niedziela, 15 lipca 2012

strange days have found us

Flynn Elyes
lat 21
aspirujący muzyk, człowiek orkiestra i utrapienie rodziców

Flynn od małego nie sprawiał żadnych problemów. Od dnia narodzin, które miały miejsce ósmego stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego roku był raczej spokojny. No cóż, dobrze, bardzo spokojny. Nie płakał, przesypiał całe noce. To znaczy, rodzicom wydawało się, że przesypia. W rzeczywistości, dzieciak leżał w swoim drewnianym, niebieskim, jak na chłopca przystało, łóżeczku i patrzył w sufit, oglądając latające nad kołyską samolociki i słuchając tandetnej melodii z jakiegoś plastikowego radyjka. Dawał swoim ciężko zapracowanym rodzicom się wyspać. Już i tak sprawił im kłopot pojawiając się na tym okrutnym świecie. Taka prawda. Timothy i Sophie Elyes nie planowali żadnych dzieci. Timothy zajęty był zarządzaniem rodzinną firmą, a Sophie spełniała się jako początkująca, dobrze zapowiadająca się projektantka mody. Po co im dziecko? Ale zdarzyło się. Aborcja była wbrew ich przekonaniom. Przez jakiś czas zastanawiali się nad adopcją, ale w końcu postanowili, że dziecko zostanie. I tak oddali je w ręce opiekunek. Imię wymyśliła mu jedna z pielęgniarek obecna przy porodzie. Flynn

Kiedy dorastał, niewiele się zmieniało. Szybko zaczął chodzić, ale bardzo późno ktokolwiek usłyszał, jak mówi. Każdy, kto miał z nim styczność, radził państwu Elyes, by zabrali go do psychologa. Oni, owszem, opłacili takowego, ale nigdy więcej z nim nie rozmawiali. Mężczyzna przychodził czasami do dziecka, które siedziało w towarzystwie opiekunek, ale nic wielkiego z tego nie wyszło. Flynn jaki był, taki pozostał. 'Jakiś dziwny', jak zwykli mawiać o nim inni. Co nie znaczy, że nieprzyjemny, o nie. Problemów z nawiązywaniem kontaktów to on nie ma. Chłopak wesoły, całkiem rozgarnięty, potrafiący żartować i śmiać się ze wszystkiego, w tym z siebie samego. W stosunku do płci pięknej, niezwykle szarmancki, ustępujący miejsca, przepuszczający w drzwiach, całujący rączki, kłaniający się z szacunkiem. Flynn żyje jednak w swoim świecie. Czasami towarzyski, momentami jednak czujący się dobrze tylko i wyłącznie ze sobą, nie mogący znieść żadnego towarzystwa, pogrążony we własnych myślach, nieobecny. Czasami nie odpowiada wtedy nawet na pytania, patrząc tylko na rozmówcę zamglonym wzrokiem. Wielu podejrzewa go przez to o zażywanie narkotyków. Flynn jednak ich nie tyka. Od alkoholu nie stroni, za to papierosy pali nałogowo. Lubi znikać na całe noce. Nie, nie szaleje na imprezach, ani nie sypia z przypadkowymi dziewczynami. Chodzi po swoich ulubionych miejscach i tworzy. Albo rozmyśla. Albo zaczepia obcych ludzi. Zależy na co ma aktualnie nastrój.
Gdy miał trzynaście lat, zażyczył sobie gitarę. Oczywiście, dostał ją, rodzice niczego mu nie odmawiali. Flynn nigdy z tego nie korzystał, lubił sam zarabiać na własne wydatki, jednak do gitary za bardzo mu się paliło. Samouk. Dziś się z nią nie rozstaje. Często można spotkać go w najróżniejszych miejscach, kiedy sobie gra i podśpiewuje. A głos ma całkiem niezły, z lekką, seksowną chrypką. Poza gitarą, już za własne pieniądze, sprezentował sobie skrzypce i trąbkę. Z tym już jednak potrzebował pomocy. Tak więc na gitarze uczył się sam, a od skrzypiec i trąbki znalazł nauczycieli. Do kompletu dorzucił lekcje gry na fortepianie. Teraz kształci się już sam, szlifując swój warsztat instrumentalny i wokalny. Nie ukrywając, muzyka jest całym jego życie. Przez cały czas, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, Flynn tworzy. W jego głowie tworzą się melodie, tworzą się teksty. I tak powstają kolejne piosenki, na różne instrumenty. Nie pisze jednak do szuflady. Można usłyszeć go na głównych ulicach Nowego Jorku, na czym zbija niezłe pieniądze. Poza tym, występy w różnorodnych knajpach, barach, kawiarniach. Miał nawet propozycję z jednej wytwórni, ale nie pozwolił nic zmienić w swoich utworach, więc się wycofali. Ale własna twórczość to to, czego Flynn broni najbardziej. Muzyki również słucha, owszem, różnej. Najchętniej rocka, choć tego starszego, jak i bluesa, czy jazzu, trochę metalu, folku. Różnorodnie, podobnie jak i jego własne piosenki.

