoją i pewnie nic z tego nie będzie, ale może być chociaż zabawnie jak się wybiorą do kasyna, albo księgarni czy teatru. Jeśli to drugie, to powiedzmy matka Tima może być gosposią u nich w domu, przez co czasem jej synek tam zagląda w ramach „mamo, przyniosłem ci śniadanie”, co może się Andy'emu nie spodobać, bo też bym marudziła jakby mi obcy po domu łaził. Oliwy do ognia może dodać to, że kiedyś powiedzmy chodzili ze sobą do szkoły i już tam się nie lubili. Wenobrak ^^'.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [I dobrze, że dodałaś! Ja to bym się zastanawiała nad wątkiem i nikłym powiązaniem, choć nie wiem, czy coś takiego jest możliwe. Są jakieś pomysły? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ej, to jest dobre, więc zgaduję, że ja mam zacząć? :D]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Poza tym to byłaby pierwsza kolacja z udziałem Zoyki, gdyż ta dopiero co w Nowym Jorku mieszka od jakiegoś tygodnia, ponad.]

      Usuń
  7. Od przeszło tygodnia, gdy to powitała "nowe życie", Zoya spędzała czas praktycznie nic nie robiąc. Jej obowiązkiem było doprowadzenie siebie do stanu używalności i odsypianie. Poza tym to poranny jogging czy wieczorne spacery były najlepszą rozrywką dla dziewczyny. Czasem zawitała do jakiejś kawiarni lub baru, gdzie to upijała swoje nerwy, jakie w niej wciąż buzowały.
    Taka rozrywkowa z niej dziewczyna, prawda?
    I mogłaby kolejny dzień spędzić nad tym, jak to nudzi się tutaj, jak to Londyn lepiej się prezentuje, ale nie było jej to dane. Pierwszym zdziwieniem było ujrzenie ojca od przeszło roku, który zjawił się niemalże z samego rana w The New York Palace - hotelu, w którym wynajmowała z matką pokój. Dowiedziała się o jakiejś kolacji z dawnym przyjacielem ojca, którego i matka dziewczyny zdążyła poznać. Zoya była pewna, że to nie jej się tyczy, więc już uśmiechała się pod nosem, obmyślając plan, gdzie teraz zasnąć. I to zostało zniweczone wraz z informacją, że także i dziewczyna powinna się pojawić.
    - Na wpół do siódmą mamy być u Holtów. - oświadczył mężczyzna, spoglądając to na małżonkę to na pierworodną, która od razu wykrzywiła usta w grymasie - Poznasz chociaż kogoś. - dodał, kierując swoje słowa do dziewczyny.
    - Jasne, bo nie mam nic lepszego do roboty, jak biegać do kogoś na kolacje - prychnęła, podnosząc się z sofy i kierując do sypialni.
    Gdy już ciało, jak i sama dziewczyna były wybudzone, ta zaczęła przygotowywać ubiór, w jakim miała wyjść.
    - Słońce, wypadałoby ubrać sukienkę. - zwrócił uwagę ojciec, który wszedł do pokoju, uprzednio pukając w drzwi. - Poznasz ich, a pierwsze wrażenie jest najważniejsze - dodał, po czym szybko się wycofał, gdy córka zmroziła go spojrzeniem godnym zabicia, gdyby tylko takie było.
    Zaciskała jeszcze szczęki, powstrzymując się od puszczenia inwektyw w stronę rodziców. Już raz zagrali jej na nerwach, co zapamięta na bardzo, bardzo długo. A teraz miała jeszcze ubierać się wedle ich życzeń.
    Mus to mus, nic nie zrobi.
    Pierwszy raz na Manhattanie Zoya jechała limuzyną z rodzicami. Nie czuła potrzeby wykorzystywania szofera, który był pewnego rodzaju służbą, ale jeśli małżeństwo Rockefeller chciało się zaprezentować, to Dorothy zawsze wiedziała, jak to zrobić.
    Wysiedli z ekskluzywnego samochodu pod wysokim apartamentowcem (?). Starszyzna skierowała się przodem, a za nimi córka szła powoli, odliczając czas do wyjścia, choć jeszcze tam się nie znaleźli.
    Po próbach wykłócania się, jej rodzicielka wygrała, więc Zoya ukazała się w czarnej sukience z gładkiego materiału, która idealnie podkreślała jej figurę; taka mała, czarna. Podkreślała przede wszystkim talię, będąc nieco poszerzoną w biodrach i jej dół zwężał się, niczym ołówkowa spódnica. Do tego marynarka, torebka, wyglądająca prawie jak kopertówka i platformy na wysokim obcasie.
    Nie czuła się sobą. Zwłaszcza, gdy grube i gęste, a przede wszystkim długie włosy nieco unosiły się na wietrze.
    Wsiedli do windy, jadąc na odpowiednie piętro.

    [Oby pasowało! :>]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dla mnie bomba:)]

    Siedziałam na parapecie swojego pokoju na Upper East Side. Nie chciałam nic robić, ale wieczorem miałam iść na jakieś nudne przyjęcie charytatywne. Musiałam iść do fryzjera, kosmetyczki i, co najważniejsze, musiałam kupić sukienkę. Tak więc zebrała się w sobie i zeszłam na dwór. Wiał lekki wiatr, który rozwiewał moje długie włosy. Bujając w obłokach ruszyłam przed siebie. Nie wiedzieć kiedy potknęłam sie i mało co nie przewróciłam się na, no cóż nie ukrywajmy, przystojnego kolesia.
    - Emmm... Przepraszam. Nie chciałam. Nic ci nie zrobiłam?
    Miłą ogromną nadzieję że nie, bo szkoda uszkodzić coś takiego co przede mną właśnie stało.
    - A jeśli coś ci się stało to może dasz się namówić na kawę? A Tak w ogóle jestem Isabella.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Z kartą zapoznałam się, średnio na jeża, bo uderzył mnie link do Rise Against <3. A ponieważ już piszę, to przy okazji zapytam się o pomysł na wątek, ewentualnie jeśli wolisz powiązanie?]

    OdpowiedzUsuń
  10. Nienawidził balów, bankietów, konferencji i wszystkich innych imprez, na które zaproszenia pachniały cynamonem bądź lawendą (czasem nawet oboma na raz), a papier potrzebny na ich wytworzenie pochodził z drzew, których na planecie zostało już zaledwie kilka. Jeszcze gorzej jeśli wyraźnie podkreślono, że na miejsce należy stawić się ubranym w garnitur. Zabawne, ale Tim nigdy nie stosował się do tej zasady, ale zawsze zostawał wpuszczony na teren przyjęcia. Zdecydowanie lepiej czuł się w swojej wymiętej marynarce znalezionej kiedyś na przecenie i koszulce z logiem ulubionego zespołu, który budził lekkie zmieszanie na twarzach jego rozmówców, czego nie starali się nawet ukryć. „Too many womens, with too many pills”, mimo wszystko nie było jego życiowym mottem. Nawet gdyby chciał... Choć taki tryb życia jaki prowadził aktualnie, wcale mu nie zawadzał, kontakty z płcią piękną nie były najwyraźniej dla niego, choć daleko mu do bycia homoseksualistą. On chyba ma już zapisany w gwiazdach związek z wodorem.
    Dopijając do końca trzeci kieliszek szampana zaczął zastanawiać się czy te przyjęcia nie wprawią go w alkoholizm. Nudził się tutaj tak potwornie, że najchętniej sięgnąłby jeszcze po whiskey albo Martini z dużą ilością oliwek. Tęsknym wzrokiem powędrował w stronę baru odsuwając się od ściany, którą podpierał. Nie dane mu było jednak postąpić więcej kroków, odwrócił się w stronę witającego go głosu i uśmiechnął odruchowo. Tak, chyba wyszło mu to na dobre, nigdy w życiu się nie schlał, a więc robienie tego na konferencji poświęconej ratowaniu pand wielkich nie byłoby stosownym czynem. Obrzucił Andy'ego uważnym spojrzeniem.
    - Mógłbym się obrazić, dobrze wiesz, że jestem niezwykle towarzyski, a to podpieranie ściany to jedynie tymczasowe zajęcie – rzucił i parsknął śmiechem. Za chwilę jednak zamilknął, a na jego twarzy pojawiły się niewielkie oznaki strachu. - Myślisz, że znów to zrobi? Ostatnim razem jej mąż powiedział, że skończy sypiać z tajskimi prostytutkami jeśli przestanie śpiewać i już nigdy nie będzie... - zaczął zastanawiając się nad tym przez chwilę. - Ale wierzę ci na słowo. Zmywamy się bo właśnie sięgnęła po kieliszek i zaczęła wpatrywać się w ciebie dziwnym do zdefiniowania wzrokiem, chyba się jej podobasz – dodał nie kryjąc rozbawienia i pociągnął go za rękaw w stronę wyjścia. Po chwili stali już na zewnątrz, a chłodne, nocne powietrze owiało ich twarze. Mimo wszystko Timothy z trudem powstrzymywał dalsze parsknięcia śmiechem. Dobrze, że jednak tam nie zostali...

    OdpowiedzUsuń
  11. [Jup, stary, dobry Dżudo. Tylko trochę za stary chyba jak na standardy tego bloga, ale e tam ;)]

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Ciesze się, że widzę taką reakcję ; D Mam jednak nadzieję, że nie na tym się skończy i już zaraz skołujemy jakąś fajną konwersację, hm? ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Oczywiście pomysłów u mnie pełno, a pierwszy który od razu mi się nasunął jest chyba oczywisty. Bajeczka o biednej dziewczynie i narcystycznym bogaczu, czy to nie brzmi pięknie? W sumie mogłoby z tego wyjść coś interesującego. Może stanowiłaby dla niego naprawdę duże wyzwanie, po raz pierwszy naprawdę by się kimś zainteresował. To pierwszy pomysł, jak nie pasuje mów. Wymyśle coś innego. :D ]

    OdpowiedzUsuń
  14. [W to nie wątpię, ale nie lubię patologii :D Uj tam, jak będzie mi się chciało, to przerobię kartę i walnę mu piękne dwadzieścia pięć. Co do jakiegoś powiązania, mogą się znać z imprez, bo widzę, że Andrew lubi. I tak się kumplować od czasu do czasu, o.]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Musiałam, nie chcę być nazywana "papą"! ;D Okej, więc będę czekać.]

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Wielbie Cię ze stwierdzenie "niby nudne i oklepane" <3333 W sumie to powinnam napisać tam w areszcie a nie w więzieniu, no ale dobra kit z tym. xD A więc nasze postacie mogą się teraz spotkać... Hm, w sumie dobre pytanie. Może moja bohaterka wpadnie na pewien trop swojego ojca i zawita do kancelarii Pana Holta? Tam wpadnie na Twojego bohatera, który nie będzie chciał jej dać spokoju, albo zagai i spróbuje ją namówić na drinka i w jakiś magiczny sposób Ona totalnie go oleje? xD ]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Mi akurat Natalie wygląda bardzo nastoletnio... Co do wątku - w zasadzie jedyne, co mi przychodzi do głowy to to, aby Scarlett kupiła sobie apartament w tym samym wieżowcu i potem jakoś sąsiedzko...]

    OdpowiedzUsuń
  18. [No i to będzie bardzo dobre powiązanie :D Mam nadzieje, że takie coś będzie dobre. Jak coś to krzycz. ]
    Serena wbrew pozorom miała o wiele więcej znajomości niż niektórzy wiedzieli. Jej grono znajomych nie ograniczało się do skromnego, czteroosobowego kółka Manhattańskich intrygantów. Wbrew przeciwnie, potrzebowała ludzi, którzy byliby dla niej jak mała odskocznia od szkolnej, codziennej rzeczywistości. Jedną z takich osób był właśnie Holt, chłopak, który chociaż obecnie nie zajmował się niczym, miał tak napięty grafik, że ledwo udało mu się wyskrobać piętnaście minut na skromne spotkanie z Sereną. Pogodzona z tym okrutnym faktem musiała zdać się na jego plan wyruszenia we dwójkę na imprezę, gdzie mogliby nadrobić zaległości. Fakt, faktem nie widzieli się już jakiś czas, przyszła pora, żeby nadrobić zaległości.
    Dziewczyna nie wiedziała gdzie dokładnie się wybierali, ale przecież mała czarna pasowała niemal do każdej okazji, więc tak właśnie postanowiła się ubrać. Poza tym nie przywiązywała większej wagi do reszty ubioru, zwykłe szpilki, włosy związane w wysoki kucyk. Musiało wystarczyć.
    Blondynka stała przed miejscem spotkania, z którego Holt miał ją odebrać. Czekała na niego, czekała, w końcu zaczęła spoglądać na zegarek. Wiedziała, że się spóźni, ale jeśli chciał wypaść modnie, to przesadził o jakieś dziesięć minut. W każdym razie nie zrezygnowała, obiecał że przyjedzie, więc czekała. Zrezygnowana rozejrzała się dookoła, nie wiedziała czego miała się nawet spodziewać. Przyjedzie, czy nie przyjedzie? Zadawała sobie to pytanie rozglądając się nerwowo to w jedną, to w drugą stronę.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Luśka jest prześwietna :3]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ach, to mi się chyba w jakiś sposób udała w takim razie. Miło, że się podoba, choć karta Bei nie jest nawet w połowie tak okazała jak Andy'ego. Sklecimy coś sobie?]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Hm hm hm. Nieoryginalnie powiem, że mogą spotkać się na imprezie, lub będą mieli niegroźną stłuczkę. Tak czy siak, jakie miejsce spotkania by nie było, mogliby być sąsiadami, chociaż o tym nawet nie wiedzą, skoro Andy wraca do swojego apartamentu tylko na spanie. :>]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Raczej naciągane, od przestawiania mebli wzywa się odpowiednich ludzi, od psucia czegokolwiek też... Może jej kot się zgubi na klatce schodowej?]

    OdpowiedzUsuń
  23. Zawsze zastanawiała się nad tym, po co właściwie były te kolacje. Bankiety już były dla dziewczyny bardziej zrozumiałe. Chociażby dlatego, że czasem nerwy zjadały ojca tudzież matkę, czasem ich obecność przynosiła dobre rokowania, ale na ogół - po co?
    Tej kolacji także nie rozumiała. Równie dobrze, David mógł sam przyjechać ze swoją żoną i porozmawiać z dawnym przyjacielem, z którym miał zamiar odświeżyć kontakt, kiedy była taka okazja. Ona tutaj do niczego nie była potrzebna, także i ona zastanawiała się, co tutaj robi. Samej już coś starała się wymyślić, żeby ulotnić się jak najszybciej, choć do końca kolacji z pewnością będzie musiała wysiedzieć. Później zapewne będą przyjacielskie pogaduszki, w trakcie których oznajmi, że umówiła się z kimś, kogo dopiero poznała i wyjdzie.
    A była niemalże pewna, że matka ją tutaj zatrzyma, a ojciec skarci spojrzeniem.
    Zapewne ich gesty i zachowania takie były w obecności rodziców i osób, które miały pewną i stabilną opinię wśród towarzystwa, dlatego także i Zoya po przedstawieniu się, uśmiechnęła delikatnie, choć ten uśmiech właśnie wydał się być jedynie zagraniem.
    Zlustrowała jeszcze chłopaka wzrokiem, a później jego rodziców i spojrzała na chłopaka, nieco zniżając swój głos.
    - Powiedzmy, że mi również - odparła, podążając za starszymi osobami, które już oddawały się rozmowie, kierując się do zastawionego stołu.
    Przedtem dziewczyna musiała także uścisnąć dłoń kobiety i poddać się gestowi ojca chłopaka, przy czym kolejny sztuczny uśmiech ujawnił się na jej twarzy.
    To będzie długi wieczór, pomyślała, kiedy tylko zajęła miejsce przy stole, mając po swojej lewej matkę, a po lewej matki ojciec. Głowy rodzin zasiadły na końcach stołu, zaś małżonki oraz ich pociechy przy dłuższym.
    Na (nie)szczęście dziewczyny, miała możliwość przyglądania się chłopakowi, który zasiadł naprzeciw niej.

    [Oj tam, nie szkodzi. Mi także zdarza się pisać krótsze komentarze, a czasem blogspot mnie myli co do długości. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Mi jak najbardziej pasuje. No to zaczynam :D]

    Raz. Dwa. Trzy. Kurek od kranu latał w górę i w dół, popychany przez drobną dłoń. Nic jednak nie wydobywało się do porcelanowego zbiornika, ani jedna kropla, upragniona jak prezenty na Boże Narodzenie dla dzieci. Po dwóch minutach walki z hydrauliką rozczarowana brązowowłosa dziewczyna oparła się o blat w swojej kuchni i westchnęła ciężko. Świetnie. Godzina szósta rano, śniadanie dla Freda nie jest gotowe, a ona nie ma dostępu do bieżącej wody. Musiała radzić sobie sama.
    Powoli otworzyła białe drzwiczki pod zlewem, z jakże wielkim zdziwieniem zauważając tam jedną wielką kałużę wypełniającą cały metalowy kubeł służący za śmietnik i całą powierzchnię szafki. Zostawiając otwarte drzwiczki, jeszcze raz próbowała podnieść kurek. Nie zdążyła nawet dobrze ukucnąć, próbując zajrzeć do środka, kiedy wielki strumień lodowatej wody trysnął w jej twarz. Z krzykiem opadła na podłogę, zasłaniając oczy dłońmi. Zauważyła jednakże, że nie daje to większego skutku - dochodząc do wniosku, że to tylko pogarsza całą sytuację, szybkim ruchem udało jej się wstać i zamknąć kran, tym samym zapobiegając powodzi i zalaniu sufitu sąsiadowi z dołu.
    Dziewczyna z oszołomieniem odsunęła się od miejsca zdarzenia, myśląc szybko, co mogłaby zrobić. Ze wszystkich osób, jakie mieszkały w tym apartamentowcu, znała jedynie starsze państwo Collins, którzy byli obecnie na wakacjach na Bali i małą dziewczynkę z parteru. W rozpaczliwym poszukiwaniu pomocy postanowiła zapukać do drzwi obok, chociaż nawet nie wiedziała, czego może się stamtąd spodziewać.
    I tak też się stało. Kilkadziesiąt sekund później Mercedes Walton stała przemoczona przed sąsiednimi swojemu apartamentowi drzwiami, naciskając guziczek dzwonka. Wyglądała jak ostatnie nieszczęście, ale w tym momencie była to jej ostatnia deska ratunku. Bo co innego miała zrobić? Nie miała czasu na wzywanie hydraulika, który przyjedzie z drugiego końca miasta. Sama spieszyła się do swojej szkoły, nie mówiąc już nawet o odwiezieniu młodszego brata.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Ty myśl, ja coś zacznę, o. Uczciwy układ. :d]
    Bea

    OdpowiedzUsuń
  26. [Jedyne co mi przychodzi do głowy to znajomi z imprez syto zakrapianych alkoholem. Masz lepszy pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Nie jestem pewna czy drugi komentarz był przeznaczony dla mnie, bo trochę miesza. o.o]
    Bea

    OdpowiedzUsuń
  28. [A miło mi.. Wielbię Ashley bo jest taka słodka więc musiałam mieć jej wizerunek. Jakieś pomysły na wątek albo nawet i powiązanie?]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Dwa kciuki w górę! Jak najbardziej to upicie będzie pasować do mojej postaci. Równie dobrze mogłam napisać w karcie że jest alkoholiczką *.* No chociaż nie jest aż tak źle z nią. Zaczniesz? te piękne oczka ciebie tak proszą.........]

    OdpowiedzUsuń
  30. Panna Winnie nie miała na razie wielu znajomych toteż zaproszenie które trzymała w ręce nie tłumaczyło tego, dlaczego została zaproszona na przyjęcie do osoby której nie zna. Jak to zwykle bywa Rea tylko spojrzała na która ma się zjawić. Za dwie godziny wszystko miało się zacząć. Jak najszybciej popędziła do sklepu aby wykupić sukienkę na dzisiejszą, miejmy nadzieję, długa noc która czekała na nią otworem. Raz już była na takiej imprezie dwa albo trzy dni temu. Poznała kilka osób ale oprócz tego że rozmawiała z nimi na imprezie to nie wymieniła potem ani słowa. Dość szybko wybrała sukienkę na tyle dobrą że nada się na imprezę. Ceny na pewno nigdy nikomu nie zdradzi aczkolwiek przekroczyła na pewno trzy albo nawet i cztery zera. Nie lubiła chodzić do kosmetyczki tak więc wróciła do domu zrobiła to co trzeba czyli nałożyła trochę pudru i cienia do powiek i z wielkim hukiem wyszła mając przy sobie tylko i wyłącznie torebkę. Dotarła na imprezę cała i zdrowa, aczkolwiek na pewno już niej nie wyjdzie w tym samym stanie. Pierwsze co to pognała do barku, siadając przy nim i zamawiając whiskey z lodem. Było dość gorąco bo tłum ludzi który zebrał się w apartamencie miał wiele do powiedzenia, a temperatura rosła. Nagle zagadał do mnie jakiś chłopak. Chwila jak on miał na imię Adam? Nie... Andrew? Na pewno znała jakiegoś Andrew aczkolwiek czy to był on nie wiedziała.
    -Tak mam na imię Lorette, aczkolwiek wolałabym żebyś mówił do mnie Rea. A ty jesteś...- Postanowiła strzelać.- Andrew Mam nadzieję że dobrze mówię. Czy ja na tamtej imprezie... No wiesz... Zrobiłam coś czego mogłabym żałować?- O tak wiele rzeczy robiła kiedy była pijana. Nie zawsze dobrych i pasujących do sytuacji.
    [Chyba trochę nie składnie. Zawsze pisze w 1 osobie a teraz chyba chciałam się po prostu podlizać i napisałam w 3 co chyba nie wyszło na dobre...]

    OdpowiedzUsuń
  31. Zoya zastanawiała się, co jest gorsze. Czy rozmowa o tym, co robiła, jak była małą dziewczynką. Przy czym rodzice nie omieszkali mówić o wszystkich jej wybrykach czy nieudanych myślach oraz marzeniach czy gorszym byłyby rozmowy na temat przyszłości, gdzie to dziewczyna miała zamiar się wybrać i czy już ma kogoś upatrzonego na swojego partnera. Brońże się! Dziewczyna dopiero zacznie się bawić (choć już to zrobiła zawczasu!). A to oznacza, że ma w zamiarze być wolną do odpowiedniego czasu, kiedy to ona zadecyduje wyjść za kogoś, kto będzie dla niej odpowiedni.
    Szkoda, że wiele osób tego nie rozumiało, a szczególnie jej rodzice.
    Przez dłuższy moment zastanawiała się, co właściwie odpowiedzieć, choć aprobata ze strony rodziców dziewczyny była dość żenująca, kiedy mówili, że będzie miała nowego kolegę, który jej opowie to i owo o różnych szkołach.
    - Z chęcią - mruknęła nagle, posyłając mu delikatny uśmiech.
    - Ale chcieliśmy jeszcze porozmawiać o waszej przyszłości. - zaczął ojciec dziewczyny, co także poparł i rodzic chłopaka.
    Zoya miała wrażenie, że się przesłyszała, więc tylko upiła łyka trunku ze szklanki, a potem oznajmiła, że mogą to zrobić kiedy indziej, po czym przepraszając państwa Holt, podniosła się z krzesła, kierując do windy, której przycisk wciskała z niemałą siłą.
    Ba, nawet nie zaczekała na chłopaka, idąc zgrabnym krokiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [KURCZĘ NO, rozpiszę później, wybacz, wybacz, wybaaaacz ;c]

      Usuń
  32. W zasadzie już miała zrezygnować i wrócić do domu, zdjąć z siebie ubrania i pograć z bratem na konsoli. A jednak kiedy na horyzoncie pojawił się dziwnie pędzący wóz, stwierdziła że to musi być Andrew. Dlatego chociaż nie była już w tak dobrym nastroju, to wciąż pocieszała się myślą, że z pewnością wszystko o wiele lepiej się zakończy. Z drugiej strony wymówka z tym domowym obiadem nie była taka zła, bo ten aspekt Serena rozumiała doskonale. W końcu z rodziną też trzeba było spędzać trochę czasu.
    - Niech będzie – westchnęła, nie była zła, ale czy nie mogła się z nim troszkę podroczyć ? Lubiła to robić, bo przecież tak rzadko miała okazję go widywać, po prostu musiała mu trochę podokuczać. Zwłaszcza, że ostatnim czasem potrzebowała kogoś na kim mogłaby się chociaż trochę skupić.
    - Mam ochotę zalać się w trupa, zapomnieć o wszystkim co się ostatnio dzieje i dać sobie na wstrzymanie. Podołasz? – przeniosła wzrok z drogi na niego, gdy gwałtownie zahamował na światłach. Nie wątpiła, że Andrew będzie doskonale wiedział jak w tym wypadku postąpić, przecież był geniuszem w spijaniu ludzi do nieprzytomności. Sereny nawet nie trzeba było namawiać. Poza tym cieszyła się, że mogła spędzić wieczór z nim, a nie na przykład z Blair. Były przyjaciółkami, ale to co ostatnio działo się w ich towarzystwie było męczące.

    OdpowiedzUsuń
  33. Uważnie zmierzył go wzrokiem obserwując jak Andy otwiera drzwi i wsiada za kółko. Z miny Browninga można było wywnioskować iż ten widok nie był zbyt pokrzepiający
    - Piłeś. A zamierzasz prowadzić? Wiesz, że jeśli ktoś cię złapie od razu zabiorą ci prawo jazdy? No, a wysokim mandacie już nie wspomnę - przekonywał jednak cichy głos w jego głowie życzliwie podpowiadał mu, że jego przyjaciel doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Tim przejechał palcami po włosach zahaczając przelotnie o skronie. Masowanie ich zdecydowanie pomagało mu w ukojeniu nerwów jakie aktualnie nim targały. Przez chwilę wydawało mu się, że zrobi to co zwykle, czyli powie Andy'emu, że lepiej, aby ten poszedł do łóżka i się przespał, a porozmawiają jutro, jak przejdzie mu ochota na zabawę. Zwykle plan nie działał, albowiem Holtowi nigdy nie przechodziła ochota na zabawę. I już miał zatrzasnąć drzwi i uśmiechnąć się na pożegnanie, gdy jakiś impuls nakazał mu jednak wsiąść do samochodu. Może było to zwykłe zmartwienie spowodowane tym, że, gdyby Andy miał wypadek samochodowy to Tim obwiniałby siebie, albo po prostu nieznana fałdka jego mózgu uaktywniła się mówiąc „czas w końcu na zabawę!”? Obie te wersje były równie prawdopodobne i Timmy nie wiedział, na którą z nich się zdecydować, albowiem żadna jakoś specjalnie mu się nie spodobała.
    - Ale skoro dzisiaj robimy to co ty chcesz, to jutro będziemy robić to co chcę ja. Jasne? - zapytał z uśmiechem zastanawiając się czy nie będzie tego żałować. Najprawdopodobniej tak, ale później będzie już jedynie mile wspominać ten czas... Za dwa do dziesięciu lat. - Mnie by się przydał odpoczynek, a tobie właśnie trochę pracy – przyznał uśmiechając się pod nosem i rozejrzał się po wnętrzu samochodu. - Zwinąłeś go FBI? Bo wygląda tak jakby po naciśnięciu przycisku klimatyzacji włączało się centrum dowodzenia – powiedział nieco żartobliwym tonem, choć praktycznie rzecz biorąc myślał właśnie w ten sposób. Już dawno nie widział tak zaawansowanego technicznie pojazdu. - No, to do którego z wielu magicznych, znanych ci miejsc pojedziemy?

    OdpowiedzUsuń
  34. Czekała długo. Mogła z powodzeniem stwierdzić, że o wiele dłużej, niż normalnie przystoi czekać. Cóż, nie miała wyjścia. Lepsze to, niźli siedzenie w mieszkaniu, z twarzą ukrytą w dłoniach, prawda?
    Dziewczyna już szykowała się do odejścia, powoli dopuszczając do siebie uczucie porażki. Nie wiedziała jeszcze, co zamierza zrobić, kiedy wróci do siebie - w końcu kran w dalszym ciągu przeciekał, co groziło zalaniem całej kuchni, ba! całego apartamentu.
    Kiedy obracała się na pięcie, myśląc już o tym, że będzie musiała jakimś cudem poradzić sobie sama, drzwi gwałtownie się otworzyły, przy okazji przyprawiając ją o palpitacje serca i niemal skazując ją na zawał. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, przy okazji z ulgą zauważając, że jej sąsiadem okazał się być młody mężczyzna, który niewątpliwie mógł cokolwiek zadziałać.
    - Kran. - odparła, wskazując za siebie, w kierunku drzwi swojego apartamentu. - Potrzebuję pomocy.
    Tak, głupku, oczywiście, że potrzebujesz pomocy, pomyślała. Wyglądasz zapewne jak siedem nieszczęść i bez problemu można by obsadzić cię w głównej roli w jakimś horrorze, nie używając nawet charakteryzacji.
    Cóż, prawdę mówiąc, w swoich przemyśleniach Walton niewiele się pomyliła. Kremowa koszula nocna, w której jeszcze pół godziny temu spała miała na sobie setki plam o różnej wielkości, ponadto jeden rękaw satynowego płaszcza, który ubrała przed kilkoma minutami, opadał luźno z jej ramienia, czego nawet w całym tym zamieszaniu nie zauważyła. Z jej gęstych, ciemnobrązowych włosów kapała woda, a pojedyncze kosmyki przyczepiały się do wilgotnej twarzy. Całe szczęście, Merc nigdy podczas zwykłego dnia nie używała całej masy makijażu - w innym wypadku, teraz wszystko to spływałoby po niej jak po kaczce.
    Mercedes przygryzła wargę, a po jej minie widać było, że jest naprawdę zdesperowana. Przestąpiła z nogi na nogę, patrząc na chłopaka czekoladowymi oczyma.
    - Moje mieszkanie za parę minut zamieni się w ocean.

    OdpowiedzUsuń
  35. Wiedziała, że złym pomysłem było zadawać się z tymi dziewuchami. Od początku wydawały się podejrzane. Takie ziółka to same problemy i Ariana bardzo szybko się o tym przekonała kiedy została wrobiona w kradzież czegoś czego w życiu nie była by w stanie wziąć nawet do ręki. Tak wylądowała a areszcie czekając aż ktoś wpłaci kaucję... Jak się okazało to tajemniczy nieznajomy, którego poznała w celi za nią zapłacił dzięki czemu zaoszczędził jej siedzenia za kratami. Wiedziała, że miał na imię Andrew, ile miał lat, skąd był. Dużo o sobie mówił, ale ona nie odwdzięczyła sie tym samym. Jedynie słuchała. Mówiła połówkowe informacje. Jedynie informacja o imieniu była prawdziwa. No bo z jakiej racji miała by o sobie mówić jakiemuś bogatemu dzieciakowi, który i tak pewnie za kilka godzin zapomniałby o jej istnieniu? Dobrze zrobiła.
    Teraz jej największym zmartwieniem było śledztwo. Szukała ojca na własną rękę. Ta sprawa nie dawała jej spokoju. Chciała poznać tożsamość swojego drugiego rodzica, szczególnie że skoro jej matka przez tak długi czas ukrywała przed nią jego tożsamość coś musiało być na rzeczy. Nie miała zamiaru nic od niej wyciągać. Wszystkiego chciała dowiedzieć się sama. Tak właśnie trafiła do kancelarii. Trafiła na ślad jakoby jej ojciec był klientem tejże kancelarii. Każdą poszlakę musiała sprawdzić. Może przyniesie jej to jakieś ważne odkrycie?
    Zawitała w odpowiednie miejsce przed południem. Musiała się uwinąć jak najszybciej. Kancelaria robiła wrażenie, wystrój na najwyższym poziomie, ich klienci na pewno nie należeli do biednych. Zagryzła wargę, poprawiła torbę na ramieniu i podeszła do recepcji. Niestety jej nadzieje szybko zostały rozwiane. Recepcjonistka od razu zakomunikowała, że nie może ujawniać informacji o klientach. Aria westchnęła odeszła kilka kroków i wbiła wzrok w korytarz gdzie roiło się od wielkich drzwi. Może za którymiś znajdował się gabinet z teczkami klientów? Może gdyby się tam zakradła... Zagryzła wargę i jak gdyby nigdy nic powoli skierowała się w stronę korytarza...

    OdpowiedzUsuń
  36. Zoya sama jeszcze nie wiedziała, co chce robić. Wiedziała tylko tyle, że była i nadal jest wściekła na rodziców za tę przeprowadzkę. Jej rok, tylko rok brakował do ukończenia szkoły średniej, by przystąpić na studia, dzięki którym znalazłaby jakąś pracę i wyrobiła porządny zawód. A wszystko poszło w długą, ponieważ państwo Rockefeller było pewne tego, że ich decyzja jest korzystna dla córki.
    Byli w ogromnym błędzie.
    Ciemnowłosa miała dwa razy więcej stresu, niż wcześniej. Wystarczyło jej staranie się o dobre stopnie i wybór odpowiedniej instytucji edukacyjnej i złożenie podań, gdzie miała zaprezentować się jak najlepiej, a teraz? Proszę bardzo, musi jeszcze się zaaklimatyzować i przyzwyczaić do ludzi, których dopiero pozna, a to niekoniecznie uśmiechało się do dziewczyny.
    Uśmiechnęła się, słysząc słowo chłopaka, bo sama była zgodna temu określeniu.
    Przystanęła doń bokiem, dzierżąc w palcach telefon, na którym wystukiwała jakiś numer, przy okazji sprawdzając godzinę.
    - Widzę, że nie tylko ja nie jestem zwolenniczką uroczystych spotkań - mruknęła, zgarniając włosy na przód.
    Wiele dziewcząt właśnie preferowało takie uroczystości, ponieważ niektórzy, zmuszeni do tego chłopcy mieli w obowiązku wyjść z nimi na parkiet, zatańczyć czy też starać się o względy. Były także starania o to, żeby rodzina została przedstawiona w jak najlepszym świetle.
    Poprawiła swoją sukienkę, nic więcej nie dodając, a kiedy drzwi dźwigu się osunęły, skierowała się do wyjścia z charakterystycznym stukotem obcasów.

    [To dobrze :>]

    OdpowiedzUsuń
  37. -Jasne, może być obiad.
    Nie byłam głodna, ale takiemu przystojniakowi nie mogłąm odmówić.
    Był słodki. Chciaąłm go poznac trochę bliżej. Jasne, byliśmy kiedyś sąsiedztwem, ale nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy.
    - To gdzie idziemy?

    OdpowiedzUsuń
  38. W zasadzie nie przeszkadzało jej ani to, że jechał szybko, ani to że nie wiedziała nawet, dokąd ją w końcu zabierał. Jasno przedstawiła swoje oczekiwania i w zasadzie nic innego ją nie interesowało. Mogli jechać nawet na drugi koniec miasta, do jakiejś dziwnej dzielnicy, gdziekolwiek. Byleby mogła spokojnie się zalać.
    - No ale mów co tam u Ciebie ? – zapytała, w sumie z czystej ciekawości. Niestety jeśli chodziło o nią, to czuła się wciągnięta w burdel, który nawet jej nie dotyczył. Za to Andrew nie odzywał się przez jakiś czas i chociaż Serena wątpiła, żeby w jego życiu nastąpił jakiś niezwykły przełom. Zawsze istniała szansa, że stało się coś, o czym chciałby powiedzieć.
    Spokojnie obserwowała drogę, którą jechali. Wyglądało na to, że chłopak znał trasę niemal na pamięć, gdyż każdy jego ruch wykonywany był niemal automatycznie. Tak jakby poruszał się po miejscu, które zna na pamięć biorąc pod uwagę nawet najmniejszy szczegół. Pewnie zabierał ją do jakiejś ulubionej knajpki, albo baru. Nie chciała wiedzieć, nie dlatego, że miała tego wieczoru na wszystko wywalone, po prostu nie przejmowała się drobnostkami. Na co dzień wszyscy nie oszczędzali jej zmartwień, dzisiejsza noc miała ją od tego skutecznie odciągnąć. Fakt, że polegała na Andrew wydawał się dodawać jej niejakiej otuchy.
    Andrew na całe szczęście był takim facetem, który miał bardzo nieskomplikowany charakter. Mówiło mu się coś i dokładnie to zostawało w jego głownie. Nie rozckliwiał się nad sobą, był stanowczy i opanowany. Był osobą, jakiej Serena teraz potrzebowała. Potrzebowała się zatracić.

    OdpowiedzUsuń
  39. Radiowóz zatrzymuje się przed wielkim, grubym murem. Nad nim widzisz dumnie wznoszący się budynek. Funkcjonariusz policji otwiera tylne drzwi samochodu. Wyciąga Cię na zewnątrz. Nadal masz zakute w kajdanki ręce. Rozglądasz się wokoło. Zupełnie nie wiesz gdzie jesteś. To miejsce nie przypomina tego, w którym byłeś ostatnio, nawet płyty chodnikowe wyglądają inaczej. Według niektórych służb taka terapia szokowa ma nakłaniać do zmian.
    Jeden z policjantów pchnął cię do przodu. Idziesz przed siebie. Zbliżasz się do czarnej, żelaznej bramy. Przy niej zatrzymuje Cię drugi funkcjonariusz. Za bramą stoi dwóch mężczyzn o szerokich barkach ubranych w granatowe mundury. Na piersi po prawej mają małe tabliczki z nazwiskami. Gdzieś z oddali idzie mężczyzna w czarnym garniturze. Poważny i wyprostowany. Brama się otwiera i wpuszczają Cię do środka. Policjanci ściągają ci kajdanki. Jeden z nich życzy Ci miłej zabawy w Szkole dla Trudnej Młodzieży.

    Szkola-Dla-Trudnej-Mlodziezy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń