piątek, 6 lipca 2012

Your love is like bad medicine, bad medicine is what I need.

SOUNDTRACK

"- Mercedes? Nie no, serio.
Jak można nazwać dziecko po marce samochodu?"


Mercedes Walton
♣ osiemnaście lat
♣ nazywana Merc, Mercy, Dessie lub po prostu Walton
♣ urodzona 21 stycznia 1994r. w San Francisco
♣ uczennica ostatniej klasy Constance Billard
♣ mieszkająca w małym apartamencie przy Central Parku.

"- W zdrowiu i chorobie, zapomniałeś? Jak możesz ją teraz zostawiać?!
- Jesteś tylko małym, głupim dzieckiem, Mercedes. Nie masz prawa mówić mi, co mam robić.
A teraz znikaj stąd i nie pokazuj mi się na oczy!
- Oj, żebyś wiedział, że się nie pokażę!"


posłuchaj.
John Walton i Emily Cassses mieli być idealnym małżeństwem. On, będący spadkobiercą sieci sklepów Walmart i kawiarenek Starbucks Cafe oraz ona, pani prawnik z dobrego domu, nie musząca pracować do końca swojego życia. Przyszłość jawiła im się jasno i kolorowo - kupili ogromny dom na plaży, byli młodzi i bogaci, a niedługo po ślubie Emily zaszła w ciążę. Dziewięć miesięcy później na świat przyszło ich pierwsze dziecko, ku rozczarowaniu córka, nazwana przez ojca-miłośnika motoryzacji imieniem Mercedes. Ponoć odzwierciedlało to piękno i niewyobrażalny urok, jakie miały być w późniejszych latach atutami dziewczynki. Sama zainteresowana do dzisiaj nie potrafi zrozumieć głupoty swoich rodziców w tamtym czasie. 
Merc dorastała w niewątpliwym luksusie. Chodziła do prywatnych szkół, posiadała własny pokój sięgający całego piętra, miała co chciała i niekoniecznie to, czego potrzebowała. Jak sama przyznaje, dzieciństwo minęło jej miło, i nie żałowała ani jednej sekundy z tamtego czasu. Wszystko zaczęło się dopiero, gdy skończyła szesnaście lat.
Panna Walton pamięta ten dzień tak dobrze, jakby miał on miejsce zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu. Między rodzicami od dawna się nie układało - coraz częściej słyszała krzyki, głównie matki, trzaskanie drzwiami, a później doświadczała tych "cichych dni", podczas których nikt nie potrafił jej odpowiedzieć, czemu wszyscy tak dziwnie się zachowują. Całe te sytuacje stały się jasne dopiero wtedy, kiedy została wezwana wraz z ojcem do szpitala. Jak okazało się na miejscu, matka cierpiała na chorobę. Żeby tego było mało, była to choroba psychiczna - tak zwana osobowość borderline. Dla pana Waltona było to za dużo. Zadzwonił po prawnika, przygotował papiery rozwodowe, wysłał żonę do wariatkowa, nic nie mówiąc o tym córce, która dowiedziała się o wszystkim przez przypadek. "Nie będę mieszkał z psychopatką!" krzyczał tamtego dnia, stawiając z hukiem szklankę whiskey na blat hebanowego biurka.
Od tego czasu nic już nie było tak, jak dawniej. Mercedes odmówiła dalszych kontaktów z ojcem, który wysłał ją do Nowego Jorku, chcąc pozbyć się kolejnego niewygodnego problemu z życia, i ograniczając się jedynie do wysyłania na jej konto miesięcznych pieniędzy. Do Wielkiego Jabłka zabrała ze sobą dziewięcioletniego Frederica, adoptowanego syna państwa Walton, których odwieczną ambicją było mieć męskiego potomka. Teraz dziewczyna kończy naukę obowiązkową, a w jej planach zagnieździła się myśl o studiach medycznych. Wbrew wszystkiemu, właśnie tutaj panna Walton odczuła, że jest szczęśliwa - z dala od przeszłości, ojca i tego, co nigdy nie było prawdziwe.

