Wczoraj wyciągnęłam rękę,
dziś ty odwróciłeś głowę
Na
świat przyszła dwunastego maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego roku w słonecznej Barcelonie jako
dzieło całkowitego przypadku i najzwyczajniejszego w życiu gwałtu.
Mimo wszystko obdarzona bezgraniczną miłością i wsparciem ze
strony swojej rodzicielki - Julie, a także jej późniejszego
partnera, Juana, rosła pomału w siłę. Pełna woli walki, ognistego temperamentu i wielu specyficznych pomysłów.
Dorastała
w podrzędnym domku na przedmieściach Madrytu. Szkołę średnią ukończyła
z licznymi wyróżnieniami, bez problemu dostała się na wymarzoną
uczelnie, ale... jednak odroczyła studia. Dlaczego? Odkąd tylko
pamięta zawsze chciała zwiedzać świat, więc gdy nadarzyła się
taka okazja, grzechem byłoby dać przejść jej koło nosa.
Bea usłyszawszy tylko o możliwości wyjazdu do USA ani chwili się
nie wahała. Wielkie uroczyste tak, szybki tupot bosych stóp po
posadzce, pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy i długi lot przez
ocean a potem: witaj kochana Ameryko!
Bea to typ zamaskowanej samotniczki, która świetnie przystosowuje się do
wymagań grupy – jeśli trzeba, będzie duszą towarzystwa, choć w
środku może bardzo cierpieć z niewiadomego powodu. Swoje emocje
raczej trzyma na wodzy, lecz kiedy wybucha to raz, a porządnie. Nie
znosi patyczkowania się, głupoty i durnych pytań. Jeśli chce, potrafi
zabłysnąć inteligencją, błyskotliwą uwagą czy ironicznym
żartem. Na co dzień jednak trzyma się z boku, cały czas uznawana
jest przez to za typową outsiderkę. Przywykła do luksusów, jednak
nie znaczy to, że została wychowana na typową księżniczkę. Bei nic nie straszne, ani pająk w stodole, ani ciężka praca. Ma zadatki na prawdziwą altruistkę.
Przeważnie chodzi przygnębiona, jej brązowe oczy mają smutny
wyraz, a w kącikach ust czai się dziwny grymas w ogóle nie
przypominający ciepłego uśmiechu z dawnych lat. Maskuje uczucia,
nie lubi się z nimi afiszować, boi się panicznie straty i miłości.
Potrafi bronić swojego zdania, niekiedy jest nadzwyczaj pewna
siebie, czasem wręcz arogancka. Kiedyś krótko uczyła się gry na fortepianie i
skrzypcach jednak nic z tego nigdy nie wyszło. Sama
stawia sobie cele i uparcie chce wykonać je jak najlepiej. Potrafi
być niezwykle bezwzględna, jeśli chodzi o dobro bliskich jej osób.
Władają nią emocje, nad którymi nie potrafi jeszcze do końca zapanować, ale usilnie próbuje je zrozumieć. Chętnie ucieka w świat fikcji literackiej,
z lubością zaszywa się po uszy między ogromnymi tomiskami. Jest notoryczną
kłamczuchą, choć wcale tego nie chce. Manipuluje i irytuje zazwyczaj nie zdając sobie z tego sprawy. Niekiedy robi
rzeczy całkiem paradoksalne, wprawiające w osłupienie nie tylko
własną personę. Jest bardzo zamknięta w sobie. Nie potrafi mówić
o uczuciach, a tym bardziej o własnych problemach. Wbrew pozorom,
serce ma w dobrym miejscu. Można z łatwością
zauważyć, że należy do grona ludzi niezwykle nieśmiałych, acz w pewien sposób przebojowych. Nie
dla niej wielce tłoczne miejsca i przeróżne imprezy, gdzie leją
się hektolitry alkoholu. Od kilku lat nałogowo pali.
Przyleciała
do USA pod koniec maja i zamieszkała razem z wujem w Nowym Jorku. Z
jego pomocą znalazła pracę w jednej z kawiarni a także udało jej
się wynająć niewielki domek na przedmieściach miasta. Wszystko
zaczynało się pomału układać i Bei do szczęścia brakowało już
tylko jednej osoby – narzeczonego. Zamiast jednak Felipe, z Hiszpanii
przyjechał tylko bardzo neutralny list pisany jego ręką, w którym
raczył ją łaskawie poinformować o zerwaniu wszelakich łączących
ich więzi. Jak łatwo się domyślić te wydarzenia bardzo dotknęły Beę. Kilkakrotnie rozważała powrót w rodzinne strony, albo zostanie w USA na stałe. Do tej pory jeszcze nie ma pojęcia, jak jej losy potoczą się dalej, gdy minie wrzesień. Postanowiła korzystać z sytuacji, zaczęła rozglądać się za kilkoma uczelniami, a w wolne dni urządza sobie liczne wycieczki na razie w obrębie miasta czy stanu. Chętnie zaczęła wybierać się na rozmaite spacery, zahacza o wszystkie możliwe księgarnie i antykwariaty, czasem także sklepy muzyczne. Znowu chodzi do kina, teatru, wynurza się nawet w nocy i usilnie starając się wtopić w tło, przemyka chyłkiem do jednego z tych modnych i bogatych klubów.
[Cóż, nie pozostaje mi nic innego, niż powitać osobę, która zasłoniła moją skromną kartę. A więc witam.]
OdpowiedzUsuń[Eeee... moja karta jest tuż pod Twoją, więc technicznie jest nią zasłonięta, co do tego mają cyferki?]
OdpowiedzUsuńPraca. Działalność człowieka, którą zajmował się przez większy okres swojego życia. Była poprzedzona nauką, jaka miała go przygotować do danego zawodu. Ludzie uczęszczali na kursy, oddawali się wielu szkoleniom, mających na celu udoskonalenie ich umiejętności zawodowych.
OdpowiedzUsuńCzłowiek skupiał się na pracy, żeby móc zarobić na życie, by dogodzić sobie jak i rodzinie. Zależnie od wykonywanego zawodu, musiał wiele poświęcać - zdrowie, wysiłek psychiczny, a przede wszystkim czas. Czas ten poświęcany był uzupełnianiu formalności. Persona działała niczym maszyna, zagłębiać się w tajnikach danego fachu. Co z tego, że miała ona plusy typu zarobki, dzięki którym można było pozwolić sobie na dobra materialne, gdy jeden minus był istotny - poświęcenie relacji z bliskimi.
Steven Rowan jest doskonałym przykładem osoby, która teoretycznie (i praktycznie również) oddała się całkowicie temu zajęciu, zapominając o tym, co to znaczy być w rodzinie, w domu i jak się zachowywać.
Gregory wiedział o tym, będąc po drugiej stronie barierki. Miał doskonałe pojęcie o zaniedbaniu rodziny. Co z tego, że ojciec jak i matka zadbali o opiekunkę, jaka wielu rzeczy go nauczyła, skoro jednorodnemu brakowało ciepła rodzinnego? Jedynie mógł przyznać, że takowe ciepło było od strony matki, zaś ojciec - czasem miał wrażenie, że jego w ogóle nie było. Delegacje, poświęcony czas, marnotrawstwo, choć teraz korporacja ojca miała swoje siedziby w różnych miastach świata to jednak czego musiał się wyrzec?
Chłopak znów na niego przeklął, kiedy to miał odebrać jakieś papiery od Jima. Wszak on był jego wujkiem. Takim nie-rodzinnym, który często przybywał do domu Rowanów na obiady, był częstym gościem podczas różnych uroczystości.
Jim wiedząc, że Greg przybędzie do jego mieszkania, nic nie mówił. Steve miał już jego klucze, w razie jakiegoś nagłego wypadku, a Caspian - bo i tak się do niego zwracali - miał zgodę na wtargnięcie na jego posesję.
Zatem kiedy wysiadł pod odpowiednim apartamentem, skierował się na odpowiednie piętro i pozwolił na dłuższe pozostanie. Skorzystał z jego barku, nalewając sobie szkockiej do kryształowej szklanki, z której upijał co jakiś czas napój.
