Frank
Davies to obecnie dwudziestotrzyletni mężczyzna, wynajmujący na
stałe nieduży apartament w jednym z hoteli położonych w obrębie Nowego Jorku. Pochodzi z niezbyt zamożnej rodziny z Los Angeles. Mając
siedem lat, razem z rodzicami (Allie i John Davies) oraz dwoma siostrami
(Catherine; Elizabeth), przeniósł się do Bostonu, a potem,
ukończywszy Princeton, wrócił do rodzinnego miasta. Nie zabawiwszy
jednak tam zbyt długo, bo zaledwie rok, postanowił jechać dalej.
Zwiedził niemalże pół kraju, by ostatecznie osiąść w Nowym Jorku, mieście, które nigdy nie zasypia, zupełnie jak on. Frank
bowiem to typowy nocny marek, zależny od swojej weny. Na koncie ma
jedną książkę, burzliwy debiut z 2005 roku zatytułowany "Apogeum
wieczności", dzięki któremu jego sytuacja finansowa w końcu
uległa znacznej poprawie. Obecnie szuka natchnienia przechadzając
się pełnymi turystów ulicami, próbuje zebrać myśli w chaosie
(to w nim lepiej ostatnio się odnajduję), co jakiś czas
odpoczywając. Ma ogromne ambicję i nie chcąc spocząć na laurach,
próbuje napisać w końcu kolejną książkę.
Ku
wielkiej rozpaczy całej rodziny, a, o dziwo, ogromnemu zadowoleniu
ojca, odziedziczył wszystkie cechy charakteru po matce. Zawsze był
przygotowany na każdą ewentualność, prawdopodobnie wyssał to z
jej mlekiem. Jest niemalże równie zawzięty jak Allie, co za tym
idzie Frank do tej pory najlepsze relacje ma z rodzicielką, z którą
stara się rozmawiać kilka razy w tygodniu przez telefon, z
siostrami zaś kontaktuje się sporadycznie. Odkąd przestał
obchodzić chrześcijańskie święta i stał się pełnoprawnym
(nie)posiadaczem żadnej wiary raczej nie wpada już do rodzinnego
domu.
Był
dziwnym dzieckiem, nie znoszącym zabawy na świeżym powietrzu. Od
najmłodszych lat wiadomo było, że to typ indywidualisty,
intelektualisty. Zamiast zabawy w śniegu preferował ustronne
zacisze własnego umysłu. Częściej zamieniał podwórkowe wrzaski
w srogą, kojącą ciszę niż parkowe bijatyki. Pomimo młodego
wieku potrafił docenić piękno licznych słownych potyczek i przy
ich pomocy tworzył swoją własną, całkowicie awangardową sztukę,
wysnutą z pajęczyny czarnych myśli. W jego umyśle kłębiły się
nieraz przerażające wizje, których sam potrafił się naprawdę
przerazić. Dorastał wierząc, że może liczyć i ufać tylko
sobie, pozbywając się jednocześnie wszelkich uczuć i naiwnie
wypełniającej pustkę w sercu nadziei. Zdążył znieczulić samego
siebie na każde okrucieństwo przewijające się od setek lat przez
zbroczoną krwią historię ludzkości. Oczami wyobraźni odnajdywał
własne miejsce pośród wybitnych indywidualności, zdolnych podążać
za swymi przekonaniami bez zważania na wszystko. Zaślepiony podłą
władzą nad słabszymi już dawno wymazał wyrzuty sumienia z kart
swego umysłu. Jednak nie wszystko poszło tak, jakby to sobie
wymarzył.
Będąc
na drugim roku studiów przeniósł się do Nowego Jorku, sam
właściwie nie wiedząc dlaczego. Poszukując współlokatora trafił
na młodszą od siebie o kilka lat początkującą panią fotograf.
Siłą rzeczy jego plany szlag trafił przez tę pozytywną osóbkę.
Złamał wszystkie swoje zasady i pomagając jej jak tylko mógł -
najpierw samym pozowaniem do zdjęć, potem także licznymi
kontaktami - przyczynił się do sukcesu swej obecnej przyjaciółki,
Christine Harper.
Obecnie
Frank zaniechał traktowania ludzi z góry, zaczął patrzeć na nich
przez nieco inny pryzmat, zwracając większą uwagę na wnętrze
aniżeli piękną okładkę. Zweryfikował swoje priorytety i pomału
zaczyna rozglądać się za kimś, z kim mógłby spędzić razem
choć połowę swego życia. Stał się nieco bardziej życzliwy i
uczynny, ale dalej potrafi niespodziewanie (dla siebie i innych) wbić
komuś nóż w plecy. Czasem nieumyślnie rani ludzi swą
szczerością, bądź sarkastyczną uwagą. Uwielbia słowne gierki,
drobne przekomarzania się. Jeśliby mógł, to najchętniej wcale
nie wychodziłby z mieszkania, tylko zakopywał się pod stertą
milionów książek i chłonął je niczym gąbka wodę.
Podświadomie lubi zaskakiwać
ludzi. Jest nieco zamknięty w sobie, sprawia wrażenie wycofanego,
jakby specjalnie był dwa kroki w tyle, co poniekąd wiąże się z
jego zawodem. Nigdy nie potrafił otwarcie mówić o własnych
uczuciach czy też problemach i o tej pory ma z tym pewne problemy i
wcale nie stara się ich rozwiązywać. Wychodzi z założenia, że
wszystko co przytrafia się w życiu człowieka ma jakiś sens,
bardzo często niewidoczny na pierwszy rzut oka, ukryty między
wierszami.
Mierzy ponad metr osiemdziesiąt pięć. Ciemnobrązowe, niemalże
czarne oczy okalają długie rzęsy, czasami tuż pod nimi można
zauważyć również ogromne worki. Jego włosy, przypominające
kolorem poranną kawę, wiecznie pozostając w nieładzie. Frank
rzadko kiedy zalicza bliższe spotkanie z jakąkolwiek żyletką czy
golarką toteż jego twarz najczęściej pokrywa dwu-trzydniowy
ciemny zarost. Fioletowawy tatuaż po lewej stronie szyi pamięta
jeszcze szalone czasy studenckie, choć on sam nie potrafi
przypomnieć sobie okoliczności jego powstania.
"Apogeum
wieczności" ukazało się nakładem wydawnictwa "Scribble"
w 2009 roku. To historia siedemnastoletniej Sophie, którą czytelnik
poznaje, gdy w wypadku samochodowym ginie jej matka, Anabelle. Od tej
pory Sophie mieszka sama ze swoim ojczymem, Johnem. Zaczyna szukać
sposobu, by ukoić ból. Pomału odtrąca od siebie po kolei
wszystkich przyjaciół i biednego Angela, który już od kilku lat
bezskutecznie próbuje zdobyć jej serce. Pewnego dnia nieświadomie
zaczyna uwodzić Johna. Zaskoczona odkrywa, że w podobnych momentach
potrafi na chwilę wyłączyć swój umysł.
Sophie
znajduje się w środku błędnego koła, z którego nie może uciec,
w którym pozostanie już na zawsze zawieszona gdzieś pomiędzy tym,
co można, a tym, czego się pragnie. To książka nieetyczna,
opowiadająca o poszukiwaniu siebie, odkrywaniu pomału własnych
uczuć i chęci wyzbycia się ich korzystając z najkrótszej
możliwej drogi. "Apogeum wieczności" to rozbudowana
metafora, w której odzwierciedlenie znajduje sens niektórych
wydarzeń z życia Franka Daviesa.
[Czyż to nie Seth z Misfits? *,*
OdpowiedzUsuńAndrew Holt]
[MOJE MIŁOŚCI ♥]
OdpowiedzUsuń[ Dobra, wątek? POWIĄZANIE? :DDD]
OdpowiedzUsuń[FUCK! Miało być Loockwood :P]
Usuń[Ach, kocham go <3 No, ale ja tak się zastanawiałam, że może wątek by się przydał jakiś, hm? Tylko pomysły co do powiązań między tymi dwoma osobnikami? xD
OdpowiedzUsuńAndrew Holt]
[Krótko - witam na naszym blogu :)]
OdpowiedzUsuń[No właśnie chyba nie, ech... Ale w sumie niby oklepane, a właśnie tak najczęściej poznaje się ludzi ^^ To ja zaraz zacznę :D
OdpowiedzUsuńAndrew Holt]
[Cześć i czołem. Gif #2 mnie urzekł :>]
OdpowiedzUsuńOni jeszcze się urządzali w apartamencie, co dla Zoi było okropieństwem, choć nie całkiem. Dziewczyna się wysypiała i robiła to, na co miała ochotę, kiedy jej rodzicielka wychodziła z ich tymczasowego mieszkania, załatwiając kolejne papiery.
OdpowiedzUsuńDzisiejszego dnia nie zapowiadało się, żeby Dottie opuszczała na cały dzień lokum, także kobieta swoje odsypiała, a później zaczęła rozmawiać z pewną kobietą przez telefon.
Jej córka co robiła? Ano spała, bo co innego miała robić? Przynajmniej jak prześpi około czterdziestu godzin (do czego dążyła, choć to się nie udawało) to na kolejne dni organizm dziewczyny nie będzie miał zapotrzebowania.
Dziewczyna jednak niewiele pospała, gdy matka wtargnęła do jej sypialni, chcąc coś odnaleźć. Obudziła się i zrezygnowana dalszym snem, podążyła do łazienki, gdzie zaczęła doprowadzać się do stanu używalności.
Rodzicielka zawołała, że za jakieś trzy kwadranse będzie, a później usłyszała jedynie trzask zamykanych drzwi.
Ledwo co wyszła spod prysznica i zdążyła się wytrzeć, przyodziewając bieliznę i nasuwając nogawki spodni, a ktoś zapukał do drzwi.
- Otwarte! - odkrzyknęła, będąc pewną, że to jej matka musiała czegoś zapomnieć, więc nie fatygowała się do otwarcia drzwi, bo jej słowa oznaczały, że można wejść od razu.
Kolejny dzień jak co dzień. Pobudka o dwunastej, zimny prysznic, a później śniadanie, które oczywiście składało się z kawy i jakiegoś pączka z dnia wczorajszego, bo niestety w lodówce nic nie było. Cóż, chyba czas zrobić zakupy. Bo przecież nie będzie wpraszał się do rodziców na śniadanie, skoro i tak codziennie przychodził na obiad. W końcu musiał kiedyś się usamodzielnić, więc dlaczego nie mógł robić tego małymi kroczkami? Toteż uprzednio dawszy jedzenie swojemu rudzielcowi, który zaczął przeraźliwie miauczeć, zamknął swój apartament na cztery spusty i ukochanym mercedesem podjechał do sklepu, gdzie jak najszybciej zrobił zakupy. A w przypadku Andy'ego jakiekolwiek zakupy zawsze trwają nie więcej nić pół godziny. Szczególnie te spożywcze, gdyż wkłada wszystko co mu wpadnie w łapki, nie patrząc nawet na cenę, ani na datę ważności, bo skoro rzeczy stoją na półkach, to przeterminowane być nie mogą, prawda? Nic dziwnego, że w ekspresowym tempie przemierza cały sklep, a już po chwili ma pełen wózek, z którym idzie do kasy. Tam już nieco trudniej, bo kolejka długa jak korek do Las Vegas, ale w końcu udaje mu się dopchać do kasjerki, pakuje wszystko do toreb, płaci i pędem leci do samochodu. No i właśnie w taki prosty sposób, zaledwie w pół godziny robi zakupy, wraca do domu i idzie w pizdu, mając zamiar szlajać się jak zwykle po mieście bez celu.
OdpowiedzUsuńPowoli mija w końcu sześć godzin. Na dworze ciemno jak w dupie, chłodno też się zrobiło, toteż czas na małą imprezę. Jak zwykle, zresztą. Ale kto by się tam przejmował, że co wieczora łazi na imprezy? Na pewno nie on. W końcu jemu takie życie bardzo się podoba. Szczególnie, gdy już od wejścia czuje zapach dymu tytoniowego i alkoholu, który niestety miesza się z ludzkim potem, ale to stara się ignorować. Szybko przecisnął się do baru, siadając na wolnym stołku i zamówił oczywiście szklankę whisky. Zanim jednak dostał swoje zamówienie, obok siebie zauważa dobrze sobie znaną osobę.
-Frank, stary! Jak dobrze cię znów widzieć. Przynajmniej jedna znajoma morda w tym dzikim tłumie - powiedział z szerokim uśmiechem, klepiąc mężczyznę po plecach.
Andrew Holt
[Przypomina na tym gifie młodego George'a Clooney'a :3]
OdpowiedzUsuńChłopak po prostu musiał się spodziewać, że pomimo odbytych nocy w tym hotelu oni wciąż się starają ogarnąć.
OdpowiedzUsuńZoya jak to Zoya swoje robi, powiedziała, co chciała powiedzieć i jedyne czym się zajmowała to albo poznawała kolejne osoby, spacerowała sobie, ostatecznie spotykając się w imieniu rodziców z konsultantką, która jest dekoratorką, siedząc w apartamencie jaki wciąż był w remoncie.
Była pewna, że to matka wchodziła po coś, ale że nic się nie odezwała to to nieco zmartwiło dziewczynę, która zmarszczyła lekko brwi. Nieco zwinniej narzuciła na siebie jakiś bezrękawnik, wychodząc do salonu.
Nie jej ciuchy były porozwalane po całym pomieszczeniu. Jedynie ubrania dziewczyny były gdzieś na fotelu, które miała dzisiaj zebrać.
I chciała się spytać, kto jest, ale zobaczywszy znajomą czuprynę mężczyzny oraz jego tatuaż, to taki szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz. A potem tylko zduszony okrzyk radości brzmiący imieniem mężczyzny, do którego podbiegła, zatrzymując się przed oparciem, by czasem nie wywinąć kozła i tak jakoś się przechyliła, coby w jego oczy spojrzeć, przy czym zasłoniła wszystko swoimi brązowymi kłakami.
Ogólnie wszyscy twierdzili, że urodę odziedziczyła po matce, więc może i wyglądała teraz poważniej, ale w późniejszym okresie życia będzie wyglądać młodziej. Taka głupia zależność.
OdpowiedzUsuńI teraz go witała, bo jakaś tęsknota się narodziła. No bo jak miała inaczej zareagować na widok jego osoby, która z nimi mieszkała przez jakiś czas, spędzając go najczęściej z matką dziewczyny. Właściwie Zoya wtedy miała taki okres, co to niby się źle czuła i siedziała w domu, choć jak wychodziła to także przez cały dzień nie było ani widu ani słychu dziewczyny. Nawet i noce do tego dochodziły. Później jeszcze z Frankiem sobie spędzała czas w obrębie jej znajomych, którzy - na szczęście - nie byli żenujący, więc się wykazali inteligencją i dojrzałością na swoim poziomie. Różnie to więc przebiegało i często znajdywali się w sytuacji sam na sam, które dość korzystnie się prezentowały.
Trzepnęla go tak lekko w rękę ze śmiechem.
- To był mój okrzyk radości, że widzę kogoś znajomego - wyjaśniła, kręcąc głową - Jesteś okrutny, jak niby miałabym się przywitać? - spytała, nieco mrużąc oczy i tak z zastanowieniem wpatrując się w mężczyznę.
Rockefellerówna specyficznie potrafiła się z kimś witać. Raz nawet zdarzyło się, że przebiegła kilkadziesiąt metrów, by wskoczyć na plecy utęsknionej przez nią osoby i co? Wyszła na jakąś nienormalną, ale jej to nie przeszkadzało, o!
Przecież ona o tym nie myślała, jak takie zbliżenie może na niego działać! Prędzej była podniecona faktem, że widzi kogoś znajomego. Taka prawda była, że Zoya spotkała może dwie osoby, z którymi miała jako-taki kontakt. A tak to nic!
OdpowiedzUsuńOna sądziła, że nie ma czego mu wybaczyć, ani nic z tych rzeczy. Przecież wiedziała, że on jako student przyjechał tylko na okres wymiany, więc nie spodziewała się, żeby Frank został dłużej, niż to było ustalone. Nie mogła mieć mu tego za złe, bo pomimo niechętnego pożegnania (z pewnością z jej strony), były momenty podczas tych sześciu miesięcy, które wyryły się bardzo mocno w pamięci dziewczyny.
Nawet jeśli dobrze było jej w ramionach Daviesa to rad także była, gdy ów uścisk rozluźnił, bo jeszcze dziewczyna by się zadusiła się na nowej ziemi.
- Och, wiem, starość już za mną kroczy - westchnęła teatralnie, jakby jej wygląd był największym strachem dziewczyny, a raczej utracenie tych rys twarzy, co tak upodabniały ją do matki.
Przechyliła głowę na bok, mrużąc delikatnie oczy i uśmiechając doń lekko.
- To ty nie wiesz? - spytała, jakby chciała się upewnić, choć na wiele to się dziewczynie nie przydało - Przeprowadziłyśmy się. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, jak i mniejszym entuzjazmem w głosie.
Fakt, że miały z ojcem zamieszkać chyba był trochę przesadzony, bo od czasu przyjazdu może jedną trzecią pobytu z nimi spędził, a tak to wciąż w pracy był.
Nawet tak przesunęła dłonią po jego nieco przydługich włosach, przeczesując je jeszcze palcami.