"- Ładnie wyglądasz w tej sukience, Merc!
- Dziękuję, Fred.
- Serio, gdybym był starszy i nieznajomy, umówiłbym się z tobą."


zobacz.
Mercedes zawsze słyszała, że jest podobna do matki, co w obliczu sytuacji ostatnich lat bardzo ją cieszy. Delikatne rysy twarzy, długie, gęste, brązowe włosy, naturalnie układające się w lekkie fale i współgrające z nimi duże, kasztanowe oczy o kształcie migdała, oprawione czarnymi, grubymi rzęsami to tylko jedne z jej atutów. Panna Walton jest ponadto posiadaczką prostego, ładnego nosa i pełnych, malinowych ust, zwykle unoszących się w miłym uśmiechu. Jej znakiem charakterystycznym jest okrągłe znamię przy złączeniu szyi z obojczykiem. Jako dziewczyna należąca do osób średniego wzrostu, bo mierzy nieco ponad 170 centymetrów, może poszczycić się długimi, zgrabnymi nogami, które mają okazję pokazać się światu jedynie w lato, kiedy to osiemnastolatka ubiera sukienki czy krótkie szorty. Przy wadze 50 kilogramów można powiedzieć, że jest szczupła, natomiast jej sylwetka odznacza się szczupłą talią, średnim biustem, średniej szerokości ramionami i udami. Giętkie, rozciągnięte ciało dziewczyna zawdzięcza licznym sportom, które uprawia, od biegania po gimnastykę artystyczną.

"- Cześć, mogę pożyczyć telefon?
- Ale ja cię nie znam!
- Merc Walton, miło mi. Naprawdę potrzebuję zadzwonić, to sprawa życia i śmierci."


poznaj.
Chcesz poznać Merc? Cóż, nie będzie to trudne. Jest ona osobą nadzwyczaj kontaktową i towarzyską, głównie dzięki temu, że z racji zawodu swojego ojca, bywając na licznych przyjęciach musiała poznać wiele zupełnie obcych sobie wcześniej osób. Świetnie odnajduje się w grupie, dlatego nigdy nie stroniła od wszelkiego rodzaju imprez. Uwielbia się śmiać i wygłupiać, przez co często jest nazywana dobrym duszkiem. Nie ma problemów z podejściem do nieznajomego, kiedy czegoś potrzebuje, więc nie zdziw się, jeśli będzie z Tobą rozmawiać jak ze starym, dobrym przyjacielem, podczas gdy pierwszy raz widzisz ją na oczy. Nigdy nie szuka kłótni czy problemów - woli odegrać się komuś życzliwością, bo uważa, że to przynosi ze sobą większe skutki. Jest jedną wielką altruistką, stawiającą nad wszystko rodzinę i przyjaciół, myślącą trzeźwo i odpowiedzialnie, czego nauczył ją pobyt w Nowym Jorku. W kwestiach miłości zdecydowanie jest typem romantyczki, aczkolwiek często pozornie trudno jest zwrócić jej uwagę, choćbyś stawał na głowie. Nie uważa się za cnotkę, bo nigdy nią nie była. Jednocześnie jest do granic szczera i nie obawia się wyrazić swojej opinii, czy zwrócić komuś uwagę. Jest niezwykle upartą osóbką, która nigdy nie odpuszcza swoich celów. Dzięki swojej determinacji znajduje się właśnie na samodzielnej drodze swojego życia, wychowując młodszego brata, chorą matkę i samą siebie.
Jeśli chodzi o naukę, Mercedes nigdy nie miała z nią problemów, chociaż nigdy specjalnie się nie starała, jeśli stawka nie była naprawdę ważna. Powtarza materiał z reguły zaledwie godzinę przed zapowiedzianym sprawdzianem, co w jej przypadku jest efektywniejsze niż zakuwanie przez całą noc - opanowuje notatki do niezbędnego minimum, nie zagłębiając się w niepotrzebne szczegóły, a dzień po całej sprawie i tak już nic nie pamięta.
De facto Walton jest jedną z tych osób, które znalazłyby się na liście pod jakże zaszczytnym tytułem "Warto poznać przed śmiercią".