Poprawiając rękaw marynarki, skierował się do gabinetu mężczyzny w celu poszukania odpowiednich dokumentacji. Był zmuszony wyciągnąć kilka kartonów i segregatorów, chcąc znaleźć to, o co prosił jego ojciec.
Cholera, długo to będzie trwać, pomyślał chłopak, zajmując miejsce przy biurku i dalej czyniąc swoją powinność, usłyszał trzask drzwi od dźwigu.
Jednak nie był tym przerażony tylko dalej wykonywał to, co miał wykonywać. Był pewien, że to pokojówka Jima przyszła w celu wy sprzątnięcia apartamentu.
[Bessęsu.]
OdpowiedzUsuńSztuką było nie zląc się hałasu i krzyku w obawie, że posądzą człowieka o włamanie. Gregory w ogóle nie drgnął. Zachowywał się tak, jakby spodziewał się, że ktoś zaraz przyjdzie i będzie robić to, co powinien.
OdpowiedzUsuńTylko uniósł głowę do góry, a że nikt nie przychodził do gabinetu, postanowił nie zwracać na to uwagi.
Przeklął jeszcze raz pod nosem. Jak on miał się połapać w tych dokumentacjach, skoro były one podzielone na tysiąc pięćset kategorii, w czym żadna z nich nie miała ze sobą jakiegokolwiek powiązania? Już wiedział, że ojcu znów coś powie, starając się zachować spokojny ton swojego głosu.
I on dalej by tak śmiało sobie pracował i poszukiwał, sięgając po bursztynowy trunek, gdyby trzask, warkot i uderzenie muzyki, która spowodowała, że mimowolnie chłopak skrzywił się.
Teraz to wiedział, że wszystko się wydłuży o co najmniej godzinę. Miał nadzieję zakończenia tego czegoś, co się działo za gabinetem. Dlatego zaciskając mocniej szczęki, nieco bardzo nerwowo zaczął poszukiwać odpowiedniej dokumentacji.
W końcu się poddał i trzasnął kolejnym segregatorem, rzucając go do kartonu, z którego wyciągnął. Pomasował swoje skronie, zastanawiając się, gdzie szukać, choć bas wydobywający się z głośników skutecznie mu to utrudniał, więc wziąwszy naczynie w dłoń, skierował się do pomieszczenia, skąd to "wycie" się wydobywało.
W drodze opróżnił szklankę, obracając ją teraz w palcach i mając jeszcze ochotę, obiecał sobie, że od razu całą karafkę weźmie ze sobą.
Gdy dotarł do pomieszczenia, uśmiechnął się pod nosem nieco nikczemnie, mogąc bezwstydnie zlustrować sylwetkę nieznajomej dziewczyny, która zwrócona była do niego plecami. Później wywnioskował, że ot jest siostrzenica Jima, bo ten chwalił się chyba przez dwa tygodnie, że córka jego siostry tutaj przyjeżdża.
Nie mówiąc nic o swojej obecności, podszedł do wieży i przesunął po regulatorze głośności, ograniczając ją do minimum.
- Ludzie mają swoją pracę do wykonania - oznajmił stanowczym tonem swojego głosu, spoglądając na dziewczynę z jakimś pokpiwaniem.
[Dziękuję. Jakieś pomysły co do wątku albo powiązania? Mła być chętna na oba. Mogę nawet zacząć *.*]
OdpowiedzUsuńCzyżby miał on się bawić w siłowanie o to, kto więcej razy ściszy a kto więcej razy nagłośni muzykę, wydobywającą się z głośników radia? Zaprawdę, nie mieli czego innego do roboty, tylko o to się sprzeczać?
OdpowiedzUsuńGregory wywrócił oczami, westchnął teatralnie i wsunął dłonie w kieszenie spodni, stawiając kilka kroków w stronę dziewczyny.
- Jeśli nie chcesz mieć Jima na ogonie to bądź łaskawa i ścisz to o kilka decybeli - sarknął i nie czekając na jej reakcję, ściszył ponownie wieżę, odliczając od tej chwili czas, gdy ta znowu to podkręci wzwyż.
I tak był zdziwiony jej reakcją w związku z jego obecnością. Przecież normalna osoba by się przestraszyła i pytała kim jest, a ona? Jakby to był ktoś kogo zna, a tak właśnie nie było.
- Madryt nie był ziszczeniem marzeń, Beo? - spytał, dźwigając z kuca na proste nogi i rozejrzał się po pokoju, nieco kręcąc nosem.
[Hmm... To może idziemy na żywca? Normalne typowe 'spotkanie'- nie wiem czy tak będzie można to nazwać bo się nie znają- i na przykład to będzie się opierać na rozmowie o życiu. Albo Rea będzie się tobie żalić? Jak nie znajdziemy żadnego punktu zaczepienia to trudno Nic na siłę. *.*]
OdpowiedzUsuń[Zdjęcia mnie zachwyciły *,* Karta też niczego sobie, a Bea jest doprawdy urocza ^^
OdpowiedzUsuńAndrew Holt]
Teraz można śmiało się zastanowić, czyja obecność była natarczywa. Zarówno chłopak, jak i dziewczyna często przebywali w tym domu, więc nie wiadomo jak to było. Równie dobrze to Gregory mógłby stwierdzić, że to ona zniszczyła jego harmonię spokoju, ładu i porządku, ale po co miałby się wykłócać? Bądźmy dorośli, o.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na dziewczynę, lustrując ją wzrokiem. On wiedział, że była od niego starsza, choć mógłby przysiąc, iż jest ona jego rówieśniczką. Niemniej, tak wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, by później zmarszczyć brwi, przy czym jego spojrzenie wydało się takie chłodniejsze.
Nie lubił, wręcz nienawidził, kiedy ktoś wypominał o jego matce. Jeszcze teraz wyczuł tę całą obelgę, aczkolwiek nie mógł nic w związku z tym zrobić. Nie mógł zareagować rękoczynem, bo kobiet się nie bije - nawet jeśli nie wiadomo jak okrutne były.
- Dla twojej wiadomości, moja droga... - zaczął, odwracając się do niej plecami i wziął z etażerki pokal z alkoholem - Matka wychowała mnie bardzo dobrze i pomimo tego, że musiałem widzieć, jak sypią na nią piach, kiedy wieko zakrywało jej oblicze, nadal się trzymam tych zasad - wyjaśnił, nieco pokrętnie, ale nie będzie jej wprost mówił o tym wszystkim, co mu doskwierało.
Oparł się wygodnie o długi parapet i skosztował trunku, następnie cmoknąwszy cicho dodał.
- Poza tym... Złotko, to jest Manhattan, to jest Nowy Jork, tutaj wszystkie sekrety mają duże prawdopodobieństwo ujawnienia się w dziennym świetle, więc się przyzwyczajaj.
Spokojny ton chłopaka wydawał się być niewzruszonym tym, że raczyła mu przypomnieć o nieżyjącej już matce. Chyba nie musiał się tłumaczyć, że tej kobiety mu brakowało, prawda? Nawet mogła zauważyć, jak cień chwilowej nostalgii przemknął przez jego twarz.
Nic więcej nie mówiąc, skierował się do gabinetu, pozostawiając ją z tym, co miała zrobić dla siebie,.
[Za bardzo się rozpisałam, ot co. Ostatnio tak mam. Widocznie wakacje mi służą ^^ Ach, oczywiście, musimy coś skrobnąć! Tylko jakieś pomysły masz? Czy na mnie zrzucisz wymyślenie czegoś, a sama zaczniesz wątek? :D
OdpowiedzUsuńAndrew Holt]
No tak. On to tutaj niezły raban uczynił. Gabinet mężczyzny bardziej przypominał wojskowy poligon, gdzie to się trenował dzień w dzień, od rana do ciemnej nocy. Chłopak tym nie był wzruszony, bo wiedział, że służba przyjdzie, a najwyżej sam się pokusi o posprzątanie.
OdpowiedzUsuńTak, dobrze się zrozumiało. Potrafił sprzątać. To, że był rozpieszczony i lokaj oraz pokojówka gościli w jego apartamencie, nie oznaczało wcale, że Elizabeth nie zadbała o to, by chłopak coś potrafił. Wręcz szła w tej kwestii w zaparte, sprzeczając się z ojcem chłopaka. Steven bowiem, uważał, że chłopak będzie na tyle bogaty, iż mu potrzebna będzie służba a nie umiejętność sprzątania.
Jak dobrze, że Lisa potrafiła postawić na swoim, bo chyba za to ją cenił Steve.
Uniósł wzrok znad papierów, które zaczął czytać, obracając palcami szklankę. Kiwnął jedynie głową, sugerując jej tym samym, że przeprosiny zostały przyjęte.
Zdarzało się, że ludzie nie wiedzieli prawie niczego o nim. Wiele osób myślało, że matka Rowana gdzieś wyjechała robiąc ogromny i kilkuletni kontrakt. Niektórym zdążył naprostować sytuację, ale to były osoby, z którymi chłopak wdawał się w dyskusję.
Dokumentacja w aktówce czytanej przez chłopaka była tym odpowiednim, choć wciąż nie wystarczającym, więc podniósłszy się, skierował do ostatniego i najobszerniejszego segregatora, gdzie to mogły zostać te formalności.
Przy okazji zsunął marynarkę z ramion, przewieszając niedbale przez oparcie fotela stojącego po drugiej stronie biurka, niż to chłopak siedział i poluzował nieco swój krawat.
Nie ignorował dziewczyny, ale zajmował się czymś innym, więc wolał na tym się skupić. Poza tym jej nie znał na tyle.
[I mnie to pasuje, o! No, to skoro Bea chyłkiem przemyka do bogatych klubów, tam mogli się któregoś wieczora spotkać, bo Andy wręcz kocha imprezować. Później Andy mógłby ją odprowadzić do domu i zostać u niej na noc, gdzie spał na kanapie, gdyż był zbyt pijany, aby wrócić do siebie. A teraz spotkają się gdzieś w sklepie muzycznym, albo takim zwykłym spożywczym i umówią się na jakąś kawę, albo co :D
OdpowiedzUsuńAndrew Holt]
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Cholera, wybacz -.-' Zapomniałam przełączyć karty...
OdpowiedzUsuńAndrew Holt]
[No to zaczynam. ^.^]
OdpowiedzUsuńZwykły dzień. Taki jak każdy. Słońca nie było widać aczkolwiek czuć było ciepło. A nie to ja stanęłam przy wywiewie ciepłego powietrza. Szłam po prostu ulicą. Miałam wielką ochotę na kawę, tak więc zmierzałam w tamtym kierunku. Starbucks mieścił się za rogiem. Wystarczyło zrobić kilka porządnych kroków aby tam dotrzeć. No i w końcu otworzyłam drzwi tego cudownego miejsca z którego już na ulicy pachniało świeżo zaparzaną kawą. Wzięłam jedną z moich ulubionych kaw na wynos. Zapłaciłam jak należy i wyszłam uradowana z moim kubkiem. Teraz musiałam poszukać miejsca gdzie pójdę. Nie miałam planów na resztę dnia. Czekałam chyba tylko i wyłącznie na zbawienie.
[A dalej ty...]
[ano bardzo możliwe ;>]
OdpowiedzUsuń[Pewnie, że się skusi, czemu by nie :D masz jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuń[Hm, no, mi się podoba :) Szczególnie motyw z kawą :3]
OdpowiedzUsuń[Mogłabyś pofatygować, tak w ramach powitania nowego... :D strasznie nie lubię zaczynać!]
OdpowiedzUsuń[Jeestem, jeeestem..]
OdpowiedzUsuń[Czekam więc, choć dzisiaj (wczoraj) już Ci się nie uda :D]
OdpowiedzUsuń[Ja podobnie :D]
OdpowiedzUsuń