Chłopak niesamowicie skryty i zamknięty w sobie. Od niego samego, wiele się o nim nie dowiesz. A już na pewno nie o tym, co czuje. Niczego też nie da się w nim zaobserwować. Choć zdarza mu się uśmiechać, zdarza mu się denerwować, wciąż wydaje się na wszystko obojętny. Od dzieciństwa sprawiał wrażenie, jakby było mu wszystko jedno. Wszystko przyjmuje ze stoickim wręcz spokojem. Nawet śmierć ukochanego dziadka przyjął tylko skinieniem głowy, po czym wyszedł z domu. Prawda jest jednak taka, że Flynn przeżywa, tylko tak głęboko, że sam do końca o tym nie wie. Wszystko wychodzi dopiero, gdy pisze piosenki. Słuchając ich, można najlepiej poznać tego chłopaka.
Chodzi z głową w chmurach, zatopiony we własnych myślach. Aż dziwne, że nie wpadł jeszcze pod żaden samochód, ani nie poturbował poważnie żadnego przechodnia. Choć zdarza mu się obrywać za nieuważanie. Kto by się tym jednak przejmował? Na pewno nie Flynn.
Chłopina inteligentny, nie da się ukryć. Szkołę skończył jednak ze średnimi wynikami, uważając, że i tak do niczego mu się to nie przyda. Robi to, co chce. Nie ma poczucia, że pasożytuje na rodzicach, bo sam na siebie zarabia. I to robiąc to, co lubi. Czyż to nie piękne? Czyż to nie tak powinno wyglądać? Według Flynna, jak najbardziej. A że rodzicom nie podoba się, że wygląda czasami jak bezdomny, gra na ulicach i nie chce być taki, jak ojciec - trudno. Jego w tym domu nic nie trzyma.
Poza gitarą, zawsze ma przy sobie jakąś książkę. Lubi czytać. Zawsze lubił. Szybko nauczył się czytać i już wtedy chłonął. Czyta wszystko, choć najchętniej fantasy, kryminały, książki psychologiczne, wojenne, przygodowe. Podobnie, jeśli chodzi o filmy. Bo kino, o, i teatr też lubi. Taki inteligencik. Całkiem niezły znawca z niego w tych dziedzinach.
Nigdy nie był naprawdę zakochany. Sam nie wie, czy istnieje dziewczyna, która na tyle przypadnie mu do gustu. Jeśli o nie chodzi, to Flynn nie może znieść makijażu. Po prostu go odrzuca od wymalowanych dziewczyn i nic nie może na to poradzić. Poza tym, w dziewczynie szuka partnerki do dyskusji, muzyki i dziwnych pomysłów, które miewa. Nie wie, czy jakaś jest na coś takiego gotowa. Bo przy nim raczej niczego nie mogłaby być pewna. Poza tym, że ją kocha, gdyby naprawdę kochał. Bo wtedy byłby wierny, oddany i lojalny. 
Generalnie jednak trudno się z nim żyje. Jak z każdym indywidualistą.
Jest szczery, niemal do bólu. Niepytany raczej się nie odzywa, ale zapytany, lub zaczepiony, powie prawdę. W końcu najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Z takiej założenia wychodzi. 
Sam konfliktów nie wywołuje, jednak, gdy ktoś zachowuje się agresywnie w stosunku do niego lub kogoś, z kim przebywa, potrafi być bardzo nieprzyjemny. I niech nikogo nie zwiedzie niepozorna postura Flynna. Ma całkiem niezły prawy sierpowy.
A jeśli chodzi o jego wygląd, jest wysokim, mierzącym bowiem metr dziewięćdziesiąt trzy, chłopakiem, jednak tak chudym, że mu żebra i kręgi można policzyć przez koszulkę. Nie, żeby się głodził. Jakaś cudowna przemiana materii chyba. I dużo ruchu. Całkiem przyjemna buzia, rzecz można, że trochę dziewczęca. Wyraźnie zarysowana broda i szczęka, co daje jego wyglądowi choć trochę charakteru. Całkiem normalny nos, dość pełne usta. A co we Flynnie najlepsze to te wiecznie nieobecne oczy w kolorze błękitnego nieba. Co do ubrania, matka mówi, że wygląda jak bezdomny. W znoszonych dżinsach, starych, rozpadających się trampkach i flanelowych koszulach faktycznie nie wygląda, jak chłopak z dobrego domu. Ale znów, kogo to obchodzi? I znów, na pewno nie Flynna!
Poza zarabianiem swoją muzyką, Flynn ma także stałą posadę w jednej z wielu nowojorskich kawiarni. Po prostu kelneruje.
I, uwaga uwaga, świetny z niego kucharz. 


[No to zapraszamy z Flynnem do wątków :) Jestem dziewczyną, tak dla jasności. A Flynn jest moją pierwszą męską postacią, mam jednak nadzieję, że jakoś mi wyszedł znośnie. Buźki użyczył Johnny Flynn :)]