"- Walton, szukałem cię wszędzie!
- Wystarczyło spytać, gdzie idę."


przyjdź.
Mimo kłótni z ojcem, Mercedes, jako córka spadkobiercy ogromnego interesu, w dalszym ciągu pojawia się na bankietach czy przyjęciach organizowanych przez elitę Manhattanu - z reguły tylko na tych, o których ma stuprocentową pewność, że nie będzie pana Waltona. Woli unikać jego widoku, nie będąc do końca pewna swojej reakcji, gdy znów go zobaczy. W gruncie rzeczy nie przepada za przebywaniem na tego typu "imprezach", aczkolwiek uznała, że raz na jakiś czas jej to nie zaszkodzi.
Walton uczęszcza do szkoły Constance Billard, gdzie można znaleźć ją przez większość dnia, nie licząc wczesnego ranka, kiedy to biega po Central Parku. Popołudniu, po skończonych zajęciach widać ją, jak biegnie do skromnej limuzyny z torbą na ramieniu, by odebrać brata ze szkoły na drugim końcu miasta. 
Weekendy osiemnastolatka spędza na odwiedzaniu matki w New York State Psychiatric Institute. Czasem można ją przyłapać, jak siedzi w jednej z kawiarenek Starbucks Cafe, popijając cappuccino czy cafe mocha.
Jeśli chodzi o inne przypadki, Merc może pojawić się dosłownie wszędzie, bez względu na to, jak dziwne byłyby okoliczności. Chcąc czy nie chcąc, często wpada w najrozmaitsze zawirowania i skomplikowane historie, więc przy jej osobie wszystko jest możliwe.

"- Merc, może pojedziemy na wakacje do Hiszpanii?
- Hulajnogą chyba."


dowiedz się.
♣ Posiada trzy koty. Sierściuchy mają na imię Freddie, Mercury i Queen.
♣ Używa perfum Calvin Klein Euphoria.
♣ Nie znosi, kiedy ktoś zwraca się do niej pełnym imieniem.
♣ Zakochana w głosie Jona Bon Jovi.
♣ Jest tragiczną kucharką.
♣ Do długiej pracy przy komputerze i czytania nosi okulary.
♣ Uwielbia oglądać boks, choć nigdy sama nie próbowała go trenować.
♣ Ma włoskie i irlandzkie korzenie, aczkolwiek bardzo dalekie.
♣ Choruje na awiofobię, czyli na strach przed lataniem samolotem.
♣ Prowadzi bloga, coś na formę pamiętnika, w którym podpisuje się pseudonimem Ems.
♣ Chciałaby kiedyś założyć rodzinę, ale niespiesznie jej do tego.


~~~~~~~~~~~~

Witam wszystkich, którzy przebrnęli przez kartę bądź też nie. Na zdjęciu i gifach urocza Lucy Hale. Cytacik w tytule to piosenka Bon Jovi - Bad Medicine (polecam!)
Jestem otwarta na wszelakie powiązania (preferuję te naprawdę pomieszane) i wątki. Co do tego drugiego, hołduję zasadzie "Jeśli ja wymyślam powiązanie/okoliczności, Ty zaczynasz wątek i odwrotnie", a jeśli chodzi o długość, to zwykle dostosowuję się do osoby, z którą ten wątek prowadzę. Nie gryzę, nie kąsam, nie połykam w całości, więc śmiało pisać. Mercedes nie jest nowa, więc jakieś tam kontakty powinna mieć. Na razie to by było na tyle. 
Miłej zabawy z Mercią, dziubki!

21 komentarzy:

  1. [Ojej, Lucy. Zaraz tu się pojawią wszystkie postaci z PLL w takim tempie. :D Dzień dobry!] Roy

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dzień dobry i witam kolejną postać. Oraz zapraszam na wątek.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Lucy <3 Może jakiś pomysł na wątek albo powiązanie? Nasze postacie chodzą do tej samej klasy i szkoły. Może coś z tym?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jak dla mnie słodko i bardzo ciekawie. No to kto będzie miał ten zaszczyt i zacznie?]
    //Lorette

    OdpowiedzUsuń
  5. Manhattan Medicine EXPO.
    Przygotowywałam się do niego praktycznie od pół roku. W ciągu tego czasu udało mi się wypuścić linię produkcyjną, załatwić biura i oddziały, zatrudnić dwa tysiące osób i, oczywiście, zarejestrować firmę. Kłopot w tym, że to wszystko raczej poszłoby na marne, gdybym nie znalazła odpowiednich inwestorów i kontrahentów. Innymi słowy, denerwowałam się.
    Na szczęście, denerwowałam się w dopasowanej garsonce i gładzi szpachlowej na twarzy, więc praktycznie nie było tego widać. Otaczały mnie wykresy, wyniki badań... no i oczywiście same leki, głównie w wystawowych, przezroczystych kryształowych strzykawkach o potrójnych tytanowych igłach, każda z logiem firmy Kastner Genetics. Wyglądało to cokolwiek nierealnie, ale ostatnio moje życie tak wyglądało, więc nic nowego. Alleluja i do przodu.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Luuuucy! Albo jak kto woli, Arya z PLL *,*

    Andrew Holt]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Taak, niezła z niej dupa <3 No, ale my tu gadu-gadu, a wątek by się jakiś przydał, czyż nie? Wolisz wymyślić powiązanie i miejsce spotkania czy zacząć wątek? :D

    Andrew Holt]

    OdpowiedzUsuń
  8. [W takim razie czas, aby o swoim istnieniu się dowiedzieli ^^ Więc co ty na to, aby Mercedes się coś w domu zepsuło, albo potrzebna byłaby jej pomoc w przestawieniu jakiś mebli i postanowi poprosić sąsiada o pomoc, budząc go przy tym? xD

    Andrew Holt]

    OdpowiedzUsuń
  9. [KOCHAM CIĘ ZA BONA JOVI'EGO! <333]

    OdpowiedzUsuń
  10. Charles Blanc6 lipca 2012 17:45

    [ No jaaaaaa! Lucy Hale! <33 Ale wiesz ile musiałam szukać jakąś dobrą piosenkę na tytuł? No ale za to od razu świetnie przedstawia mojego blondasia. :D Na wątek chętna jestem, ale za to brak pomysłów. Główkuje teraz nad wątkiem z Scarlett. xD]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Witaj w klubie, bo moja też. ;D]

    OdpowiedzUsuń
  12. Charles Blanc6 lipca 2012 18:36

    [ Okey. To bankier. I załóżmy, że Charles lubi śmiać się z jej imienia. xD]

    Bankiery. Bankiery organizowane przez ojca, które i tak widywał raz na ruski czas. Znienawidzone bankiery i znienawidzony ojciec. Fajne połączenie.
    I do tego słowa matki: "Musisz się dobrze prezentować!".
    O co chodzi? Znienawidzone garnitury.
    Szybko trafił na bankier, chociaż wcale ochoty nie miał.
    Siedział sobie tak spokojnie przy stole, gdy nagle ojciec z swoim kolegom jakimś, podszedł do Charlesa i objął go ramieniem.
    - A o to mój syn. Wychowałem go na dobrego człowieka - chwalił się i do tego kłamał.
    Nagle Charles ujrzał pewną brunetkę o imieniu Mercedes. Tak, kojarzył ją.
    - O! Idzie dziewczyna-samochód! - roześmiał się, a ojciec spojrzał na niego spode łba i poszedł gdzieś wkurzony.
    Charles znów usiadł na krześle.

    OdpowiedzUsuń
  13. Charles Blanc6 lipca 2012 18:56

    Uciec? Oczywiście, że chciał uciec! Nienawidził bankierów!
    Może jego nastawienie by się zmieniło, gdyby były tutaj dziewczyny w jego wieku, a nie kobiety sięgające 60-dziesiątki!
    Go także pokarali brzydkim imieniem. Charles, jak dla dziadka. Wolał Josh, chociaż większość była przyzwyczajona do Charlesa.
    - Nawet jeśli miałbym sprzedać duszę diabłu - odpowiedział krzyżując nogi, czym o mało nie postwawił haka kobiecie ubranej w czarwoną sukienkę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Charles Blanc6 lipca 2012 19:23

    Chociażby, żeby puścić jakiegoś dobrego rocka. Nawet starego dobrego rocka! Guns N' Roses, Bon Jovi i wiele innych!
    - Czemu tutaj siedzimy? Bo jak wyjdę ojciec mnie zabije, a matka nie da rady obronić - odpowiedział. No ale raz się żyje.
    - Ale chodźmy, bo pomylę to miejsce z domem starców - mruknął pod nosem i wstał. Podał kelnerowi kieliszek i krawat, po czym ruszył wraz z szatynką w stronę drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedy tak większość mieszkańców krzątała się już po swoich apartamentach, by przygotować się do pracy czy innych, równie ważnych zajęć, Andy wciąż smacznie spał w swoim wygodnym, ciepłym łóżku, który według niektórych było za duże dla niego. Takimi właśnie sugerowali, że powinien sobie kogoś znaleźć i to nie na jedną noc, a na stałe, chociaż nikt nie wierzył, że ktoś taki jak panicz Holt wytrzyma z jakąś kobietą dłużej niż dwa tygodnie. W końcu nie lubił jak ktoś nim rządził, a kobiety właśnie miały to w genach, że mężczyzn rozstawiały po kątach jak im się podobało, czyż nie? No właśnie. A Andy nie miał zamiaru przez najbliższe dziesięć lat dać się tak rozstawiać i być na każde skinienie kogokolwiek, ot co. Za bardzo cenił sobie wolność i niezależność, co poradzić.
    Wracając jednak do dzisiejszego ranka, Andy wciąż sobie spał, po uszy przykryty kołdrą, gdy nagle po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Przez chwilę oczywiście zupełnie nie reagował, ale kiedy dźwięk się powtórzył, wygramolił się niechętnie z łóżka i klnąc pod nosem, ruszył otworzyć drzwi, zupełnie nie przejmując się tym, że był w samych spodniach od dresów, oczy miał podkrążone, a włosy jeszcze bardziej rozczochrane jak zwykle. Teraz liczyło się dla nie tylko to, aby dowiedzieć się kto go obudził i tak bezbożnej godzinie. No i oczywiście czego od niego chciał.
    Otworzył gwałtownie drzwi, marszcząc swoje ciemne brwi i w milczeniu przez chwilę przyglądał się stojącej przed nim postaci. A była to drobna, ciemnowłosa dziewczyna, którą pierwszy raz w życiu na oczy widział. Jednak najdziwniejsze było to, że dziewczę było przemoczone do suchej nitki, na co Andy mimowolnie się uśmiechnął, bo mimo wszystko był to dość zabawny widok. Jednak tylko dla niego samego, bo po minie dziewczyny wywnioskował, że nie jest zbyt zadowolona z tego faktu. Westchnął tylko cicho, przejeżdżając dłonią po twarzy.
    -Mogę w czymś pomóc? - spytał w końcu, obserwując nieznajomą cały czas swoimi niebieskimi ślepiami spod wysoko uniesionych brwi. Wciąż zastanawiał się co też może od niego chcieć. Przecież bezdomna nie była, ani nie złapała ją na zewnątrz ulewa. W końcu była zbyt dobrze ubrana, a na zewnątrz nie było ani jednej chmurki.

    Andrew Holt

    OdpowiedzUsuń
  16. [Cause your kiss is the drug, o, o, o... Kocham tę piosenkę i Jona też <3. Chętnie zacznę wątek, o ile pomożesz mi w wymyśleniu powiązań/okoliczności spotkania naszych postaci. No, chyba, że ja mam to zrobić, a wtedy Ty zaczniesz. ;D]

    OdpowiedzUsuń
  17. Gdyby dziewczyna znała Andrew, wiedziałaby, że o tej godzinie chłopak jeszcze smacznie śpi. Bo kto normalny wstawałby o świcie po dobrze zakrapianej imprezie wczorajszego wieczora? Chyba nikt. Poza tym, dziewczyna i tak miała szczęście, że usłyszał dźwięk dzwonka i wstał, aby otworzyć drzwi. W końcu zawsze mógł zostać w łóżku i zignorować dzwonienie, udając, że nikogo nie ma w domu. Jednak coś go podkusiło, no i wstał. Dziwił się tylko, że miał siłę doczołgać się do tych cholernych drzwi. Wczoraj czuł się jakby ktoś go przejechał kilka razy ciężarówką, a później kilka razy przepuścił przez wyrzynarkę. Teraz jednak czuł się całkiem dobrze, nie licząc bólu głowy i tego, że chciało mu się pić.
    Spojrzał w zdziwieniu na dziewczynę. Kran? A co on mógł poradzić na zepsuty kran? Przecież biedaczyna cały czas byczy się w domu i jak coś mu się zepsuje to dzwoni po fachowca. Chwila, czekaj! Kran to akurat umie naprawić. Zdziwieni? Cóż, on też był zdziwiony na samym początku, kiedy nauczył się to robić. A było to pięknego dnia, kiedy to siedział gdzieś z dala od cywilizacji razem ze swoimi znajomymi w domu jednego z chłopaków i zaczął przeciekać im kran. Toteż z razem ze swoim znajomym wziął się do naprawy, przy okazji wszystkiego się ucząc. Ha! Nareszcie ta umiejętność w czymś mu się przyda.
    -Tylko się ubiorę, okey? - mruknął i nie zamykając drzwi, zniknął w głębi apartamentu, gdzie w trybie ekspresowym ubrał się w normalne ciuchy, po drodze napił się też wody i już był z powrotem zamykając drzwi do swojego mieszkania.- Tutaj akurat mogę coś zdziałać. Chyba... - westchnął cicho i jeszcze raz zerkając na dziewczynę, która wyglądała jak zmokła kura, ruszył za nią do jej mieszkania, a później do kuchni, która to niemal cała była mokra.- Masz gdzieś jakieś narzędzia? Klucze, uszczelki czy coś takiego? - spytał w końcu, przyglądając się rurze, aby ocenić co było powodem przecieku. No tak, uszczelka jak się mógł domyślić. Odetchnął cicho z ulgą, teraz będąc pewnym, że to akurat naprawić potrafi i to bez problemu.

    Andrew Holt

    OdpowiedzUsuń
  18. Rodzice zawsze mu powtarzali, że do tego by uprawiać sport trzeba mieć nie tylko chęci, ale i mięśnie. Byle jakie mięśnie, ale dobrze by było, gdyby one były. Timmy nie był anatomiczną anomalią w tej kwestii, posiadał tkankę mięśniową, nawet całkiem nieźle wyrobioną, problem w tym, że i tak nikt mu w to nie wierzył. Ot, chuderlawy chłopaczek, który myśli, że nie połamie się przy wykonaniu pierwszego „kickflipa”. I co zabawne, do tej pory faktycznie się nie łamał, był całkiem niezły w całej tej jeździe na kawałku drewna z kółkami. Pech jest jednak na tyle uciążliwym dodatkiem losu, że pojawia się w najmniej oczekiwanych i spodziewanych momentach. Tak jak dzisiejszego dnia, podczas którego Browning spadł z rampy wprost na bark, którym ochronił inne, ważniejsze części ciała przed uszkodzeniem. Pierwsze co pamiętał to mroczki przed oczami i taki ból jakby mu co najmniej rękę odcięli. Na całe szczęście ta była na swoim miejscu o czym poinformowała go rozbawiona recepcjonistka, gdy czekał na przegląd. Niedługo później zjawiła się pielęgniarka wymachująca strzykawką o igle, której długość wskazywała na to, że nie zanosi się by otrzymał zwykły, dożylny zastrzyk. Teraz czas na najzabawniejszą część; po tym jak nieco zbladł oznajmił, że musi skorzystać z toalety i zaczął zwiewać przed kobietą wpadając do pierwszego lepszego pokoju jaki napatoczył mu się po drodze. Jak można się domyśleć, nie była to rzeczona łazienka, a pomieszczenie, w którym układało się chorych. Tim rozejrzał się po pomieszczeniu zatrzymując wzrok na dziewczynie posyłającej mu zdziwione spojrzenie. Chłopiec, u którego najwyraźniej była w odwiedzinach, jedynie obrzucił nieznajomego wzrokiem i wrócił do przeglądania jakiejś książki, czy czasopisma.
    - Ja tu tylko na chwilę, nawet nie zauważycie mojej obecności. Ukrywam się przed pielęgniarką – powiedział z uśmiechem starając się wzruszyć ramionami. Pęknięta kość, bądź nadszarpnięty mięsień skutecznie mu to utrudnił, więc prawą, zupełnie sprawną ręką zamknął za sobą drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  19. Radiowóz zatrzymuje się przed wielkim, grubym murem. Nad nim widzisz dumnie wznoszący się budynek. Funkcjonariusz policji otwiera tylne drzwi samochodu. Wyciąga Cię na zewnątrz. Nadal masz zakute w kajdanki ręce. Rozglądasz się wokoło. Zupełnie nie wiesz gdzie jesteś. To miejsce nie przypomina tego, w którym byłeś ostatnio, nawet płyty chodnikowe wyglądają inaczej. Według niektórych służb taka terapia szokowa ma nakłaniać do zmian.
    Jeden z policjantów pchnął cię do przodu. Idziesz przed siebie. Zbliżasz się do czarnej, żelaznej bramy. Przy niej zatrzymuje Cię drugi funkcjonariusz. Za bramą stoi dwóch mężczyzn o szerokich barkach ubranych w granatowe mundury. Na piersi po prawej mają małe tabliczki z nazwiskami. Gdzieś z oddali idzie mężczyzna w czarnym garniturze. Poważny i wyprostowany. Brama się otwiera i wpuszczają Cię do środka. Policjanci ściągają ci kajdanki. Jeden z nich życzy Ci miłej zabawy w Szkole dla Trudnej Młodzieży.

    Szkola-Dla-Trudnej-Mlodziezy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń