Matthew Foster
26 lat
Kobieciarz zwany też
Prezesem.
Bronx nie jest odpowiednim
miejscem dla białego nastolatka. W szczególności białego, choć inni też nie
powinni mieć tu wstępu. Poza kilkoma ładnymi dzielnicami, stadionem Yankeesów i
ogromnym ZOO, w Bronksie nie ma nic przyjaznego. Rządzi tu mafia, jej pieniądze
i narkotyki, które rozprowadza. Chińczycy, Latynosi, Afroamerykanie – każdego
dnia ścierają się ze sobą, padają nowe strzały i ofiary, przelewa się krew.
Zwykły jankes niema tam prawa przetrwać, jeśli nie sprzymierzy się z którąś ze
stron. A i wtedy życie go nie oszczędza. Na własnej skórze przekonał się o tym
Matthew Foster.
Urodził się dwudziestego drugiego
października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku w jednym z
Brooklyńskich szpitali, jako pierwsze i ostatnie dziecko Anastasii i Jacksona
Foster. Oboje mieli wtedy po dwadzieścia trzy lata i w żadnym razie nie
planowali dziecka. Ale skoro już jest, to trudno. Normalni ludzie w takim
wypadku zaprzestali by imprez pełnych seksu, narkotyków i alkoholu. Normalni
ludzie w takim wypadku postaraliby się o własne mieszkanie, nie żyliby na kocią
łapę i nie przenosili się z jednego taniego motelu do drugiego. Normalni ludzie
mieliby normalne dziecko. Oni nie byli normalni.
Nie zareagowali wtedy, nie
zareagowali i gdy Matthew w wieku dwunastu lat przyłączył się do miejscowej
mafii. Tak, niby młody bachor, ale do najprostszych robót się nadawał.
Rozprowadzanie niewielkich ilości narkotyków, kradzieże w sklepach, kradzieże
kieszonkowe… Jako dziecko był drobny i niepozorny, miał ładną twarz. Pomagało
mu to stwarzać pozory. Poza tym, od zawsze był bystry i inteligentny. Umiał o
siebie zadbać. W kilku słowach: był doskonałym narybkiem dla mafiosów.
Gdy miał szesnaście lat zaczął nabierać
sił – psychicznych i fizycznych. Po raz pierwszy dostał broń, pozwolono mu na
kradzież samochodu i udział w kilku większych akcjach rabunkowych. Wojny gangów
były już dla niego codziennością, szczególnie, że zaczął w nich brać czynny
udział. Sam nigdy jednak ani nie został w nich zraniony, ani nikogo nie zranił.
Patrzył jednak jak po kolei, jeden za drugim, znikają jego Bracia z gangu –
jedli szli do paki, inni w Zaświaty. W końcu został sam. Miał dwadzieścia lat,
żadnej skończonej szkoły, zero perspektyw na przyszłość, i tylko trochę
pieniędzy w portfelu.
Rozkręcił więc własny biznes.
Dziękując swoim Braciom za to, że
go chronili, dowiadywał się, jak może im pomóc. Niestety, nic nie dało się dla
nich zrobić. Wszyscy dostali między dziesięć a dwadzieścia lat, bez żadnych
zawiasów. Kilku miało dożywocie. Stwierdził, że będzie się nimi przejmował
dopiero, gdy wyjdą, ale od czasu do czasu ich odwiedzał. Przekazywali sobie
informacje. Wskazywali ludzi. Pomagali w prowadzeniu sieci kasyn, która wciąż się
rozrastała i podnosiła swoją renomę. Wszyscy byli dumni z Matta. Kto by zgadł,
że wśród członków miejskich gangów mogą istnieć prawdziwe, braterskie więzi?
Komplikacje, ach, komplikacje…
Jakby w jego życiu było ich za mało. Dwa lata po otwarciu pierwszego kasyna
Foster trafił na jakąś parapetówę. Bywał na takich często, nie znając ani
żadnego z gości, ani domowników. Ludzie, z którymi zazwyczaj miał do czynienia,
unikali takich imprez, woleli anonimowość. On wyznawał zasadę, że pod latarnią
jest najciemniej, dlatego był wszędzie, gdzie coś się działo. Albo gdzie
dopiero miało się zacząć dziać, często z jego przyczyny. Hulaka jakich mało
zawitał na kolejnej imprezie i …się zakochał. Zajęło mu kilka miesięcy, nim
przekonał młodziutką Elizabeth Evans by wychodząc z Juliarda rzucała się prosto
w jego ramiona.
Na swój sposób ją kochał, choć
uświadomił to sobie dopiero, gdy ją stracił. Nie był przykładnym chłopcem,
który po skończeniu pracy wracał do swojego przytulnego mieszkanka na
Manhattanie. Był jednym z najmłodszych miliarderów – a przynajmniej tych,
którzy sami dorobili się swojej fortuny – w Stanach Zjednoczonych, a jego
wszystkie nowojorskie mieszkania były zimne i bezosobowe. W dodatku, nie
wszystkie jego interesy były „czyste”. Po pewnym czasie sam stwierdził, że nie
był odpowiednim facetem dla Liz. Potrzebowała czułości i miłości, których on
nie mógł jej ofiarować. Słyszał, że wyjechała do Włoch. Miał nadzieję, że tam
jej życie ułożyło się doskonale.
Matthew Foster jest na swój
sposób skomplikowany i na swój sposób prosty. Czasami zdawać by się mogło, że
rzeczą najłatwiejszą w świecie jest określenie, kim jest, czym się zajmuje, co
lubi robić a czego nie cierpi, czasami jest odwrotnie. Co wywołuje uśmiech na
jego twarzy? Co może go doprowadzić do ekstazy? Czego żałuje najbardziej? Co by
chciał w sobie zmienić? Dlaczego czasami dopada go chandra i nie jest w stanie
normalnie funkcjonować?
Jest normalnym człowiekiem. Ma
swoje problemy, smutki i radości. Łatwo się przyzwyczaja i przywiązuje, ale też
nie jest dla niego trudnością przystosować się do nowej sytuacji. Mówi szybko i
dużo, niczym katarynka, gdy da się ponieść emocjom. Czasami uderzy ręką w stół.
Wrzaśnie, gdy nikt na niego nie patrzy ani nie może go usłyszeć. Na ogół jest
jednak opanowany i chowa wszystkie emocje za maską pozornego spokoju. W środku
może wrzeć i się gotować, ale nie ma siły, która wytrąciłaby go z równowagi.
Tyle się mówi złego o miejskich
gangach. Że zabijają, narkotyzują, wciągają do siebie młodych i naiwnych. Gang
Matta nauczył go jednak przynajmniej jednej, bardzo ważnej rzeczy. Szacunku.
Szanuj kobiety. Szanuj pieniądze. Szanuj starszych ludzi. Szanuj tych, którzy
mają władzę. Lizanie ludziom dup to przeżytek. „Bazuj na szacunku”, mówili, „bo
w ostatecznym rozrachunku to on jest najważniejszy”.
Miły i czarujący, gdy tego chce.
Bałaganiarz. Kobieciarz. Stwarzający pozory normalności iluzjonista z milionem
sztuczek do zaprezentowania chętnym damom. Silny i cyniczny, z wielką rozwagą
planujący każdy swój następny ruch, każdy krok. Intelektualista. Woli słowne
potyczki od ulicznych bijatyk. Pan ultraniedoskonały w swojej perfekcyjności.
Zielone oczy budzące niepokój w
osobie, której się przyglądają, są ponoć oknami jego duszy. On w to nie wierzy,
choć przyznaje, że czasami można z nich odczytać rzeczy, o których rozmówca
Matta wiedzieć nie powinien. Mimo to nie ma zamiaru zasłaniać ich swoimi
przydługimi, brązowymi włosami, bo po pierwsze: nie lubi, kiedy coś przesłania
mu widok, a po drugie: nie cierpi ulizanych włosów. Woli mieć je w nieładzie.
Ot, takie przyzwyczajenie.
Wzrostem może i nie dorównuje
koszykarzom, ale do liliputów też nie należy. Drogie panie, patrząc na Fostera
widzicie stuosiemdziesięciosześciocentymetrową górę pięknie wyrzeźbionych
mięśni, schowaną pod skórą o lekko złotym odcieniu. Ozdobiony kilkunastoma
tatuażami przeróżnej treści i znaczeń wzbudza respekt, choć obeszłoby się i bez
tych ozdób.
„Wygląd”, mawia czasem Matthew,
„może i nie jest najważniejszy, ale ma znaczenie. I trzeba o siebie dbać”.
Od rozstania z Liz Matt nie miał
prawdziwej dziewczyny. Z resztą, przed jej spotkaniem też w jego życiu nie
pojawił się nikt ważny, jednak teraz… Tak, teraz to wygląda zupełnie inaczej.
Nieświadomie porównuje wszystkie kobiety do tej jednej, pozwalając im zawładnąć
sobą co najwyżej na jedną noc. Jest kobieciarzem, to fakt. Omotanie sobie wokół
palca którejkolwiek z przedstawicielek
płci pięknej, chodzących po tej planecie, nie byłoby dla niego żadnym
problemem. Sęk w tym, że coraz mniej mu się to podoba.
Może się starzeje. Może coś
przeczuwa.
[ *____* Więcej nie jestem w stanie wyrazić.]
OdpowiedzUsuńSłońce leniwym krokiem zachodziło za budynki miasta. Swoimi ciepłymi kolorami, niczym malarz po płotnie malowało po niebie.
Dzień powoli ustępował nocy.Manhattan powoli wchodził w nocny tętniocy zyciem tryb. Weekend jeszcze trwał, więc dużo ludzi kierowało się na przeróżne imprezy. Cześc wybierała spacer, bądź zacisze domowe. W każdym bądź razie każdy spędzał ten wolny czas na wiele różnych sposobów.
Elizabeth wraz ze swoim przjacielem Adamem , oraz Alice którą owy przyjaciel miał na rękach czekała na metro. Cała trójką bowiem wracała z przyjęcia imieninowego koleżanki. Liz chociaż mogła się rozerwać, a Alice? Dziewczynka był ulubienicą wszystkich na imprezie. W końcu nadjechał ich środek lokomocji. Czym prędzej weszli do środka i rozejrzeli się za wolnymi miejscami. W metrze, jak zawsze nawet o tej porze było pełno ludzi. Obok nich stały jakieś staruszki rozmawiające o pewnej promocji w markecie, nieopodal dalej dwie dziewczyny obgadywały mężczyzne, który stał zaledwie pare metrów od nich. Śmiały się w niebogłosy. Za nimi stał obcokrajowiec rozmawiający przez telefo Biedaczek chciał się przebić głosem przez śmiechy dziewcząt, lecz nie dawał rady. Ot nowojorska rzeczystość. Ciemnowłosa dziewczyna i jej towarzysz chwilę później znaleźli dwa wolne miejsca. Kiedy już je zajęli młoda matka wzięła swoją córkę na kolana. Dwulatka zaś oparła się o swoją matkę. No tak, Alice była nieźle zmęczona. Przejechali kilka przystanków, a Adam pożegnał się z przyjaciółką i mała gdyż już wysiadał. Liz przytuliła małą patrząc przed siebie. Przesuwając wzrokiem po wszystkich obecnych w metrze w pewnej chwili zamarła. Jej wzrok skupił się w mężczyźnie, który właśnie wsiadał. Nie, to nie może być prawda. Lustrowała go zdezorientowanym wzrokiem czując, jakby jej serce wywróciło salto. Matthew. Matthew Foster. Ojciec ich dziecka, oraz miłość Elizabeth. Człowiek, który zawsze miał pierwsze miejsce w jej sercu. Tutaj. W tej chwili patrzył na nią i na ich córkę, która wyglądała niczym jego młodsza wersja. Co, jak co ale Alice była bardzo podoba do niego. Dziewczynka poslała mu delikatny uśmiech, lecz jej matka nadal będąc w szoku patrzyła na niego. Do jej oczu napłynęły łzy. Rozchyliła delikatnie usta i przytuliła dziewczynkę. Nie, nie pokaże mu tego że płacze. Będzie silna. W końcu od zawsze powtarzała sobie, że już nigdy nie okaże przy nim swojej słabości.
[ Ładnie to tak siostrze maila kraść? ^^ Weeeź, wstydziłbyś się, leniwy człowieku xD]
OdpowiedzUsuńKiedy się z nią przywitał Elizabeth zerknęła na niego. - Cześć Matthew. - Odparła dość chłodno. Jednak jej ton był udawany, gdyż głos jej zadrżał. Alice wpatrywała się w mężczyznę i uśmiechnęła do niego uroczo, zaś na usta młodej kobiety cisnęło się wiele niemiłych zdań wobec Matthew. Już chciała mu powiedzieć o tym, czy przypadkiem nie idzie na imprezę by zrobić dziecko jakieś dziewczynie jak jej czy coś w tym stylu. Wiedziała jednak, że tego nie zrobi. Nie umiałabym. Pomimo tego, co się stało Matt był dla niej ważny. Alice pociągnęła mężczyznę za koszulę ( Mała uwielbiała zwracać na siebie uwagę) przez co jej matka zwróciła uwagę dziewczynce. - Alice, córciu zostaw Pana. - Mrukneła do niej, na co mała spojrzała na nią a potem na Matthew. Wpatrywała się w mężczyznę nadal z tym swoim niewinnym uśmiechem. Na twarzy ciemnowłosej jednak owego uśmiechu nie było. Ponownie otworzyła usta, by coś powiedzieć lecz zrezygnowała z tego. Zaraz, zaraz... Albo może się odezwie? Toczyła ze sobą wewnętrzną walkę. - Co u Ciebie?- Zapytała ot tak. W głębi duszy interesowało ją to, co działo się u jej byłego chłopaka przez te lata.
[ A żebyś wiedział, że spróbuje :) Wgl zdjęcia są bombowe *__*]
OdpowiedzUsuńSłuchając go z jednej strony chciała wyjść, zaś z drugiej zostać. Tak bardzo za nim tęskniła. Brakowało jej mężczyzny. Od tego czasu, co od niego uciekła została sama. No, może nie do końca sama bo w jej życiu pojawiła się Alice która swoim obliczem przypominała jej Matthew. Słysząc, że jej szukał przymknęła na chwilę oczy i spuściła wzrok. - Szukałeś? Proszę Cię. Matthew dobrze wiemy jak było . Interesowały Cię tylko imprezy i kobiety. - Pokręciła głową. Miała trochę racji, ale czy do końca? Sama już nie wiedziała co jest racją , a co bzdurą. Przed nimi przemknęła ostatnia stacja metra. Czyżby wysiadał tak, gdzie ona? No to chyba jakiś kiepski żart. - Z resztą nie szukałbyś mnie, ale nas. - Odparła zagadkowo i wstała. Przeprosiła go, po czym skierowała się wraz z Alice do drzwi. W środku aż się w niej gotowało. Starała się jednak opanować nerwy.
[ Wgl to rodzyn z Ciebie xD Jedyny facet na blogu ^^]
OdpowiedzUsuń[Pierwszy (i miejmy nadzieję, że nie ostatni) facet na blogu. Witaaamy! ;) To ja z chęcią zacznę wątek tylko masz może jakieś pomysły na powiązania?]
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKiedy zatrzymał ją na ruchomych schodach i wprost zapytał o dziecko przygryzła dolną wargę starając się ubrać w słowa to, co teraz miała mu do powiedzenia. A czuła, że słów jej brakuje. Kompletnie ją zatkało. Evans, złe posunięcie. Wpierw zagadkowo mówisz, a teraz nie wiesz jak się z tego wyplątać? Oj kobieto, musisz się jeszcze spoooro nauczyć. Już chciała powiedzieć ' Tak, Twoje dziecko lecz Ty nie będziesz dla niej odpowiednim ojcem.' ale zawahała się. W każdym bądź razie zerknęła na niego przez dłuższą chwilę.- Matthew to raczej nie odpowiedni moment na tego typu rozmowy.- Mrukneła cicho i pogłaskała Alice po głowie. Czuła się poniekąd podle. Dlaczego nie mogła powiedzieć mu od razu? Nie, ona nie umiała być aż tak podła. Z torebki wyciągnęła karteczkę i długopis. Zapisała mu swój numer telefon i adres. - Skoro do jutra Cię to będzie interesować.- Zaczęła,po czym wręczyła mu kartkę. - Przyjedź jutro, a porozmawiamy. Dziś nie mam siły na taką rozmowę.- Odparła i spojrzała na niego. Była zdenerwowana. To było widać. - Dobrej nocy Matthew.- Szepnęła cicho i odeszła zostawiając go samego wśród tłumu. Alice zerknęła na matkę i widząc, że płacze otarła jej łzy. Kochany maluch. Elizabeth starała się uspokoić. No tak, zapowiadał się ciekawy początek jej przyjazdu.
OdpowiedzUsuńPrzez całą noc nie mogła spać. Natłok myśli spędzał jej sen z powiek. Wszystko było jedną wielką niewiadomą. Głównie zastanawiała się reakcji chłopaka. Była bardzo ciekawa , czy przyjdzie. Rankiem była ledwo co do życia. Niewyspana, zmęczona, trochę zła. Jakże nerwy musiała trzymać na wodzy. Wzięła prysznic, zrobiła Alice śniadanie, poszła na zakupy i ..czekała. Może to głupie, ale czekała na jego wizytę.
[Jedyna i niepowtarzalna Amber Heard ;)
OdpowiedzUsuńHm... Z autorką Liz założyłyśmy, że to na imprezie u mojej Thalii jej i twoja postać się poznały. A ponad to obie są przyjaciółkami, więc z Matt'em Thalia też powinna się znać. Może poznali się w jednym z kasyn panicza Fostera i spędzili tam razem noc na rozmawianiu, piciu i ewentualnie graniu w hazardowe gierki?]
[Może wspólny wątek? Masz jakieś pomysły? :)]
OdpowiedzUsuńNie jesteś znudzony już tymi wszystkimi blogami o Londynie, Paryżu, Nowym Jorku czy innym wielkim mieście? Znudziły ci się blogi o Harrym Potterze, nadprzyrodzonych siłach czy normalnych szkołach w wielkich miastach? Spróbuj w Party-Hard. Tutaj cały czas trwa zabawa. Możesz stać się uczniem szkoły, nauczycielem lub mieszkańcem Springfield. Zobacz sam na własne oczy. Przekonaj się co to zabawa z Party-Hard. Wejdź na party--hard.blogspot.com i zobacz coś więcej niż szkołę czy miasto.
OdpowiedzUsuńElizabeth chodziła po całym mieszkaniu najwyraźniej zdenerwowana. Nie wiedziała czego ma się spodziewać. Mała Alice, zaś cieszyła się z tego że będą miały gości. Była towarzyskim dzieckiem i o dziwo nie bała się ludzi, którzy przychodzili do domu. Kobieta chcąc się uspokoić wyszła na balkon i odpaliła papierosa. Cóż z tego, że nie paliła od bardzo, bardzo dawna? Jeden jej nie zaszkodzi. Na dodatek był to miętowy, więc nie aż taki mocny. Nie przypuszczała, że jeszcze kiedyś się spotkają. Nie sądziła, iż Matthew będzie chciał poznać prawdę. A może on będzie chciał testu by dopiero uwierzyć? Przecież Alice jest taka podobna do niego. Wyjdzie w praniu. Miała nadzieję, że może dojdą do jakiegoś ładu.
OdpowiedzUsuńZ zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Wystraszył ją tak, że aż papieros wypadł jej z drżących rąk. Wyszła na przedpokój i ostatni raz przejrzała się. Serce waliło jej jak oszalałe. Czuła lekki uścisk z żołądku. Otwierając drzwi wypuściła powietrze z ust. Teraz , albo nigdy. Kiedy otworzyła drzwi, ujrzała go. Matko, jak on dobrze wyglądał. Miała wrażenie, że serce zaraz jej wyskoczy z piersi. - Witaj. - Odparła otwierając szerzej drzwi. - Wejdź proszę.- Zaprosiła go gestem do środka. Ze swojego pokoiku wybiegła Alice. Dziewczynka rozczulała wręcz swoim obliczem. Ubrana w letnią piżamkę z rozczochranymi włosami patrzyła swoimi ślepkami wprost w oczy mężczyzny. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i pobiegła do salonu.
[ Hahaha rozwaliłeś system xD Elizabeth ^^]
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKiedy usłyszała od niego komentarz na temat palenia przewróciła oczami. O tak, on ją od lat ścigał o fajki.- Nie paliłam od czasów ciąży.- Mrukneła,jakby chciała się usprawiedliwić. Po co to mówiła? Jednak czuła taką potrzebę. By może nie myślał, jaka z niej matka? Chociaż nie. Ona w końcu cały czas była przy dziecku i wychowywała je zapewniając godny być. Z reszta... Matthew o istnieniu jej, ich Alice nie miał pojęcia. Kiedy wręczył jej bukiet spojrzała na niego zaskoczona, jednakże uśmiechnęła się nikle.- Dziękuję, naprawdę nie musiałeś.- Odparła ciszej muskając opuszkami palców kielichy róż. Tak, zdecydowanie pamiętał. Jej ulubione kwiaty. Kiedy zapytał, czy może dać coś małej ona zerkneła na niego.- Tak, proszę. Wejdź do środka. - Odparła i zaprosiła go gestem do salonu. Kiedy weszli Alice siedziała na kanapie wpatrując się w nich. Na stole zaś były przygotowane talerze z włoska sałatka, oraz butelka dobrego wina. Ot tak. Czyżby to miało pomóc w przełamaniu pierwszych lodów. - Pomyślałam, że może będziesz miał ochotę.- Odparła. Teraz poczuła się jak idiotka. Nie wiedziała, co na ten temat pomyśli. Że znowu jest naiwna i głupia? Że znowu będzie mógł owinąć ją sobie wokół palca? Sama nie wiedziała jak to wszystko wygląda. No trudno. Chciała przyjąć gościa jak należy. Przynajmniej tak sobie tłumaczyła.
OdpowiedzUsuń[No owszem xD Nie miałeś ^^]
o wielu rzeczach nie wiedział, jednakże Elizabeth przypuszczała że że pewnie przyszedł wcześniej, bo wieczorem miał zaplanowaną zabawę z jakąś inna kobietą. Szczerze mówiąc, nie mogła tego ścierpieć. Jednakże nie byli razem. I może to ja bolało?
OdpowiedzUsuńDziewczynka uradowana prezentem szczerzyła się do niego.- Alice. Dziękuje.- Odparła swoim dziecięcym głosikiem i przytuliła się do Matta.
Elizabeth widząc, jak Matt rozmawia z dzieckiem - SWOIM dzieckiem uśmiechnęła się blado. Zaśmiała się cicho i pokręciła głosem słysząc rozmowę Matta. Ten to zawsze musiał ją czymś rozbroić. Jak nie gestem, to słowem. Za ten czas wstawiła kwiaty do wody. Alice zajęła się zabawą , a oni usiedli dziewczyna zerknęła na dawnego chłopaka. - Pięknie kwiaty, jak i zabawka dla małej. Dziękuję. - Odparła i skinęła głową. Kiedy usiedli dziewczyna przetarła dłonie o kolana i zerkneła na niego. - Matthew, wiem że masz mi za złe to, że nie powiedziałam Ci o Alice.- Zaczęła. Skoro on nie mógł tego zrobić , to ona pierwsza zaczęła temat. Wzięła sprawy w swoje ręce. Zacisnęła palce na materiale swojej sukienki. Zastanawiała się, co dalej będzie. - Nie wpisywałam Cię w papierach jako ojca.- Dodała i przygryzła wargę. Musiał o tym wiedzieć. Uznała, że to będzie w porządku jeżeli mu powie.
[ Wiem, wiem kto ;D I Ty tez wiesz ;D]
Radiowóz zatrzymuje się przed wielkim, grubym murem. Nad nim widzisz dumnie wznoszący się budynek. Funkcjonariusz policji otwiera tylne drzwi samochodu. Wyciąga Cię na zewnątrz. Nadal masz zakute w kajdanki ręce. Rozglądasz się wokoło. Zupełnie nie wiesz gdzie jesteś. To miejsce nie przypomina tego, w którym byłeś ostatnio, nawet płyty chodnikowe wyglądają inaczej. Według niektórych służb taka terapia szokowa ma nakłaniać do zmian.
OdpowiedzUsuńJeden z policjantów pchnął cię do przodu. Idziesz przed siebie. Zbliżasz się do czarnej, żelaznej bramy. Przy niej zatrzymuje Cię drugi funkcjonariusz. Za bramą stoi dwóch mężczyzn o szerokich barkach ubranych w granatowe mundury. Na piersi po prawej mają małe tabliczki z nazwiskami. Gdzieś z oddali idzie mężczyzna w czarnym garniturze. Poważny i wyprostowany. Brama się otwiera i wpuszczają Cię do środka. Policjanci ściągają ci kajdanki. Jeden z nich życzy Ci miłej zabawy w Szkole dla Trudnej Młodzieży.
Szkola-Dla-Trudnej-Mlodziezy.blogspot.com