niedziela, 1 lipca 2012

I wanna do bad things with you



Co świadczy o człowieku? Istnieją różne teorie. Jedni mówią, że człowieka można rozszyfrować po oczach, ich kolor, kształt, sposób w jaki dana osoba patrzy, to istna skarbnica wiedzy. Niektórzy wolą teorię uśmiechu, która mówi, że tak naprawdę wystarczy jeden uśmiech, żeby poznać człowieka. Podobno także mowa ciała, sposób chodu, kształt nosa, ust. Podobno to wszystko ma ogromne znaczenie przy poznawaniu osoby. Ciekawe, że zawsze mówi się najpierw o tym, co widać na rzut oka. Mało kto zgodzi się z najbardziej wiarygodną wersją, żeby człowieka rozszyfrować, trzeba go po prostu poznać.

http://25.media.tumblr.com/tumblr_lymuxkd5bu1qlyq5po1_500.gif
Serena Celia van der Woodsen
ur 20 czerwca 1994r w Mount Sinai || uczennica ostatniej klasy w Constance Billard

w związku z : Nathaniel Archibald

w skórze S.
Jaka jest Serena van der Woodsen? To zależy od miejsca, z którego patrzysz. Możesz być dla niej kimś ważnym i wtedy choćby się paliło i waliło znajdzie sposób, żebyś wiedział jak bardzo jej na Tobie zależy. Wierna z niej bestia, lojalna, zawsze gotowa pomóc w potrzebie. Nie dla pokazu, dla uwagi, czy notki na Plotkarskiej stronie. Nie. Dla siebie, dla drugiej osoby, dla poczucia, że jest komuś potrzebna. Serena oprócz tego jest bardzo kontaktową osobą, szybko nawiązuje znajomości, z łatwością zjednuje sobie ludzi. Sama nie wie, czy to kwestia jej pozytywnego podejścia do życia, czy nazwiska. Kiedy się uśmiecha, choćby się paliło i waliło, mogłaby nigdy nie przestawać. Za to jej śmiech, sam w sobie jest uroczy. Na pierwszy rzut oka – bardzo pozytywna, jakby radość nigdy nie znikała z jej oczu. Czasami zakłada maskę ochronną, żeby nieodpowiednie osoby nie widziały, że van der Woodsenowie mają gorsze dni, że potrafią być słabi. Na co dzień sprawia wrażenie energicznej, wesołej, przyjaznej osoby.
Jeśli zdecydujesz się wkroczyć z nią na drogę niezgody, to przyznam musisz być albo bardzo odważny, albo bardzo głupi. Nie ma osoby, która nie odczuwałaby nutki grozy w związku z Sereną. Wiadomo przecież nie od dziś, że gdyby miała tylko taką ochotę, mogłaby wytoczyć wojnę każdemu, o byle co. 

 http://24.media.tumblr.com/tumblr_lwvddky7zz1r02c2fo1_250.gif http://24.media.tumblr.com/tumblr_lwvddky7zz1r02c2fo2_250.gif
w skórze Diabła.
Jeśli jej nie znasz bardzo łatwo będzie Ci określić ją słowami pusta i wredna. Czemu? Bo robi rzeczy, które z daleka mogą tak się właśnie prezentować. Jakby chciała być jedną z wrednych dziewczyn, jakby chciała być królową całego świata, która tylko udaje, że nie obchodzi jej ta cała uwaga. Wydaje się czasami osobą, która stoi ponad wszystkimi innymi. To prawda, że czasem bywa  o niej głośno, a znana jest głównie ze swoich skandali. Każdy ma przecież jakieś wady, nawet z pozoru idealna Serena van der Woodsen zaliczyła wpadki, o których tygodniami trąbił Górny Manhattan. Nie ma co owijać w bawełnę, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przyłapać ją z drinkiem w dłoni, albo cygarem. Na imprezy chodzi zawsze, gdy jest oczywiście zapraszana.
Jeśli chodzi o narkotyki, to stara się trzymać od nich na odległość. Obiecała sobie przecież, że jej powrót tutaj ma służyć jej zmianie w lepszą osobę. Stara się zmienić. Wszystko to napędził jeden incydent, który mocno odbił się na jej psychice. Do dziś uważa, że pośrednio ona także jest winna śmierci tego chłopaka. Przedawkował w jej obecności. Mało kto przecież wie, że swojego czasu panna van der Woodsen była zepsuta do szpiku kości. Robiła rzeczy, których dzisiaj nie chce wspominać. Była złą przyjaciółką, córką, siostrą. Dlatego stara się, w jakiś sposób liczy, że uda jej się odkupić stare winy.
Dlatego mówienie, że musiała mieć łatwe życie jest po prostu bzdurą. Nigdy nie miała łatwo, często pod górkę. Wielokrotnie czuła się odrzucona, chociaż nie wygląda na taką osobę. Jest twarda, wytrzymała na psychiczne ataki. Nie da się zmanipulować, zmienić, nigdy nie zrobi czegoś, co jest niezgodne z jej własnymi zasadami. W życiu przeszła już sporo, jak na marudną bogaczkę, dzięki temu dzisiaj wie, jak odróżnić dobro i zło.
Jest wielką flirciarą (kiedy tego chce), ale w dużej mierze S to jednak marzycielka, romantyczka, dziewczyna bez planów na przyszłość, ale za to z wielkimi ambicjami. Płynie w niej krew podróżnika, chociaż kto wie, czy nie zmieniłaby zdania będąc nim naprawdę. W końcu nie chodzi tu o spacerowanie po Afrykańskiej dżungli, w szpilkach od Jimmy’ego Choo. W ciągu pięknych osiemnastu lat jej droga miłosna wiecznie gdzieś zakręcała, od luksusowych hoteli w towarzystwie graczy Lacrosse, po poddaszę na Brooklyn’ie. Czasem były to słuszne miłostki, czasem niesłuszne zakochania, bywały też zauroczenia, romanse. To jednak wciąż za mało, by ten blond króliczek dał się złapać w jakąś sensowną sieć uczucia.


 http://24.media.tumblr.com/tumblr_lbzr7wnCbq1qdksdzo1_500.gif
w skórze od Prady.
Jak rozpoznać pannę van der Woodsen? Przede wszystkim rzuca się w oczy, wystarczy moment jej obecności, żebyś zawiesił na niej wzrok. Skąd masz wiedzieć, że to akurat ona? Zacznijmy od tego, że jest piękna. Nie. Nie chodzi o to, co ludzie mówią, myślą, co twierdzą panowie z budowy po drugiej stronie ulicy, czy spece od kreowania wizerunków. Ona po prostu jest piękna, temu nie da się zaprzeczyć. W zasadzie nie wiadomo jak to się stało, że ludzie którzy nigdy nie widzieli jej na oczy mimo wszystko idą w zaparte i mówią, że jest piękna. Niektórych po prostu wyprzedza własna sława. No ale wracając do jej wyglądu. Jest wysoka, ma smukłą figurę. Długie nogi, szerokie biodra, talia osy i wydatny biust. Taki tam szkic całego wyglądu. Serena posiada jasną cerę, która mimo bełkotu dermatologów całkiem dobrze znosi naświetlanie słoneczne. Opalenizna nie jest w jej wypadku wspomnieniem cierpień i czerwonej, piekącej skóry. Wakacje spędzane w najcieplejszych miejscach świata sprawiły, że żadne tam promienie UV, nie są straszne naszej bohaterce.Istotne jest, żeby dobrze jej się przyjrzeć. Oprócz tego, że ma przyjemną dla oka prezencję, to jeszcze jedna rzecz zdecydowanie uderza w jej wyglądzie. Włosy. Długie blond włosy, które z natury żyją sobie własnym życiem i robią co chcą, a jednak jakby się nie ułożyły to dziewczyna wygląda zawsze ładnie. Szczegóły? Jasnoróżowe usta, podkreślane najczęściej pomadką, błękitne oczy wpatrujące się we wszystko z naturalną kokieterią, zgrabny nos. Jej ubiory najczęściej pokrywają się z obecnymi trendami mody, często wyprzedzają je o sezon. Głównie dlatego, że to co propagują gazety, to niekoniecznie to, co podoba się Serenie. Dlatego czasem kombinuje z modą i można powiedzieć, że wychodzi jej to na dobre.



OD AUTORKI:
Może jestem w błędzie, ale dodałam pewne zmiany i karta wydaje się nieco ... lepsza. Może to tylko moje przypuszczenie, w każdym razie teraz czuje się bardziej spełniona z tą kartą. 

204 komentarze:

  1. [ Teoretycznie to ja tam wspomniałam u siebie, że Blair i Natchaniel już się rozstali, ale to tylko taki szczegół. Na jakim etapie jest nasza znajomość? ;D ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Nie, nie tylko chodziło mi o to, że ja u siebie już tak jakby narzuciłam im tę przyjaźń nawiązując do końca drugiego sezonu, a wolałabym zapytać bo pomyślałam, że Ty może wolałabyś dla nich takie relacje jakie miały po powrocie S do miasta]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Okey. W takim razie zacznę jakoś później, no chyba, że sama masz na to ochotę]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wątek z Sereną być oczywiście musi, a co! Tylko pomysły na powiązania, tudzież relacje czy cokolwiek innego? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ wątek by się przydał prawda? ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Tak, masz rację, jakieś urozmaicenie by się przydało, oprócz zwykłej znajomości ze szkoły. Hm... Może na początku dziewczyny mogłyby nie pałać do siebie sympatią, co Ty na to ? Może moja Wednesday czymś by podpadła Serenie bądź ona jej ? ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Hm, pomysł z konfliktem jest fajny, tylko o co mogłoby im pójść? ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. -Nie tolerujemy palenia na terenie naszej placówki, panno Addams. Mam nadzieję że dostosuje się pani do naszych reguł- słowa dyrektora szkoły nadal krążyły mi po głowie, i już nie pierwszy raz trafiłam do jego gabinetu za to, że paliłam na terenie szkoły. Ale tak to już jest z nałogami. Podobno.
    Po dłuższej chwili wyszłam z jego gabinetu, całkowicie zapominając o słowach, które jeszcze kilkanaście minut temu były kierowane do mnie.
    Pchnęłam drzwi, wychodząc na dziedziniec szkoły, gdzie kręciły się uczennice Constance Billard. Czasami zastanawiałam się, za jakie grzechy zostałam zapisana do tej placówki. I miałam wielką ochotę zrobić krzywdę mojemu ojcu, że zapisał mnie właśnie do tej szkoły, a nie do jakiejś innej. W końcu było ich wiele w Nowym Jorku.
    Nie zwracając uwagi na krzywe spojrzenia pod moim adresem, wyciągnęłam paczkę papierosów, odpaliłam jednego i zaciągnęłam się głęboko dymem, równocześnie opierając się plecami o ścianę szkoły.
    I nagle, na moim horyzoncie pojawiła się ona. Serena ban der Woodsen, dziewczyna, do której nienawiścią pałałam całym swoim sercem.
    -Czego dusza pragnie, blondyneczko ?- zapytałam, kiedy dziewczyna stanęła przede mną. Uniosłam w górę jedną brew, mimowolnie zastanawiając się, czego też ona może ode mnie takiego chcieć.
    [ Uznajmy że mogło pójść o jakąś plotkę xd ]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Zgadzam się jak najbardziej ;)]

    Chociaż dzisiejszego dnia spędziła bite sześć godzin na uczelni, chociaż jej głowa pękała niemiłosiernie, jakby ktoś pierdolną ją młotkiem w łeb, chociaż nic jej się nie chciało i najchętniej walnęłaby się na swoje miękkie, cieplutkie łóżko, ta stała przed lustrem w łazience, ubrana w czarną, koronkową sukienkę i malowała kredką swoje niebieskie ślepia. Ale co poradzić? Jak ktoś ją na imprezę zaprosił to przecież nie mogła odmówić, prawda? Szczególnie, że była to jakaś domówka, a nie impreza w dusznym, śmierdzącym klubie, gdzie niemal wszędzie napotykałaś się na pijanych mężczyzn, którzy najchętniej by cię obmacali od góry do dołu. O ile jeszcze facet był miły i w miarę przystojny to się dawała, ale ta większa część to byli po prostu obleśni mężczyźni koło czterdziestki, na których widok zbierało jej się na wymioty.
    Nareszcie gotowa do wyjścia, szybko założyła swoje szpilki, zamknęła mieszkanie i windą zjechała na sam dół, aby wejść na parking, znaleźć swój samochód i nim dojechać na miejsce. Niestety, był to kolejny wysoki wieżowiec z bogato urządzonymi apartamentami, niemal identyczny jak ten, w którym mieszkała.
    Kiedy w końcu pokonała windą te kilkanaście kondygnacji i wylądowała na dachu, gdzie owa impreza miała mieć miejsce, odetchnęła z ulgą i wtopiła się w tłum, kierując się w stronę baru. Jednak ledwo co zdążyła usiąść na wolnym miejscu, zamówić mojito i rozejrzeć się dookoła, tuż przy niej przycupnęła tak dobrze znana jej blondwłosa osóbka, na której widok uśmiechnęła się najszerzej jak się tylko dało. W końcu dawno się nie widziały, nie? Dobra, widziały się tydzień temu, ale dla Thalii było to naprawdę długo.
    -Serena! - krzyknęła na tyle głośno, aby blondynka mogła usłyszeć ją w tym hałasie, aczkolwiek zanim ta zdążyła na nią spojrzeć, Thalia już mocno ją przytuliła, wciąż szczerząc zęby w uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Jeżeli Serena zagląda czasem do sklepu muzycznego, to może tam się poznali? ;> nic innego mi do głowy nie przychodzi.]

    OdpowiedzUsuń
  11. Ach, Plotkara. Thalia nie raz i nie dwa zajrzała na jej bloga, ale nie po to, aby poczytać jak obsmarowuje jej znajomych czy osoby, których w ogóle nie zna, ale upewnić się, że o niej nie ma nic, co mogłaby jej zaszkodzić. Niestety, kilka razy pojawił się wpis o niej, ale nie był on jakiś szokujący, więc dziewczyna tylko wzruszyła na to ramionami. Widocznie nie była jakimś cennym celem dla owej osoby. Przynajmniej nie tak, jak Serena czy chociażby jej przyjaciółka Blair. O nich dość często było głośno, ale szczerze mówiąc Thalia się tym nie interesowała. Nie lubiła plotek, ot co. I chociaż raz na jakiś czas zerknęła na stronę Plotkary, nie emocjonowała się tym wszystkim jak niektórzy. To po prostu nie było dla niej.
    Z uśmiechem odebrała od barmana swoje mojito, którego upiła mały łyczek, aby swe niebieskie ślepia utkwić w siedzącej obok niej dziewczynie. Ach, w jej towarzystwie wieczór zapowiadał się wręcz niesamowicie dobrze. W mieście było naprawdę niewiele osób, z którymi Thalia dobrze się bawiła, ale Serena była właśnie jedną z nich, nawet jeżeli nie znały się od dawna.
    -Ja bym nie przyszła? Chyba żartujesz, kochana - zaśmiała się cicho, odgarniając z czoła kosmyk blond włosów.- Pamiętaj, jak jest jakaś dobra impreza to mnie na pewno na niej znajdziesz. Szczególnie, jeżeli ty również masz na niej być! - mrugnęła do niej wesoło, po czym rozejrzała się dookoła.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Oj, dziękuję za czujność, już zmieniam :)]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Strasznie podoba mi się karta, więc wyszłabym z propozycją wątku, tylko dobrze byłoby ustalić jakiś szkic powiązań, co ty na to? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  14. [O tak! Z chęcią taki wątek, proszę ♥ To gdzie to miałoby się odbyć? W końcu są wakacje (?) ;)]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Wychodzi na to, że obie mieszkają w New Palace, więc tam mogą się spotkać? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Chodzi mi o to, że pierw spotkają się w tym całym Lobby, bo załóżmy, że Zoya została poinformowana, kto ją będzie oprowadzał i się też dowiedziała, że Serena mieszka w tym hotelu, więc lepiej byłoby się spotkać pod hotelem, a później pójdą do szkoły. Czy od razu pod szkołą? :)]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Dziękuję za przywitanie ;) Cieszę się, że karta przypadła jako-tako do gustu, chociaż ja nie jestem z niej zadowolona.]

    OdpowiedzUsuń
  18. Gdyby nie przeprowadzka, Zoya nie musiałaby się z niczym bawić. Siedziałaby teraz w jednej ze starszych kamienic, racząc swoje gardło mocnym alkoholem lub powodując, że te na drugi dzień byłoby zdarte od krzyków i śmiechu.
    Nie uchroniła się od tego wymogu rodziców, nie oszczędzając sobie inwektyw w stronę ojca i matki. Jakby nie mogli wytrzymać z tym, żeby przesiedziała kolejny rok i wtedy zajęła się sobą, no!
    Mus to mus, więc nic nie miała do gadania prócz marudzenia, a wyjaśnienia rodziców, że być może się dziewczynie spodoba nie za bardzo ją uspokajały w tej kwestii.
    W hotelu całkiem niedawno się zameldowały z matką. Ojciec siedział cały czas w robocie, a apartament dopiero się szykował, więc nie wiadomo na ile czasu będą skazani pomieszkiwać w New Palace.
    Teraz przyszło dziewczynie zapoznać się ze swoją nową szkołą, a ojciec już wcześniej postanowił to i owo załatwić, więc nie miała większych problemów, prócz doniesienia we wrześniu papierów. Aktualnie była wdzięczna komuś z dyrekcji kto wpadł na pomysł, ażeby się w trakcie wakacji zapoznała z planem szkoły i - być może - życiem na Manhattanie.
    Jak to w umówionym miejscu było to wystarczyło, żeby Zoya wyszła przed hotel, co też uczyniła, chowając w trakcie jazdy windą na parter, klucze do pokoju i zagryzając nerwowo swoją wargę, wpatrywała się w odbicie w lustrze.
    Nikt postronny nie mógłby powiedzieć, że dziewczyna należy do tych bogaczy. Nie miała na sobie jakiejś sukienki z najnowszego pokazu mody ani butów od Prady, które świadczyłyby o jej seksualności. Wręcz ubrana była nadzwyczaj normalnie - zwykłe spodnie dżinsowe, jakiś top, na ramionach narzucona marynarka z podwiniętymi rękawami i buty na koturnie. Jeszcze skórzana torba ją godziła w nogę, uderzając w udo.
    Nie wiedziała kto miałby się dziewczyną "zająć", więc stanęła nieopodal ławeczki, rozglądając się tu i ówdzie i nie mogąc powstrzymać od ranienia swych ust.

    [Mam nadzieję, że to, co wyżej jest napisane, nie godzi twoim oczom :D]

    OdpowiedzUsuń
  19. Wyszczerzyła się w jej stronę, a po chwili ponownie wsadziła papierosa w usta, zaciągając się dymem. Odchyliła głowę w tył, wypuszczając po chwili obłok dymu w powietrze.
    -Och Serena...-westchnęła po dłuższej chwili, kręcąc głową na boki.
    Wyprostowała głowę, spoglądając na blondynkę. Owszem, czasami rozsiewała o niej plotki (jednak Serena również nie była lepsza, spójrzmy prawdzie w oczy), ale to nie tak, że od razu wygadywała aż takie rzeczy.
    -Złość piękności szkodzi, księżniczko. I prawda, coś tam o Tobie powiedziałam, ale nie wszystko. Reszta sobie dopowiedziała, a Ty od razu zakładasz że to ja wszystko powiedziałam. Nie ładnie, nie ładnie- dodała, spoglądając na nią.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Nie ma za co. ;)]

    Chyba dlatego Zoya cieszyła się, że zostanie oprowadzona jeszcze przed rozpoczęciem ostatniej klasy. Nie będzie się tak bardzo denerwować w kwestii poruszania się po szkole. Zazwyczaj, gdy dołączał ktoś nowy to od razu się kierowane zasadą "za tłumem, za tłumem!" i wtedy się tak szło, niekoniecznie trafiając tam, gdzie powinno.
    Dziewczyna zatrzymała wzrok na idącej w jej stronie jasnowłosej, którą pozwoliła sobie otaksować wzrokiem. Nie był gardzący. No przecież, już miałaby robić sobie wrogów w nowej szkole przed rozpoczęciem roku szkolnego? Bądźmy racjonalni. We wrześniu dopiero to wszystko się zacznie i wtedy trzeba będzie trzymać nerwy na wodzy niż czasem kilka porównań do pań lekkich obyczajów nie poleci w obie strony.
    Także ciemnowłosa pomyślała, że jak pojawi się w szkole tak, jak zwykła chodzić w Londynie to kilka osób ją zbeszta, a z pewnością panny, które spojrzą na nią nieprzychylnie, a i znajdą się przedstawiciele płci brzydszej, którzy stwierdzą, że fajnie będzie z kolejnej pożartować! Już się przygotowywała i wszystko zakładała, tylko czy słuszne były te czarne scenariusze?
    Po chwili jej twarz rozjaśniła się w delikatnym, nieco zakłopotanym, białym uśmiechu, jaki skierowała do dziewczyny, ściskając jej dłoń.
    - Dokładnie - odparła na jej pytanie - Zoya. - dodała jeszcze, zapominając przed kilkoma sekundami, że dziewczyna jej się przedstawiła.
    Opuściła dłoń, a potem westchnęła cicho.
    - Daleko jest ta szkoła? - spytała na pierwszy ogień. Nie wypadało przebywać w ciszy. Tym bardziej, jeśli były na siebie skazane (a może i nieskazane) na kilka dobrych godzin.
    Mimowolnie zaczęła kierować się w stronę bramy, nie wiedząc, jakim transportem się wybiorą.

    OdpowiedzUsuń
  21. -Prawda jest taka, Sereno, że nawet gdybym ugryzła się w język, nic by to nie dało. A gdybym zakleiła usta taśmą, chwilę potem zerwałabym ją, więc to też na nic by się zdała. Lubię gadać, Ty też lubisz, same o tym dokładnie wiemy, prawda, księżniczko ? Plotki na mój temat też były. Wychodziły one również z Twych ust, reszta sobie dopowiadała i wychodziły z tego całkiem ładne bajeczki. Gdybym je spisała, zbiłabym fortunę-powiedziała, podchodząc do niej. Rzuciła niedopałek papierosa, przydeptując go glanem.
    -Myślisz że z takimi jak Ty nie miałam do czynienia ? -zapytała, pochylając się w jej stronę. Złośliwy uśmieszek wypełzł na usta Wednesday.
    -Spróbujmy. Lubię walczyć. Jestem ciekawa, która z nas by wygrała. Jednak myślę, że Ty posłużyłabyś się ludźmi, prawda ? Przecież sama nie mogłabyś skłonić się do tego, by komuś dokopać. Inni zrobią to lepiej...- mruknęła ironicznie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Śmiało można byłoby określić Zoyę jako pozorantkę. W końcu trzeba przyznać, że ubiór i prezencja całokształtu wiele ma do siebie. Ludzie określić potrafią stan majątkowy, a tacy się zdarzają, co tylko śmieszy. Inni już odnajdują problemy w życiu lub co kto skrywa.
    Kiwnęła głową i czym prędzej wsiadła do limuzyny. Nie rozglądała się i nie karmiła oczu widokiem wnętrza auta, bo to ją nie za bardzo interesowało.
    - Constance i Judy to, teoretycznie, są obok siebie, nie? - spytała, marszcząc brwi w zastanowieniu.
    Tak to się dziewczynie widziało, bo ojciec jej opisał, że będzie chodzić do szkoły dla dziewcząt, ale też tam i chłopcy uczęszczają, ale to inaczej idzie. Tak go zrozumiała, że po prostu wolała się spytać i narazić na pełne rozbawienia spojrzenie dziewczyny.
    Zerknęła zza szybę samochodu, spoglądając na wysokie budynki. Jak na ten moment - przytłaczało ją to. I nawet za bardzo, bo w końcu Zoya może się przyzwyczaiła do wysokich budulców, ale te londyńskie - po prostu przedstawiały jakąś sztukę (bynajmniej w jej oczach), a nie wyglądały niczym biurowce.

    OdpowiedzUsuń
  23. [masz plusa za Serenę! mogłoby być tak, że mają dość dobry kontakt ze sobą. mogli wyprawiać urodziny, bo jak widzę to między nimi są trzy dni różnicy, więc tak ładnie by się to ze sobą zgrało! poza tym Greg mieszka przy tej samej ulicy co Blair, więc często mógł się z nimi widywać i jakieś tam bankiety uroczyste i imprezy się zdarzały. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  24. Roześmiała się na jej słowa, odchylając głowę w tył. Chryste, jak ją śmieszyły słowa "przynajmniej mam jakiś przyjaciół". Nie rozumiała, dlaczego większość ludzi od razu zakładała, że panna Addams nie ma przyjaciół.
    Więc trzeba powiedzieć, że Wednesday miała przyjaciół. Miała liczne grono przyjaciół, o których większość osób nawet nie śmiała pomyśleć, ponieważ Ci jej przyjaciele, tak samo jak ona, odbiegało od normy, jaką narzuciło dzisiejsze społeczeństwo.
    Kiedy już się uspokoiła, spojrzała na Serenę, lustrując uważnie jej twarz. Piękna. Księżniczka. Każdy chciał się z nią przyjaźnić, połowa szkoła jej nadskakiwała, tylko po to, aby ona ich zauważyła.
    -Następnym razem słuchaj uważnie, plotek o Tobie, i obserwuj, kto je rozsiewa. Nie tylko ja chciałabym Cię pogrążyć- powiedziała, chwytając czarną torbę, którą następnie przewiesiła przez ramię.

    OdpowiedzUsuń
  25. [ojej, jestem dziewczyną ;D och, dobra. Serena jest nie do zauważenia, oczywiście, Gabriel byłby naprawdę chyba w lochu zamknięty, żeby jej nie znać. załóżmy, że się tam poznali na jakiejś imprezie czy co, nie mam pojęcia. tylko to mi jak na razie przyszło do głowy.]

    OdpowiedzUsuń
  26. - Ach, tak - odparła, kiwając głową i dalej wsłuchując się w odpowiedź jasnowłosej - Nie wiem czemu, ale jakoś mnie to nie dziwi. Łazienki. - mruknęła, uśmiechając się ze skonsternowaniem.
    Jej prywatna szkoła nie dzieliła się na skrzydło damskie oraz męskie. Nie zwracano uwagi na uczniów, a raczej ich zachowań i romansów. Najważniejsze, żeby nie byli tacy bezwstydni przed kompleksem instytucji edukacyjnej, bo wtedy to łypali na nich wzrokiem nieprzychylnie.
    Chociaż ona preferowała publiczne szkoły. Nie chodziło o możliwość kopulowania z innymi. Taka była różnica i prawda, że jak w klasie, w której człowiek się uczy, są przedstawiciele obu płci to jest mniejsze prawdopodobieństwo zaistnienia kłótni. Tak to już Zoya się spodziewała afer między dziewczętami, a przynajmniej zakładała, że takie będą.
    Zoya z natury była spokojną osobą, choć sama nie lubiła, kiedy wokół niej narastała cisza. I była tu sprzeczność, bo czyżby teraz taka niezręczność między dziewczynami się nie pojawiała?
    Rozejrzała się po niewielkim placu, skupiając później wzrok na schodach i mimowolnie uśmiechnęła się wiedząc, gdzie zapewne będzie przesiadywać pierwsze tygodnie w nowej szkole.
    - Budynek jak budynek, można się dowiedzieć, jak się poruszać - zaczęła, idąc za jasnowłosą sprężystym krokiem - a że szkołę budują uczniowie to może opowiesz mi coś o nich, Sereno? - spytała, skupiając na niej swoje tęczówki.
    Zoya wolałaby się dowiedzieć, czego może się spodziewać po osobach uczęszczających do obu szkół, jakie się tutaj znajdują. Wiedziała, że to szkoła prywatna, gdzie tu chodzą bogatsi i mniej bogatsi, jak to niektórzy określają, więc chciała się dowiedzieć co nieco o hierarchii.

    OdpowiedzUsuń
  27. Usłyszawszy "lacrosse", spojrzała z uśmiechem na Serenę. Zdarzało jej się zagrać, a przyglądać także lubiła, bo to jeden z ciekawszych sportów było, choć wiadomo, że w tej dziedzinie to gracze potrafią być okrutni.
    - Czemu na niego uważać? - spytała zaciekawiona tymże faktem.
    A o tej Blair nie słyszała. Nawet jej się nie uśmiechało dziewczyny poznać. Nie ze strachu, ale z tego, że wytrącenie Zoi z równowagi może i jest ciężkie, ale też bardzo skuteczne.
    To był główny powód, dlaczego szkoły prywatne także powinny być koedukacyjne. Monarchia płci czasem potrafiła być motywująca w odwrotną stronę. Zawsze lepiej było trzymać się z chłopakami. Ci chociaż trzymali się ze sobą i nie było wyraźnego odznaczenia, kto grupą kieruje, a kto nie. I to było w tej kwestii znacznie lepsze. Bowiem, Zoyka nie miałaby zamiaru skakać wokół tej całej Blair, by tylko zdobyć jej uznanie na moment, a tak przeważnie było.
    - Jak mnie ciężkie obuwie nie uchroni albo słownictwo, to wtedy się zgłoszę. Zapewniam - odparła z uśmiechem.
    To chyba było zrozumiałe, dlaczego panna Rockefeller była dość sztywna, prawda? Dziewczyna trafia do elitarnej, prywatnej szkoły, gdzie znajdują się jedne z bogatszych dzieciaków, gdzie większość nie docenia wartości pieniądza czy czegoś takiego jak empatia, a chętnie korzystają z nowych osób. Bo przecież ci "świeżacy" chcą się przypodobać, więc na skinienie palcem zrobią wszystko, co im się żywnie podoba.
    - Narastają tutaj jakieś problemy, powiedzmy, że takie "spiny" między ludźmi? - spytała, unosząc brew.
    Powoli sama ciemnowłosa odczuwała, jak te całe nerwy z niej opadają. A Zoya była cicha, a każdy wie, że cicha woda brzegi rwie, o! To tak szybko jednak nie idzie.

    OdpowiedzUsuń
  28. To był odruch na słowa van der Woodsem. Wednesday wywróciła oczami, poprawiając czarną torbę, która to spoczywała na jej ramieniu. -Nie, nie sądzę- powiedziała, lustrując ją spojrzeniem. Kilka dziewczyn z zaciekawieniem przyglądało się obu pannom, ciekawe zapewne, czy z tej ich rozmowy (prowadzącej donikąd, swoją drogą), wyniknie coś więcej.
    -Ależ oczywiście. Nie mam zamiaru, ani ochoty tracić czasu na takie osoby jak Ty- uśmiechnęła się w jej stronę, odgarniając przy tym włosy na plecy.

    OdpowiedzUsuń
  29. [no nie wiem, zakładamy, że są tym całym przyrodnim rodzeństwem? ;D]

    OdpowiedzUsuń
  30. Zaprawdę, ludzie o różnych porach potrafili zawyrokować i poinformować wszystkich krótką wiadomością "IMPREZA + adres i wystrój". Wystrój był ważny, bo często tematyka skupiała się na tym. Jakby to wyglądało w końcu, gdyby ktoś ubrał się w garnitur lub jakiś inny mundur, a tu się okazuje, że impreza jest o tematyce wakacyjnej, gdzie hawajskie sukienki i koktajle, a ludzie są wręcz półnadzy? Wyglądałoby to tak, jakby człowiek spadł z choinki.
    Ubiór był ważny. Wśród bogaczy z pewnością. Bardzo wiele osób zwracało na to szczególną uwagę, od razu szufladkując osobę do grupy tych, co znają się na modzie, co mają pieniądze, co wiedzą, że w tym jest ich dobrze. W gorszych przypadkach się szufladkuje do tych, co nie mają jakiegokolwiek pojęcia o modzie, ich stan majątkowy nie pozwala na świetny ubiór i nie potrafią do siebie dobrać danego odzienia.
    Gregory tak samo dzisiaj - lenistwo, istna chęć przespania reszty dnia i nocy, żeby tylko na kolejny dzień czuć się rześkim i nowo narodzonym człowiekiem. Jednak jego osoba nigdy nie omieszkała odmówić zabawy. Nie dlatego, że są łatwe cele do zaliczenia. Po prostu - relaks w dość energiczny i żywiołowy sposób.
    Wszak któryś z uczniów postanowił skorzystać z braku obecności rodziców i zachciało się wydać trochę pieniędzy, więc się sprowadziło multum osób, które miałyby później obwieszczać zabawę za jak najbardziej udaną.
    Siedział tu może niecały kwadrans? Trzeba było się przyszykować i ruszyć dupę ze swojego pokoju, opuszczając i tak pusty apartament. Do tego już się chłopak zdążył przyzwyczaić.
    Zauważywszy Serenę, uśmiechnął się półgębkiem do dziewczyny i po chwili skierował w jej stronę, zajmując obok niej miejsce.
    - Dopiero przyszedłem, a jak na razie dobrze się to wszystko prezentuje - odparł, nieco podwyższając swój ton głosu, bo muzyka skutecznie zagłuszała i uniemożliwiała spokojną rozmowę - Kto wie, może za jakąś godzinkę rozruszam to wszystko - mruknął jeszcze, spoglądając na dziewczynę znacząco.
    Bo Greg nie należał do tych nadąsanych, co siedzą i tylko się przyglądają. Bawić, bawić, bawić! I już!

    OdpowiedzUsuń
  31. [No właśnie... robimy podobne relacje jak w serialu, czy raczej coś innego? Mam na myśli czy ich przeszłość jest taka sama, czy jak? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  32. Zazwyczaj Gregory'ego można było ujrzeć z uśmiechem na twarzy. Uśmiech jego miał kilka odsłon - wredny, szarmancki, przyjacielski, nikczemny, złowieszczy, ironiczny, powątpiewający.
    Najczęściej spotkać jednak można było z ironiczny, wrednym i przyjacielskim. Ludzie i tak do niego nie mieli o to pretensji, choć czasem potrafił powiedzieć coś dobitnego i sugerującego, że nie ma z tą osobą zamiaru rozmawiać.
    Rzadko kiedy można ujrzeć na jego twarzy zmartwienie. Nie oznacza to jednak, że chłopak jest całkowicie beztroski. Co to to nie. Po prostu się kamufluje i - jak na razie - udaje mu się to wszystko, więc nie ma ku temu jakichkolwiek przeciwwskazań.
    - Serena van der Woodsen prosi mnie o poprawienie humoru i zachęcenie do zabawy - zaczął, obracając w palcach naczynie w bursztynowym trunkiem - Niesłychane. - westchnął, kręcąc głową z niedowierzania.
    Mówił to tak, jakby pierwszy raz dziewczyna go o takie coś prosiła. A często się zdarzało, że jedno drugiemu pomagało w takich zabawach. I między nimi było na tyle dobrze, że się dogadywali i blondynka nie należała do tych kobiet, które się obrażały po pewnych żartach. Bo takie one były.
    Sam chłopak musiał się rozruszać, rozochocić do tańczenia. Już nawet dostrzegł wcześniej stół bilardowy lub pokerowy, więc i przez myśl przemknęła mu gra.
    - Może coś na rozluźnienie? - spytał, zagłębiając dłoń we wewnętrzną kieszeń marynarki, by z niej wyciągnąć metalowe pudełeczko, które skrywało kilka świeżo skręconych blantów.
    I pomachał nimi przed twarzą Sereny, kiwając głową zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
  33. Lubił swoją pracę. Może dlatego, bo dawała mu pieniądze na fajki, ale było też kilka innych powodów. Mógł pograć sobie na gitarze akustycznej, których w sklepie było naprawdę dużo, mógł posłuchać muzyki przez profesjonalne słuchawki, w których basy były naprawdę niesamowite... No i szef nie wściekał się, gdy Josh palił w lokalu. Chwała pracodawcy, ze świecą takich szukać.
    Teraz robił coś na wystawie, układał stare winyle, bo szef wymyślił sobie jakiś tydzień z klasykami. Wtedy zauważył limuzynę, która podjechała pod sklep. Naprawdę, on jeździł metrem, a jak znajdzie rower, to rowerem sobie pojeździ. Obrzydliwie ogaci ludzie w jego otoczeniu, a on taki biedny student.
    Gdy blondynka weszła do sklepu, uśmiechnął się lekko na jej widok i zszedł z wystawy, po czym usiadł na ladę, bo tak mu było wygodnie.
    - Hej - powiedział.- Co cię sprowadza tu dzisiaj? - zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  34. - Nie należy do najmocniejszych, więc nie będziesz słaniała się ze śmiechu po podłodze - odparł od razu, samemu odpalając swoją działkę.
    Nawet nie zwrócił uwagi na to, czy można tutaj palić, jednak organizator całej zabawy musiał się spodziewać z łamaniem zasad, prawda? Przecież nie będzie wyganiał wszystkich na zewnątrz, byleby tylko ci mogli napalić się.
    Najwyżej będzie ponosić koszty, bo Greg nie widział tego, co wymyślił imprezę, gdzies w pobliżu, więc nijak wiedział, że to oni sobie pozwolili na takie małe co nieco.
    - Umiesz? - spytał, unosząc brew.
    Rzadko kiedy trafiał na dziewczęta, które potrafiły zagrać w bilard. Jedne nawet nie potrafiły odpowiednio trzymać kij, bo kapka przesuwała się po tkaninie, jaką wyłożony był stół, gdzie się grało. Wtedy załamywał witki i zastanawiał się, czy ma płakać czy się śmiać.
    - Zawsze możemy o coś zagrać - odparł, uśmiechając się do niej nieco tajemniczo.
    Różne pomysły przychodziły chłopakowi do głowy, aczkolwiek on nie posunął się do takich "kar i nagród", by ktoś musiał źle się czuć. To świadczyło o tym, że jeszcze jest przyzwoity i jest człowiekiem, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  35. [Ponownie uderzam. Blair ma przyjść do Sereny poskarżyć się na Chuck'a czy wolisz coś oryginalniejszego? ]

    OdpowiedzUsuń
  36. Wywrócił oczami i uśmiechnął się delikatnie, nieco przechylając głowę w jej stronę i tak spojrzał na nią. W oczach chłopaka już się ujawniały ogniki rozbawienia, choć wątpliwym było, żeby spowodował to blant, którym się zaciągał za kilka minut, może i sekund.
    - Proszę cię. Tyłek mi skopiesz - prychnął pogardliwie, kręcąc głową - Dam ci fory, to może wtedy - mrugnął do niej wesoło.
    Względem niektórych osób jego pogarda była wyraźna i sugestywna. Potrafił być dupkiem, choć nie można mu było zarzucić, że o kogoś się nie troszczył, gdy coś się działo. Troszczył, dbał, nawet jakieś uczucia miał. Tylko wszystko przedstawiał na swój sposób.
    Serenę lubił, bo można było z nią porozmawiać. I ona chociaż nie sprzedałaby mu liścia za te prychnięcie, jak to niektóre byłyby skłonne.
    A po takim, bez powodowym uderzeniu w twarz, wręcz wybuch złości był spodziewany. Uważał bowiem, że musiałby naprawdę przekroczyć granicę porządnie, by zasłużyć na takie potraktowanie. W końcu to jest okazanie braku szacunku i wyższości, kiedy kogoś się uderzy w twarz.
    Wtedy reagował dość głośno i uchwycił szybko dłoń osoby atakującej, choć dziewczyny nigdy nie uderzył, to raz mu się zdarzyło mocniej popchnąć, żeby się ogarnęła.
    - Pomyślimy o tym w trakcie gry. Chyba że masz propozycję - zacmokał, nieco wyginając swoje wargi w jakiejś ocenie kunsztu zabawy.
    Greg nie dawał zadań, które byłyby okrutne. Nie kazał komuś przebiec nago lub przespać się z kimś, a i takie zakłady się zdarzały! Nie można być przesadnym.

    OdpowiedzUsuń
  37. Josh raczej nie zaprzyjaźniał się ze swoimi klientami od tak. Musi ich naprawdę wiele połączyć, aby się do niego zbliżyli. I nie dotyczyło to tylko klientów. Dotyczyło to wszystkich ludzi.
    Wystawę już prawie kończył, ale jeśli klient zjawił się w sklepie, Josh musiał go obsłużyć. Tym bardziej, jeśli była to Serena, którą darzył jakąś tam sympatią i mógł spokojnie powiedzieć, że była jego dobrą koleżanką.
    - Słuchawki i płyty powiadasz, tak więc okej - skinął głową, po czym zeskoczył z lady i podszedł do części sklepu, gdzie były jedynie słuchawki.
    Duży był to sklep, naprawdę. Czasami trudno było to wszystko ogarnąć, tak więc Josh cieszył się, ze były tu kamery. Inaczej złodzieje mieliby pole do popisu.
    Spojrzał na wielką ścianę ze słuchawkami i podrapał się po wytatuowanej ręce.
    - No, od wyboru do koloru - powiedział do dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  38. Było jej źle, tak po prostu źle. Och oczywiście wrodzona duma nigdy nie pozwoliłaby jej powiedzieć tego na głos, ale gdzieś tam w głębi swojego małego, lodowego serduszka dziewczyna musiała chociaż przed samą sobą przyznać, że brakowało jej Chuck'a. Zranił ją, niesamowicie ją zranił każąc na siebie czekać w Paryżu i gdyby teraz stanął przed nią z bukietem czerwonych róż i zaczął przepraszać najprawdopodobniej kazałaby mu się wynosić, a kwiaty wyrzuciła do kosza, jednak pomimo tego CHCIAŁA aby przyszedł.
    Tak, to było jedno z tych dziwnych uczuć, których panienka Waldorf nie potrafiła zidentyfikować, a które niezmiernie ją denerwowały i nie wiedziała jak ma się ich pozbyć. Nie pomagały zakupy, flirt, kawa w towarzystwie znajomych, ani Śniadanie u Tiffany' ego i miseczka truskawek, Chuck cały czas pozostawał w jej głowie.
    Tak było też dzisiejszego poranka, kiedy po usilnych próbach zjedzenia śniadania (z których nie wyszło absolutnie nic)zamówiła taksówkę i pojechała do Sereny. Nie, w głębi duszy wcale nie liczyła, że zamiast przyjaciółki drzwi otworzy jej młody Bass. Chciała porozmawiać z Sereną, MUSIAŁA porozmawiać z Sereną.

    OdpowiedzUsuń
  39. [Proponuję coś w tym stylu... Nate już rozstał się z Blair, a Serena doskonale wie, że on coś do niej czuje. Jednak Nate stara się to ukrywać i możliwie jak najbardziej nie pokazywać. Spotykają się, rozmawiają, ale między nimi jest ciągle dość niezręcznie... Co Ty na to? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  40. [Serena.<3 wątek musi być i powiązanie! Masz ochotę?;)]

    OdpowiedzUsuń
  41. Faceci byli wzrokowcami. Do tego - chcąc nie chcąc - kobiety musiały przywyknąć. Zawieszali wzrok na poszczególnych partiach ciała, chwilowo ciesząc swoje oczy. Niektórzy byli zbyt bezwstydni, spoglądając na kobiety z istnym pożądaniem w oczach.
    Gregor może i utkwić potrafił spojrzenie w kobiecie, jednak nie spoglądał z istnym głodem zaspokojenia potrzeby seksualnej, na biust czy tyłek, bo po tych partiach dyskretnie spoglądał. Na nogach znacznie dłużej utrzymywał spojrzenie.
    Z jednej strony takie ubiory były dobre, ale z drugiej - widać od razu było, że liczą sowity napiwek, uznanie i polecenie przez kilka osób z imprezy organizatorowi, który miałby im nieco więcej zapłacić.
    Chłopak, ocknąwszy się przez łokieć dziewczyny, wziął i butelkę i nową szklankę, tamtą odstawiając na srebrną tacę. Nie będzie musiał oczekiwać kolejnej dostawy.
    - Jednorazowa ulga byłaby z pewnością zasłużona - mruknął w odpowiedzi, zapijając alkoholem dym, który utkwił w jego płucach.
    Spojrzał na Serenę i zmarszczył brwi.
    - No co? Ze mną nie chciałaś! - mruknął z pewnym ubolewaniem, po raz kolejny pociągając łyk - Choć nie omieszkaliśmy trochę sobie poczynać - te zdanie wypowiedział znacznie markotniej pod nosem, dopowiadając sobie; brzmiało to tak, jakby chłopak nie chciał, żeby blondynka go usłyszała.

    OdpowiedzUsuń
  42. [mówiąc szczerzę muszę dopracować kartę więc jestem wyprany z wszelkich pomysłów ;>]

    OdpowiedzUsuń
  43. Chwycił pudełko ze słuchawkami i pokiwał głową, lecz po chwili chwycił inne, podobne, również czarne i wręczył je dziewczynie.
    - Te maja lepsze basy, tak więc dźwięk jest czystszy i w ogóle taki zajebisty - powiedział, odkładając pierwsze pudełko na miejsce.- Chyba że koniecznie chcesz tamte. Tylko mówię ci, te mają lepsze basy. W sumie wyglądają podobnie, a przecież zależy ci na lepszym dźwięku, nie? - spojrzał na nią pytająco.
    Pomagał klientom jak tylko mógł. Starał się, oni to doceniali, przez co wracali do tego sklepu po więcej. To szefowi się podobało, tak wiec od czasu do czasu dawał Joshowi albo dodatkowe wolne, albo jakąś małą podwyżkę. Młodemu Grantowi zawsze pieniądze się przydawały. Za dużo ich nie miał, rodzice wysyłali z Kanady ile tylko byli w stanie, więc Josh po prostu musiał zarabiać.

    OdpowiedzUsuń
  44. [Dobrze, to ja czekam. <3]

    OdpowiedzUsuń
  45. - A masz za co przepraszać - żachnął się, kiwając głową.
    Po co miał sobie szczędzić złośliwości? Przecież i tak nie byłby przez to skazany na rychłą śmierć, prawda?
    Gregory nie tykał szampanów. On nienawidził tego alkoholu. Nie ważne czy słodki czy gorzki, po prostu mu nie smakował. Oczywiście, na niektórych bankietach, gdzie pierwszym napojem był właśnie szampan, którym to wznosiło się toasty - z grzeczności upijał łyczka, powstrzymując się, by czasem nie zatkać nos i odstawiał go gdzieś na bok.
    Preferował szkockie, zwykłe whisky, burbony! No wódka też byłaby dobra, a tequili nie odmówi czy kamikadze. Od innych stronił i czasem pokręcił nosem niezadowolony.
    To było znęcanie się! Siedział w najlepsze, niemalże skazując van der Woodsonową na to, by go zaciągała siłą do stołu bilardowego. Do lekkich on nie należał.
    Nareszcie po chwili, gdy był już dość usatysfakcjonowany, powstał nagle i prędko, wykazując się dobrym refleksem, uchwycił dziewczynę, gdy ta opadała do tyłu. W końcu siłą go wyciągnęła, a on siedział zaparty, więc jak wstał szybko to i to się odbiło na niej.
    - Zobaczmy, jak dobrze grasz - mruknął jej na ucho, sięgając po butelkę i szklankę i trzymając dłoń dziewczyny, zaczął ją prowadzić do stołu.
    Gdzieś po drodze zgasił niedopałek blanta.

    OdpowiedzUsuń
  46. No tak, biorąc pod uwagę wczesną godzinę Blair mogła spodziewać się takiego widoku, w końcu to tylko ona zrywała się z łóżka bladym świtem i już o ósmej czterdzieści pięć była na nogach, kiedy to każdy normalny mieszkaniec górnego Manhattanu dopiero co wychodził z łazienki.
    Gdy tylko przekroczyła próg apartamentu Sereny od razu poczuła się nieco lepiej. Możliwe, że wpływ na to miał kojący głos przyjaciółki, który usłyszała zaraz po wejściu, jednak fakt, że sypialnia Chuck' a z łóżkiem Chuck' a w którym znajdował się sam Chuck również mógł mieć z tym coś wspólnego.
    - Hej - rzuciła nieco smętnie lustrując przyjaciółkę z góry na dół. - Ładna koszulka - powiedziała uśmiechając się blado. Właściwie to powinna chyba była przeprosić, że niepokoi ją o tak wczesnej porze, ale w końcu była Blair Waldorf, nie przepraszała nigdy. A poza tym, były przecież przyjaciółkami, a to daje jakieś przywileje. - Naprawdę zamierzasz to wszystko zjeść? - Ruchem głowy wskazała na jedzenie stojące na blacie, nie było tego dużo jednak jakoś wypadało zacząć rozmowę, a że dziewczyna znalazła sobie akurat taki punkt zaczepienia? No cóż to już inna sprawa.
    Przez dłuższą chwilę stała i w milczeniu rozglądała się po pomieszczeniu nie wiedząc czego (kogo) tak na prawdę szuka i dopiero gdy Serena zadała jej to konkretne pytanie wzrok Blair ponownie skupił się na blondynce. - Nie przyjechał - powiedziała łamiącym się głosem, jednocześnie wzruszając ramionami, żeby pokazać, że wcale, ale to wcale jej to nie interesuje.

    OdpowiedzUsuń
  47. [A mogłabyś choć pomysłem na relacje rzucić, ułatwiłoby mi to zadanie.;)]

    OdpowiedzUsuń
  48. Na gorsze dni to wyłącznie szkocka i to jest jedna z mocniejszych. Do tego Gregory korzystał z osamotnienia w apartamencie, bo służba nie siedziała dwadzieścia cztery godziny na dobę to zasiadał przy instrumencie i pogrywał okrutnie, choć jemu samemu wychodziło to na dobre, gdyż mógł odsapnąć.
    Przesunął dłonią po kapce, wziąć od dziewczyny kredę i potrzeć jego końcówkę.
    - Dowiesz się po przegranej - mruknął, uśmiechając do niej szeroko i tajemniczo.
    Nie było się czego obawiać, naprawdę. Groźny on nie był. Serena o tym wiedziała, prawda? Greg był miłą i przyjazną osobą, która bezinteresownie działała i zawsze starała się człowiekowi pomóc, a jak!
    - Rozbijasz - mruknął, odkładając gdzieś na bok stołu kredę i przystanął nieco dalej, żeby dziewczyna mogła rozpocząć grę.
    Oczywiście, że miał zamiar dać jej fory. Chyba że blondynka nie okaże się być słabą w tej grze to nieco ostrzej będzie pogrywał.

    OdpowiedzUsuń
  49. To nie tak, że ona nie chciała się rozpłakać bo chciała tylko jakaś wewnętrzna blokada zabraniała jej uronić chociażby jednej małej łezki. Blair nienawidziła tego uczucia ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby odrobinę sobie popłakała byłoby jej znacznie lepiej, ale taka już właśnie była, tłumiła w sobie wszystkie emocje i jedyne na co sobie pozwalała to ta zimna obojętność, która właśnie malowała się na jej twarzy. - Jakieś? - Zaśmiała się nieco histerycznie. - Masz rację jakieś...Ale to było ponad miesiąc temu, nie powinnam się tym już przejmować, prawda? W końcu to tylko Chuck Bass, takich facetów jak on jest wielu, a ja przecież mogę mieć każdego - mówiła szybko i nieco chaotycznie wciąż wpatrując się w jakiś punkt ponad ramieniem przyjaciółki. - Nie rozumiem tego, w końcu tam, we Francji świetnie się bawiłam, poznała nawet takiego ratownika, był całkiem ładnie opalony i miał ładnie wyrzeźbioną klatę...- Z powrotem przeniosła wzrok na Serene i posłała jej jakieś takie wystraszone spojrzenie. - Co się ze mną dzieje? - Róbcie zdjęcia, Blair Waldorf wyglądała jak pacjentka szpitalu dla obłąkanych. Stała na środku kuchni Sereny i z minuty na minutę mimika jej twarzy coraz bardziej z ''zimnej suki'' zmieniała się na ''Zależało mi, a on mnie zranił''

    OdpowiedzUsuń
  50. Cóż, Nate ostatnimi czasy był w dość dziwnym, wręcz trudnym do określenia nastroju. Nie chodziło już o to, że rozstał się z Blair. Od dawna im się nie układało, a chociaż Nate jako pierwszy zaczął olewać swoją byłą dziewczynę, kiedy to Serena van der Woodsen powróciła do Nowego Jorku.
    Jeśli już o Serenie mowa, to warto wspomnieć, że ostatnimi czasy ich stosunki były naprawdę dziwne... niby rozmawiali ze sobą tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało, a jednocześnie było to tak sztuczne i nieręczne, że chyba już bardziej się nie dało...
    Tego dnia postanowił wybrać się do niej, bo jakoś ostatnimi czasy brakowało mu jej towarzystwa... To było dziwne... Niby umówili się, że dadzą sobie ze sobą spokój, a jednak myślał o niej dość często, zdecydowanie za często.
    Akurat dochodził do domu van der Woodsen'ów, kiedy zobaczył Serenę idącą z torbami pełnymi zakupów.
    -Daj to - powiedział, uśmiechając się lekko i odbierając od niej papierowe torby, wyładowane po brzegi zakupami. - Znowu jesteś sama w domu i masz pustą lodówkę, tak? - spytał, a jego uśmiech znacznie się powiększył.
    No cóż, zawsze miał tak, kiedy patrzył na Serenę. Uśmiechał się niemal bezustannie, nie odrywając od niej wzroku... Oj, Archibald.

    OdpowiedzUsuń
  51. [myślę, że mogą mieszkać bo to by znacznie ułatwiło prowadzenie wątków między naszymi postaciami ;>]

    OdpowiedzUsuń
  52. Faktycznie, nie ważne jak okropnie trudne były ich rozmowy, to zdecydowanie lepsze było to, że cokolwiek mówili, aniżeli mięliby milczeć i rozglądać się po windzie, jak gdyby nagle stała się bardzo ciekawym obiektem. Wtedy oboje udowodniliby, że coś jest między nimi nie tak, a zarówno Nate, jak i Serena tak bardzo starali się wmówić wszystkim dookoła, a przede wszystkim sobie, że wszystko jest w porządku, że nic się nie zmieniło. Nate jeszcze musiał sobie wmawiać, że wcale nie wraca myślami do wesela, na którym on i Serena... no właśnie. I wcale, ale to wcale nie myślał o niej każdego dnia i każdego wieczora... Oczywiście, że nie. Co za niedorzeczność...
    -W sumie, to jeśli mam być szczery, wybierałem się właśnie do Ciebie. Dawno nie mięliśmy okazji porozmawiać, to pomyślałem, że wykorzystam wolny dzień i Cię odwiedzę. I wyglądało na to, że spadłem Ci jak z nieba... - powiedział, patrząc z lekkim i dość wymownym uśmiechem na trzymane przez siebie torby.
    Tak, a w duchu dodał, że jeszcze się za nią stęsknił, bo to była zdecydowanie prawda. Jak oni sztywno rozmawiali! Tak, ale przynajmniej rozmawiali... a jak rozmawiali, to dziwne nie było, że Nate tak na Serenę patrzy.

    OdpowiedzUsuń
  53. To, że Charles do domu sprowadzał koleżanki wiedział każdy. Nie było w tym nic dziwnego a jednak domownicy nadal zdawali się nie przyzwyczajać do tego faktu. Tak samo jak do tego, że Chuck jako zawodowy arogant, ignorant, egoista etc takich panienek nie traktuje serio. Co niestety często było sprzeczne z tym co czuły owe niewiasty, bo one niestety często pałały do niego uczuciem, co wywoływało istną burze, a jeszcze bardziej powiększało ją.
    Spojrzał na Serenę tym swoim całkowicie nieprzejętym wzrokiem i beznamiętnie przesunął oczyma po jej sylwetce.
    -Wiem kochanie, że im zazdrościsz.
    Rzucił od tak znudzonym tonem i podniósł się do pozycji siedzącej.
    -Zresztą, czemu mówisz to mi? Ja swoich majtek nie wrzucam do twojej łazienki, chociaż jeśli lubisz takie fetysze to nie ma problemu.

    OdpowiedzUsuń
  54. -Tak, do Ciebie - odparł, potwierdzając jednocześnie jej przypuszczenia i uśmiechając się lekko.
    Wjechali winą na samą górę, do mieszkania van der Woodsen'ów. Kiedy Serena opuściła windę, on uczynił to zaraz za nią, wchodząc do kuchni i zostawiając torby na ladzie.
    Obserwował szeroko otwartymi oczami jak Serena wyjmuje po kolei wszystkie zakupione przez siebie produkty. Zdecydowanie, wiele dziewcząt mogło pozazdrościć jej figury. A co najlepsze, ktoś taki jak Serena mógł jeść wszystko, również nutellę i nie przejmować się, że przytyje.
    -Wiesz, odnoszę wrażenie, że zrobiłaś zakupy dla całej armii - powiedział, będąc naprawdę pod ogromnym wrażeniem tego, na jakie rzeczy Serena miała ochotę.
    Cóż, już nie wnikał w to, czy owe zakupy były tylko na potrzeby jednego śniadania, czy raczej po to by zasilić lodówkę tego domu, ale tak czy inaczej, sporo tego było.
    -Mam Ci w czymś pomóc? - spytał, marszcząc lekko brwi.
    W przeszłości, kiedy on jeszcze był z Blair, a Serena nie musiała wyjeżdżać do szkoły z internatem, często robili wiele rzeczy wspólnie... wielokrotnie też gotowali dla czystej zabawy. Tak mu się to nagle przypomniało.

    OdpowiedzUsuń
  55. Nie znosił jak ktoś na niego krzyczał, a w szczególności, kiedy robiła to kobieta, która była jego przyrodnią siostrą. Niedorzeczne.
    -Wolałbym jakbyś zwracała się do mnie ''jaśnie panie''.
    Powiedział rozmarzony, a jego wyraz twarz był zamyślony tak jak w trakcie obmyślania intryg, które powoli stawały się jego domeną.
    -Nie jestem ich ojcem, nie mam więc na nie żadnego wpływu, zresztą co ty mi to mówisz, przeszkadza Ci to się wyprowadź.
    Mruknął całkowicie nieprzejęty słowami dziewczyny. Nie ona pierwsza i nie ostatnia zwraca mu uwagę, znajdzie się jeszcze na świecie wiele osób, którym przeszkadzać będzie jego taki a nie inny tryb życia.
    -Blair? A kto to Blair?
    Spytał ironicznie bo przecież byli pokłóceni a ich stosunki nie układały się ostatnio najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  56. [Ha! Będzie dość ciekawy wątek, bo Clara nie lubi blondynek. xD]

    OdpowiedzUsuń
  57. W jego przypadku nic nie było takie oczywiste, nawet fakt, że jest człowiekiem, bo przecież on wolał określenie diabeł w ludzkiej skórze-to znacznie lepiej określało jego osobowość.
    -Nadal nie wiem kim jest osoba, o której mówisz, powinienem ją znać?
    Zapytał po raz kolejny kontynuując tą swoją nic nie wartą gierkę, która do niczego nie prowadziła, dosłownie do niczego.
    -Obraziła się? Ok, ale ja jestem Chuck Bass, cukiereczku, nie będę za nikim latał jak napalony szczeniak.
    Burknął wymijając blondynkę i kierując się w stronę kuchni, jakoś mało obchodziło go to co pomyśli jego ojciec i tak już go nienawidził tak, że bardziej się nie dało. Mała strata.

    OdpowiedzUsuń
  58. Clarissa Lockwood4 lipca 2012 20:52

    [ No jasne. :) I zresztą strasznie lubie Blake. <3 Jak podrzucisz pomysł, to zacznę. :)]

    OdpowiedzUsuń
  59. Był draniem, ale jednak zachował w sobie resztki empatii, które skrycie w sobie ukrywał.
    -I to jest błąd, że jej zależy. Bo ja nie jestem odpowiednią osobą Serena, mnie się nienawidzi i uwierz mi to co teraz robię jest dla jej dobra, nie jestem odpowiednim facetem dla niej, chce jej szczęścia i chce, żeby znalazła sobie kogoś kto na nią zasługuje, a ja nie jestem tą osobą.
    Burknął pod nosem bo takie słowa przez gardło nie przychodziły mu z łatwością.
    A sprowadzanie sobie dziwek do łóżka nie było rozwiązaniem, tak samo jak fakt, że kobiety mają bzika na jego punkcie, a raczej jego pieniędzy, ale przecież to już nie była jego wina a raczej tych głupich dziewczyn, które za nim latały.

    OdpowiedzUsuń
  60. [A co z Zoyką, bo gdzieś u góry zaginęła? :<]

    OdpowiedzUsuń
  61. Clarissa Lockwood4 lipca 2012 21:23

    [okey, coś wymyślę. Ale jutro bo internet mi wariuje :)]

    OdpowiedzUsuń
  62. [A wybaczam, bo i mnie się to zdarza!]

    Tak. Zoya także się zaśmiała, słysząc owe porównanie. Może do najlepszych nie należało, a czasem było bardzo trafne, jeśli rzeczywiście dana osoba taka jest.
    - Wydaje mi się, że sobie z nim poradzę - mruknęła pod nosem, mrużąc nieco swoje oczy.
    Już niejednego delikwenta odesłała z kwitkiem, a gdy przeginał, to prócz kwitka wracał skulony z bólu lub z czerwonym śladem smukłej dłoni na policzku, choć do tego drugiego nie posuwała się za często.
    Będzie musiała poznać tego całego Chucka. Wtedy dopiero może zacząć oceniać, bo kto wie - może z nim zacznie się dogadywać?
    Brązowowłosa cicho westchnęła pod nosem. Na jej (nie)szczęście, zdążyła się przyzwyczaić do takich zachowań, więc czasem to było przydatne. Żeby też i tutaj ta umiejętność się ujawniła i została wykorzystana.
    - Wiesz, rok to może i trochę jest, ale gdyby się tak postarać... - wzruszyła ramionami - Po prostu to przetrzymać i tyle.
    Rzeczywiście, wnętrze budynku wydawało się być rodem domów z poprzednich dekad, co nie było złym posunięciem. Lepiej się spoglądało na drewno i boazerię niż na kafelki i metalowe szafki, które potrafiły wydać huk, jak się nimi trzasnęło.
    Patrzyła tam, gdzie wskazywała Serena, a zapewne sobie wszystko przypomni na początku roku szkolnego.
    - Zgaduję, że znajdą się tutaj takie grupki osób, które wręcz ubóstwiają inwigilować nowych uczniów i sprawdzać ich nerwy - stwierdziła prędzej, niż zapytała, przystając obok dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  63. -Dobra, zgadzam się - odparł, odbierając od niej patelnię i stawiając ją na kuchence, po czym odpalił ogień.
    Doskonale znał dom van der Woodsen'ów, więc wiedział gdzie ma szukać wszelkich sztućców czy składników.
    Na sam początek wrzucił masło na patelnię, po czym wziął kilka jajek oraz bekon.
    -Właściwie to gdzie podziali się wszyscy domownicy? - spytał nagle, bo już nie pamiętał kiedy ostatni raz widział brata Sereny albo jej matkę.
    U niego w domu teraz ciągle było pusto... Ojciec siedział w więzieniu, matka od samego rana biegała po adwokatach, sądach i tym podobnych organizacjach, a kiedy Nate się budził, widział tylko pokojówkę. Nie był małym chłopcem, żeby z tego powodu płakać czy rozpaczać, ale nie można było też powiedzieć, że taki stan rzeczy poprawiał mu humor, bo byłoby to najprawdziwsze kłamstwo.
    Najgorsze było to, że o wszystkim dość namiętnie rozpisywała się Plotkara, najwyraźniej świetnie się bawiąc, że może pożerować na cudzym nieszczęściu...

    OdpowiedzUsuń
  64. Jakby to stwierdzili jej znajomi ze starej szkoły - "najpierw trzeba poznać terytorium wroga, później jego samego i wtedy przystąpić do strategii". Mogło to zabrzmieć komicznie i niemal przerażająco, ale czy tak nie było?
    Zoya wypytywała i stwierdzała, chcąc się dowiedzieć, czego może się spodziewać. A słysząc to, co dziewczyna zdążyła jej powiedzieć, musi się uzbroić w swoje nerwy, które powinna ćwiczyć, bo ją to czasem bardzo łatwo było sprowokować.
    - Innego wyjścia nie mam, jak poradzić sobie z nimi - odparła, unosząc w bezradnym geście dłonie, co jeszcze zwieńczyła delikatnym uśmiechem - Zapewne ignorowanie i olewanie wszystkiego jeszcze bardziej ich podkusi, co? - spytała, unosząc brew.
    Gdyby mogła to zrezygnowałaby z tej szkoły, a jeszcze lepiej by było wrócić do rodzimego kraju, gdzie to skończyłaby edukację, ze swoimi znajomymi i pewnym respektem. A tutaj - wszystko zaczynało się od początku.
    Szła cały czas za dziewczyną, mając dziwne wrażenie, że Serenie w ogóle to nie leży na rękę, te całe oprowadzanie Zoi. Z pewnością miała lepsze plany, a nie przechadzanie z kimś po zamkniętej szkole.
    - Od środka to ta szkoła nie wydaje się być w ogóle wielka - przyznała po chwili, rozglądając się po korytarzu i utkwiła wzrok w dziewczynie.

    OdpowiedzUsuń
  65. -Tak, Chuck mówił mi, że jego ojciec i Twoja mama... pobierają się. Stwierdził też, że najbardziej z tego zadowolona jesteś Ty, ale domyśliłem się, że to ironia - powiedział, śmiejąc się lekko i oglądając przez ramię, by móc spojrzeć na Serenę, która właśnie zabierała się do wyciskania soku z pomarańczy. - To będzie wielkie wydarzenie. Połączenie majątku van der Woodsen'ów i Bassów... Plotkara pewnie już ostrzy sobie pazurki - dodał, podsmażając bekon na patelni, by do chwili dodać także jajka.
    Kiedy spytała o jego sytuację, westchnął ciężko, skupiając się na mieszaniu w patelni bardziej niż to było konieczne.
    -Cóż, ojciec siedzi w więzieniu i z tego co mówiła mama, nie ma tam łatwo. Nic dziwnego, w końcu więźniowie nienawidzą biznesmenów. Mama biega od adwokata, do sędziego, od sędziego do naczelnika więzienia i tak w kółko, byle tylko załatwić ojcu celę na oddziale strzeżonym. Póki co średnio jej idzie, bo naczelnik stwierdził, że wszyscy mogą posądzić go o wzięcie łapówki i tak dalej. Ale adwokat wtrącił się w tą sprawę i może uda się coś załatwić - odpowiedział, wzruszając na koniec ramionami, jak gdyby wcale go to nie obchodziło.
    Prawda była jednak taka, że przejmował się tym wszystkim bardziej, niż ktokolwiek by się tego po nim spodziewał...

    OdpowiedzUsuń
  66. [Ojej, wcale nie jest tak źle, zapewniam! ;D]
    Chuck był jaki był. Dość specyficzny, często bardzo wkurzający, ironiczny i nieprzyjemny, jeśli kogoś wyjątkowo nie lubił. Ale był też przyjacielem Nate'a i w większości sytuacji, kiedy potrzebował wsparcia, mógł na niego liczyć. Oczywiście, był też czas, kiedy zarówno jeden jak i drugi wprost nie mogli na siebie patrzeć i byli niemal najgorszymi wrogami, ale najwyraźniej potrzebowali czasu by się dotrzeć, bo teraz naprawdę świetnie się czuli w swoim towarzystwie i naprawdę dobrze dogadywali.
    -Ja rozumiem, że mieszkanie pod jednym dachem z dwoma Bass'ami jest dla Ciebie co najmniej niekomfortowe, ale pamiętaj, że to może być dopiero początek... Chuck i Blair... zauważyłaś to, prawda? - spytał, patrząc na nią pytająco, kiedy to właśnie wyłączył ogień na kuchence, bo jajecznica była już gotowa.
    Wyciągnął z szafki dwa talerze i rozłożył na nich przygotowane przez siebie jedzenie, robiąc to niemal w tym samym czasie, w którym Serena nalewała soku do szklanek.
    -Mój ojciec... nie wiem, ja już się nie wypowiadam na jego temat. Szkoda mi tylko mamy i tyle... - uciął, jednocześnie kończąc ten temat.
    Zdecydowanie wolał pogadać o Chucku i Blair, bo to co się między nimi działo było dość... ciekawe i bynajmniej nie spodziewane. No bo kto by pomyślał... Oni? Wszyscy zawsze obstawiali, że Blair będzie z Nate'm, a tu taka niespodzianka.

    OdpowiedzUsuń
  67. - Dokładnie. W Londynie szkoły zawsze są przestrzenne - przyznała, chcąc kontynuować - Masz wiele sal i auli, więc wygląda to czasem jak Uniwersytet. Wszystko czasem wydawało się zbyt muzealne, choć architektura zawsze była intrygująca - dodała.
    Ona już się przyzwyczaiła do nieco arystokratycznego wyglądu szkół prywatnych. Czasem były one wyniosłe i przedstawiały klasę, a niektóre nie urywały tyłków z siedzeń. Sama Zoya nie mogła narzekać na szkołę, do której uczęszczała, bo może i wyglądała na dość stare budownictwo, jakby wykorzystano zamek to już była całkiem nowoczesna, więc trudno było to określić.
    Wsłuchiwała się w słowa dziewczyny, kiwając co jakiś czas głową i zajmując czymś swoje dłonie. Może i czasem za bardzo chciała się czegoś dowiedzieć, ale wolała być przygotowana na wszystko.
    - Proszę cię, nie - jęknęła, kręcąc głową, gdy blondynka zaczęła wspominać o grupie osób, które chciałyby się zaprzyjaźnić - Szczerze mówiąc to raczej niezbyt chcę się zagłębiać w interakcje międzyludzkie. Ba, nawet by mi odpowiadało bycie niewidzialną i niezauważalną w tejże szkole - przyznała, kiwając delikatnie głową. Może i przez to mogła zabrzmieć jako ignorantka, ale takie myślenie miała na ten moment i nic nie mogła w związku z tym zrobić. - Zemścić też się potrafię, więc będzie wet za wet.
    - Jest coś jeszcze lub ktoś jeszcze i jego działania, żebym była uprzedzona? - spytała, nie wiedząc wszakże, jakie pytania mogłaby zadać. Było ich mnóstwo i mogłaby się o wszystko pytać z osobna, by już całkowicie udoskonalać plan, żeby nie być w centrum uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  68. Usiadł przy stole, stawiając jeden talerz przed Sereną, a drugi przyciągając sobie.
    -Wiesz, mimo, że Chuck to mój przyjaciel, to za wiele w tej sprawie nie chce mi powiedzieć. Może to zabrzmi nieprawdopodobnie, ale wygląda na zakłopotanego, kiedy zaczynam temat Blair w odniesieniu do niego. Już mu tyle razy tłumaczyłem, że ja i ona to przeszłość. Chuck twierdzi, że doskonale o tym wie i udaje, że nie stanowi dla niego problemu to, by o niej porozmawiać. Ale za każdym kolejnym razem znowu wracamy do punktu wyjścia, także wiesz... - powiedział, wzruszając ramionami i powoli jedząc jajecznicę. - Mam nadzieję, że jest chociaż trochę jadalna, bo co jak co, ale otruć to bym Cię nie chciał - dodał, śmiejąc się lekko.
    Zaraz jednak opuścił twarz, by nie zobaczyła niezręczności w jego oczach. Tak, niemal natychmiast pomyślał, że Serena była jedną z niewielu osób, której nie chciałby zrobić żadnej krzywdy z powodów jemu znanych doskonale. Serena też powinna o nich pamiętać, bo przecież po jej powrocie do Nowego Jorku powiedział jej o swoich uczuciach, prawda? A wówczas usłyszał, że jest chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki i że nie wróciła dla niego.
    Skupił się na jedzeniu, mając nadzieję, że niezręczność, która ponownie się między nich wdarła szybko ustąpi.

    OdpowiedzUsuń
  69. Wspomnienie przez dziewczynę o Plotkarze powinno być czymś przerażającym. Tego doświadczyła w szkole, jednak nie było to aż tak okrutnie przedstawione, jak Serena powiedziała o amerykańskiej wersji bloggerki. Gorączka plotkarska potrafiła niejedną osobę zarazić i wprowadzić w istne uzależnienie, a każdy wiedział, że będzie coraz gorzej.
    I co? Powinna się przerazić, a jej reakcją był śmiech, taki czysty, nieco zachrypnięty.
    - Widzę, że zapowiada się ciekawie - zacmokała pod nosem, kręcąc głową.
    Coś Zoyka czuła, że o niej też co nieco będzie wypisane i to samo w sobie trochę dziewczynę wybijało z pantałyku.
    - Rozumiem, że spokoju nie masz? - spytała wyraźnie zaciekawiona tym faktem, unosząc jeszcze brew.
    Długowłosa westchnęła ociężale, zastanawiając się, czy o coś jeszcze warto spytać. Przecież Serena była dla niej w tej chwili istną skarbnicą informacji, nawet można się pokusić o określenie jako Anioła Stróża, który jej to i owo przedstawi.
    Ach, najwyżej będzie starała się na bieżąco o coś ją pytać.
    - Chodźmy już. Tyle wystarczy - zawyrokowała, podnosząc się z miejsca. Wypadało gdzieś ruszyć, coś zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  70. [ Tu B ;D ]

    Tkwiąc tak w uścisku Sereny faktycznie zrobiło jej się lepiej, w końcu to było takie miłe, że miała na kogo liczyć i że pomimo tych wszystkich okropnych rzeczy, które zrobiła przyjaciółce ta wciąż jeszcze jej nie zostawiła. I nie, faktycznie nie należała do tego typu dziewczyn, które są skore do płakania na czyimś ramieniu, ale w tej właśnie chwili Blair była temu niesamowicie bliska. Bliższa nawet niż wtedy, kiedy jej ojciec się wyprowadzał. - Wiem, że mogę - powiedziała, a jej głos mógł wskazywać, że chyba faktycznie zamierza to zrobić. - Ale nie warto przecież płakać przez faceta, to tylko facet...Tylko - dodała nieco głośniej, chcą przekonać samą siebie, z Chuck faktycznie jest TYLKO facetem i jakoś tak mimowolnie mocniej zacisnęła palce na szlafroku przyjaciółki.
    Słysząc jej dalsze słowa oderwała się jednak od niej gwałtownie i spojrzała na nią nieco zaczerwienionymi oczami. Oczywiście pod toną pudru nie było tego chyba widać, ale jednak należy zaznaczyć, że było one czerwone. - Nie - pokręciła energicznie głową. - Jestem Blair Waldorf, nie mogę pozwolić na to aby moja najlepsza przyjaciółka wstawiała się za mną u swojego przyrodniego brata. Zresztą on przecież nie jest taki wyjątkowy, a ten ratownik...- zawiesiła głos. Co niby miała jej powiedzieć? Że ratownik był niezły? Że planował się z nią przespać i ona była skłonna mu się oddać jednak wtedy przypomniały jej się chwile z limuzyny Bass'a? Nie, takie sentymenty stanowczo do niej nie pasowały.

    OdpowiedzUsuń
  71. On także upił kilka łyków soku, obserwując Serenę przez chwilę, tylko przy okazji picia, bo zaraz znów skupił się na jedzeniu bardziej niż to było potrzebne, żeby tylko niczego nie dostrzegła w jego twarzy, która (tego był pewien na dwieście procent) miała teraz zakłopotany wyraz.
    Cóż, Nate sam nie wiedział czy Serena niczego nie zauważała, czy przyjęła, że już mu przeszło i tyle... Nie miał pojęcia jak to dokładnie było i chyba tak naprawdę nie chciał wiedzieć. Bo przecież tak na dobrą sprawę to mógł nawet teraz powiedzieć jej, że wcale nie zapomniał o tym, co miało miejsce na weselu, że wcale nie przestał o niej myśleć. Ale Nathaniel to był taki typ chłopaka, który raz odrzucony nie narzucał się więcej. Oczywiście, tęsknił za nią, kiedy była w szkole z internatem. A ta tęsknota jeszcze bardziej się pogłębiła gdy wróciła i powiedziała mu, że nie wróciła dla niego, że jest z Blair a ona go kocha i powinni dać sobie spokój.
    No to dał spokój, a ten spokój wyglądał tak, że teraz siedzieli przy jednym stole, jedząc zrobioną przez niego jajecznicę i popijając wyciśnięty przez Serenę sok z pomarańczy i udając, że wszystko jest zupełnie normalnie, chociaż wcale tak nie było.

    OdpowiedzUsuń
  72. - Widzę, że dziewczyna z pewnością nie próżnuje - mruknęła pod nosem, kierując się do bram szkoły. Za każdym razem przystawała obok dziewczyny, kiedy ta zamykała kolejne drzwi tymi kluczami. - Musisz być w centrum uwagi przez to - dodała jeszcze, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
    Tak, chwila rozmowy z jakimś chłopakiem w barze, później z barmanem. Jeszcze recepcjonista został przez nią poinformowany, że gdyby przyszła jakaś wielka paczka do niej to niech nikt nie przynosi i ją poinformuje, a wtedy odbierze.
    - Właściwie to po takich dozach informacji czuję nieodparty apetyt na alkohol - przyznała po chwili, stając na chodniku graniczącym już z ulicą - Chyba będzie to dobrym zwieńczeniem spotkania? - spytała, unosząc brew.
    Każdy miał inną mentalność i Zoya nawet pomyślała, że jasnowłosa pewnie ją weźmie za alkoholiczkę.
    Teraz mogła się dowiedzieć czegoś o dziewczynie, co będzie także czymś ułatwiającym. Chociażby w konwersacji.

    OdpowiedzUsuń
  73. - Gdziekolwiek, byleby wypić - odparła ze śmiechem.
    Jak dla niej to nawet kupienie alkoholu i wypicie na pobliskich schodach byłoby czymś satysfakcjonującym! Wtedy to z pewnością nikt nie posądziłby tych dziewcząt o alkoholizm, gdzie tam!
    - Masz mnie. - przyznała, zachowując poważny wyraz twarzy, choć po chwili zaśmiała się cicho - Jeszcze do seryjnego mordercy mi brakuje, ale to kwestia czasu. Może plotkarze będa pierwszymi do wybicia, kto wie - wzruszyła ramionami.
    - Ludzie tak bardzo pragną się pokazać? - spytała, unosząc brew. - Tak to chociaż brzmi. Jakby chcieli wkupić się w łaski.
    Poprawiła swoją torbę na ramieniu, chwilowo śledząc wzrokiem układ płyt chodnikowych.
    - Rozgłos by mnie przerażał. - oznajmiła. Chodziło o to nazwisko, bo dla dziewczyny było to nieco uciążliwe. W końcu Rockefeller był tym filantropem i to uznawanym, więc godność Zoi od razu mogłaby spowodować, że ludzie stawaliby się przyjaźniejsi - Powiedzmy, że nie chcę, by Plotkara miała na czym wieszać kiełbasy dla psów - oznajmiła, porównując sobie te całe plotki i nowinki z ludźmi do tych wiernych i przyjaznych zwierząt. Nieco nieudane, ale jakoś się pokrywało, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  74. - A ty jesteś kochana - stwierdziła, starając się nadać swojemu głosowi dawne brzmienie oraz uśmiechając się leciutko, leciutko i blado. Uwagę na temat obchodzenia się z kobietami przez Bass'a skwitowała jedynie cichutkim chrząknięciem, w końcu co jak co, ale w jakimś tam minimalnym stopniu Chuck wiedział jak zaspokoić kobietą. I owszem może i jego wiedza ograniczała się jedynie do wiedzy łóżkowej, ale to zawsze było coś. Dopiero kiedy Serena wspomniała o swojej mamie dziewczyna niebezpiecznie zmarszczyła brwi i cicho syknęła. - Czyżby Bart źle traktował twoją mamę? - To akurat szczerze Blair interesowało ponieważ szczęście pani van der Woodsen (czy też raczej Bass, ale tak zdecydowanie nie chciała o niej myśleć) było dla niej niezmiernie ważne, a to wszystko dlatego, że Blair dużo tej kobiecie zawdzięczała i nie uważała jej za kolejną nadętą paniusię z górnego Manhattanu, poza tym była matą jej najlepszej przyjaciółki więc odrobina szczęścia zdecydowanie jej się należała. - Bo jeśli nie to z łatwością możemy doprowadzić do ich rozstania - mówiąc to sugestywnie poruszała brwiami. - A twojej mamie zawsze można znaleźć o wiele lepszą partię, lepszą niż taki Bass - wymawiajac nazwisko mężczyzny głośno prychnęła. To było to czego teraz potrzebowała, zemsta na kimś kto nazywał się Bass i jakaś drobna intryga, którą mogłaby chociaż na jakiś czas zająć myśli.
    Moment w którym Serena podniosła do ust bułeczkę idealnie zgrał się z momentem gdy brzuch dziewczyny postanowił wszcząć cichu but przeciwko tej głodówce, którą Blair serwowała mu od wczoraj, jednak dziewczyna naprawdę nie chciała teraz jeść dlatego postanowiła, że uciszy go tylko wodą. - Mogę, prawda? - Spytała wskazując głową na czyste szklanki i butelkę mineralnej. Nie czekając na odpowiedź sięgnęła po czyste naczynie i do połowy napełniła je wodą.
    Szczęśliwe zakończenie w przypadku tej dwójki? Wątpliwe, ale jeśli tak będzie to Serena dowie sie o tym jako pierwsza.

    OdpowiedzUsuń
  75. Kiedy to spytała, czy coś jest nie tak, wymusił na sobie uśmiech, mając nadzieję, że będzie on wyglądał na szczery, po czym podniósł głowę i spojrzał na Serenę z takim właśnie, nieszczerze pogodnym wyrazem twarzy.
    -Przepraszam, zamyśliłem się. Tak, masz rację. Jeśli by im się udało, to byłoby naprawdę fajnie. Blair to fajna dziewczyna, wiem coś o tym - powiedział, patrząc na Serenę wymownie przez chwilę, po czym znów zaczął jeść, popijając przez chwilę soku ze swojej szklanki.
    Kiedy skończył jeść, wypił sok do końca, po czym zabrał swoje naczynia i włożył je do zmywarki, żeby Serena nie musiała tego po nim robić. Stwierdził nagle, że dobrze będzie włożyć też patelnię i wszystkie inne przedmioty, które zabrudzili przy przygotowaniu śniadania. Przynajmniej mógł się czymś zająć, a nie siedzieć przy stole i omijać wzrokiem Serenę, którą przecież miał przed sobą i było to naprawdę trudne.

    OdpowiedzUsuń
  76. - Okey, okey - powiedziała unosząc do góry obie ręce, tak w geście, że niby się poddała. Znaczy nie niby, poddał się, ale gdyby tylko zaszła taka potrzeba Blair była w stanie wypuścić swoje działa wojenne i zrobić starszemu Bassowi coś naprawdę okropnego. Och oczywiście wierzyła, że Lily sama byłaby w stanie postawić go do pionu, ale po co ma się męczyć skoro Blair z chęcią zrobi to za nią? Nie, panienka Waldorf nie przerzuciła się nagle na tryb ''jestem feministką niech wszyscy faceci wyginą'' ale po prostu wróciła do ponownego bycia sobą. Wredną zołzą, nieokazującą litości nikomu poza garstką przyjaciół, których jeszcze posiadała. Ta Blair była zdecydowanie łatwiejsza w obsłudze niż ta rozhisteryzowana, płacząca przez faceta idiotka, którą Serena miała okazję obserwować chwilę temu.
    Dwoma łykami opróżniła zawartość szklanki i posłała tęskne spojrzenie w kierunku bułeczek. Nie, nie mogła jeść! Nie teraz gdy była zdenerwowana ponieważ na jednej bułeczce nie skończyłoby się z pewnością.
    - Och - westchnęła jednocześnie opadając na krzesło stojące obok kuchennego blatu. - Bass Junior już zdążył mi coś zrobić, jednak tą część wspominam akurat najmilej - parsknęła. - Poza tym, czy ty wiesz jaką krzywdę wyrządziłabyś jego napalonym fanką gdybyś go wykastrowała? - Zachichotała. O tak, to właśnie było wspaniałe z Serenie, Blair przychodziła do niej w stanie głębokiej depresji żeby po jakimś czasie opuści jej mieszkanie z szerokim uśmiechem na ustach.

    OdpowiedzUsuń
  77. Zoya to jednak potrafiła ludziom w tych głowach zamieszać, kiedy tylko zaczęła coś mówić. Miała swój tok rozumowania, co nie oznaczało, żeby dziewczynę od razu podejrzewać o chybioną równowagę psychiczną. Po prostu starała się coś usilnie wytłumaczyć, a wychodziło to na jeszcze bardziej zawiłe.
    - Dobra, źle mogłam to powiedzieć - mruknęła, nieco rozprostowując nogi w samochodzie - Raczej chodziło mi o to, że rozgłos w takim sensie, że ludzie zachowywaliby się tak, jakby to wszystko miało jakiekolwiek znaczenie. - wyjaśniła pokrótce, wzruszając ramionami.
    Chyba nie był to czas na filozofowanie, a to często dziewczynie wychodziło za dobrze.
    Czy ona miała coś do ukrycia? Raczej nie. Była zwykłą osobą, która się denerwuje, która ma pretensje do rodziców, że ci ją wywieźli na drugą stronę Atlantyku. Że musi pokusić się o swoje nerwy, by te nie były zszargane przez Plotkarę, która od razu będzie z chęcią chciała się zapoznać z jej osobą.
    Wysiadłszy z ekskluzywnego samochodu, dziewczyna skierowała się do wejścia do hotelu, który już zdążyła poznać. Szła powoli, ażeby jej przewodniczka dorównała kroku dziewczynie.
    - Co pijesz? - spytała, wchodząc na teren lokalu.

    OdpowiedzUsuń
  78. Kiedy to skończył ładować naczynia do zmywarki, zdał sobie sprawę, że nic więcej tak naprawdę do zrobienia nie ma... W sumie to nawet tego nie musiał robić, bo doskonale wiedział, że rodzina van der Woodsen'ów ma swoją pokojówkę, która się tym wszystkim zajmuje, bo w końcu za to ma płacone.
    Wreszcie zamknął zmywarkę, prostując się i odwracając twarzą do siedzącej na ladzie kuchennej Sereny. Tak, teraz to ona chyba była bardziej nieobecna niż on...
    -Tak, Serena, wiem, że jeśli będę chciał, to zawsze mogę do Ciebie przyjść po poradę. Pamiętam. Przecież jesteśmy w końcu przyjaciółmi... - powiedział i chciał, żeby to było zupełnie swobodne, żeby zawierało też wdzięczność, ale przecież nie mógł z nią porozmawiać o tym co naprawdę go męczyło...
    Ostatnie zdanie, które wypowiedział, miało być tak samo swobodne, nawet z wdzięcznością. Miało być i pewnie by było, gdyby nie jedna, maleńka, ledwo słyszalna nutka goryczy, której miał nadzieję, Serena nie wychwyciła.
    Tak, byli przyjaciółmi. Nie od dzisiaj i nie od wczoraj, ale od bardzo dawna, więc powinien się nasz Nate ogarnąć, zanim to wszystko zniszczy przez jakiś tam kaprys...

    OdpowiedzUsuń
  79. - Pomóc? - Spytała z nadzieją w głosie, może ty razem S da jej nieco rozwinąć skrzydła i puścić wodze fantazji. Co prawda fanki Chuck'a nie były Chuck' iem, ale im też z miłą chęcią uprzykrzyłaby życie. Była nabuzowana i pełna złości, a jeśli dodać do tego jeszcze zazdrość, która pojawiał się w momencie gdy Serena wspomniała, że jedną z takich laleczek znalazła ostatnio w swojej łazience...No tak, najprawdopodobniej mógł powstać z tego niezły horror, w którym Blair odgrywałaby rolę oprawcy.
    Jakoś tak mimowolnie sięgnęła po podstawioną jej pod nos bułeczkę jednak póki co nie zamierzała jej jeść. Była silna.
    - A to dupek - syknęła rozzłoszczona. No bo jak on śmiał tak traktować jej przyjaciółkę? I jeszcze w dodatku przyprowadza do domu jakieś tępe idiotki, które szlajają się po łazience S. - Szkoda bułeczek - mruknęła i ogryzła całkiem spory kawałek wspomnianego wcześniej wypieku, a zrobiła to z taką agresją, że postronny obserwator mógłby dojść do wniosku, że Blair wcale nie pożywa bułeczki, a jedynie trenuje na niej odrywanie czyjejś głowy. - Możemy zrobić kontynuację Ostatniego Domu Po Lewej - zaproponowała. - Moment, w którym ta kobieta włożyła temu facetowi głowę do mikrofalówki był całkiem efektowny.

    OdpowiedzUsuń
  80. - Malibu z żurawiną - powiedziała od razu.
    Zależnie od humoru, nastroju, dziewczyna zamawiała trunki. Czasem było to coś mocniejszego, co mogłoby jej pomóc z uporaniem się z jakimiś problemami. A czasem to było coś, co jedynie miało zrekompensować cały dzień.
    - Chodzi ogólnie o niechęć. O problemy, o cokolwiek - wyjaśniała dalej.
    Chyba Zoya musiała wiele razy spotkać się z taką grą słowną, gdzie to się za słówka łapało. I nawet dobrze jej wychodziło ciągłe uogólnianie.
    - Chociażby to, że w każdej chwili, gdybym tylko mogła, od razu poleciałabym do Londynu - mruknęła, wzruszając ramionami.
    Poprawiła się nieco na stołku barowym, zakładając nogę na nogę.
    - Bezsensownym posunięciem była przeprowadzka na rok przed zakończeniem szkoły. Tak to chociaż bezstresowo by mi to poszło. - ciągnęła dalej, wystukując palcami rytm dawno temu usłyszanej melodii.

    OdpowiedzUsuń
  81. -Serena, naprawdę nie musisz się o mnie martwić, bo wszystko jest w porządku. Przecież wiesz, że gdyby coś było, to bym Ci powiedział. Musisz mi uwierzyć w tym momencie na słowo, bo innego dowodu nie posiadam - powiedział, podchodząc do niej i uśmiechając się lekko, jak najspokojniej potrafił.
    Tak, to wszystko wymagało od niego ogromnej siły, ale zgadzał się na te wewnętrzne katusze, byleby tylko ocalić ich przyjaźń. Przyjaźń Nate'a i Sereny...
    Chuckowi nie wspominał o tym co czuje względem panny van der Woodsen. Właściwie to ona sama była jedyną doinformowaną, bo Blair także nie miała o niczym pojęcia. Przecież nie mógł jej tego powiedzieć, prawda? Już prędzej zwierzyłby się z tego Chuckowi, ale chyba aż tak bezgranicznie mu nie ufał, żeby powierzyć mu taką informację.
    A no tak, i Jenny Humphrey... Ta Jenny, która na balu maskowym ubrała maskę Sereny i usłyszała jak mówi, że nadal ją kocha. Nawet ją wówczas pocałował, myśląc, że to Serena... Tak, to była ciekawa sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
  82. Clarissa Lockwood5 lipca 2012 09:29

    [Jak obiecałam, to zaczynam. :)]

    Były wakacje, było gorąco i było nudno. Co robić w tak cholernie nudne dni? Przecież Nathan też nie mógł się nudzić.
    A rolą cioci było uszczęśliwienie małego skarbu.
    Więc myślała sobie tak, czemu z nim coś nie pograć? Albo czemu nie iść popływać?
    Nathan jednak wolał iść do parku. Pobiegać, szukać wiewiórek, co było dość kiepskim pomysłem. Ale jak tak chciał, to okey.
    Wyszła z siostrzeńcem z domu, poprawiając swoją białą bokserkę.
    Sama nie rozumiała tego, że nigdy jej w rozpuszczonych włosach nie było gorąco, a do tego czapka.
    Gdy była już z Nathanem w parku, ten zaczął jej uciekać. Czy uważał to za zabawę? Właśnie tego nienawidziła Clara, gdy jej uciekał.
    - Nathan, czekaj! - krzyczała, ale chłopczyk jej nie słuchał.
    Cały czas się odwracał, patrząc czy ciocia go dogania.
    Nagle wpadł na jakąś blondynkę.
    I tego jeszcze brakowało! Musiała to być blondynka?
    Clarissa szybko podbiegła do Nathana, który patrzył się zawstydzony na dziewczynę.
    - Przepraszam za niego - powiedziała Clarissa. Miała nadzieję, że blondynka się nie zdenerwuje.
    Patrzyła tak na nią. Pewnie jakaś bogaczka. Ale czy ona ją już gdzieś widziała?

    [Ja naprawdę przepraszam za tak kiepski wątek, ale nic mi w głowie nie siedzi i nie miałam pomysłu. :)]

    OdpowiedzUsuń
  83. Clarissa Lockwood5 lipca 2012 12:08

    Miała za dobrą pamięć, by cokolwiek zapomnieć. Znała ją, może nie osobiście, ale z widzenia.
    Myślała tak, gdy nagle ją olśniło!
    - Constance Billard? - spytała nagle. Na pewno znała ją z szkoły. To było pewne. Dużo było tam takich dziewczyn, nie mogła się pomylić.
    Nathan trzymal Clarissę za rękę, jakby sie bał lub wstydził,.
    To było u niego normalne.
    Po chwili jednak stanął tuż za ciocią. Ale przecież nie miał się czego wstydzić?
    Dziewczyna nie wydawała się być taka zła.

    OdpowiedzUsuń
  84. -Blair, Blair, Blair. Z tego co wiem, jest ona dorosłą kobieta i nie trzeba się o nią martwić, poradzi sobie Serena, jesteś jej adwokatem czy służącą, hę?
    Zagadnął i rozsiadł się wygodniej na kanapie. Wszystkich obchodził los dziewczyny, wszyscy wielce jej żałowali a przecież zawsze wina leży pośrodku. Czemu więc nikt mu nie powiedział jaki to jest biedny bo Waldorf odrzuciła jego zaloty. No bo on był Chuck Bass i jako arogancki dupek nie miał prawa, żeby poczuć sie skrzywdzony. Zawalił? Niezaprzeczalnie, ale kiedy starał się to naprawić Blair miała to gdzieś, w takim razie prosić się jej nie miał zamiaru.
    -Inaczej? Czyli jak?

    OdpowiedzUsuń
  85. - No co? - Spytała niewinnie się uśmiechając - to nie moja wina, że w dzieciństwie zmuszaliście mnie do oglądania horrorów i teraz przychodzą mi przez to do głowy chore pomysły. Chociaż osobiście zamiast takiej Teksańskiej Masakry wolę cudowne pocałunki w deszczu jak u Tiffany' ego - dodała rozmarzonym głosem.
    Och oczywiście, że wzmianka na temat Nat'a jej nie zirytowała. W końcu jakiś czas temu wspólnie z chłopakiem postanowili, że szkoda byłoby zaprzepaścić tych kilka wspólnie spędzonych lat i że skoro nie są już parą mogą się przecież przyjaźnić, prawda? I gdzieś tam w głębi swojego egoistycznego serduszka Blair również zaczynała się o niego martwić i zauważać, że coś jest nie tak, a skoro ona zaczęła to zauważać musiała to znaczyć, że problem faktycznie jest spory. - Wiesz...- zaczęła nawijając na palec kosmyk włosów - jego rodzina przechodzi teraz trudny okres. Sam Nat musi zajmować się matką, a z tego co się orientuję ona niekoniecznie to zajmowanie się mu ułatwia - wzruszyła lekko ramiona. Nie chodziło o to, że jego problemy ją nie interesowały, ale Blair niestety należała do tego typu ludzi, którzy długo zastanawialiby się nad istotą czyjegoś problemu. - Poza tym...- dodała nieco ostrożniej - wiesz, wydaje mi się, że ktoś wpadł mu w oko. - Nie była glupia i wiedziała, że coś jest na rzeczy, jedyny problem polegał na tym, że Blair jakoś nie wpadła na to, że owym ktosiem może być właśnie jej przyjaciółka.

    OdpowiedzUsuń
  86. O tak, wybraki pana Archibalda zazwyczaj miały szczęście ponieważ Nat był jednym z tych nielicznych chłopaków przy, których kobieta mogła czuć się jak prawdziwa księżniczka. I nie, nie potępiłaby przyjaciółki za takie myslenie ponieważ w głębi duszy się z nią zgadzała. Właściwie to nawet ta zazdrość byłaby dla niej zrozumiała w końcu czasami również brakowało jej Nat'a i od czasu do czasu lubiła powspominać momenty, kiedy wciąż byli razem, jednak to nie była taka typowa zazdrość jaką dziewczyny zwykle czują o swoich facetów. Bardziej chyba Blair skłaniałaby się ku temu, że po prostu nie chce aby jakaś dziewczyna miała kiedyś tak cudowny związek jaki ona miała przez kilka lat. No nieważne.
    - To całkiem możliwe. W końcu od naszego rozstania minęło już sporo czasu, a ostatnio kręcił się dużo obok tej całej Abrams - pokiwała w zamyśleniu głową. - Mógłby znaleźć sobie lepszą partię, no ale skoro to już MUSI być ona, udzielę im mojego błogosławieństwa. Chociaż wiesz...Ja z chęcią zobaczyłabym go u boku kogoś innego - spojrzała na nią sugestywnie. To, że nie wiedziała o uczucie Nat'a względem jej przyjaciółki nie oznaczało, że sama by ich nie zeswatała. Bo zrobiłaby to z chęcią.

    OdpowiedzUsuń
  87. Już nawet ojciec dziewczynie mówił, żeby bardziej optymistycznie spojrzała na tę metropolię. Przecież nie wiedziała, jak tutaj wszystko będzie wyglądać. Siedziała w hotelu, wyszła raz na jakiś czas; z rana gdzieś na jogging, później na kawę i w ciągu dnia krótki spacer. Za każdym razem w inną stronę. Chcąc nie chcąc - musiała się przystosować do nowojorskiego stylu życia, nie mając obowiązku zmienienia siebie.
    - Każdy ma coś, czego nie chce wyjawić - oznajmiła z przekąsem. Bo i taka prawda była. Nie ważne, jak dobrze można kogoś znać, zawsze będzie coś, o czym nigdy się nie wiedziało. Gorszy mógł być fakt, że jeszcze nie spodziewano się czegoś takiego po tej osobie.
    - Innego wyjścia nie mam - mruknęła jeszcze, nim upiła łyka alkoholu. - Może się przekonam z czasem - dodała, ze zmrużonymi oczyma.

    OdpowiedzUsuń
  88. Ostatnimi czasy Blair chyba była stanowczo zbyt łagodna jednak dawno już puściła w niepamięć tamtą noc Sereny i Nat'a. Owszem wciąż jeszcze czuła się nieco upokorzona i przy każdej napotkanej okazji wypominała to Archibaldowi jednak tak na dobrą sprawę było jej to teraz obojętne. Okey, popełnili błąd, ale skoro im oboju ten błąd się podobał, czemu teraz żadne z nich nie chciała wykorzystać okazji i odrobinę się do siebie zbliżyć? Och owszem, że Blair nie robiła tego bezinteresownie głównie chodziło o to, że ona sama wolała żeby Nat był z jej najlepszą przyjaciółką niż z taka Abrams i żeby Serena dostrzegła jaka B jest kochana i że nie zawsze skupia się tylko na sobie, ale przecież nieważne były intencje, liczył się tylko ich efekt.
    - Oczywiście, że nie będziemy - zgodziła się jakoś tak stanowczo zbyt szybko. - Pewnego dnia Nathaniel sam zauważy, że to jednak z tobą chciałby dzielić sypialnię i że żadna Abrams się do Ciebie nie umywa. Tak po prostu. - Nie, Blair wcale nie zamierzała ich ku sobie popychać, ale wizja jakieś wspólnej imprezy na której mogliby sobie wszystko wytłumaczyć była całkiem kusząca. O widzicie? Nie tylko S pragnęła szczęścia swoich przyjaciół.

    OdpowiedzUsuń
  89. -Jasne, na kawę zawsze! - odpowiedział, wyraźnie uradowany faktem, że to zaproponowała, a między nimi nie wystąpiła znów niezręczna, okropna do zniesienia cisza. Dobrze, że pomagali sobie jak mogli, żeby tylko znowu nie czuć się niekomfortowo.
    Uśmiechnął się lekko, patrząc na strój, który miała na sobie Serena. No tak, w sumie nie powinna wychodzić w piżamie, ale jednak już to zrobiła dzisiejszego poranka, pojawiając się w takim oto wydaniu w sklepie spożywczym.
    -Dobra, to idź się przebierz, a ja poczekam - powiedział, nie dodając nawet by się pospieszyła. Nie wymagał tego od niej. On nie był typem faceta, który wkurzał się, jeśli trochę musiał poczekać na kobietę. Nie stanowiło to dla niego problemu, więc uśmiechnął się tylko do niej.

    OdpowiedzUsuń
  90. - Może - zgodziła się. - Ale z tobą mógłby być szczęśliwy nieco bardziej niż z każdą inną, poza tym byłaby z was taka piękna para - podparła brodę dłonią i przymknęła oczy wyobrażając sobie ich razem. - Zgadnij kto projektowałby dla Ciebie sukienkę? - Tak, miała na myśli właśnie siebie. - Byłabyś moją żywą reklamą. Serena van der Woodsen i Nathaniel Archibald w kreacjach od Blair Waldorf, już widzę te nagłówki w prasie - parsknęła wesołym śmiechem.
    - Hamptons? - Mrukneła marszcząc brwi. Właściwie to czemu nie? Odpoczęłyby sobie, spędziły miło czas, zabawiły się z jakimiś ładnymi panami, których imienia na drugi dzień nie musiałby pamiętać. Bajka tylko, że...Tylko, że w Hamptons Chuck Bass nie miałby z nią żadnego kontaktu, a tamtejsze kwiaciarnie są raczej średnio zaopatrzone. Chociaż wizja, którą przedstawiła jej Serena była naprawdę kusząca więc po krótkiej chwili intensywnego wpatrywania się w przyjaciółkę powoli pokiwała głową. - Tak, masz rację - jej głos nie wskazywał jednak żeby podchodziła do tego z entuzjazmem.
    - Cholera! - Zawołała, nagle podrywając się z kanapy. - Jestem Blair Waldorf i nie będę spędzała lata myśląc o Bassie. Jedziemy - zadecydowała posyłając jej nieco szerszy niż poprzednio uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  91. Wróciła w naprawdę ekspresowym tempie, ale mimo wszystko wyglądała pięknie. No i Archibald, w łeb teraz powinieneś dostać za takie myśli, wiesz?! Przyjaciółka! Tylko przyjaciółka, głupku!
    Zastanowił się chwile, słysząc jej pytanie...
    -Cóż, Chuck jest jaki jest... tak, wszyscy wiemy jaki jest, ale mimo wszystko jednak mi pomógł, więc w sumie racja... znowu z nim trzymam - odpowiedział, kiedy to wchodzili do windy.
    Kiedy zapytała jakie ma plany na wakacje znowu chwilę milczał, zastanawiając się co powinien jej odpowiedzieć...
    -Cóż, na dziewięćdziesiąt dziewięć procent spędzę wakacje w Hamptons - odpowiedział wreszcie, przytakując krótko głową i uśmiechając się do niej lekko. - A Ty i Blair? Wybieracie się do Paryża, Londynu czy innego europejskiego miasta? - spytał, patrząc z zdecydowanie wyraźniejszym i prawdziwym uśmiechem na Serenę.
    Blair zawsze organizowała sobie wakacje w takich wielkich miastach i koniecznie chciała by Serena jej towarzyszyła, więc logiczne mu się wydało, że w tym roku wyjeżdżają gdzieś razem.

    OdpowiedzUsuń
  92. -O, to wygląda, że się tam spotkamy - powiedział, uśmiechając się lekko.
    W sumie to był rozdarty przez to co się dowiedział... bo cieszył się, że w wakacje on i Serena będą tak blisko siebie, a jednocześnie miał świadomość tego jak wielką katorgą to dla niego będzie. Doskonale znał schemat wakacyjny Blair i Sereny... opalanie się na leżakach, drinki przy basenie i poznawanie nowych facetów. Tak, nawet jak on i Blair byli razem, to ten schemat się nie zmieniał, chociaż oczywiście nie było pocałunków ani innych czułości. Zwykły flirt ze strony Blair. I Nate o tym wiedział, oczywiście nie będąc specjalnie z tego tytułu zadowolony, ale on sam wyjeżdżał do Nicei, więc jak chciał, to też mógł się w podobny sposób z innymi dziewczynami zabawić.
    -Blair pewnie nic nie planuje, mając nadzieję, że Chuck ją gdzieś zaprosi... mam rację? - spytał retorycznie, uśmiechając się lekko pod nosem, kiedy to wyszli z windy, a następnie Nate przepuścił Serenę w drzwiach otworzonych przez Vanję. Wyszli na ulicę, kierując się do jednej z najlepszych kawiarenek w mieście, którą oboje bardzo lubili.
    -Wiesz, jeśli byś chciała, mogłabyś wpaść do letniego domku moich rodziców w Nicei... Oczywiście Ty i Blair. Chuck też tam będzie, więc powinna się zgodzić - zaproponował.
    Wyszło to zupełnie spontanicznie, ale niby dlaczego miałby to cofnąć? On i przyjaciele w Nicei to przecież dobry pomysł, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  93. Tak, faktycznie, było naprawdę gorąco, ale lato było zdecydowanie najlepszą porą roku, więc Nate też na taką pogodę nigdy nie narzekał.
    -Tak, to dość ryzykowne i zapewne będzie z nimi dość specyficzny nastrój, ale może warto by spróbować? Wiesz, zawsze będzie można zamknąć ich na cały dzień i zostawić samym sobie, a co by z tego wyszło, to zapewne dowiedzielibyśmy się dość szybko - powiedział, patrząc na nią ze znaczącym uśmiechem.
    Zaraz jednak zdał sobie sprawę, że to zabrzmiało tak, że mięliby zamknąć Blair i Chucka w jednym pomieszczeniu, no a oni też zostaliby sami... zbyt dwuznaczne, Nate. Wybrnij z tego.
    -Tak w ogóle, to jeśli chcesz, to możesz kogoś ze sobą zabrać, żebyś się tam nie nudziła jak Blair i Chuck będą walczyć zapewne przez cały czas - dodał szybko i doskonale sprawiał wrażenie, jak gdyby było to zupełnie normalne.
    Kiedy to na niego spojrzała, uśmiechnął się tylko, przytakując głową i natychmiast przenosząc wzrok przed siebie.
    -Masz rację, to zdecydowanie by było jak za starych, dobrych czasów...
    Tyle, że ja już nie jestem z Blair, bo ona woli Chucka, a ty... no właśnie - pomyślał, wzdychając sobie lekko.

    OdpowiedzUsuń
  94. Kiwnęła głową.
    Serena miała rację z tym, co mówiła. Zoya nie musiała się do niczego zmuszać. Musiała po prostu się pogodzić z tym, że ma na stałe zamieszkać w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście, że miała możliwość odwiedzania przyjaciół z Wielkiej Brytanii, tak jak i oni mogliby ją odwiedzić, co z pewnością dziewczynie by się spodobało.
    Dałabym rękę uciąć, że dość szybko znajdą się miejsca, w jakich dziewczyna mogłaby przebywać. Wszak, już jakieś tam jej się pośrednio spodobały, bo występowały niemalże wszędzie, aczkolwiek nie pałała chęcią, by poszukiwać dalej.
    - Najgorsze jest to, że teraz miałam rozmyślać nad uniwersytetem, jego wyborem - westchnęła, dalej rozsmakowując się alkoholem. - Przystosowanie się do ludzi będzie trudne.
    Amerykanie mają dość ciężką mentalność, tacy wydają się... zamknięcie - stwierdziła po chwili, nagle zbaczając z tematu. Uznała bowiem, że temat dotyczący szkół wyższych lepiej nie drążyć przy alkoholu.

    OdpowiedzUsuń
  95. Może Chuck był osobą specyficzną i dość trudną w obejściu ale sama Serena, wiedziała że może na niego liczyć. Nawet wspominając nie dziejącą się zbyt dawno aferę z jej wielką przyjaciółką Georginą, wykazał odrobinę człowieczeństwa i pokazał, że dla przyjaciół jest w stanie zrobić wszystko. Choć rzeczywiście jej alkoholowe popędy jakoś specjalnie go nie martwiły, a bo i nie miał ku temu przesłanek.
    -No właśnie to Blair! Sama wiesz jaka ona jest...
    Westchnął, patrząc na nią mrużąc oczy i opróżniając swoją szklankę z whiskey. Panna Waldorf miała przecież równie trudny charakter co on sam. Co więc się dziwić, że dwa tak trudne charaktery nie potrafią się ze sobą skutecznie porozumieć?
    -Mam ją przykuć do kaloryfera, żeby chciała ze mną rozmawiać?

    OdpowiedzUsuń
  96. Uniósł brew i spojrzał na nią trudnym do zdefiniowania wzrokiem. Serena raczej nie była najlepszą osobą do takowych rozmów.
    -Jeśli pytasz czy miałbym ochotę przywiązać ją do tego kaloryfera, pozbawić ją ubrań i poświntuszyć to pragnę Ci przypomnieć, że rozdziewiczyłem ją na tylnym siedzeniu mojej limuzyny, można chcieć czegoś więcej.
    Spytał, z tym jego aroganckim uśmiechem, który w tej sytuacji za nic do niego nie pasował. Pozostawało mu jednak usprawiedliwiać się tym, że był Chuck'iem Bass'em ale i to z czasem zaprzestawało mieć swoją moc, a kiedyś rozwiązywało wszystkie problemy. ''Jestem Chuck Bass'' i wszystko stawało się jakby łatwiejsze, teraz...wręcz przeciwnie.
    -A co do Nate'a nie ufam mu. Byli z Blair parą dość długo, nie mam pewności czy moja osoba nie jest tylko i wyłącznie pretekstem do tego aby uświadomili sobie jak bardzo są dla siebie ważni.

    OdpowiedzUsuń
  97. Zoya się zaśmiała cicho.
    - Nie chodzi mi, że zamknięci tak, by nic nikomu nie mówić. Bardziej chodziło mi o to, że czasem wydają się być megalomanami - stwierdziła, unosząc dłoń, żeby barman jeszcze raz podał jej to samo, co dziewczynie.
    - Człowiek nie może przejść inaczej ubrany, bo spojrzą, jakby z choinki się urwał. - powiedziała, odwracając twarz do dziewczyny.
    Prychnęła cicho.
    - Łatwo mówić. - mruknęła z jakimś niezadowoleniem w głosie - Jak ty byś zareagowała, gdybyś nagle miała się przeprowadzić do Europy wiedząc, że dzieli cię rok od wybranego już Uniwersytetu, gdzie trzeba się postarać o miejsce i przygotować wcześniej podanie? Zresztą, nie ważne - machnęła dłonią - Nie o tym porozmawiajmy. - dodała jeszcze.
    Zoya nie wiedziała, jakie tematy miała poruszać. I nawet jeśli przychodziłoby jej to z łatwością to ogromnym problemem było poruszenie tego. Dziewczyna mogła sobie czegoś nie życzyć, a Rockefellerówna przywykła do tego, że mówiła coś prosto z beczki i już.

    OdpowiedzUsuń
  98. [Ach, Serena. Z nią wątek być musi ^^ A jedyne co mi do głowy przychodzi to znajomi z balów, kolacji czy innych nudnych przyjęć, gdzie zazwyczaj lubią w swoim towarzystwie wypić, a później odwalać różne dziwne rzeczy :D

    Andrew Holt]

    OdpowiedzUsuń
  99. -Ja? - spytał z lekkim zaskoczeniem, patrząc na Serenę przez chwilę. - Nikogo nie planuję zabrać... Myślałem, że będziemy ja, Blair i Chuck, no i Ty z jakimś chłopakiem, jeśli byś chciała jakiegoś zabrać, żeby się w Nicei nie nudzić - dodał, a w ten sposób wyszło, jak gdyby już wcześniej to planował, chociaż zaproszenie z jego strony wyszło zupełnie spontanicznie i w sumie cieszył się w duchu, że wpadł na taki pomysł.
    Zaraz jednak zdał sobie sprawę, że jeśli Serena wzięłaby kogoś, on w większości czasu zapewne siedziałby sam i jeszcze musiałby oglądać jak ten facet, którego by zabrała się przystawia do dziewczyny, która tak cholernie mu się podobała, która ciągle siedziała mu w głowie. Nie, skreślić. Która była jego przyjaciółką. Tak, on się martwił o nią jako o przyjaciółkę. Ale z drugiej strony nie wypadało zaprosić ją samą... Nawet jeśli znali się tyle lat i nie było między nimi jakichś tam barier, to jednak Nate był dżentelmenem no i miał klasę, tego mu odjąć nie można było... więc powiedział jej, że może kogoś zabrać ze sobą, nawet jeśli serce miałoby mu pękać, kiedy oglądałby czułości Sereny i jakiegoś potencjalnego, zaproszonego przez nią chłopaka...

    OdpowiedzUsuń
  100. [ Niechcący (no dobra chcący) przeczytałam twój komentarz pod kartą Chuck'a...Więc no, się chyba jednak wojna szykuje xD ]

    - Och - machnęła lekceważąco ręką - często to robię. Wiesz przecież, że uwielbiam śluby i szczęśliwe zakończenia, a moja własna kolekcja sukien ślubnych z całą pewnością wpisuje się w to ''szczęśliwe zakończenie''
    - Wiesz co? Bass może się wypchać, obawiam się, że kiedy spotkam już miłość mojego życia, która będzie robiła coś więcej niż tylko czyściła baseny, mogę już nie mieć dla niego czasu - prychnęła. Zresztą dlaczego miałaby nie jechać? Owszem Bass chwilowo przyćmił jej umysł i odebrał zdolności racjonalnego myślenia jednak wspólne wakacje z Sereną zawsze były tym czymś na co Blair czekała cały rok i nie mogła pozwolić aby tak po prostu przemknęły im koło nosa. - A jeśli się znudzimy, mogłybyśmy pojechac do Europy - zaproponowała. - W końcu zawsze jeździłyśmy do Europy - dodała. - Możemy pojechać dziś wieczorem i za jakiś tydzień ściągnąć dziewczyny i Nat'a. Nie zrozum mnie źle, uwielbiam ich, ale myślę, że ten tydzień bez nich dobrze nam zrobi.

    OdpowiedzUsuń
  101. Na imprezach i różnych zabawach najczęściej poznawało się ludzi. To nic, że przeważnie były to znajomości na jeden wieczór, gdzie się dyskutowało i filozofowało, tańczyło i inne tego typu ekscesy.
    Jak dla Zoi było to nieco lepsze i korzystniejsze, bo alkohol powodował, że nieco śmielej do tego podchodziła.
    Nie mogła ukryć, że czuła się niezręcznie, co zresztą Serena mogła zauważyć.
    - Chodzi głównie o to, że mój ojciec sześć lat temu dostał propozycję pracy w Nowym Jorku. Teoretycznie to to jest jego rodzinne miasto, więc perspektywa powrotu na ojczystą ziemię była dla niego czymś satysfakcjonującym. - zaczęła, upijając łyka, bo wiedziała, że to dosyć długie będzie - Wtedy wyjechał. Pierw zajechał do Los Angeles, gdzie spisał umowę. - ciągnęła dalej, co jakiś czas oblizując wargi. - I niedawno dzwonił z propozycją nie do odrzucenia, byśmy się przeprowadziły. Matce było to na rękę, ponieważ coraz więcej sprzedawała książek, więc nakład był większy i rozprzestrzeniał się dość prędko. Ja jedynie usłyszałam "wyprowadzamy się do Nowego Jorku". - kontynuowała, uśmiechając się blado - Nawet moje starania motywowane tym, że został mi rok do zakończenia szkoły im nie wystarczały, gdyż sugerowali się kwestią, że tutaj mogę dokończyć szkołę. Ba! Ojciec nawet już załatwiał papiery w Constance i robił wszystko za moimi plecami. - westchnęła, popijając swoje słowa alkoholem - Nie chcieli, żebym została, jakby tutaj było dla mnie więcej perspektyw. Poza tym uznali, że jak będę chciała zamieszkać w Anglii to musiałabym się starać także o pracę, bo w jakimś stopniu byłabym dofinansowywana przez nich, ale tak to na własną rękę - zakończyła swój monolog, wzruszając ramionami.
    Toż się rozgadało obcokrajowcze dziewczę, no!

    OdpowiedzUsuń
  102. Tak, zdecydowanie sytuacja byłaby niezręczna i nie mam tu na myśli wcale Chucka i Blair... Nate, który dalej coś czuje do Sereny (tak, taka jest właśnie prawda i nie ma co się oszukiwać) musiałby oglądać to, jak jakiś chłopak, który z nią przyjechał zdecydowanie ją podrywa... I co, jak by niby miał udawać, że go to wcale nie obchodzi? Był dobrym aktorem, ale nie wyśmienitym i pewnie prędzej czy później nerwy by mu poszły, a wtedy różne rzeczy mogłyby się wydarzyć, łącznie z wykrzyczeniem Serenie, że nadal ją kocha i wywaleniem tego kolesia, który z pewnością by się do niej przystawiał. No bo jak mogłoby być inaczej? To była Serena van der Woodsen!
    -Też bym chciał, żeby chociaż na czas pobytu w Nicei wszystko wróciło na stare, dobre tory, ale z Chuckiem i Blair to raczej nie możliwe... wydaje mi się, że to będzie dla nich świetna okazja do załatwienia swoich pogmatwanych i burzliwych spraw, a my będziemy im w zasadzie zbędni, no ale... co sobie odpoczniemy, to sobie odpoczniemy i tego warto się trzymać - powiedział, uśmiechając się do niej lekko i czując jakąś wyraźną ulgę, kiedy powiedziała, że lepiej zostawić ich czwórkę bez jakichkolwiek dodatkowych osób.
    Kiedy doszli do kawiarni, Nate zaproponował stolik na zewnątrz, po czym odsunął jej krzesło i sam usiadł, a po chwili podeszła do nich kelnerka, pytając co sobie życzą.
    -Ja proszę zwykłą kawę... Sereno?

    OdpowiedzUsuń
  103. A według Zoi taki nagły wyjazd w żaden sposób nie byłby egoistyczny! Jej się zdarzyło wyjechać, ale dwa tygodnie nie umywają się do całego roku.
    Zrobiła to tylko po to, by się wyciszyć, by mieć święty spokój. Może to było w jakimś stopniu egoistyczne, może i przez dziewczynę przemawiała ignorancja, ale zrobiła to dla siebie, a czasem siebie trzeba postawić na pierwszym miejscu. Taka była prawda.
    - Proszę cię - wywróciła oczami - Czułam się tak, jakby mi wmawiali, że kłamię i zaczynam histeryzować. - zaśmiała się cicho - Później rodzice usłyszeli inwektyw skierowanych w ich stronę tyle, że na kolejne dwa lata powinni mieć spokój, a to i tak jeszcze będzie dzwonić im w uszach.
    Bo ona się nie afiszowała z gniewem, kiedy jej coś nie wychodziło. Może i czasem zachowywała się jak pępek świata, ale według Rockefeller w kwestii przeprowadzki miała coś do powiedzenia, prawda? Tym bardziej, że jej uwagi były słuszne i logiczne.
    Oni i tak swoje.

    OdpowiedzUsuń
  104. - Najwyżej się po wyżywam, gdy ktoś stanie mi na odcisk - odparła z takim tajemniczym uśmiechem.
    Och, Zoya to potrafiła puścić wiązankę przekleństw i porównań, kiedy ktoś stanął na jej drodze. Szczególnie, gdy humor dziewczyny był strasznie podły i sugerował, że najlepiej by było, gdyby ludzie trzymali się od niej z daleka, bo ona nie ma zamiaru być łaskawa w ten dzień.
    Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, tak przyjaźniej, z tego faktu. Wychodziło na to, że podobne miały problemy, co w jakiś dziwny sposób dziewczynie dodawało otuchy, że znalazła się w mieście osoba, która wiedziała, o co jej chodzi, co także było odwzajemnione.
    Serena mogła zamówić sobie jeszcze kilka drinków, przy czym i brązowowłosa by jej towarzyszyła. Sama stawiała, mając chęć i pewne poczucie obowiązku, że wypadałoby.
    - I tak najgorsze jest to, że mają ogromną pewność, iż ich decyzje są najsłuszniejsze - mruknęła, przesuwając okręcając szklankę tak, że ciecz uderzała o szklanki.

    OdpowiedzUsuń
  105. Prawda była taka, że Nate miał szczerą nadzieję, że rozmowa o tym co było między nimi kiedyś ominie go szerokim łukiem. Bo jakoś nie wyobrażał sobie, że podczas takiej rozmowy nie wyszłoby na jaw, że nadal Serenę kocha. A nie miał ochoty znów wyznać jej miłości, by po chwili usłyszeć po raz kolejny, że nie mogą być razem. Już miał naprawdę dość przykładów sytuacji z przeszłości, kiedy Serena mówiła, że razem nie będą. Zrozumiał to wystarczająco dosadnie, kiedy ostatni raz mu to powiedziała. Więcej nie miał zamiaru powtarzać tego schematu i wychodzić ze skóry, żeby tylko zwróciła na niego uwagę i zobaczyła w nim kogoś więcej niż tylko przyjaciela. I będzie się tego trzymał, chociaż nie wiadomo jak bardzo by chciał zmienić ich relację z przyjaźni, na coś więcej. Nie i koniec. Serena van der Woodsen była jedyną dziewczyną jaką znał, której nie mógł mieć. Wszystko w tym temacie.
    -Wiesz, gdyby zaszyli się gdzieś razem we dwoje to w sumie nie byłoby wcale takie jednoznaczne, że wszystko między nimi w porządku... Równie dobrze mogliby wówczas skakać sobie do gardeł, a chyba oboje wiemy, że są do tego zdolni, zwłaszcza z swoimi charakterkami - powiedział, patrząc na Serenę ze znaczącym uśmiechem. - Ale jak nie damy im szansy, to się nie dowiemy, czy razem potrafią zachowywać się zupełnie normalnie i przyzwoicie - dodał, odchylając się wygodnie na krzesełku i patrząc sobie na nią tylko przez chwilę, bo zaraz wymownie zaczął rozglądać się po kawiarence, jak gdyby pierwszy raz w tym miejscu był.

    OdpowiedzUsuń
  106. [ Dokładnie tak! ;d ]

    Przekrzywiła głowę i z łagodnym uśmiechem malującym się na ustach spojrzała na przyjaciółkę. - Dużo ostatnio rozmawiacie - zauważyła niewinnie. - Nie żebym was o coś podejrzewała, to normalne, kiedy dwoje ludzi się ze sobą przyjaźni, jednak tak czy siak jestem pod wrażeniem - z uznaniem pokiwała głową.
    - Domek rodziców i nasza czwórka? - Zainteresowała się. - Nie uważasz, że to może być dziwne? Zresztą Chuck i tak pewnie nie będzie miał czasu więc ''nasza trójka'' brzmi o wiele lepiej. Wy jako troskliwi przyjaciele będzie mogli zająć się moim poranionym serduszkiem co oczywiście was do siebie zbliży, a później...- zawiesiła tajemniczo głos. Właściwie to Blair miała ochotę na spędzenie kilku wieczorów w czymś innym niżeli w sukience od Prady z kieliszkiem drogiego szampana w dłoni. Zwiewne sukienki i wódka wydawały jej się być więc przyjemną opcją i powrotem do czasów nie tak niewinnego dzieciństwa. Bo wbrew pozorom Blair również potrzebowała czasami chwili wytchnienia, nawet królowa musi na jakiś czas usunąć się w cień aby móc naładować baterie i powrócić z nowymi pomysłami.
    - Serio? Czyżby twój szósty zmysł podpowiadał Ci, że tego lata spotkam wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę, który przypadkiem będzie miał przy sobie pierścionek zaręczynowy i przypadkiem da go właśnie mi? - Zachichotała. Właściwie to taka wizja była całkiem przyjemna i Blair nie miałaby nic przeciwko gdyby postanowiła się ziścić.

    OdpowiedzUsuń
  107. Pomimo uśmiechu, który szybko pojawił się na twarzy Sereny Blair zdążyła jednak zauważyć ten grymas, w końcu znały się już tak długo. Zupełnie nie rozumiała czym był on spowodowany przecież nie powiedziała niczego złego, zauważyła tylko, że ostatnimi czasy często ze sobą rozmawiają co osobiście bardzo ją cieszyło więc ten grymas na twarzy przyjaciółki był dla Blair całkowicie niezrozumiały.
    - Masz rację, może - zgodziła się spuszczając wzrok w dół. Nienawidziła przyznawać komuś racji, nawet jeśli tym owym kimś była jej przyjaciółka. Ale czy to jej wina, że ona po prostu bała się obecności Chuck'a Bass'a? Owszem mogła go ignorować na ulicy, w czasie imprez i odwiedzin w domu Sereny, ale kilka dni pod jednym dachem? Ta wizja była zbyt przerażająca. Bądź co bądź Blair wciąż była tylko człowiekiem jak każdy człowiek miewała czasami popędy seksualne i bała się, że na widok Chuck'a Bass'a te mogą dać o sobie znać. Bo to był tylko popęd seksualny. Żadnej miłości.
    - tak myślisz? - Rozpromieniła się. Wiedziała jaki jej przyjaciółka ma stosunek do małżeństwa, ale Blair naprawdę chciała wyjść już za mąż. W takich właśnie chwilach odzywała się w niej ta romantyczna część jej natury i oczami wyobraźni Blair widziała siebie w długiej, białej koronkowej sukni z diademem na głowie i miłością swojego życia u boku. - Ale póki co będziemy szalały, prawda? - Upewniła się.

    OdpowiedzUsuń
  108. -Nie, Sereno. Nawet jeśli Chuck i Blair będą skakać sobie do gardeł, ty zostajesz. Najlepiej chyba będzie zostawić ich samym sobie i nie ważne co by się nie działo, to nie ingerować. Oni zajmą się sobą, my... odpoczniemy i wszyscy będą zadowoleni. No, a przynajmniej ja i ty - powiedział, uśmiechając się lekko, a następnie podziękował kelnerce skinieniem głowy za przyniesione im zamówienia.
    W gruncie rzeczy to on był naprawdę dobrej myśli co do tego wyjazdu. Jasne, potrafił sobie wyobrazić jakąś karczemną awanturę Chucka i Blair, która to przerwie spokój jemu i Serenie, ale jakoś nic gorszego, w jego myśli nie mogło się wydarzyć.
    To, że użył słowa "my" do określenia siebie i siedzącej na przeciwko niego przyjaciółki, było dość niezwykłe, bo aż dreszcze przebiegły mu po ciele, kiedy zdał sobie z tego sprawę. Takie właśnie odruchy musiał u siebie zniwelować dla dobra ich przyjaźni i swojego lepszego samopoczucia w jej towarzystwie zwłaszcza.

    OdpowiedzUsuń
  109. [Ale masz dużo wątków... Załapię się na jakiś? :)]

    OdpowiedzUsuń
  110. Chłopak odchylił głowę do tyłu, jakby to miało dodać mu siły. Ruszył także z miejsca, chcąc stanąć przy białej bili i nakierować kij tak, żeby mu odpowiadało.
    W tej krótkiej drodze pochylił się nad uchem Sereny.
    - Moja droga, czy ty sądzisz, że jestem aż tak okrutny, żeby zrobić coś równie okrutnego, tudzież okropnego, co przeszkodziłoby twojej osobie? - spytał niższym tonem głosu, byleby tylko dziewczyna usłyszała.
    - Chyba mnie nie doceniasz - zacmokał, odsuwając się i stając przy krótszym boku stołu.
    Greg przymierzył się do wybicia białej bili, usadawiając końcówkę kija pod palcem wskazującym, ale na kciuku. Chwilę tak przesuwał ku kuli i do siebie i uderzył. Ta odbiła się od kilku bil, aż w końcu spowodowała, że jedna, o pełnej barwie, wpadła do łuzy. Rzucił tylko "twoje są połówki". I chciał przymierzyć się do kolejnego uderzenia, więc pochyliwszy się, zastygł chwilowo, spoglądając na jasnowłosą.
    - Uwierz mi, że mimo tego jaki jestem, to podczas zakładu, potrafię się przyznać do przegranej i nie udaję, że czegoś takiego nie było - mruknął, a potem uderzył w białą bilę, która może i się odbiła, ale żadna z "jego" kul nie trafiła do łuzy.

    OdpowiedzUsuń
  111. Pokręcił delikatnie głową i przysunął swoją szklankę bliżej dziewczyny aby nalała mu nieco trunku.
    Jeśli popadną w problemy alkoholowe, albo zaleją się w przysłowiowego trupa to przynajmniej razem.
    A wtedy ewentualną winę Bart zwali na niego, jak zwykle zresztą.
    -Nie ufam nikomu Serena, a w szczególności nie osobie, która była w związku z Blair, która podobno ją kochała, osobie która była dla niej najważniejsza.
    Powiedział po chwili, aż dziwiąc się ze swojej szczerości i tego, że potrafi o tym wszystkim mówić. Bo przecież z Chuck'iem można było porozmawiać o głupotach jednak takie kwestie zawsze pozostawały owiane tajemnicą.
    -Sama widzisz.
    Prychnął siląc się na delikatny ironiczny uśmiech i w zastraszającym tempie opróżnił zawartość w swojej szklanki.

    OdpowiedzUsuń
  112. - Właśnie - kiwnął głową, spoglądając na stół i zwlekając z przymierzeniem się do kontynuacji gry. Upił sobie łyka trunku i spojrzał na zielone sukno - Po tobie szybciej bym się spodziewał czegoś okrutnego, bo z mojej strony wychodzą rzeczy, które tyczą się kogoś, przy czym nie byłoby, powiedzmy, szansy na wytykanie palcami przez innych, publiczny wstyd - mruknął, uśmiechając się do niej wrednie - Bez urazy, oczywiście - dodał jeszcze.
    Gregor po prostu wiedział, że Serena trzyma się z Blair, a do niej podchodziły te wszystkie dziewczyny, co to chciały być uznane za najlepsze. Nie robił tego złośliwie, ale wiedział, a przynajmniej tak mu się wydawało, że dziewczyna potrafiłaby coś wrednego wymyślić, co ośmieszyłoby Rowana wśród innych.
    Gdy trafił pierwszą bilę, tak poszła i druga w jednej kolejce, później trzecia i nastąpiła kolej dziewczyny.
    - Widzę, że nie muszę dawać ci forów - mruknął w zastanowieniu, zajmując miejsce przy na stołku barowym pod ścianą, które stało obok niewielkiego stolika, na jakim znajdywały się ich szklanki.
    Po raz kolejny wyciągnął pudełeczko, z którego wysunął skręta, umieszczając go pomiędzy wargami i odpalił go od zapalniczki.
    - Zawsze mogę cię pokonać w pokera, a o ile mi wiadomo, naprawdę kiepsko ci idzie - odparł, uśmiechając się teraz tak przyjaźnie?

    OdpowiedzUsuń
  113. Posłała przyjaciółce ,,zawistne'' spojrzenie, kiedy ta sięgała po kolejną bułeczkę i niechętnie odłożyła swoją własną. Oj tak, to była jedna z tych rzeczy, których niewątpliwie zazdrościła Serenie, no bo jak to było, że przyjaciółka mogła jeśc ile tylko chciała i nie groziły jej dodatkowe kilogramy, a jeśli Blair miała ochotę na coś bardziej kalorycznego niż woda, która tak nawiasem tych kalorii nie miała musiała się przed tym powstrzymywać, a później tak czy siak kończyła na podłodze swojej łazienki zwracając cały posiłek? To nie było sprawiedliwe. - Zawsze możemy udawać grzeczne dziewczynki, które dają przykład innym, ale to jest nudne - wzruszyła lekko ramionami. - Upijanie się nad basenem i spędzanie nocy z dopiero co poznanymi mężczyznami jest o wiele bardziej ekscytujące.
    Z wahaniem przygryzła wargę aby po chwili powoli pokiwać głową. - Postaram się, w końcu należy Ci się odpoczynek od naszych problemów - powiedziała niechętnie. Och, widzicie jakie ona miała dobre serce? Tak się poświęcać dla najlepszej przyjaciółki.
    - A perswazyjny seks na kuchennym blacie jakoś zniesiesz? - Zażartowała. Oczywistym było, że Blair nie zamierzała do czegoś takiego dopuścić, ale gdyby jednak to była ciekawa czy nerwy Sereny to zniosą.

    OdpowiedzUsuń
  114. -O, pomysł z domkiem gościnnym wcale nie jest taki zły - powiedział, uśmiechając się lekko.
    Nie tylko Serena była dziwna pod względem picia kawy w gorący dzień, bo Nate także się do czegoś takiego posunął. Był fanem zwykłej, czarnej kawy bez jakichkolwiek dodatków w postaci śmietanki czy cukru. Nie, zdecydowanie wszelkie dodatkowe smaki nie leżały w jego gustach.
    -Żaglówkę? Tak, jasne, że tak. Tata nawet chciał ją sprzedać jeszcze zanim... poszedł do więzienia, ale ostatecznie ja i mama namówiliśmy go, by została. W końcu kawał historii z tą żaglówką jest... Od naszego wspólnego odnawiania z ojcem, po różne wyprawy... - powiedział, uśmiechając się lekko na same wspomnienia. - Tak w ogóle to wiesz, że nie miałem okazji żeglować od czasu tej całej afery? Zupełnie zapomniałem jak bardzo to lubię. Ale jeśli będziesz chciała, to pożeglujemy, z Blair i Chuckiem, albo bez nich - dodał, a dopiero po chwili dotarło do niego, że w swoich słowach coraz bardziej się rozkręca.
    Przeszło mu nawet przez myśl, żeby to sprostować i powiedzieć, że przecież Blair i Chuck nie mogą zepsuć im wakacji swoimi potencjalnymi wojnami, ale zaraz stwierdził, że niech tak zostanie. Serena i tak nie będzie się w tym doszukiwać czegokolwiek innego. W końcu byli tylko przyjaciółmi, a ona się tego sumiennie trzymała.

    OdpowiedzUsuń
  115. -Dobrze, że mam jakieś zmartwienia, bo gdybym ich jednak nie miał, to zanudziłbym się na śmierć... A tak to mogę się trochę pomartwić o mamę i o jeszcze kilka innych spraw. Jest co robić - powiedział, patrząc sobie na nią z lekkim uśmiechem. - Ja też już się nie mogę doczekać i mam nadzieję, że naprawdę będzie fajnie - dodał po chwili, upijając kolejnego łyka kawy ze swojej porcelanowej filiżanki.
    W sumie to Serena miała rację, przyda mu się trochę odpoczynku od, jak to określiła, bycia synem. Bo faktycznie, jak do tej pory jeszcze ta "pozycja" nigdy nie była tak męcząca. No ale cóż, jak już sam powiedział, przynajmniej nudy nie było.
    -Więc... jakie masz dzisiaj plany na wieczór, Sereno? - spytał nagle, zupełnie niespodziewanie.
    Nie był pewien dlaczego o to spytał, ale domyślał się, że chyba podświadomie chciał ją gdzieś zaprosić, z czego oczywiście dla dobra ich przyjaźni powinien zrezygnować, bo im mniej ją widział, tym więcej zbierał siły, by panować nad swoimi uczuciami w jej towarzystwie.
    Było to dość mozolne, bo przecież trwało od bardzo dawna, ale jak do tej pory jakoś sobie radził, nie licząc tych kilku momentów, gdy wyznał jej miłość, zawsze słysząc tą samą odpowiedź... że nie mogą być razem. Serena była naprawdę lojalną przyjaciółką. Ale teraz już nie musiała.

    OdpowiedzUsuń
  116. Zapytał ją o to dlatego, że podświadomie chciał ją gdzieś zaprosić, naprawdę. I wmawiał sobie, że to tak tylko po przyjacielsku, ale prawda była taka, że to wyjście, nawet zwyczajne, znaczyło dla niego o wiele więcej, zwłaszcza, że już dawno nie mięli okazji spędzić ze sobą większej ilości czasu. Ten poranek był pierwszy od bardzo dawna...
    Zanim rano wybrał się do Sereny, matka powiedziała mu, że wieczorem wyjeżdża do SPA na cały weekend i że dom jest do jego dyspozycji. Ale on naprawdę nie chciał siedzieć w domu, a skoro jego mama postanowiła odpocząć, to on chociaż na ten weekend mógł się przestać o nią martwić, bo przecież jechała w wspaniałe miejsce, by się odprężyć. Postanowił to wykorzystać i zupełnie swobodnie (no, może nie tak całkiem swobodnie, żebyś się czasami nie zapomniał, Nate!) chciał spędzić czas z Sereną. Nie z Blair, czy jakaś inną dziewczyną, ale właśnie z Sereną.
    -Pomyślałem, że może uda mi się wieczorem wyciągnąć Cię spacer. Coś zjemy, pogadamy, możemy nawet iść do kina obejrzeć jakiś film. Wiem, że to takie nie za bardzo w stylu Manhattanu, ale sądzę, że mogłoby być fajnie. Rozumiesz, wyjście dwójki przyjaciół - powiedział, uśmiechając się do niej lekko, a następnie dopijając resztę kawy ze swojej filiżanki. - Moja mama wyjeżdża do SPA na weekend, więc pomyślałem sobie, że dawno nie mięliśmy okazji pogadać, więc jeśli masz ochotę, to... fajnie by było - dodał, wbijając w nią spojrzenie swoich oczu, wystarczająco niepewne, by mogła to dostrzec.

    OdpowiedzUsuń
  117. -Wiesz jaka jest Blair.
    Powiedział po chwili zamysłu, dobrze ją znał i doskonale wiedział do czego jest zdolna, w szczególności wtedy, kiedy ktoś odrzuca jej uczucia tak jak właśnie postąpił młody Bass.
    Zdawał sobie sprawę, że mu tego nie wybaczy i jakoś nie ubolewał, może i tak będzie lepiej?
    Jeśli miała zamiar z nim pogrywać to proszę bardzo, on nie robił problemów. Jest doskonałym manipulatorem jak i knującym intrygi takie więc małe starcie z samą panienką Waldorf nie było dla niego problemem. Nie takich ludzi potrafił zniszczyć, chociaż w tym przypadku nie miał zamiaru być aż tak okropnym osobnikiem. Chciał ją tylko pokonać jej własną bronią.
    Chce gry? Proszę bardzo.
    -Nie muszę wiedzieć co ona knuje a doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że będzie chciała się odegrać, a ja jej na to nie pozwolę, rozumiesz?
    Spytał Selene i dopił swoją whiskey i tym razem to on rozlał trochę do szklanek sobie jak i jej, upiją się, doprawdy się upiją.
    -Nie wierze jej, nie wierze Nate'owi. Nie wierzę też tym głupotą wypisanym na plotkarze i intrygą snutą przez niezbyt rozgarniętą Waldorf. A wiesz dlaczego? Bo to ja jestem Chuck Bass i to ja zawsze jestem górą i dostaję tego czego chce.

    OdpowiedzUsuń
  118. Nie krył szerokiego, pełnego radości i szczerego uśmiechu, kiedy zgodziła się z nim wyjść. Co prawda taki wieczór w stylu "spacer, kino, pogawędka" mógł jej zapewnić każdy, inny chłopak któremu Serena się podobała (a było takich wielu), jednakże naprawdę się ucieszył, że chce wyjść z nim. Może właśnie taki miły, normalny wieczór był im potrzebny, żeby pobyć w swoim towarzystwie, porozmawiać o wielu głupkowatych i nic nie znaczących rzeczach, pośmiać się i poczuć jak to jest znów nie mieć barier w ich relacjach.
    To jednak nie znaczyło, że po tym wieczorze Nate nagle przestanie widzieć w Serenie kogoś więcej, aniżeli tylko przyjaciółkę. W ogóle to zaczynał wątpić, że pewnego dnia nadejdzie dzień, w którym sporzy na Serenę i z czystym sercem będzie mógł powiedzieć: "Tak, kocham ją. Jak siostrę, jak przyjaciółkę". Był niemal pewien, że już zawsze to będzie wyglądało tak: "Jest moją najlepszą przyjaciółką. Wspaniałą i piękną. I tak, kocham ją. Tak, jest dla mnie kimś więcej".
    Cieszył się jednak, że potrafił zaprosić ją na przyjacielskie wyjście do kina, pozbawione jakichkolwiek podtekstów, bez żadnych nadziei, że coś się jednak wydarzy. Musiał nauczyć się żyć z faktem, że powinno pozostać tak, jak jest teraz.
    -Tak, myślę, że ta komedia to świetny pomysł - powiedział, po czym uniósł rękę, przywołując kelnerkę i prosząc o rachunek.
    Po chwili go przyniosła, a Nate wyciągnął z portfela banknot nie czekając na resztę. - Idziemy? - spytał, patrząc na Serenę.
    Cóż, odprowadzi ją do domu, sam wróci do siebie, porozmawia jeszcze z mamą i wieczorem znów się spotkają...

    OdpowiedzUsuń
  119. [Krzyczeć nie muszę, wszystko jest w porządku. A spóźnianie się jest taaaakie w stylu Andrew ^^]

    Andy miał naprawdę wielu znajomych i choć nie wszystkim poświęcał tyle uwagi co niektórym, ledwo mógł nadążyć za spotkaniami, na które się umawiał. Ale to nic dziwnego, w końcu jego dzień zaczynał się od dwunastej w południe, później szybki prysznic i śniadanie, a po chwili już wałęsał się od znajomego do znajomego, by w końcu wylądować u rodziców na obiadokolacji, po której znowu znikał, porywany przez przyjaciół. I dzisiaj było dokładnie tak samo. Tym razem miał się spotkać z Sereną. A raczej miał po nią podjechać i razem mieli zaszyć się gdzieś w jakimś klubie czy innym miejscu, gdzie mogliby spędzić razem trochę czasu na pogawędce i rzecz jasna piciu. Zanim jednak wsiadł do swojego auta, musiał coś zjeść u rodziców. I choć się śpieszył jak mógł, tylko wyszło mu to na gorsze, bo całą koszulę pobrudził sosem. Toteż pobiegł na górę, wpadł do swojego dawnego pokoju i wyciągnął stamtąd t-shirt, którego nie zdążył na szczęście zabrać. Szybko nałożył na siebie bluzkę, na którą już po chwili nałożył sportową marynarkę i pokonał schody, skacząc po kilka stopni. Niestety, na nic się to nie zdało, bo był już spóźniony ładne dwie minuty.
    Jadąc niemal sto kilometrów na godzinę, cieszył się niezmiernie, że w pobliżu nie ma żadnych korków. Inaczej jak nic byłby pół godziny po czasie, a tak spóźnił się zaledwie piętnaście minut. Na szczęście Serena wciąż stała w umówiony miejscu, na co odetchną pod nosem z ulgą i staną na krawężniku, czekając aż blondynka wsiądzie do jego auta, po czym ruszył z piskiem opon.
    -Przepraszam, że się spóźniłem, ale wiesz, obiad u rodziców. I jeszcze ta plama po sosie, musiałem się przebrać - wytłumaczył się szybko, posyłając jej przepraszający uśmiech, zerkając na nią szybko kątem oka.- A chcąc jakoś zrekompensować ci te piętnaście minut, dzisiejszego wieczora jestem tylko do twojej dyspozycji - powiedział z szerokim uśmiechem, hamując gwałtownie na światłach, które nagle zmieniły się na czerwone.

    OdpowiedzUsuń
  120. Bass może i czasem wyglądał na zagubionego a jego czyny czasem wykazywały, że jest niczym nieporadna owieczka to w rzeczywistości doskonale wiedział czego oraz od kogo oczekuje. Miał plany, miał aspirację a czy było w nich miejsce dla Blair Waldorf, być może chociaż z minuty na minutę jakby mniej a przynajmniej miał takie wrażenie.
    Bo w tej chwili nie myślał o niej jako dziewczynie a raczej jak o śmiertelnych wrogach.
    W myślał obmyślał już plan jednak nie miał zamiaru wtajemniczać w to Serenę akurat tą kwestię musiał załatwić w pojedynkę. Ufał Serenie jednak wiedział, że nie wiadomo gdzie czai się plotkara, która w całej śmiałości potrafiłaby zdemaskować jego zamiary.
    -Oczywiście, że nie. Nie wiedzą z kim zadzierają, jesteśmy w końcu rodzeństwem Bass-Van der Woodsen.
    Powiedział z lekkim półuśmiechem i lekko stuknął swoją szklanką o szkło dziewczyny puszczając przy tym oko.

    OdpowiedzUsuń
  121. Charles Blanc6 lipca 2012 20:24

    [ Jaa chcę wątek! :D]

    OdpowiedzUsuń
  122. Charles Blanc6 lipca 2012 20:36

    [ Niestety brak...A może najpierw jakieś powiązanie, to szybciej wpadniemy na pomysł jakiś związany z wątkiem? :D]

    OdpowiedzUsuń
  123. Charles Blanc6 lipca 2012 20:48

    [ Okey. Ale pozwolisz, że zacznę jutro albo potem, bo Potter leci i kłócę się z kimś nieznajomym na gg. :)]

    OdpowiedzUsuń
  124. Cóż, Serena była naprawdę cierpliwą osobą skoro wytrzymała aż piętnaście minut. On zapewne już po pięciu by dzwonił, a jak nikt by nie odbierał wrócił do swojego apartamentu i tam oddał się przyjemniejszym rzeczom niż stanie na środku chodnika. No, ewentualnie sam ruszyłby na jakąś imprezę. Tak, to było bardziej prawdopodobne i bardziej do niego pasowało, czyż nie?
    Ha! On najchętniej nie spędzałby czasu z rodziną, ale jak mus to mus. Poza ty, musiał gdzieś jeść, bo przecież sam niczego sobie nie ugotuje, bo nie umie. A do restauracji w pojedynkę nie pójdzie. Prędzej już z jakąś damą, która chętnie by mu towarzyszyła. Aczkolwiek wolał zjeść coś w zaciszu domu, niż iść do zatłoczonej restauracji. Zresztą, kucharka w domu rodziców gotowała o wiele lepiej! Nic dziwnego, że na obiedzie pojawiał się codziennie. A raczej w jego przypadku była to obiadokolacja skoro wstawał dopiero o dwunastej i o tejże godzinie jadł śniadanie.
    Uśmiechnął się szeroko na słowa dziewczyny, zerkając na nią kątem oka. I ona się go jeszcze pytała? Oczywiście, że podoła i dobrze o tym wiedziała! Przecież on niemal codziennie upijał się prawie do nieprzytomności i zawsze ktoś mu towarzyszył, nawet jeżeli na początku robił wszystko, aby nie wziąć ani kropli alkoholu do ust. A i tak w końcu wszyscy do niego dołączali, bo jak to tak nie pić, prawda? Na szczęście Sereny nigdy nie trzeba było długo przekonywać. No i dobrze, mieli wtedy więcej czasu na picie i nie marnowali ani minuty na wykłócanie się czy powinni pić, czy nie.
    -Oczywiście skarbie, że podołam - odpowiedział bez cienia wątpliwości, dalej jadąc przez miasto w zastraszającym tempie, który na nim samym nie robił żadnego wrażenia. Ale jak chcieli być na miejscu jak najszybciej to musiał się śpieszyć. Zresztą, nawet gdyby się nie śpieszyli to on i tak jechałby z taką prędkością. Co poradzić, kochał szybką jazdę.

    Andrew Holt

    OdpowiedzUsuń
  125. Kiedy Nathaniel wrócił do domu, był jakoś dziwnie zadowolony, co nie umknęło uwadze jego matki. Wypytywała co się stało, a chociaż on domyślał się, że to z powodu PRZYJACIELSKIEGO wyjścia z Sereną, to jednak nie przyznał się do tego głośno, utrzymując, że nie ma pojęcia co tak naprawdę wywołało u niego tak dobry humor.
    Anne Archibald też wyraźnie ucieszyła się z tego faktu, że jej syn uśmiecha się i najwyraźniej coś musiało się zmienić, skoro był stokroć bardziej pogodny niż przez ostatni miesiąc. Nate jednak sprawnie omijał temat poprawy swojego nastroju, wypytując matkę czy ma załatwić jakieś sprawy podczas jej nieobecności, czy spodziewać się jakichś gości, listów czy czegoś w tym stylu. Odpowiedziała mu, że ma w ten weekend spróbować się tak samo odprężyć jak ona, a na koniec, kiedy już odchodziła do swojej sypialni, by się spakować, poklepała go po ramieniu i powiedziała coś, co totalnie zbiło Nate'a z nóg... "Nie wiem kim jest ta dziewczyna, ale jeśli Ci na niej zależy, to spraw by ten wieczór był wyjątkowy".
    Nie zdołał jej już nic odpowiedzieć, bo odeszła uśmiechając się do niego znacząco i zniknęła za drzwiami swojej sypialni. Sam Nate przez kolejne kilkanaście minut nie ruszał się z miejsca, rozmyślając o tym jednym zdaniu, które padło z ust jego matki... Musiała coś po nim poznać... cholera, żeby tylko Serena niczego nie poznała.
    Wielokrotnie chadzał na randki, to prawda, a chociaż to było spotkanie typowo przyjacielskie, czuł się przed nim o niebo lepiej niż przed jakąkolwiek randką.
    W końcu poszedł się wykąpać, następnie się ubrał i był dokładnie na czas w miejscu, w którym się umówili, widząc jak Serena z daleka się do niego uśmiecha. On także się uśmiechnął, a przez myśl przemknęło mu, że wygląda przepięknie...
    Odbierając od niej papierową torebkę, zajrzał do środka, a niemal natychmiast doszedł do niego cudowny zapach muffin.
    -Jesteś niezastąpiona! - powiedział, wyjmując sobie jednego, a następnie oddając jej torebkę, by mogła wziąć drugiego dla siebie.
    Jak ona doskonale pamiętała, że uwielbia muffiny.

    OdpowiedzUsuń
  126. Och proszę jednak pamiętać o tym, że Blair wcale nie była złą osobą, ona jedynie została przyzwyczajona do tego, że jej należy się wszystko natomiast innymi nie należy się nic i tej zasady się teraz trzymała. Przyjaźń z Sereną miała jednak na nią pozytywny wpływ bowiem dziewczyna powoli zaczynała dostrzegać, że dawanie potrafi być czasem przyjemniejsze od brania. Nie była jednak w tym tak wprawiona jak inni ludzie i to dlatego każdy przejaw dobroci z jej strony był dla niej czymś dziwnym, godnym uwagi i zapamiętania.
    - Będę traktowała go ulgowo - obiecała. - Zero krzyków, zero kłótni, zero olewania, które tak naprawdę miałoby na celu zwrócenie na siebie uwagi. Będę uprzejma, ale pozwól, że kontakty z nim ograniczę jedynie do zwrotów ''tak'', ''nie'', ''może'' oraz ''nalej mi jeszcze wódki'', dobrze? - Uniosła brew i posłała przyjaciółce pytające spojrzenie chcąc dowiedzieć się, czy taki układ jej pasuje.
    Oczywiście, że to na pewno nie miałby być blat z jedzeniem, w końcu ona też zamierzała tam jeść, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  127. Dobrze, że Serena nie ujawniła się na głos z tym, że zauważyła jego wyraźną poprawę humoru, bo wtedy zapewne znów stałby się przygnębiony, bardziej milczący i martwiłby się tym, że wszystko może wyjść na jaw. A przecież tego nie chciał, tak? No tak. Musiał chronić ich przyjaźń, chociażby nie wiadomo jak bardzo by miał z tego powodu się męczyć ze swoimi uczuciami względem niej.
    Ruszyli wolnym krokiem wzdłuż chodnika, a Nate począł jeść muffina. To było niesamowite, że akurat o tym pomyślała...
    -A więc... myślę, że najpierw możemy iść na Brodway, a później to się zobaczy - powiedział z dość tajemniczym uśmiechem, zerkając kątem oka na Serenę.

    OdpowiedzUsuń
  128. - Czyli postanowione - uścisnęła dłoń przyjaciółki i uśmiechnęła się leciutko. Tę umowę również potraktowała poniekąd jako żart ponieważ aby dotrzymać danego słowa swojej przyjaciółce żadnych umów nie potrzebowała, Serena była jedną z tych nielicznych osób, z której uczuciami Blair naprawdę się liczyła i chociażby właśnie z tego powodu nie śmiałaby łamać danego wcześniej jej słowa.
    Właściwie gdyby była na miejscu przyjaciółki najpewniej zrezygnowałaby z towarzystwa albo jednej albo drugiej strony, no ale skoro Serena w nich wierzyła (a raczej w to, że nie uczynią z jej życia piekła) to ona nie zamierzała tego negować. I oczywiście, że nie chciała aby sytuacja sprzed roku miała miejsce, nie tylko dlatego, że wtedy to wlasnie Serena przespała się z jej chłopakiem, anie nie dlatego że zniknęła akurat wtedy, kiedy B jej potrzebowała. Chodziło o to, że - pomimo iż rzadko się do tego przyznawała - niesamowicie jej wtedy przyjaciółki brakowało i czuła się tak jakby ktoś pozbawił ją kawałka serca. Lodowego co prawda, ale przecież nawet lód czasami może się pokruszyć.
    - Dokładnie tak! - Wykrzyknęła entuzjastycznie. - Który kostium kąpielowy ze sobą zabierasz? - No tak, może dla kogoś normalnego nie było to ważne, ale Blair interesowało niesamowicie.

    OdpowiedzUsuń
  129. Po tym jak powiedziała tylko krótkie "w porządku", niemal od razu wyczuł, że coś jest nie tak... Przez moment oboje milczeli, a kątem oka widział jak Serena z czymś wyraźnie się gryzła... nie wiedział tylko jeszcze z czym, ale już po chwili go oświeciła...
    Przez moment wyglądał co najmniej tak, jak ryba wyciągnięta z wody... Otworzył usta i po chwili je zamknął, a później znowu je otworzył i zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie wie co chce, albo może co powinien jej odpowiedzieć.
    -Sereno... - zaczął wreszcie, a widać było jak ciężko mu to przychodzi. - To... to nie do końca tak, jak Ci się wydaje. Ja i Blair... - urwał w połowie, wiedząc, że nie może jej powiedzieć o tym, że ich związek jest jedną, wielką mistyfikacją i tak naprawdę są ze sobą tylko dlatego, żeby Chuck był zazdrosny o Blair. Nic więcej. - Tak... jesteśmy znów razem - odparł w końcu, zdając sobie sprawę, że bardzo chciał wyznać jej prawdę, ale nie mógł tego zrobić.
    Nie chodziło o to, że jej nie ufał. Ufał i to bardzo, ale na kogo by wyszedł w jej oczach, kiedy powiedziałby, że ten związek jest tylko dlatego, by utrzeć nosa Chuckowi?
    Chociaż pewnie już i tak sobie o nim pomyślała, jak pomyślała, zważywszy na to, że rano mówił jej, że chciałby żeby Chuck i Blair byli razem, a teraz znów sam tworzył z nią związek.
    Zakłamany i udawany, to prawda, ale ona o tym nie wiedziała...

    OdpowiedzUsuń
  130. - Ach, czyli nie będę jedyną, która zabierze ze sobą jakieś siedem walizek. Kamień spadł mi z serca. - Kolejny powód dla, którego przyjaźniła się właśnie z Sereną inna dziewczyna, nawet jeśli podchodziłaby z górnego Manhattanu z pewnością nie zrozumiałaby tej potrzeby zabierania połowy swojej garderoby na wakacje, ale nie Serene. Blondynka, podobnie zresztą jak Blair uwielbiała dobrze wyglądać, a co najlepiej pomaga w dobrym wyglądaniu jeśli nie tona walizek zaopatrzonych w ubrania z najwyższych półek? No właśnie.
    Sama Blair nieszczególnie lubiła się pakować, w końcu Dorota robiła to za nią o wiele lepiej, a Waldorf mogła poświęcić ten czas na zapoznanie się z najnowszym numerem Vogue'a oraz relaksujący masaż wykonywany przez jakiegoś przystojnego masażystę z nieprzyzwoicie silnymi, opalonymi dłońmi.
    - Masz rację - przyznała - w końcu tutaj jest ciepło, ale co jeśli postanowimy pojechać do Londynu? Nie mam płaszcza, a przecież oprócz samego płaszcza będę również potrzebowała do niego torebki, butów i kilku sukienek - zaczęła wymieniać. - Czyli najpierw zakupy, tak? - Spytała mając nadzieję, że odpowiednio odczytała słowa przyjaciółki. - Później możemy zjeść obiad i pójść do kosmetyczki, wieczorem wrócimy tutaj żeby się spakować i jeśli...- zawahała się. - I jeśli Bass zamierza jechać z nami możemy wyruszyć w środku nocy jego limuzyną. - Może to było dziwne, ale Blair naprawdę uwielbiała podróże nocą i to nie tylko dlatego, że słońce wtedy nie doskwierało. W nocy było ciekawiej, dużo ciekawiej.
    Skinęła głową. - Ja też. Mogłoby się wydawać, że po tylu spędzonych tam latach to miejsce stanie się już nudne, ale ja co roku niecierpliwie czekam na wyjazd tam.

    OdpowiedzUsuń
  131. -Chuck był wobec mnie od samego momentu naszego zerwania bardzo ostrożny, zauważyłem to. Już dawno odniosłem wrażenie, że on jest święcie przekonany o tym, że ja i Blair do siebie wrócimy, a że jest to człowiek, który uwielbia mieć rację, to tylko czekał aż tak się stanie. Tak, Chuckowi bardziej zależy na tym, by móc powiedzieć "a nie mówiłem", niż na Blair - powiedział już nieco spokojniej, kiedy pierwszy szok związany z jej pytaniem już minął. - Mieszkasz z Chuckiem pod jednym dachem. I tu już nie chodzi o to, że ci nie ufam, bo ufam, ale boję się, że Chuck zrobi z ciebie jakąś swoją marionetkę, której zadaniem będzie wywiedzenie się co w trawie piszczy i przekazanie mu tych informacji. Nie jesteś naiwna, Sereno, wiem, ale on jest fantastycznym manipulatorem i chyba nie muszę cię o tym przekonywać - dodał, patrząc na nią uważnie i kończąc także swojego muffina.
    Szli przez chwilę w milczeniu, a on zdał sobie sprawę, że najbardziej w tym momencie chciałby jej powiedzieć: "Nie kocham Blair. Kocham ciebie, ale miałem u Blair dług wdzięczności i spłacam go, będąc z nią teraz, żeby Chuck był zazdrosny, a jeśli nie zazdrosny, to chociaż by zobaczył co traci".
    Ale nie mógł tego powiedzieć z kilku oczywistych powodów... pierwszy - ona nie mogła wiedzieć, że nic nie czuje do Blair. Drugi - nie mogła wiedzieć, że kocha ją. Trzeci - nie mogła poznać istoty tej konspiracji wymyślonej przez Blair.
    Nie dlatego, że była niegodna zaufania. Nate jej ufał, ale Chuck był czasem bezwzględny i o to się tylko martwił.

    OdpowiedzUsuń
  132. On bynajmniej nie twierdził, że Serena jest głupią blondynką. O nie. W życiu by tak o niej nie pomyślał. Ale znał Bassa, był manipulatorem, a on, Nate, po prostu nie chciał by te swoje okropne zabiegi wypróbowywał na Serenie.
    -Sereno, ufam ci. Przecież doskonale o tym wiesz, że ci ufam, bo jesteś moją przyjaciółką już tak długo. I chciałbym ci powiedzieć, ale nie mogę tego zrobić, nie dlatego, że ty jesteś niegodna zaufania, a raczej z powodu Chucka, który męczyłby cię i podchodził różnymi sposobami, a naprawdę nie chcę by tak bardzo się nad tobą znęcał, bo oboje wiemy, że to potrafi - powiedział, a w pewnym momencie nawet się zatrzymał, stając naprzeciwko Sereny i patrząc jej w oczy, by zrozumiała, że on w ten sposób tak naprawdę chroni ją przed Chuckiem, a nie twierdzi, że jest niegodna zaufania.
    -Między mną a Blair... - zaczął, nadal patrząc w oczy Sereny. - Nie do końca wiem jak to określić... - stwierdził wreszcie, przenosząc spojrzenie na jakiś pierwszy, lepszy punkt.
    Przecież on i Blair nic do siebie nie czuli. Blair chciała być z Chuckiem, a on... no nie oszukujmy się, chciał być z Sereną, bo ją kochał. Ale miał jednocześnie dług wdzięczności wobec Blair i musiał udawać, że z nią jest, by Bass chociaż trochę poczuł się zazdrosny. Tak przynajmniej Blair to sobie zaplanowała.

    OdpowiedzUsuń
  133. Nate zrozumiał wzburzenie Sereny. W końcu z pewnością poczuła się oszukana przez niego i Blair, swoich najlepszych przyjaciół. A on czuł się jeszcze bardziej temu wszystkiemu winny z wiadomych, uczuciowych aspektów.
    Wziął głęboki oddech i korzystając z tego, że Serena nie patrzyła na niego, to on spojrzał na nią. Trudno mu było utrzymać kontakt wzrokowy, bo ciągle obawiał się, że zauważy w jego oczach miłość, którą od tak dawna do niej żywił.
    -Nie kocham Blair, a Blair nie kocha mnie. Nic do siebie nie czujemy, ale na tym przyjęciu u Eleanor moja mama była pierwszy raz od kilku dni tak szczęśliwa, że jakoś z kontekstu rozmowy wyszło, że mam dług wdzięczności i Blair. A ona wymyśliła, że będziemy znów udawać parę, by Chuck był zazdrosny, albo chociaż zrozumiał co stracił. Ja się zgodziłem, dlatego ją pocałowałem, żeby wszyscy zobaczyli, że znów jesteśmy razem i żeby ta wiadomość dotarła do Plotkary. Nie kocham Blair, nie ją... - powiedział, a podczas mówienia jej tego wszystkiego, aż do ostatniego słowa nie miał pojęcia czy dobrze robi, że to mówi.
    Obiecał jednak sobie, że jeśli Chuck chociaż raz, jeden raz będzie naciskał na Serenę, to on się z nim policzy... Sereny w jakikolwiek sposób skrzywdzić nikomu nie da.

    OdpowiedzUsuń
  134. To wszystko, co jej powiedział, było najprawdziwszą prawdą, oczywiście, ale gdyby miał przedstawić jej wszystko, od początku do końca, to byłoby to o wiele dłuższa opowieść, na jakiś inny wieczór.
    Milczała. I nie wiedział czy jest to dobry, czy raczej fatalny znak, ale domyślił się, że jest poniekąd zaskoczona. On w tym całym spisku wypadał dość marnie... w końcu Chuck był jego kumplem, a on wykorzystał pomysł Blair dla swoich własnych korzyści, by zemścić się na Bassie za to, że ten przespał się z Blair, kiedy oni jeszcze byli razem, a przecież wtedy też był jego przyjacielem, prawda? To wszystko było bardziej skomplikowane, niż komukolwiek mogło się wydawać i czasami już sam przestawał się w tym łapać...
    Zdołał zauważyć jak przestąpiła krok w jego kierunku, a następnie zdarzyło się coś, przez co jego serce zatrzymało się na chwilę, by zaraz zacząć walić jak szalone... Usta Sereny zetknęły się z jego własnymi... Nie wiedział dlaczego to zrobiła, co ją do tego nakłoniło, dlaczego nagle zapomniał, że miał chronić ich przyjaźń ponad wszystko. To nagle uleciało mu z głowy.
    Ułożył jedną z swoich dłoni na jej boku, a drugą opuszkami palców dotknął jej policzka. I począł ją całować, z całą swoją skrywaną miłością względem jej osoby, delikatnie, wręcz finezyjnie.
    Przez głowę przeszła mu myśl, że ten pocałunek jest lepszy od wszystkich tych, które miały miejsce na weselu, kiedy oni... No właśnie. To co się wtedy wydarzyło nagle stało się niczym w porównaniu z tym, co działo się teraz. Tak nieoczekiwanym, a jednocześnie tak przez niego upragnionym...

    OdpowiedzUsuń
  135. Greg mimo swojej wrednej osoby i temperamentu, potrafił się zachować i uznawać jakieś wartości człowieka. Nawet jeśli częściej przedstawiał się w świetle dupka to jakoś ludzie mu to wybaczali. Chyba ze względu na to, że wiedzieli, iż można z nim porozmawiać i chłopak nie wydaje się być kimś, kto mógłby zrobić wszystko, byleby ta osoba nie miała już spokojnego życia. Takie coś u chłopaka jest możliwe, aczkolwiek ktoś musiałby sobie naprawdę na to zasłużyć i zaleźć za skórę Rowana, który wtedy posunąłby się do takich czynów.
    Uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny, unosząc wzrok znad kapki kija.
    - Jeśli chcesz to mogę cię kiedyś nauczyć. Przydatne jest to podczas studiów - przyznał, kiwając lekko głową, jakoby miał w zamiarze samego siebie upewnić w swoich słowach.
    Po skończonej grze, którą wygrał Greg, ten uśmiechnął się szeroko do Sereny, kładąc kij na dłuższym boku stołu.
    - Spotykasz się z kimś? Później? - spytał, unosząc brew ku górze, gdy ujął w dłoń naczynie, upijając z niego porządnego, takiego triumfalnego, łyka.

    [tobie to idą te wątki ;d]

    OdpowiedzUsuń
  136. - Och, nie, nie, nie - pokręcił głową, odstawiając kieliszek na tacę kelnera. - Ze mną sobie dasz radę, a ja jestem cierpliwy, więc próbowanie nie wchodzi w grę. Po prostu cię nauczę i już - oznajmił, wzruszając ramionami.
    Sięgnął pod dłoń dziewczyny.
    - Nie, znaczy tak, ale niezupełnie - mruknął pokrętnie, przechodząc między tłumy, wręcz się przeciskając - Jeśli byś się spotykała to wymyśliłbym co innego, ale teraz tylko sobie sprawdzę, jak dużo możesz wypić, więc cztery kolejki tequili pod rząd, moja droga - wyjaśnił, posyłając jej szerszy uśmiech.
    Mogła się zdziwić taką karą. Przecież Greg miał mnóstwo rzeczy do wyboru - od zatańczenia na ladzie barowej po przebiegnięciu nago po całej hali, ale jak wcześniej wspomniałam - ma on w sobie pokłady człowieczeństwa.
    Poza tym nie miał siły wymyślać czegoś bardziej spektakularnego, ponieważ nie brał pod uwagę, że będzie się z kimś zakładał. Prędzej była to dla niego gra towarzyska, dlatego też podchodził do niej z lekkością, jednak delikatnie napierając na wygraną.
    Gdy jedno miejsce przy barze się zwolniło, chłopak puścił na nie dziewczynę, samemu stając obok niej. I tak jak wcześniej wspomniał Serenie, poprosił o tequilę z całym zapasem w postaci limonek, cynamonu, soli oraz pieprzu, by mogła sobie wybrać.

    [a jak, ja tu umieram, o.]

    OdpowiedzUsuń
  137. Może i całe te spożycie dość mocnego alkoholu było szkodliwe dla organizmu, aczkolwiek inna kara bardziej szkodliwa byłaby dla reputacji dziewczyny. Nie twierdzę, że Greg wymyśliłby coś okropnego, ale pozostał przy tym, co właśnie Serena miała zrobić.
    - Niejedną osobę odprowadzałem w takim stanie, więc spokojna głowa - mruknął, oczekując na barmana, któremu napomniał o cynamonie, bo sobie wolał chłopak mieszać.
    - Poza tym nie musisz się obawiać. Najwyżej prześpisz się u mnie w gościnnym, a stąd to jakieś dziesięć minut, więc cię przeniosę na barkach - żachnął się, dumnie wypinając pierś w jej stronę, jakoby chciał zgrać superbohatera z taką siłą, o!
    Nie miała być to jakaś sugestia, choć i tak nie ważne, jak to dziewczyna zrozumiała. On wiedział, co zaoferował i tyle, chociaż na pewno nie omieszkałby, ale to już tylko myśli Grega były, o których dziewczyna nie miała się dowiedzieć.
    Przesunął limonką po wierzchu swojej dłoni, racząc ten zwilgotniały skrawek cynamonem w oczekiwaniu na dziewczynę. I w geście toastu rzucił "na zdrowie, za wątrobę i coś tam jeszcze", uniósł kieliszek, po czym oblizał i pierwszą porcję alkoholu wlał w siebie, odchylając głowę do tyłu.

    OdpowiedzUsuń
  138. On naprawdę był zdziwiony tym, co zrobiła Serena, nie mniej jednak cieszył się z tego, że postanowiła wykonać taki krok. Kiedy podczas tego cudownego pocałunku, mimowolnie próbował się zastanawiać co ją do tego popchnęło, zaraz sam ganił się w myślach, że zaprząta sobie tym głowę akurat w takim momencie, a wówczas natychmiast wyłączał myślenie.
    Rozkoszował się tym pocałunkiem ile tylko mógł, a serce mu waliło co najmniej tak, jak ktoś by je gonił... Nie potrafił nad tym zapanować, bo nawet jeśli by chciał, to nie do końca wiedział jak to zrobić.
    Kiedy wreszcie powoli oderwali się od siebie, Nate spojrzał jej w oczy i naprawdę nie miał pojęcia co w jego własnych może dostrzec Serena... Teraz nie potrafił racjonalnie myśleć, nadal będąc zszokowanym tym, jak sprawy w przeciągu sekundy zmieniły swój bieg.
    -Tak, to zdecydowanie była pozaplanowa atrakcja - powiedział cicho, uśmiechając się lekko.
    Jak on miał jej nie kochać? - takie oto pytanie wypowiedział jakiś cichy głosik w jego głowie, a on uśmiechnął się nieco szerzej, co Serena mogła zobaczyć i odpowiedział sobie w myślach, że jej nie da się nie kochać... Serena van der Woodsen była doskonała i zakochując się w niej już ponad rok temu, powinien wiedzieć, że to mu nie przejdzie z dnia na dzień, jeżeli w ogóle...

    OdpowiedzUsuń
  139. W czasie, kiedy Serena była w swojej sypialni Blair zdążyła poprawić włosy i makijaż, wypić szklankę wody i dojść zaczętą wcześniej bułeczkę i już otwierała usta aby pogonić przyjaciółkę, kiedy jej telefon oznajmił, że dostała nową wiadomość. Wyraz jej twarzy zmieniał się z minuty na minutę, gdy czytała najnowsze wieści o mieszkańcach Manhattanu, gdy czytała o sobie i o Nathanielu. Och co za wpadka! Kilka sekund temu wmawiała Serenie, że ona i Nat tworzyliby cudowną parę, a teraz Plotkara...Ale czy nie o jej chodziło? Och owszem, ta wiadomość była przeznaczona tylko dla Chuck'a, ale Blair powinna była liczyć się z tym, że Serena również ją przeczyta.
    Kiedy jednak przyjaciółka wyszła z sypialni Blair była prawie pewna, że wszystko jest w porządku bowiem twarz panienki van der Woodsen nie wyrażała żadnej złości, pogardy czy czegoś równie negatywnego i dopiero, kiedy przyjaciółka podsunęła jej pod nos swój telefon Blair zorientowała się, że ona już wie.
    Zagryzła wargi wpatrując się w swoje i Nat'a zdjęcie i za żadne skarby świata nie chciała podnosić wzroku jednak kiedy już to zrobiła jej twarz wyrażała perfekcyjną obojętność, a głos mógłby zmrozić wszystko w promieniu kilkuset mil.
    - Wróciłam. Miałaś dowiedzieć się o tym w inny sposób, ale jak widać Plotkara nas ubiegła - skłamała. No bo co miała powiedzieć? ''Ach nie, to tylko dlatego żeby twój przyrodni braciszek zrozumiał wreszcie, że mnie kocha''? Przecież to brzmiało idiotycznie.

    OdpowiedzUsuń
  140. On nie miał powodu, żeby atakować Serenę. Dziewczyna niczym mu nie zawadzała, niczego nie robiła podstępnie, żeby tylko go zniszczyć. Choć nazwanie to wszystko destrukcją może być wyolbrzymione, ale czy właśnie takie ono nie było? Na Manhattanie nieraz się chłopak przekonał, że jeśli trzeba trzymać sekret to lepiej z nikim o tym nie rozmawiać. Nawet najlepszym przyjacielem, którego się zna od samego początku istnienia.
    Faceci nie potrzebowali udowodnień. Nie potrzebowali drobnych prezentów (i drogich), żeby byli uszczęśliwieni. Może i byli prości jak budowa cepa, aczkolwiek można by polemizować z tym, że ich uczucia, emocje oraz gesty są znacznie realniejsze i prawdziwsze niż te kobiece.
    Kobiety natomiast znacznie łatwiej można było przekupić. Wystarczyłoby, żeby teraz Greg poszedł do jednego z jubilerów, wybrał bransoletkę z białego złota i ofiarował wybrance, która byłaby wściekła za to, że nie dzwonił do niej przez kilka dni, a zachwycona prezentem zapomniałaby o całej sprawie. Tak było z większością przedstawicielek płci pięknej, więc można stwierdzić, że i tu i tu są do siebie w jakimś stopniu podobni i są prości, prawda?
    - To nie ja mam wypić cztery tequile pod rząd - zaśmiał się, sięgając po kolejną porcję i po uczynieniu jej, zagryzł limonkę w mniejszej części.
    Kiwnął głową tak, że włosy nieco klapnęły mu na czoło, dając jasnowłosej znak, że w porządku - niech pamięta.
    - Widzę, że tequila dla ciebie to niczym woda - mruknął, zerkając wymownie na opróżnione kieliszki w znacznie szybszym tempie niż jego własne.

    [a teraz grzmi i grzmi ;d]

    OdpowiedzUsuń
  141. -Sereno, dobrze wiesz, że już dawno byłem gotowy rzucić dla ciebie wszystko i wszystkich, jeśli byś tylko chciała - powiedział, dotykając z jakaś niespotykaną czułością jej policzka i patrząc jej w oczy.
    Tak, to wszystko było cudowne, nie miał co do tego wątpliwości, ale teraz w jego oczach pojawiło się też jakieś zdenerwowanie, które Serena z pewnością dostrzegła w jego oczach.
    O tym co powiedzą ludzie, jeśli tylko się dowiedzą to specjalnie w tym momencie nie myślał. Zawsze o plotkach myślał w ostatniej chwili, wcześniej jakoś go to nie interesowało.
    -Będę musiał porozmawiać z Blair... Rozumiem, że ona na wszystkie sposoby próbuje zwrócić uwagę Chucka, w końcu kiedyś sam myślałem, by nie zrobić czegoś podobnego byś tu zwróciła na mnie uwagę. Mam u Blair dług wdzięczności, więc teoretycznie powinienem dalej w tym trwać, ale najlepiej chyba będzie z nią pogadać, może zrozumie - dodał po chwili milczenia, uśmiechając się do niej lekko, by przez ten drobny gest przekazać jej, że on to jakoś załatwi. Jeszcze do końca nie wiedział jak, ale jakoś musiał to załatwić.
    Po tym pocałunku wszystko zeszło na drugi plan... zemsta na Chucku, dług wdzięczności u Blair... To się naprawdę nie liczyło. Serena. Ta dziewczyna siedziała mu w głowie i to ją pragnął uszczęśliwić już od tak dawna. Wszyscy inni przechodzili na dalszy plan, znacznie dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  142. Gdyby tylko Serena nie była aż tak wspaniałą przyjaciółką, to zapewne udałoby im się przeprowadzić podobną rozmowę już dużo wcześniej. Ale ona zawsze na pierwszym miejscu stawiała Blair i jej uczucia, więc nic dziwnego, że odsuwała Nate'a od siebie aż tyle razy.
    Szkoda tylko, że Blair nie potrafiła być aż taką dobrą przyjaciółką, ale to chyba był właśnie w pewien sposób urok ich przyjaźni, jeśli tak to można określić. Bo naprawdę, jeśli się tak bliżej temu przyjrzeć, to tak właśnie było...
    -Mam nadzieję, że zrozumie, chociaż szczerze powiedziawszy, tak jak ją znam, to raczej przypuszczam, że czeka mnie z nią ciężka rozmowa, bo ona nie znosi jak coś jej nie wychodzi, oboje o tym wiemy... - powiedział, patrząc na Serenę znacząco, bo domyślał się, że ona doskonale zrozumie co ma na myśli.
    Zaraz jednak zreflektował się, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, oznaczający, że właśnie przypomniał sobie o planach na dzisiejszy wieczór.
    -Tak, masz rację. Trochę jakby o tym zapomnieliśmy, ale spokojnie, już wracamy do ustalonego wcześniej schematu - powiedział z lekkim rozbawieniem.
    Cóż, z tego co pamiętał, to mięli iść obejrzeć jakiś film, a skoro Serena mówiła, że grają jakąś fajną komedię, to chyba nie powinni rezygnować z tego planu.

    OdpowiedzUsuń
  143. Jemu to jeszcze jedna kolejka pozostała. On się rozkoszował, a poza tym nie był zmuszony do picia jednego po drugim, więc miał znacznie lepiej.
    Mężczyźni mieli większy upust w fakcie, że jako ci bardziej zbudowani i silniejsi, nie musieli się obawiać, że wpadną tak szybką w sidła alkoholu, który zawładnie ich organizmem na pewien czas. W przeciwieństwie do kobiet, ponieważ te musiały być ostrożniejsze. Może i sztuką było przetrzymać kilka kieliszków, aczkolwiek one znacznie szybciej odpadały po spożyciu danej ilości alkoholu, kiedy to faceci byli jeszcze nim niewzruszeni.
    - Widzę - przyznał, odsuwając kieliszek i wzdychając nieco, gdyż ostrość alkoholu przez chwilę paliła mu gardło w chwili zmieszania z cytrusem.
    - Poczekaj chwilę z tym - mruknął widząc jej spojrzenie padające na rzędy alkoholi.
    Przez dłuższy moment tak siedział, żeby w końcu chwycić Serenę w pasie i wyprowadzić na parkiet. No chyba mogliby potańczyć, tym bardziej, że nieco alkohol ujdzie i będą mogli pozwolić sobie za kilka minut na następną jego dawkę, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  144. Fakt, Nate zauważył, że Blair wielokrotnie wykorzystywała dobre serce Sereny i już kilka razy miał ochotę podejść do S. i powiedzieć jej, by wreszcie postawiła się panience Waldorf, bo ta momentami naprawdę robiła co chciała, że już nie wspomni się o tym jak nie doceniała dobrego serca Sereny, okazywanego jej przez nią na każdym kroku.
    -Uważam, że powinnaś porozmawiać z Blair, bo w końcu jesteście przyjaciółkami, więc to chyba będzie wam potrzebne, ale ja też z nią pomówię, bo chyba taki jest mój obowiązek. Bo jak powścieka się na mnie i na ciebie, to przynajmniej jej złość rozłoży się na dwie osoby, a nie skumuluje na jednej - powiedział, uśmiechając się lekko.
    Serce aż mocniej mu zabiło, kiedy Serena złapała go za rękę i splotła ich palce. Mogła poczuć jak Nate lekko, ale zdecydowanie wzmacnia ten uścisk.
    -Myślę, że najpierw film, a później pójdziemy na kolację do miejsca, w którym jeszcze z pewnością nigdy nie jadłaś - powiedział, uśmiechając się tajemniczo, kiedy to ruszyli w kierunku najpopularniejszego kina w Nowym Jorku.
    Kiedy znaleźli się przy kasie, Nate kupił im bilety i weszli do kina, kierując się następnie korytarzem do sali kinowej, którą mięli na bilecie.
    Trafiły im się fajne miejsca, bo w drugim rzędzie od góry, na samym środku. A co najlepsze, Nate wcale nie zwracał uwagi, czy ludzie na nich patrzą, robią zdjęcia czy co tam jeszcze innego lubili robić, chcąc donieść Plotkarze.

    OdpowiedzUsuń
  145. No właśnie, przyjaźń wymagała poświęceń. Wbrew pozorom Nate też coś o tym wiedział. Chociażby przez fakt, że tyle czasu temu zdał sobie sprawę, że kocha Serenę, ale nie mógł nic z tym zrobić, by nie niszczyć ich przyjaźni. Poświęcał swoje uczucia, kiedy spędzali razem czas, a on musiał patrzeć na ukochaną dziewczynę i nie wolno mu było się do niej zbliżyć. Albo na balu maskowym (tak, z pewnością to wydarzenie długo pozostanie w głowie Archibalda)... miał znaleźć Blair, ale pamiętał jak dziś, że w ogóle nie mógł o tym myśleć, ciągle widząc jak Serena wspaniale bawiła się z Danem. Serce cholernie go wtedy bolało, ale nic nie mógł zrobić po tym jak pomylił Serenę z Jenny Humphrey, bo ta miała maskę Sereny... Ten wieczór był dla niego jedną, wielką porażką. Dosłownie.
    W kinie rozmyślał sobie o tym wszystkim, przez cały czas trzymając dłoń Sereny i od czasu do czasu gładząc kciukiem jej wierzch. Był szczęśliwy... a kiedy przypomniały mu się słowa matki, by sprawił, żeby ten wieczór stał się wyjątkowy, upewnił się, że świetnym pomysłem będzie zabranie Sereny na kolację do tego miejsca, o którym pomyślał już wcześniej.
    I naprawdę nie obchodziło go to, co będzie jeśli Plotkara napiszę jutro o tym co miało miejsce podczas ich wyjścia. To się nie liczyło... Nie w chwili, kiedy był tak szczęśliwy, idąc przez miasto za rękę z dziewczyną, którą tak bardzo kochał.
    -Idziemy, idziemy, spokojnie - powiedział z rozbawieniem.
    I faktycznie, już po kilku minutach mogła dostrzec dom Archibaldów, do którego zmierzali. Kiedy weszli do środka, wcale nie skierowali się do któregokolwiek pomieszczenia, a przeszli do drzwi na tyłach domu, wychodząc do ogromnego, pięknego ogrodu, który był oazą spokoju Anne Archibald. Na drewnianym mostku, przechodzącym nad oczkiem wodnym stał stolik z nakryciem dla dwóch osób, wino i świece...
    -Mówiłem Ci, że jeszcze w tym miejscu nigdy kolacji nie jadłaś - powiedział, uśmiechając się lekko i patrząc na Serenę.
    Zdołał napisać krótką wiadomość do pokojówki państwa Archibaldów, by to wszystko przygotowała... I udało jej się.

    OdpowiedzUsuń
  146. Zdawała sobie sprawę, że to wszystko było dziwne i jej kłamstwo nie trzymało się kupy, ale jak zwykle to wszystko było winą Plotkary. Pospieszyła się w publikowaniu swoich informacji, za bardzo się pośpieszyła. Owszem przyszła tutaj ponarzekać na Chuck' a, w międzyczasie wyszedł również temat Nathaniela i nie wiedzieć czemu Blair zaczęła wmawiać przyjaciółce, że byliby świetną parą, ale to wszystko było nie tak. Serena miała być jedną z tych nielicznych osób, które wiedziałby, że jej związek z Nathanielem jest tylko fikcją, ale miała dowiedzieć się tego od Waldorf, a nie od Plotkary. Teraz jednak, kiedy Serena ją zaatakowała trudno było przyznać się jej do swojej intrygi więc dalej wolała grać. Więc stała po prostu na środku jej apartamentu i dumnie zadarła głowę do góry aby móc odwzajemnić jej spojrzenie. - Zmień ton - rzuciła ponieważ było to pierwszą rzeczą jaka przyszła jej na myśl. - I nie, ta informacja nie miała ugodzić w Bass'a w ogóle nie jestem zainteresowana tym co on sobie pomyśli. Owszem przyszłam do Ciebie żeby na niego ponarzekać ponieważ jego zachowanie i to co zrobił faktycznie mnie zabolało, a o tym, że jestem znów z Nathanielem również chciałam Ci powiedzieć - wszystko to mówiła spokojnym i cichym głosem jednak gdyby dobrze się wsłuchać można było również usłyszeć z nim coś groźnego.
    Nie wiedziała jak ma odpowiedzieć na jej ostatnie pytanie więc postanowiła zrobić z siebie sukę do kwadratu i niebezpiecznie marszcząc brwi syknęła. - Sprawdzałam czy dalej lecisz na mojego faceta. - Brawa dla panienki Waldorf. Czyżby właśnie zraziła do siebie kolejną osobę na której jej zależało?

    OdpowiedzUsuń
  147. Nauki tańca towarzyskiego w jakiś sposób przełożyły się na inne tańce, innego rodzaju. Greg tym się jednak nie zachwalał. Nie był arystokratą wywodzącym się z długiego rodu angielskiego, choć nie wiedział o tym. Nie żył też w dziewiętnastowiecznej Anglii, która prezentowała się elegancją i gustownym wystrojem, na jaki przychodziło wiele rodów, gdzie to ich pociechy, jakie wkrótce miały stanąć na czele danego nazwiska, stawały na celowniku swatki w postaci rodziców potencjalnego partnera lub swoich własnych.
    I chłopak potrafił się dostosować. Czy to miał być walc wiedeński czy najzwyklejszy taniec z klubów dyskotekowych - zawsze, w jakiś sposób, udawało mu się dobrać odpowiednie kroki. A że była pewność, to ona często go w tym wspomagała.
    Zaśmiał się gardłowo, słysząc słowa dziewczyny.
    - Czyżbyś mnie podrywała, Sereno? Zabrzmiało to dwuznacznie - mruknął do jej ucha, nieco ociągając swój ton, przez co brzmiał bardziej pociągająco. Wtedy odsunął się na moment od dziewczyny, posyłając w jej stronę uśmiech godny reklamowania pasty do zębów.
    Oczywiście Gregory nie żywił jakiejkolwiek nieznanej mu nadziei, że coś będzie. Czasem pogrywał sobie z takich słów, bo nieraz naprawdę potrafiły zabrzmieć tak, jakby miały ukryte znaczenie w sobie. A to znaczenie najczęściej miało być tym upragnionym jako zrozumianym.

    OdpowiedzUsuń
  148. Faktycznie, na Manhattanie wiele niemożliwych rzeczy, szybko stawało się możliwymi. Dlatego Nate wiedział, że trudno byłoby zadowolić Blair, bo przez lata ich związku nie raz i nie dwa ostentacyjnie pokazywała jak to ją zawiódł swoim pomysłem, ale Serena była zupełnie inna... Ona potrafiła dostrzec coś cudownego w najbardziej trywialnej rzeczy, cieszyć się z niej, a przede wszystkim docenić. Chociaż była bogata, daleko było jej do snobki, widzącej tylko czubek własnego nosa, która żyła w przekonaniu, że każdego dnia powinna być na nowo zaskakiwana czymś bardzo nietuzinkowym.
    Szeroki uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy reakcja Sereny była właśnie taka... o niebo lepsza niż ją sobie wyobrażał nawet w najśmielszych wizjach. Naprawdę cieszył się, że to, co zorganizował zupełnie spontanicznie, tak jej się spodobało.
    Pozwolił jej rozejrzeć się po ogrodzie, bo naprawdę było co oglądać... Anne Archibald miała ogromny ogród, z mnóstwem drzewek i kolorowych kwiatów. Było tu kilka drzew owocowych, huśtawka, hamak, oczko wodne i wszystko, czego tylko dusza mogła zapragnąć. Jego matka zadbała także o oświetlenie, by pod osłoną nocy ogród prezentował się jeszcze lepiej, niż za dnia.
    Kiedy w końcu usiedli, z domu wyszła kobieta, która była właśnie wykonawczynią całej tej niespodzianki, niosąc im kolację w postaci kaczki faszerowanej po węgiersku. Nate podziękował jej skinieniem głowy i naprawdę wdzięcznym uśmiechem, po czym uśmiechnął się lekko do Sereny.
    -Naprawdę cieszę się, że ci się podoba - powiedział w końcu.
    Taka właśnie była prawda.
    Wyjął butelkę szampana z kubełka wypełnionego lodem, otwierając go korkociągiem, po czym nalał szampana do kieliszka Sereny, a następnie do swojego.

    OdpowiedzUsuń
  149. Nie, zdecydowanie nienawidziła momentów, w których Serena na nią krzyczała. Nawet nie dlatego, że na Blair Waldorf się nie krzyczy, ale po prostu nie mogła znieść myśli, że przyjaciółka jest na nią zła bo wiecie, wbrew pozorom to ją to ruszało. Przecież to wcale nie było, że ona zawsze wykorzystywała Serene, że brała nie dając niczego i że nie przejmowała się uczuciami przyjaciółki, ale na Boga! Kiedy od dziecka jest się przyzwyczajanym do tego, że wszystko ci się należy nie jest łatwo się później przestawić. Zwłaszcza, że przecież Serena nigdy na swój los nie narzekała, sama nauczyła Blair, że to jej sprawy zawsze są na pierwszym miejscu i owszem może Waldorf częściej powinna pytać co u przyjaciółki się dzieje, ale dziewczyna doszła do wniosku, że skoro ta nic nie mówi to po prostu nie chce się tym z nią dzielić. No tak, każde wytłumaczenie jest dobre.
    - Przestać histeryzować - żachnęła - nie zamierzałam robić z Ciebie idiotki, zamierzałam dowiedzieć się czy dalej czujesz coś do mojego chłopaka czy może jednak tym razem nie muszę martwić się, że zostanę zdradzona. - Oczywiście, że wcale nie zamierzała się tego dowiadywać, ale kiedy już raz zaczęła kłamać naprawdę trudno było jej przestać.
    - Mam Cię przepraszać? - Prychnęła - Wybacz, ale jakoś nie poczuwam się do winy. I nie, nieprawdą jest, że traktuję Cię jak Małą Jenny, ona przynajmniej miała wystarczająco dużo klasy aby nie puszczać się na prawo i lewo z chłopakiem swojej najlepszej przyjaciółki - wyrzuciła z siebie. Bo owszem może ta sytuacja miała miejsce dosyć dawno i Blair zdążyła przyjaciółce to wybaczyć jednak czasami jeszcze ją to bolało, a skoro teraz miała okazję to powiedzenia jej tego...- Och jasne! - Wywróciła oczami - Księżniczka Serena i jej biedne serduszko nie mogą znieść tego co dzieje się na Manhattanie więc najzwyczajniej w świecie wolą się spakować i uciec od problemów. Oczywiście na oczach dziesiątek ludzi żeby później wszyscy mogli Ci współczuć i mówić jak to ta Serena nie jest biedna. Ale wiesz co? Jedź sobie, kiedy Cię nie było moje życie było zdecydowanie przyjemniejsze! - Ostatnie słowa niemal już wykrzyczała i nie miały one nic wspólnego z jej wcześniejszą grą, po prostu wyrzucała z siebie te wszystkie emocje, które tłumiła od bardzo dawna.

    OdpowiedzUsuń
  150. [Trudno raczej, aby się znały, Scarlett jest w szkole nowa i nie pochodzi z Manhattanu... Chyba, że zrobimy z naszych bohaterek jakieś dalekie kuzynki, które znały się w dzieciństwie, czy coś w tym stylu...]

    OdpowiedzUsuń
  151. [Jasne, jasne - nie będziemy robić z nich wrogów (chyba, że bardzo chcesz, to ja się dostosuję ;> Rzeczywiście jakiś głębszych relacji tutaj nie było, ale może to i dobrze. Mamy teraz swego rodzaju dowolność, o. Można wykreować ich stosunki na najbardziej neutralnym tle... tak bezpiecznie, przynajmniej póki co. ]

    OdpowiedzUsuń
  152. Tak, jedynym powodem dla którego było między nimi tak niezręcznie, wręcz sztucznie było to, że kryli przed sobą swoje wzajemne uczucia. Bynajmniej jeśli chodzi o Nate'a. On ciągle obawiał się, że zrobi coś, po czym Serena zdoła poznać, że jednak nadal ją kocha, a jednocześnie tak obsesyjnie pragnął ocalić ich przyjaźń i nie zrobić niczego, co mogłoby ją zniszczyć.
    Dlatego kiedy go pocałowała, wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a on zapomniał, że powinien ratować ich przyjaźń... Serena była tą dziewczyną, z którą po raz pierwszy uprawiał seks... a chociaż wówczas było to zupełnie spontaniczne, to teraz rozumiał, że to wydarzenie wiele w jego sercu zmieniło... Wcześniej Serena była po prostu przyjaciółką jego dziewczyny, która bardzo mu się podobała. Po wydarzeniu na weselu stała się kimś o wiele więcej. Kiedy wyjechała naprawdę za nią tęsknił, chociaż nikomu nie mógł o tym powiedzieć.
    Podobnie jak Serena, on także nałożył sobie kawałek faszerowanej kaczki, której zapach naprawdę zachęcał do jedzenia i pokazał mu, jak bardzo był głodny.
    -No i bardzo dobrze, bo ja nie mam zamiaru cię wyganiać, więc dobrze, że nie chce ci się wracać do domu - powiedział, uśmiechając się lekko i także wkładając do ust pierwszego kęsa kaczki.
    Ten duży dom zawsze był jakiś opustoszały, ale od kiedy Howard został zamknięty w więzieniu, stał się jeszcze bardziej ponury... Teraz nie było też pani Archibald, a pracownicy zaraz mięli jechać do domu. Więc jeśli Serena naprawdę chciała towarzyszyć mu jeszcze trochę, on był z tego powodu bardzo zadowolony.

    OdpowiedzUsuń
  153. Zapraszając Serenę rano, kiedy siedzieli przy kawie w kawiarni, wiedział, że nawet jeśli on widział w tym pewne predyspozycje do randki, to tak naprawdę było to wyjście dwójki przyjaciół do kina. Owe spotkanie zmieniło jednak swój charakter po najcudowniejszym pocałunku w życiu Nate'a. Z zwykłego wieczoru w towarzystwie przyjaciółki, to spotkanie przekształciło się w randkę i to jeszcze naprawdę przyjemną.
    Kiedy skończyli jeść, a butelka szampana została opróżniona, Nate przykrył resztę kaczki srebrną pokrywką, przez moment wpatrując się w płomień jednej ze świec.
    Słysząc słowa Sereny, natychmiast na nią spojrzał, poszukując z nią kontaktu wzrokowego i wyciągając rękę przez stół, po czym złapał ją za dłoń.
    -Serena, zostań... Możemy po prostu posiedzieć i pomilczeć, jeśli chcesz... Bo myślę, że będzie nam to potrzebne... - powiedział, patrząc na nią takim wzrokiem, w którym prośba mieszała się z nadzieją, a nadzieja z miłością, którą żywił względem niej.
    Rozumiał, że wiadomość Plotkary o tym, że on i Blair wrócili do siebie, bardzo wiele komplikowało, w znacznej części między nim a Sereną. Ale naprawdę, był gotowy sam wysłać nawet teraz wiadomość do Plotkary, że nie jest z Blair. Chociaż nigdy tego jeszcze nie zrobił, mógłby to uczynić nawet w tej chwili, jeśli tylko Serena by tego chciała.

    OdpowiedzUsuń
  154. Nigdy nie orientowałam się w koligacjach rodzinnych. Dobrze czuła się w tym moja babcia, matka trzynastu dzieci i babcia jakiegoś miliarda wnuków i prawnuków, ale ja nigdy nie pamiętałam, czy kuzynka Heidi jest drugą córką z pierwszego małżeństwa wujka Erika od Heisenbergów, czy pierwszą córką z drugiego małżeństwa wujka Kurta od Einsensoftów. Moja rodzina była bardzo rozległa, konary drzewa genealogicznego sięgały od Singapuru po RPA i do tej pory nie wiedziałabym, z kim jestem spokrewniona, gdyby nie wirtualne drzewo zrobione na potrzeby rodzinne przez ciotkę informatyczkę. Oczywiście, wiedziałam, z kim jestem spokrewniona mniej więcej do stopnia trzeciego i znałam większość osób spowinowaconych do tego stopnia - pewnie na niektórych zrobiłoby wrażenie, że żoną mojego wujka jest sekretarz stanu, a boczna linia od Watsonów sięga ku angielskiej arystokracji i zahacza o królową - jednak większości dalszych koligacji po prostu nie ogarniałam.
    Nie byłam jednak zdziwiona, gdy babcia powiedziała mi, że jakaś moja kuzynka chodzi do tej samej szkoły, co ja. Świat jest pełen moich kuzynów. Niemniej jednak, jako iż Kastnerowie (a także - Watsonowie, Blackwoodowie, Rasenbergowie i inne główne gałęzie rodu) są ludźmi rodzinnymi, postanowiłam spotkać się z daleką kuzynką.
    Spóźniłam się. Przyszłam do umówionej kawiarni zaraz po EXPO, w którym uczestniczyłam, przebrana w sweter, ale nadal z profesjonalnym makijażem na twarzy, niemalże nieprzytomna i zmachana. Rozejrzałam się dookoła, przerażona, iż tak w zasadzie nawet nie widziałam zdjęcia tej kuzynki i nijak nie wiedziałam, czego się spodziewać i do kogo się dosiąść.

    OdpowiedzUsuń
  155. -O, wspaniale! - powiedział, naprawdę szczerze ciesząc się, że jednak postanowiła z nim zostać. Wstał od stołu, wiedząc, że albo sprzątnie to później, albo rano, po czym podszedł do Sereny, łapiąc ją za rękę, a kiedy wstała, poprowadził ją na dwuosobową, drewnianą huśtawkę, stojącą kawałek dalej od mostka.
    -Jutro porozmawiam z Blair i powiem jej, że muszę wycofać się z tego układu. I teraz od ciebie zależy, czy mam jej podać prawdziwy powód tego, że nie chcę już udawać, że z nią jestem, czy wymyślić coś na poczekaniu? - spytał, patrząc na Serenę z oczekiwaniem, a jednocześnie nieco pytająco.
    Usiedli na huśtawce, wprawiając ją w lekki, powolny ruch, a Nate przez cały czas trzymał jej dłoń, od czasu do czasu gładząc kciukiem jej wierzch.
    Na huśtawce usiadł bokiem, by móc patrzeć na Serenę, bo był to widok tak upragniony dla niego, że doprawdy trudno opisać to słowami. Była przepiękna, wiedzieli o tym wszyscy i naprawdę nikt nie powinien mu się dziwić, że tak bardzo pokochał Serenę van der Woodsen. Nie dość, że była piękna, to jeszcze miała niebywale dobre serce, nie tylko dla Blair, ale też dla każdego innego człowieka, który bynajmniej na to nie zasługiwał...

    OdpowiedzUsuń
  156. Całe szczęście, jedynie ja byłam taka niezorientowana.
    - Serena - westchnęłam, przypominając sobie imię. Babcia mi je wyjawiła, niestety, bez rysopisu. A szkoda, przynajmniej bym wiedziała, że moja kuzynka jest z tej części rodziny, która stała w kolejce po urodę, gdy ja czatowałam w kolejce "ludzi, którzy będą uprawiali seks z Michaelem Fassbenderem".
    Heh. Chciałabym.
    - Na to wygląda - powiedziałam, uśmiechając się i przysiadając. Miałam szczerą nadzieję, że gładź szpachlowa na mojej twarzy wcale nie wyglądała tak, jak myślałam, że wygląda, ale z drugiej strony, była to naprawdę profesjonalna gładź, więc najprawdopodobniej była wodo-, powietrzo- i atomoodporna. - Przepraszam za spóźnienie, miałam koszmarnie ważną rzecz do załatwienia i ledwo miałam czas się przebrać...

    OdpowiedzUsuń
  157. Takie podobieństwo chyba było między każdym dzieciakiem z bogatszych rodzin. Musiało ono jakoś reprezentować godnie swojego ojca, który zbijał fortunę podczas pracy i matki utrzymujący wizerunek całokształtu rodziny.
    Od czasu śmierci Elizabeth, Gregory całkowicie mógłby przyznać, że coś takiego jak rodzinna atmosfera nie ma prawa bytu w domu chłopaka. O dziwo, może i jest to bolesne, ale jeszcze większe zdziwienie może wzbudzić fakt, że zdążył on do tego wszystkiego przywyknąć, nawet jeśli nie miało się na to ochoty z początku.
    To "niech ci będzie" to zabrzmiało tak, jakby Greg nie miał absolutnie szans, by poderwać Sereny, by był w jej typie! Wiele rzeczy mogło przyjąć inny obrót sprawy.
    - Ależ mnie takie sposoby pasują - zamruczał do ucha dziewczyny, samemu nie omieszkując być od niej oddalony. Jeśli miało to być tylko pokazane to niech będzie, bo jak na ten moment to ani Serena ani Greg nie odsuwali się na poprzednią odległość, więc w jakiś sposób takowa sytuacja i położenie wcale im nie przeszkadzało.

    OdpowiedzUsuń
  158. Tak, Anne Archibald dbała o ten ogród bardziej niż o swojego własnego syna, jak to już kilkakrotnie nie omieszkał jej wypomnieć. Oczywiście mówił to tylko w żartach, a później oboje śmiali się z tego powodu, bo przecież nie było powodu robić matce problemów o to, że kocha swój ogród i ma zajęcie, a nie nudzi się w domu. Co lepsze, ten ogród bardzo dobrze na nią oddziaływał, sprawiając, że nie myślała tyle o problemach związanych z aresztowaniem jej męża.
    Słysząc słowa Sereny, wyobraził sobie Blair próbującą zabić Serenę. I w jego wyobraźni wyglądało to dość komicznie, więc mimowolnie się uśmiechnął, stwierdzając, że jednak nie ważne jak bardzo Blair nie byłaby wściekła na Serenę, to i tak jej nie zabije.
    -Spokojnie, Blair cię nie zabije, nie ważne co by się nie działo. Jesteś jej przyjaciółką, więc możesz czuć się bezpiecznie... teoretycznie - powiedział, uśmiechając się lekko.
    W następnej chwili poczuł przyjemne mrowienie na swojej skórze, a serce szybciej mu zabiło.
    On już też nie chciał rozmawiać ani myśleć o Blair czy Chucku. Nie ważne co by się nie działo, on już zdecydował. Kończy farsę udawanego związku z Blair i jutro jej to oznajmi. Kochał Serenę i to z nią chciał być, a nie udawać zakochanego w Blair. Już dawno nic do niej nie czuł, podobnie jak ona do niego.
    Objął Serenę ramieniem, przysuwając ją do siebie i składając pocałunek na jej czole. Było to tak troskliwe, delikatne, a jednocześnie tak przepełnione miłością...

    OdpowiedzUsuń
  159. - Poczułem się urażony - przyznał, przybierając takowy ton, co miałby świadczyć o chwilowym ubolewaniu nad słowami dziewczyny.
    Prawdę mówiąc to nie można było mówić o chemii, o jakiejś silniejszej więzi, ponieważ oni rzadko kiedy ze sobą spędzali czas. Owszem, szkoła może i miała połączony dziedziniec, a kilka bankietów spędzało się w tej samej sali, aczkolwiek rzadko kiedy zdarzało się, żeby usiedli, wyszli gdzieś i zaczęli spacerować po nowojorskich ulicach, dając szansę się poznać. Mieli wspólnych znajomych, ale było to, że każdy zajmował się czymś innym.
    Gdy piosenka dobiegła końca, ten ukłonił się w podzięce za taniec, posyłając pełen rozbawienia uśmiech i przesunąwszy wzrokiem po tłumie, uchwycił dłoń dziewczyny, z powrotem prowadząc ją do baru.
    - Zaraz wracam - mruknął do ucha jasnowłosej, omiatając je gorącym oddechem, po czym skierował się w stronę tarasu, gdzież to wyszedł, chwilowo chcąc nabrać świeżego, chłodnego powietrza, jakie teraz zapanowało nocą.
    Przy okazji wdał się w rozmowę z jakimś typkiem, opierając się przedramionami o poręcz balustrady, gdy oczy Rowana bacznie śledziły pojedyncze auta, pędzące po ulicach Manhattanu.

    OdpowiedzUsuń
  160. - Kawy... - miałam nadzieję, że nie zabrzmiało to zbyt desperacko, ale właśnie o tym głównie myślałam. Kawa. Dużo kawy, najlepiej aplikowanej dożylnie, a może przeżyję następne cztery godziny. Przy sprzyjających okolicznościach przeżyje je nie zasypiając na stoliku w tejże kawiarni. - Dużo kawy.
    Gdy kelner do nas podszedł, poprosiłam o szatana i przez następną minutę musiałam tłumaczyć, że chodzi o studencką, hipermocną kawę bez śmietany i cukru. Szatan dawał dobry zastrzyk kofeiny.
    - Padam na twarz, ale niestety, chyba nie mam innego wolnego terminu w ciągu następnych pięciu lat, więc musisz mi wybaczyć mój stan.
    To była prawda. Zajęcia w liceum zajmowały mi niemalże połowę dnia, potem zajmowałam się swoją raczkującą firmą... Nic dziwnego, że nie miałam znajomych - trzeba ich by było wcisnąć zamiast jedzenia i spania, a aż tak zdesperowana nie byłam. Chociaż prawdopodobnie w najbliższym czasie jedynym moim wyjściem, gdy będę chciała poderwać faceta, będą kluby dla swingersów...

    OdpowiedzUsuń
  161. Wydarzenie z wesela było co prawda czymś spontanicznym, czego zupełnie nie planowali, ale Nate bynajmniej nie żałował tego, co się stało. Serena już dużo wcześniej mu się podobała, a kiedy wtedy poddał się racji chwili, następnego dnia dowiadując się, że Serena wyjechała, zrozumiał jak bardzo za nią tęskni i jak bardzo nie żałuje tego co oboje zrobili... chociaż zdradził swoją aktualną dziewczynę, Blair.
    Przez cały rok, kiedy Serena była w szkole z internatem, chociaż wówczas nadal był z Blair, nie było dnia, żeby nie myślał o Serenie. Jej powrót niebywale go ucieszył, nawet Blair o tym wiedziała, jednakże to, co później usłyszał od samej Sereny sprawiło, że starał się stłamsić swoje uczucia względem niej... Nie udało się, bo na balu maskowym chciał zrobić wszystko, by tylko z nią porozmawiać, ale i to mu nie wyszło, bo wtedy cały jej świat zaczynał się i kończył na Danie.
    Całując ją, czuł się prawdziwie, niezaprzeczalnie szczęśliwy. Rozkoszował się tym, zapamiętując każdy szczegół tego pocałunku. Z sekundy na sekundę go pogłębiał. Pocałunek zyskiwał na namiętności, a chemia między nimi była wręcz dostrzegalna gołym okiem dla naocznego światka tego pocałunku, jeśli by takowy był.
    Oderwał się od niej na kilka milimetrów, tak że ich usta dalej się stykały ze sobą.
    -Kocham Cię, Sereno van der Woodsen - wyszeptał wprost w jej wargi, po czym znów począł kontynuować ten pocałunek.
    Kiedy to powiedział, poczuł się zdecydowanie lżej, znacznie lepiej... Taka właśnie była prawda, a ten czas, który spędził na myśleniu o niej i tęsknocie, tylko go w tym utwierdził.

    OdpowiedzUsuń
  162. Chłopak po piętnastu minutach pojawił się z powrotem w sali, dając kilka banknotów chłopakowi, który mu w zamian dał dwie plastikowe, pomarańczowe słoiki z naklejonymi etykietkami.
    Widok ten chyba nie powinien dziwić wielu osób, aczkolwiek czasem powinno się przy tym ukrywać, choć nikt właściwie nie wiedział co to jest to większość i tak zakładała te najgłupsze i zarazem najgorsze rzeczy.
    Krótka wymiana zdań, uścisk i Gregory, chowając do wewnętrznej kieszeni marynarki słoiczki, skierował się do baru, stając koło dziewczyny.
    - Black Label, butelkę - mruknął do barmana, opierając się o ladę i spoglądając na Serenę.
    - Widzę, że beze mnie zaczęłaś kolejną turę - mruknął, patrząc sugestywnie na naczynie trzymane w dłoni dziewczyny.
    Raczej dobrym posunięciem było, żeby dziewczyna zaczekała na chłopaka. Wszak już niegrzeczne z jego strony było pozostawienie partnerki dzisiejszego wieczoru samej przy barze, ale nie wątpił w to, by sobie ona nie poradziła bez niego.
    Gdy otrzymał swoje zamówienie, wyłożył pieniądze od razu płacąc za jej drinka i schowawszy portfel, zwrócił się plecami do baru.

    OdpowiedzUsuń
  163. Tak, dokładnie tak. Nigdy nie przestał żywić do niej swoich uczuć. A chociaż były momenty, podczas nieobecności Sereny w Nowym Jorku, że już myślał, że mu przeszło i może naprawdę oddać się w pełni związkowi z Blair, to nie mijało zbyt wiele czasu, gdy zdawał sobie sprawę, że jednak wcale nie udało mu się o niej zapomnieć, że jednak wcale nie przestał kochać Sereny van der Woodsen.
    Dlaczego właściwie nie powiedział Blair, że zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką? Cóż, z jednej strony był to okaz tchórzostwa. Z drugiej strony nie chciał niszczyć przyjaźni Blair i Sereny. A trzecia strona? Wiedział, że to zniszczyło by jego związek z Blair, a co za tym idzie, zawiódłby nie tylko swoich rodziców, ale także państwa Waldorf'ów.
    Dlaczego więc on sam nie czuł się źle przez to, co zrobił? Dlaczego nie czuł wyrzutów sumienia? Dlaczego wielokrotnie leżąc obok Blair i ją przytulając, myślał o Serenie? Dlaczego wielokrotnie porównywał Blair do Sereny, a kiedy się z Blair całowali, myślał o pocałunkach z Sereną? Bardzo długo nie chciał dopuścić do siebie myśli, że przestał kochać Blair. Wiedział, że mają już zaplanowane zaręczyny i ślub. Ale z drugiej strony nie mógł dalej bagatelizować tego, co działo się w jego sercu i głowie... Szala przechyliła się, gdy Serena van der Woodsen wróciła do Nowego Jorku.
    Czy kiedy chwilkę wcześniej powiedział jej, że ją kocha, spodziewał się, że odpowie mu tym samym? Przypuszczam, że nie. Więc kiedy usłyszał od niej, że też go kocha, poczuł się co najmniej tak, jak gdyby spełniło się jego najskrytsze marzenie. Zawsze pragnął to usłyszeć, ale bynajmniej nie przypuszczał, że kiedykolwiek tak się stanie.
    Z pewnością, podczas pocałunku, poczuła jak się uśmiecha, bo wprost nie potrafił tego gestu powstrzymać, albo chociaż przesunąć w czasie... Czuł się nieprawdopodobnie szczęśliwy...

    OdpowiedzUsuń
  164. Spojrzał na nią z rozbawieniem w zielonych oczach.
    Jako że był posiadaczem czystej zieleni, co rzadko się zdarzało na kuli ziemskiej, to często spotykał się z kwestią wpatrujących się par oczu w jego. Kiedyś to może go nawet i peszyło, ale później nie zwracał na to uwagi, mogąc zauroczyć swoim malachitem niejedną osobę.
    - Może nie tyle, co rozkręcanie, ale bardziej migrenowe oraz benzodiazepiny - oznajmił, naciskajac na drugą nazwę.
    Mimo że to były psychotropy wspomagające we śnie i zwalczaniu lęków, to wiele osób było pewnych, że one tylko służą do zabawy.
    Gregory może i korzystał sobie czasem z farmaceutycznych wytworów, aczkolwiek nigdy nie przesadzał z tym wszystkim, nie mając zamiaru się od tego uzależnić, choć już był. I to całkiem. Jeśli miało się bóle głowy, kręgosłupa i miejsc, gdzie kiedyś była kontuzja, to człowiek wiele może zdziałać, byleby tylko nie odczuwać dyskomfortu, który ciążył. I to cholernie.
    - A z chęcią - przytaknął, wyciągając dłoń w stronę dziewczyny, a kiedy ona ją uchwyciła zaczął prowadzić do wyjścia, dzierżąc w jednej dłoni alkohol.
    - Jakieś predyspozycje, gdzie mamy się skierować? - spytał, przepuszczając ją w drzwiach i w tym samym momencie pochylając się nad uchem dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  165. Uśmiechnął się lekko jednak nie było w nim choć odrobiny kpiny, arogancji czy egoizmu. Był to prawdziwy szczery uśmiech, a to zdecydowanie nie zdarzało się zbyt często u panicza Bassa.
    -Powinienem wytrzeźwieć.
    Powiedział podnosząc się z kanapy i wychodząc na sporych rozmiarów balkon, nazywany także tarasem i oparł się o barierkę, uważnie obserwując Nowy Jork o poranku.
    Kochał to miasto, kochał Manhattan, kochał siebie i swoje życie, ale kochał też Blair Waldorf i co do tego nie było wątpliwości nawet jeśli sam Chuck nie chciał się do tego przyznać przed samym sobą.
    Oparł się dłońmi o barierkę i nieco wychylił. Nie, w jego czynach nie było choć odrobiny myśli samobójczych, taki nagły dopływ świeżego powietrza po prostu pozwalał mu na nowo stać się wrednym Chuck’iem Bass’em, który w zamiarze ma rozszyfrować wszystkie plany i intrygi jakie knuła Waldorf z Archibaldem, a był pewien, że na pewno jakieś mają.

    /Chuck Bass

    OdpowiedzUsuń
  166. Wydał spomiędzy ust ciche "ach, to", po czym uśmiechnął się do niej półgębkiem.
    - To jest moja osobista ambrozja, którą spożywam każdego ranka, południa i... wieczora - mruknął w odpowiedzi, marszcząc nieco swoje brwi.
    Z pewnością niezbyt imponująco zabrzmiał fakt upajania się dzień w dzień, racząc gardło trzema dawkami alkoholu o wcześniej wymienionych porach. Jednak nie było to takie ciągłe i nie trzeba było się obawiać, że wkrótce zaczną go ludzie odwiedzać na odwyku, gdy jego dłonie zaczną drżeć.
    On dawkował po swojemu i nie widział potrzeby czytania tych wszystkich ulotek, choć nie można ukryć, że choć raz przejrzy - co tam one zwierają, jakie są skutki uboczne i co można, a czego nie powinno się robić po spożyciu owego leku.
    Tak dla własnego bezpieczeństwa. Bo może i raz wsiadł za kierownicę, będąc podchmielonym, to tak nigdy nie mógłby zasiąść za nią pod wpływem środków odurzających. Najwyżej, gdyby miał zakończyć swój nędzny (mentalnie) żywot, bo go nic nie trzyma. I z tym trzymaniem to większa prawda była, choć nie miał potrzeby uśmiercania swojej osoby.
    - Rzym, Dublin, Holandia też są cudowne nocami - odparł z szerokim uśmiechem, mając możliwość jeszcze wymienienia kolejnych miast czy miejsc, w jakich chłopak przeżywał.
    Serena nie musiała się obawiać. Miał Greg wypite, ale nadal refleks go nie zawodził i zdążyłby chwycić dziewczynę, gdyby ta miała w jakimś momencie się przewrócić.
    - Najlepiej wspominam sobie widok z Koła Milenijnego w Londynie oraz, choć za Francją nie przepadam, wieży Eiffela - mruknął w zastanowieniu, przyglądając się profilowi dziewczyny.
    - Można usiąść na dachu mojego apartamentowca i przyglądać się Central Park i otaczającym go ulicom - mruknął, nieco sugestywnie spoglądając na Serenę.

    OdpowiedzUsuń
  167. Wesele u Sheppardów zaowocowało bardzo znaczącym, chociaż spontanicznym wydarzeniem między Sereną a Nate'm. Żadne z nich nie spodziewało się, że ta chwila zapomnienia tak wiele skomplikuje w ich środowisku elity Manhattanu.
    To jednak nie było teraz ważne... Jakoś miał gdzieś co pomyśli jego matka, która ledwo co zdążyła się dowiedzieć o tym, że znów jest z Blair, albo co powie Chuck, jak będą go postrzegać ludzie ze szkoły... Gdzieś tam w jego głowie ciągle czaiły się jednak dwie osoby... Vanessa i Dan.
    Vanessa była jego przyjaciółką i jak by nie patrzeć, liczył się z jej zdaniem. Oczywistym jest jednak, że nie zrezygnowałby z Sereny, nawet jeśli ona by mu to zasugerowała. Za bardzo ją kochał, by nawet w takim przypadku posłuchać Vanessy.
    A Dan? Był byłym chłopakiem Sereny i Nate doskonale wiedział jak wiele ich łączyło... A nawet jeśli on już mu nie zagrażał, to były całe tabuny innych chłopaków z Manhattanu, marzących o Serenie van der Woodsen.
    Miał ochotę pacnąć się w głowę, że w takim momencie zadręczał się podobnymi myślami, ale nic dziwnego, Nate czasami miał takie momenty i trudno było mu cokolwiek na to poradzić... Nawet jeśli by chciał.
    Słysząc jednak jej słowa, uśmiechnął się, gładząc ją lekko dłonią po plecach.
    -Ja też za Tobą tęskniłem, Serena... I nawet jak byłem z Blair, to nie było dnia, żebym o tobie nie myślał... wiem jak to brzmi, ale naprawdę tak było... - powiedział spokojnym, wyciszonym głosem, bo takie oto słowa były skierowane tylko dla Sereny. Nikogo innego.

    OdpowiedzUsuń
  168. - Skromność - stwierdził, słysząc jej słowa i opinie, że tu była i tam była. To było jednak normalne, zważywszy na ilość pieniędzy na kontach ich oraz ich rodziców, którzy te konta uzupełniali skrupulatnie dbając o to, by ich pociechy miały wszystko, na co tylko mają ochotę.
    Gregory sobie szczególną sympatią darzył Dublin, którego malownicze krajobrazy potrafiły chłopaka wyciszyć. Nic dziwnego zatem, że potrafił kilka razy w roku odwiedzić swoje rodzinne miasto, w którym to się urodził. Wydawało się być one całkiem spokojne, jakby człowiek nie miał się niczego obawiać w tamtym miejscu, co było pocieszające.
    Uśmiechnął się delikatnie i kiwnął ręką w stronę jednego z luksusowych samochodów, jakim prowadził szofer. Na Manhattanie to było normalne, choć na co dzień to Greg potrafił się poruszać swoim autem na czterech kołach. Może i nie musiał sam tego czynić, ale czasem jazda wydawała mu się być odprężająca. Szczególnie nocą.
    Nie czekając na pofatygowanie się pracownika, sam otworzył drzwi przed blondynką, wpuszczając ją do środka i sam wsiadł do samochodu.
    - Na piechotę w sumie też mogliśmy iść. Daleko nie jest - powiedział nieco rozluźniając krawat, że pętla niemalże opadała na jego torsie.

    OdpowiedzUsuń
  169. Westchnął ciężko, patrząc w jej niebieskie, tak przez niego ukochane oczy i naprawdę nie dziwnym dla niego było, że nie potrafił oderwać od niej wzroku... Zawsze tak miał... jak już zaczął na nią patrzeć, to trudno mu było przestać i chociaż z początku czuł się winny, że tak reaguje mając obok siebie Blair, to z czasem zwyczajnie do tego przywykł, zdając sobie sprawę, że nie ważne jak by się starał, to nie ma na to wpływu.
    -Wiem, że to brzmi źle, tym bardziej, że Blair to twoja przyjaciółka, ale tak właśnie było, Serena. Będąc z Blair, myślałem o tobie i chociaż naprawdę starałem się z tym walczyć, bo sądziłem, że nie ma dla nas szans, to wnet zdałem sobie sprawę, że nie ma szans bym o tobie zapomniał. Uczuć nie da się przeskoczyć, nawet jeśli by się chciało... - powiedział, przez cały ten czas utrzymując z nią kontakt wzrokowy, a na koniec lekko gładząc wierzchem dłoni jej policzek.
    Zaraz jednak zmarszczył brwi, kręcąc lekko głową.
    -Nie obchodzi mnie to co powiedzą ludzie. Ja też już nie chcę być rozsądny i robić to, co uszczęśliwi wszystkich dookoła. Najważniejsze dla mnie jest zrozumienie mojej matki. A przypuszczam, że tak będzie, bo ona naprawdę cię lubi. Poza tym wiesz co mi dzisiaj powiedziała, kiedy rozmawiałem z nią przed jej wyjazdem do SPA? Nie wiem skąd, ale coś chyba zauważyła po mnie, przed naszym spotkaniem. I powiedziała: "jeśli naprawdę zależy ci na tej dziewczynie, to spraw, by ten wieczór był wyjątkowy". Jestem pewien, że nie będzie rozczarowana moim wyborem i z pewnością nie będzie nas oceniać - powiedział, po czym lekko wychylił się w jej kierunku, składając delikatny, czuły pocałunek na jej ustach, który idealnie zwieńczył jego słowa, przypieczętowując to, że z pewnością z niej nie zrezygnuje, chociaż by wszyscy mięli o nim gadać z jawną niechęcią na twarzach.

    OdpowiedzUsuń
  170. [Kawiarnia jako podkład do wątków daje wiele ciekawych możliwości (wbrew wszelkim pozorom ;)) Pozwolę sobie zacząć.]

    Mawiają, że reklama jest jedną z najważniejszych dźwigni handlu. To zdanie niejednokrotnie obiło się jej już o uszy, ale póki co wcielanie go w życie szło jej stosunkowo kiepsko... żeby nie rzec, że wręcz opornie. Nie można było jednak pokusić się o stwierdzenie, jakoby chwilowy przestój w interesie jakoś specjalnie jej przeszkadzał. Nawet ona potrzebowała od czasu do czasu chwili wytchnienia. A trudno o nie, kiedy jest się pod ostrzałem kilkunastu par oczu, należących do podstarzałych bywalczyń takich niszowych kawiarenek, jak ta.
    Brak zainteresowania ze strony nowojorskich przechodniów akurat dzisiaj... w pewien nienaturalny sposób jej odpowiadał.
    Ze słuchawkami wciśniętymi w uszy, ukochaną muzyką w wysłużonym odtwarzaczu i miotłą, którą kurczowo dzierżyła w dłoniach, sunęła stopami po śliskiej posadzce, w rytm ulubionej piosenki. Jakoś nie bardzo przejmowała się tym, że w każdej chwili, losowo wybrana osoba mogła przekroczyć próg tego miejsca. Prawdopodobieństwo było naprawdę nikłe, a nawet jeśli... to co? Nigdy nie przejmowała się opinią ludzi i nie zamierzała tego zmieniać. Przynajmniej nie w tym momencie.

    OdpowiedzUsuń
  171. - A miałem wrażenie, że dwa razy byłaś na imprezie - mruknął w zamyśleniu.
    Nie miał bladego pojęcia, skąd mu się to wszystko brało, aczkolwiek Gregory wiedział dobrze, że wiele osób zapraszał podczas domówek, jakie wyprawiał pod nieobecność ojca. Cały apartament był dla niego przeznaczony, tak to już teraz wyglądało. Steven traktował wszystko jak hotel.
    Kiwnął głową, otwierając niewielką skrzynkę, która nie rzucała się na pierwszy rzut oka i wyciągnąwszy z niej pokal, postawił ją na niej. Pierw trzeba było otworzyć butelkę, choć równie dobrze inny alkohol z mini lodówki mógłby zostać spożyty. Polawszy dziewczynie trunku, zamknął ponownie szklany zbiornik tego ósmego cudu świata i podał go jej.
    On sam w tym momencie nie miał ochoty na cokolwiek, co ma w sobie procent, więc mogło to być nieco zadziwiające widowisko.
    Oparł się potylicą o zagłówek, nieco mrużąc oczy i nad czymś się dogłębnie zastanawiajac. Jak zresztą każdemu, tak i Rowanowi zdarzało się mieć głębokie refleksje, które były nieraz trapiące, ale i do tego zdążył przywyknąć.
    - Zastanawiałaś się kiedyś, jakby to było nie mieszkać tutaj? - spytał nagle, gdy jego oczy śledziły kolejne mijane przez nich wystawy.

    OdpowiedzUsuń
  172. Uśmiechnął się lekko, kiedy tylko Serena odwzajemniła pocałunek, a gdy oderwali się od siebie, znów spojrzał głęboko w jej pięknie, niebieskie oczy, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie wyobraża sobie, by kiedykolwiek mógł mieć jej dość. Była uosobieniem wszystkiego, czego pragnął w swojej dziewczynie. Piękna, inteligentna, tak niesamowicie dobra i empatyczna, mająca w sobie tyle charyzmy i wdzięku, dostrzegająca piękno we wszystkim, nawet najbardziej trywialnym...
    -Sereno, nie przejmuj się już niczym... Spójrz, tak naprawdę przeszliśmy już przez wiele przeszkód razem, pamiętasz? Począwszy od tego wszystkiego co wydarzyło się na weselu Sheppardów, poprzez oznajmienie tego Blair i całej reszcie, następnie te wszystkie, nieprzyjemne sytuacje z Georginą Sparks, kiedy to szantażowała cię błędami przeszłości, aż po nasze wieczne przekonanie, że nie powinniśmy jednak być razem. Wydaje mi się, że skoro to wszystko przetrwaliśmy, bo jak by nie patrzeć, chociaż byli z nami Chuck i Blair w tym wszystkim, to jednak my szczególnie mogliśmy na siebie liczyć, to jestem pewien, że teraz już nic nie będzie nam straszne... Ani opinia ludzi, ani Plotkara... nic - powiedział, uśmiechając się do niej znacznie wyraźniej, by tym oto gestem dodać jej otuchy i sprawić, że przestanie zamartwiać się o to, co powiedzą inni.
    Wiedział, że kiedy Blair przejdzie pierwsza wściekłość, to tak naprawdę będzie się cieszyć ich szczęściem. Chuck, to był Chuck i z nim nigdy nie było nic wiadome...

    OdpowiedzUsuń
  173. - Och tak, dla ciebie prościej, mnie by to nie obeszło - wzruszył ramionami, uśmiechając się delikatnie.
    Gregory na razie nie brał pod uwagę tego, że miałby kiedykolwiek przejąć korporację ojca. Jakoś niespecjalnie pałał do finansów i kombinacji. Chłopak i tak miał trzydzieści procent udziałów w tym wszystkim, co było jedynie zabezpieczeniem dla firmy, gdy ktoś chciałby oszukać.
    Ma jeszcze czas. Tak przynajmniej mu się wydawało, bo kto wie, czy czasem tatkowi nie zachce się zapoznawać jednorodnego z całym biznesem.
    - Ale wyobraź sobie Blair - zaczął, mówiąc to takim tonem, że nie można się spodziewać po nim złośliwości. - Nie dałaby w jakikolwiek sposób rady, gdyż Manhattan to jej małe królestwo - westchnął.
    Nie potępiał przyjaciółki jasnowłosej, bo nie znał z tej strony dziewczyny, choć nieraz słyszał, że potrafiła ładnie komuś zagrać na nosie ze swoimi intrygami i oddać się w zamian za przyjaciół, poświęcając swoje idee i poglądy.
    Gdy zorientował się, że znajdują pod odpowiednim budynkiem, czym prędzej wysiadł z auta, szeroko otwierając tylne drzwi i podał dłoń Serenie, chcąc jej pomóc z niego wysiąść.
    Uśmiechnął się pokrzepiająco, choć cień zamysłu można było wyszukać w kącikach ust chłopaka i skierował się do wejścia, gdzie skinął do portiera, który od razu uchylił skrzydło drzwi, wprowadzających ich na marmurowy korytarz, gdzie nad podłożem znajdywał się ogromny, wiedeński żyrandol.

    OdpowiedzUsuń
  174. Tak, Nate też się cieszył, że Serena z nim została. Bo gdyby wróciła do swojego domu, on najpewniej leżał by teraz na plecach, w swoim łóżku, w zupełnie pustym i ciemnym domu, patrząc w sufit i rozpamiętując pocałunek z Sereną, który miał miejsce tego wieczoru.
    Naprawdę, od momentu kiedy ojciec Nate'a został zamknięty w więzieniu, a jego matka tak bardzo zaczęła izolować od siebie dosłownie wszystkich, on sam miał naprawdę serdecznie dosyć samotności. Ten dom zawsze był o wiele za duży jak na trzyosobową rodzinę i już wcześniej sprawiał poczucie pustego, ale jednak kiedy Nate schodził na śniadanie, zawsze zastawał przy stole swoich rodziców. Od jakiegoś czasu jednak było zupełnie inaczej. Ani ojca, ani matki, która wychodziła z domu, zanim on jeszcze zdążył wstać.
    Gdyby jeszcze ten wieczór, po takim przełomie z Sereną, miał spędzić sam, najpewniej i tak nie zasnąłby aż do rana, ciągle myśląc o tym co się wydarzyło, a także zastanawiając się jak będzie wyglądała jego rozmowa z Blair... Dlatego był jej bardzo wdzięczny, że mu towarzyszyła, bo gdyby nie ona... cóż, pewnie dostałby świra w tym pustym domu...
    -Tak, masz rację, przepraszam. Nigdy więcej nie poruszę tematu Georginy - obiecał, składając lekki pocałunek na jej skroni.
    Lekki uśmiech wpływał mu na usta za każdym razem, kiedy obserwował Serenę wpatrującą się z taką fascynacją w ogród jego matki... I trudno było się temu dziwić, bo to wszystko było naprawdę fascynujące... Zauważył jednak jak bardzo zmęczone miała oczy i zrozumiał, że jest zmęczona...
    -Serena, chodźmy już do domu... Chyba czas chociaż odrobinę się przespać... Widzę, że jesteś zmęczona - powiedział, po czym złapał ją za rękę i wstał z huśtawki.
    W życiu nie spodziewałby się, że coś takiego będzie miało miejsce kiedykolwiek...

    OdpowiedzUsuń
  175. Nathaniel Archibald10 lipca 2012 14:41

    Faktycznie, Nate nie robił żadnych przemeblowań w swoim pokoju. Wszystko stało dokładnie w tym samym miejscu, tak jak mogła to zapamiętać Serena. Chociaż to było jedyne pomieszczenie w tym domu, które naprawdę lubił, to jednak starał się mimo wszystko spędzać tu jak najmniej czasu, bo ta pustka domu powoli go wykończała.
    Położył się obok Sereny, przytulając ją do siebie i całując lekko w skroń.
    -Dać ci jakąś koszulkę, żebyś mogła się przebrać? - spytał, patrząc w jej zmęczone, coraz bardziej przymknięte oczy.
    On sam, dopiero jak się położył, zrozumiał jak bardzo tego potrzebował, ale świadomość, że miał obok siebie swoją ukochaną dziewczynę, napełniała go, mimo całego zmęczenia, niespożytymi pokładami energii.
    Zdał sobie sprawę, że mając Serenę obok siebie, po raz pierwszy nie przeszkadza mu pustka tego domu... Bo zawsze, kiedy leżał i nie słyszał zupełnie nic, żadnej żywej duszy, czuł się koszmarnie, jak gdyby się dusił. A dzisiaj było wprost idealnie... Warto zauważyć, że cały wieczór był doskonały, a to, że z nim została, tylko dopełniało tej doskonałości.
    Uśmiechnął się na samą myśl, że kiedy się obudzi, pierwszym co zobaczy, będzie Serena. Ta sama, która siedziała mu w głowie od ponad roku, która była pierwszą myślą, kiedy się budził rano i ostatnią, kiedy szedł spać, ta sama w której się zakochał na weselu Sheppardów, ta za którą tęsknił, kiedy była w szkole z internatem.
    To wszystko tak bardzo się teraz skumulowało, że czuł się najzwyczajniej w świecie, niebotycznie wręcz szczęśliwy.

    OdpowiedzUsuń
  176. - Sabotaże i szantaże może są dobre, ale też wywyższanie się robi swoje - mruknął, wchodząc do windy, gdzie wcisnął ostatni przycisk z wygrawerowanym znakiem "PH".
    Nie wątpił w to, że dziewczyna nie dałaby sobie rady, ale widząc, co potrafi zrobić, jak poprzekręcać wiele spraw to musiałaby naprawdę na siebie uważać, by czasem jej się coś nie stało.
    Przez ten transport za pomocą dźwigu, cały czas milczał, nie wiedząc jakiego tematu się podjąć. Obracał w palcach butelkę, spoglądając na panel z przyciskami i przypominając sobie, jak to kiedyś człowiek był złośliwy i wciskał wszystko, byleby tylko spowolnić podróż osobom pracującym, a te to wtedy białej gorączki dostawali, wścieklizny czy czegokolwiek innego.
    Gdy drzwi się rozsunęły, Greg wyprowadził ich na korytarz apartamentu, w którym pomieszkiwał. Wraz z zakupieniem ostatniego piętra, do ich własności przynależał także dach, do którego się skierował, idąc w stronę szklanych, rozsuwanych drzwi.
    - Coś dzisiaj cicho - odparł, nie dowierzając takiej sytuacji.
    Na Manhattanie zawsze była gwara i krzyki oświadczające o zabawie, pisk opon czy trzask drzwi od samochodu, gdy jakaś para się ze sobą skłóciła.

    OdpowiedzUsuń
  177. - Pamięć wzrokowa wiele może zdziałać - mruknął z nikłym uśmiechem na twarzy.
    W tym apartamencie także było cicho. Czasem aż za cicho. Jedyną osobą, mieszkającą w nim był Gregory. No, jeszcze można dodać służbę, do których lokum było przejście obok. Jak na większość zamożniejszych osób, ci byli traktowani nad wyraz dobrze. Może też dlatego, że lokaj był wieloletnim i oddanym pracownikiem Rowanów, a służka też swój czas tutaj stanowiła.
    Ojciec Grega był może i mieszkającym tutaj mężczyzną, ale chłopak mógłby szybciej stwierdzić, że prędzej mu do gościa niż mieszkańca. Mówił tak, bo Steven potrafił być tydzień na miesiąc w domu, a to raczej trzy miesiące na rok to wcale nie jest tak dużo. Może i zajmuje to jeden kwartał, ale ta pustka powoduje, że więzi także słabną.
    - Nie do poznania - westchnął, zasiadając na jednym z foteli. W sumie mogliby przejść wyżej, po tych schodach, ale jakoś pofatygować mu się nie chciało. - Ale na ogół to jest to dobre. Przynajmniej odczuwa się jakiś relaks i ciszę, której czasem się pragnie.
    Na Manhattanie zawsze był rozgłos - plotki, intrygi, skandale i romanse, to była norma. Szczególnie, gdy Plotkara zjawiła się w Nowym Jorku, obdarzając wszystkich faktami, jakie nigdy nie miały zostać podzielone z innymi. Od takiego czegoś niejedna osoba z pewnością zapragnęła jej końca, jak i świętego spokoju, choć czasem, gdy ta bloggerka nie udzielała się na temat danej osoby przez jakiś czas to można było się o coś martwić, że wyskoczy z niesłychaną nowiną, o.

    OdpowiedzUsuń
  178. Sprawka, że zamieszkali akurat w tym budynku, a nie gdzieś w głębi Manhattanu, należała do matki Gregory'ego. Elizabeth od niepamiętnych czasów miała wokół siebie ogrom zieleni i wód. W końcu pomieszkiwanie w odległości o kilkaset metrów od zatoki Dublińskiej robi swoje. Nawet Greg pamiętał, że do czasu osiągnięcia piątego roku życia, chociaż kilka razy w tygodniu z rodzicami lub też i całą rodziną szło się wzdłuż bulwaru, spacerując niespiesznie i rozmawiając.
    Później chłopak sam zaczął przyjeżdżać i to się siedziało ze znajomymi, chwilowymi sympatiami lub kimś bliskim. Nieraz także samemu, co było na swój sposób najbardziej odprężające.
    Lisa dlatego wybrała apartament z widokiem na Central Park. Niestety nie mogła nacieszyć oczu zielenią i wodą, więc jedno z tych musiała wybrać i tak padło na zielony park. Zanim jednak się przeprowadzili, zadbała ona o wszystkie detale wystroju apartamentu, które pozostały niezmienione aż po dzisiejszy dzień. Nie zapowiadało się nawet na jakiekolwiek zmiany.
    - Przestań, ty też pewnie masz takie widoki - mruknął i pomimo swoich słów, które miały (może i fałszywie nawet) skryć skromność, uśmiechnął się do dziewczyny delikatnie. - Nie ukrywam, że to odpręża po całym dniu biegania, kiedy siadasz sobie z whisky w dłoni. Albo zarwiesz noc i spoglądasz z samego rana na wschodzące słońce, co mnie się rzadko zdarza - parsknął śmiechem, kręcąc głową.
    On należał do tych, co sen powinien być zawodem. Wtedy byłby niepokonany i bogaty w brud za to, ile udaje mu się przespać. Nieraz rodzice starali się zniweczyć letarg i im się udawało, choć później nauszniki czy coś innego było potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  179. Cóż, kiedy Nate podał Serenie koszulkę, a ona zaczęła się przebierać, sam także postanowił zdjąć z siebie ubrania i przebrać się w coś wygodniejszego do spania. Dżinsy i koszulę zamienił na szare spodnie dresowe i białą bokserkę. Taki oto zestaw często służył mu za piżamę. A mimo wszystko jakoś nie potrafił oprzeć pokusie ukradkowego spoglądania na Serenę. Była naprawdę doskonała. W każdym, absolutnie każdym calu. Jak on niby miałby jej nie kochać, skoro zapierało mu wręcz dech, kiedy tylko na nią patrzył.
    W końcu, kiedy Serena już przebrana, położyła się do łóżka, ułożył jej sukienkę i swoje ubrania na fotelu, po czym ułożył się obok niej, ponownie ją do siebie przytulając i składając delikatny pocałunek na jej ustach.
    Noc była ciepła, ale mimo wszystko okrył ich cienką narzutą (cóż, to był pretekst numer jeden, ale za to pretekst numer dwa był taki, żeby widok Sereny ubranej tylko w jego koszulkę, nie wzbudzał w nim zbyt wielu pokus).
    -Dobranoc... - powiedział cicho, uśmiechając się do niej delikatnie.
    Kiedy na moment uniósł głowę, by spojrzeć za okno na rozgwieżdżone niebo, zdał sobie sprawę, że mimo wszystkich kłopotów i problemów które razem z jego matką mięli na głowie, w tej chwili, kiedy trzymał w ramionach swoją ukochaną dziewczynę, wszystko było doskonałe. Ni mniej, ni więcej. Doskonałe.

    OdpowiedzUsuń
  180. [W sumie to możesz zakończyć ten i jednocześnie rozpocząć nowy. Jak Tobie wygodniej. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  181. Nate, tak samo jak Serena był niebywale zmęczony po tym pełnym emocji wieczorze, jednakże w przeciwieństwie do niej nie zasnął od razu, bo serce tak mu waliło, kiedy dziewczyna, którą kochał od tak dawna i która jeszcze dzień wcześniej była tylko marzeniem, spała przytulona do niego. Nic więc dziwnego, że przez pewien czas napawał się jej widokiem, by w końcu zamknąć oczy i całując ją jeszcze czule w głowie, zasnąć tak spokojnie, jak już dawno nie miał okazji przez te kłopoty z ojcem i sytuacją w domu.
    Serena bynajmniej nie musiała obawiać się, że spotka jego matkę w kuchni, kiedy to ubrana była w jego koszulkę i koronkowe pończochy. Anne Archibald zafundowała sobie cały weekend w SPA, więc Nate miał, że tak powiem, "wolną chatę" aż do niedzieli, czyli do jutra.
    Kiedy to Serena wyszła, miał wrażenie jak gdyby mu nagle jej zabrakło, ale przytulił się do poduszki, by powoli otworzyć powieki i przekręcić się na drugi bok, kiedy ponownie pojawiła się w pokoju, niosąc w dłoniach dwie szklanki soku pomarańczowego.
    Uśmiechnął się na jej widok, wyraźnie zaspany, ale jednak szczęśliwy, że to co wydarzyło się poprzedniego wieczora, nie było tylko snem, a prawdą.
    -Nawet nie wiesz jak pięknie wyglądasz - powiedział spokojnym, cichym i lekko zaspanym głosem.
    Taka była prawda... Była niesamowicie naturalna, jej włosy trwały w uroczym nieładzie, a strój (w tym wypadku jego koszulka) który miała na sobie, tylko dopełniał tego obrazu.
    Usiadł na łóżku, odbierając od niej szklankę soku i upijając łyka, jednak cały czas wpatrując się w Serenę.

    OdpowiedzUsuń
  182. [ Wiem, że zalegam z odpisem, ale miałam problemy z internetem. odpiszę dziś wieczorem, kiedy już wrócę do domu B :) ]

    OdpowiedzUsuń
  183. Uśmiechnął się, jak tylko Serena złapała kij od Lacrosse'a i spytała, czy dalej trenuje.
    -Tak, jeszcze tak. Wiesz, jak ojca nie ma, to przestałem żeglować, więc chociaż Lacrosse mi pozostało - powiedział, nadal z tym samym uśmiechem, bez jakiegokolwiek smutku, kiedy tylko wspomniał o ojcu. To nie było aż takie straszne, prawda? W obecności matki to faktycznie było coś innego, ale skoro jej nie było, to mógł swobodnie o nim mówić, nie obawiając się, że nagle w czyichkolwiek oczach dostrzeże łzy.
    Temat wspólnie przygotowywanego śniadania spodobał mu się jeszcze bardziej. Dlaczego? Cóż, w przeszłości on i Serena razem robili śniadania, bo Blair chorowała wówczas na bulimię, więc nie lubiła patrzeć, ani nawet dotykać jedzenia. Dlatego właśnie ucieszył się, że ta ich mała tradycja najwyraźniej ma szansę zostać reaktywowana.
    Wstał z łóżka, upijając kolejny łyk soku, po czym podszedł do Sereny i z uśmiechem pocałował ją prosto w usta. Następnie złapał ją za rękę i razem minęli krótki korytarz, by po chwili zejść po schodach, prosto do kuchni.
    Nikogo z obsługi jeszcze nie było, bowiem Nate umówił się z nimi, że podczas nieobecności matki mają nie przychodzić, chyba, że po nich zadzwoni, bo coś będzie potrzebował.
    Dlatego tak samo jak w nocy, tego ranka też byli zupełnie sami w domu, więc nie musieli się niczego obawiać czy krępować, bo nie było kogo.

    OdpowiedzUsuń
  184. Skrzywił się widocznie, ale jego oczy były w dalszym ciągu radosne, zważywszy na to, że ciągle była z nim w jego domu.
    -Niestety wiem, że będziesz musiała wrócić do domu i nie ukrywam, że wyjątkowo mnie to nie cieszy - powiedział, patrząc na nią przez chwilę.
    W następnej chwili stanął za nią, patrząc w lodówkę i podobnie jak Serena, szukając natchnienia.
    -Możemy zjeść zwykłe płatki z mlekiem, albo pobawić się w robienie talerza najróżniejszych kanapek. Albo możemy usmażyć sobie bekon i jajko. Chyba, że masz jakieś inne pomysły? - spytał, patrząc na nią z lekko uniesionymi brwiami i cieniem zaciekawionego uśmiechu.
    Słysząc jej propozycję o tym, by wyjechali do Nicei sami, a dopiero później zaprosili do siebie Chucka i Blair, uśmiechnął się szeroko, wyraźnie zaintrygowany.
    -Zdecydowanie podoba mi się ten pomysł - stwierdził wreszcie, obejmując ją jedną ręką od tyłu i całując lekko w policzek, podczas gdy drugą ciągle przytrzymywał drzwiczki od lodówki, bo jeszcze jednoznacznie nie zdecydowali co z niej wyciągnąć, by zrobić sobie dobre śniadanie.

    OdpowiedzUsuń
  185. -O! Świetny pomysł! - zgodził się co do tych tostów na słodko, bo w sumie dawno nie miał okazji czegoś takiego zjeść, a bardzo lubił takie rzeczy.
    Kiedy pani Anne Archibald nie miała tyle problemów na głowie, to lubiła robić dla niego i swojego męża takie oto przysmaki, ale z czasem w tym domu wszystkie przyzwyczajenia i miłe chwili umknęły, czemu chyba trudno się dziwić...
    -Wiesz, jeśli nie będą chcieli z nami pojechać, co w sumie będzie zrozumiałe po tym jak powiemy Blair, że jednak chcemy być razem, więc z planem trzeba skończyć, to ja naprawdę nie będę z tego powodu płakał, bo jakoś bardzo podoba mi się wizja spędzenia z Tobą jak największej ilości czasu, bez wizji tego, że będziesz musiała wracać do domu - powiedział, uśmiechając się przy tym znacząco, zaraz po tym jak skończyli ten krótki, ale taki uroczy pocałunek.
    Naprawdę wcale nie miał zamiaru ubolewać nad faktem, że Chuck i Blair nie pojadą z nimi do Nicei. Zdecydowanie bardziej cieszyłby się, gdyby Serena i on byli tam sami, mogąc spędzać całe dnie tak, jak im się podoba. Żeglowanie, spacerowanie po okolicy, jakieś imprezy jeśli by chcieli, zero zmartwień, że ktoś znowu się z kimś tam pokłócił. Takie właśnie powinny być wakacje, radosne i spokojne, więc jak dla niego to on i Serena mogli pojechać tam sami, jeśli Chuck i Blair nie będą chcieli, a było to bardzo możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  186. Na chwilę obecną Serena faktycznie nie mogła nazwać Blair swoją przyjaciółką, jednak Waldorf pomimo wszystkich swoich zalet miała również kilka drobnych wad, a jedną z nich było to okropne przywiązanie do Sereny. Mogły się kłócić, jednak kiedy van der Woodsen nie odzywała się do niej dłużej niż tydzień Blair cholernie zaczynała za nią tęsknić, prawda była tak, że pomimo całej swojej niezależności bez Sereny nie mogła sobie poradzić i po prostu nie była sobą. Jednak gdyby teraz tak po prostu odpuściła również nie byłaby sobą więc, kiedy usłyszała zarzuty przyjaciółki roześmiała się w bardzo nieprzyjemny sposób i zmierzyła ją pogardliwym spojrzeniem. Owszem ona też nie była święta, na dobrą sprawę czasami potrafiła być gorsza od Sereny jedna w tej chwili niespecjalnie się to liczyło.
    - Ale uczyłaś mnie, że zawsze trzeba mówić prawdę - udała zdziwioną. - A przecież jesteś ćpunką i alkoholiczką, do tego mogłabym jeszcze dorzucić fakt, że jesteś dziwką, ale nie chciałam pogrążać Cię aż tak - dodała tonem mówiący ''znaj moją łaskę''. Owszem, Blair była okropna i tak to prawda, że zawsze przywoływała wydarzenia z przeszłości, ale w tym wypadku to była jej jedyna możliwość aby wyjść z tego obronną ręką. W końcu nowa Serena była święta i Blair nie mogła jej niczego zarzucić, a teraz bardzo jej na tym zależało.
    - Tak van der Woodsen - syknęła zmniejszając dystans panujący pomiędzy nimi. - Jesteś dla mnie zagrożeniem, a wiesz dlaczego? Dlatego, że ludzie się nie zmieniają, a skoro byłaś w stanie zdradzić mnie wtedy teraz również możesz to zrobić.
    Wzruszyła ramionami słysząc jej ostatnie słowa. - Strach czasami bywa dużo lepszy, przynajmniej mam pewność, że one nie zrobią tego co zrobiłaś Ty, Zresztą ty i Chuck nie jesteście mi potrzebni.

    OdpowiedzUsuń
  187. Oparł się tyłem o krawędź blatu kuchennego i z rękami w kieszeniach dresowych spodni obserwował poczynania Sereny. Była niesamowita... Doskonale wiedziała gdzie ma szukać wszystkiego co potrzebuje, a przecież nigdy wcześniej nie przygotowywali żadnego jedzenia w tej kuchni. Najczęściej pokazywali swoje zdolności u van der Woodsen'ów, albo u Walforf'ów, więc był naprawdę pozytywnie zaskoczony jak dobrze radziła sobie w nieznanej jej jak do tej pory kuchni.
    Słysząc pytanie o Chucka, westchnął ciężko, kręcąc przecząco głową.
    -Nie, Chuck niczego nie zaplanował. I szczerze? Od tej całej akcji z Blair, która miała na celu zrobienie z niego kretyna, postanowiłem zachować w naszej relacji pewien dystans. Wszyscy znamy Chucka i chyba oboje wiemy, że kiedy dowie się, że jesteśmy razem, będzie wyjątkowo miły, byleby tylko w coś mnie wplątać i się zemścić, nie tylko moim, ale także twoim kosztem. Nie mogę na to pozwolić, więc nawet jeśli Chuck mi coś zaproponuje na wakacje, to mu odmówię, bo jakoś nie mam ochoty przez ileś tygodni obserwować jak Chuck zabawia się z panienkami - odparł zgodnie z prawdą, nawet z nutką pewnej goryczy.
    Tak, między nim a Chuckiem ostatnio nie było zbyt czystej atmosfery i chyba trudno się temu dziwić...

    OdpowiedzUsuń
  188. Zastanowił się chwilę nad słowami Sereny, obserwując jak tosty wyskoczyły z tostera, a następnie zostały przez nią położone na talerzu do wychłodzenia.
    -Wiesz, wydaje mi się, że oni naprawdę prędzej czy później będą razem. Skoro już się zaczęło między nimi dziać, bo przecież zaczęło, to do czegoś musi to prowadzić. Jak dla mnie efekt będzie taki, że stworzą związek najdziwniejszy jaki świat widział, ale będą ze sobą szczęśliwi - powiedział, uśmiechając się lekko na tą nietuzinkową myśl.
    W sumie to już wcześniej miał wizję, że oni naprawdę będą razem i po analizie kilku faktów, postanowił się tego trzymać, by w końcu, jak już wyjdzie na jego, móc powiedzieć z wielką satysfakcją tym wszystkim niedowiarkom: "a nie mówiłem?".
    Kiedy Serena włożyła do tostera dwie kolejne kromki, on sam wyjął z szuflady nóż, wziął marmoladę i zaniósł to na stół kuchenny, przy którym zaraz mięli zacząć jeść śniadanie.
    Dość szybko wrócił do Sereny, przypatrując się jej z lekkim uśmiechem. On naprawdę nie potrafił nie uśmiechać się, kiedy na nią patrzył. Była wspaniała i teraz zdecydowanie bardzo świadomie mógł powiedzieć co w niej kocha. I wcale odpowiedź nie brzmiałaby "wszystko". Stworzyłby z tego elaborat, jeśli ktoś by tego od niego wymagał.

    OdpowiedzUsuń
  189. Kiedy tosty były gotowe, a oni zasiedli przy stole, Nate posmarował swoje marmoladą, następnie zaczynając jeść. I dopiero wtedy poczuł jak bardzo brakowało mu takich śniadań...
    Fajnie tak było siedzieć sobie z Sereną przy jednym stole w kuchni domu jego rodziców, jedząc tosty i wiedząc, że dziewczyna, którą tak bardzo kochał od ponad roku, nie jest już tylko przyjaciółką, ale kimś znacznie więcej. Kimś, kto był dla niego najważniejszy.
    Słysząc jej słowa o tym, że ma nadzieję, że im się uda, uśmiechnął się, również na nią spoglądając i wpatrując się jakimś niebywale pogodnym wzrokiem w niebieskie i tak przez niego ukochane oczy Sereny.
    -Inaczej być nie może... Zrobię wszystko, by nam się udało, obiecuję ci to tutaj i teraz - powiedział poważnie, ale nadal twarz mu się śmiała, bo jakoś nie widział powodu, by nagle spoważnieć.
    Był szczęśliwy i chciał pokazać Serenie jak wiele dla niego znaczy to, że z nim jest. Poza tym była dziewczyną jego marzeń, ni mniej, ni więcej, więc mogła być pewna, że będzie dbał nie tylko o nią, ale także o ich związek. Taki już był.

    OdpowiedzUsuń
  190. Nathaniel Archibald13 lipca 2012 00:25

    Doskonale wiedział, że Serena musiała w końcu wrócić do domu i pokazać się mamie na oczy, bo przecież nie było jej całą noc. I chociaż miał świadomość, że faktycznie ona nie może koczować u niego całe lato (co wcale, a wcale by mu nie przeszkadzało, a raczej bardzo by się z tego cieszył), to dość niechętnie pokiwał głową.
    Pozwolił jej posprzątać po śniadaniu, bo wiedział, że gdyby zaoponował, powiedziałaby, że to nic takiego, a sam w tym czasie nalał sobie soku i wypił całą szklankę duszkiem. Odprowadził Serenę spojrzeniem, kiedy udała się do jego pokoju, by ubrać się w swoją sukienkę. W tym czasie on zadzwonił po obsługę, informując ich, że mogą przyjść do pracy.
    Gdy powtórnie pojawiła się w kuchni, uśmiechnął się na jej widok, podchodząc bliżej.
    -Jeśli chcesz, mogę Cię odprowadzić, albo odwiezie Cię mój szofer, bo właśnie po niego dzwoniłem - powiedział, patrząc na nią uważnie.
    Jeżeli chciałaby, żeby ją odprowadził, to musiałaby poczekać jeszcze kilka minut, by i on się ogarnął. A prawda była taka, że naprawdę chciał z nią spędzić jeszcze trochę czasu, nawet jeśli byłby to czas w drodze do jej domu. Zawsze coś, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  191. Nathaniel Archibald13 lipca 2012 00:59

    Słysząc jej odpowiedź, uśmiechnął się szeroko i przytaknął głową.
    -Wracam za chwilkę - powiedział, po czym ucałował ją lekko w policzek i wymijając ją, wbiegł po schodach, prosto do swojego pokoju.
    Wyciągnął z szafy jakieś dżinsy i koszulkę na krótki rękaw, ubierając to najszybciej jak mógł, po czym wpadł do łazienki, ogarniając się w tempie ekspresowym. Nie chciał by Serena zbyt długo na niego czekała, więc niemal w biegu ubrał jeszcze jakieś tenisówki, po chwili schodząc po schodach i podchodząc do Sereny, by złapać ją za rękę i dać jej tym samym znak, że mogą iść.
    Kiedy opuścili dom, Nate zobaczył swojego szofera i dwie sprzątaczki, które właśnie stawiły się do pracy, ubrane już w uniformy.
    -Dom jest otwarty - oznajmił im tylko, uśmiechając się lekko.
    Nate nie był typem "złego szefa", który pogardzałby obsługą. On zawsze ich szanował i był miły, niczego nie wymagając, a prosząc o wykonanie danej czynności. Jego matka była taka sama. Howard z kolei bardzo lubił jednak rozkazywać.
    -Panie Archibald, czy przygotować śniadanie? - spytała jedna z kobiet, a Nate odwrócił się, by na nią spojrzeć.
    -Nie, nie, dziękuję. Już zjedliśmy śniadanie - odparł tylko, a następnie ruszyli ulicą w kierunku domu Sereny. - Powiesz swojej mamie? - spytał nagle Nate, patrząc na nią pytająco.
    Nie wiedzieć skąd, nagle poczuł potrzebę zadania takiego pytania. On wiedział, że Anne zadzwoni dzisiaj do niego i zamierzał jej oznajmić kim jest dziewczyna, która sprawiła, że Nate tak się uśmiechał poprzedniego dnia, że aż nie umknęło to jej uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  192. Nathaniel Archibald13 lipca 2012 01:21

    Taaak, Nate doskonale wiedział o tym jakie plany snuli jego rodzice oraz państwo Waldorf w kwestii związku jego z Blair. I chociaż swojego czasu on sam, wyobrażając sobie to wszystko, był zadowolony, to teraz na samo wspomnienie aż się denerwował. Być może dlatego, że tak naprawdę wszyscy ośmielili się zdecydować za niego i Blair o tym jak chcą żyć i z kim, a może dlatego, że Blair należała już do przeszłości, nawet jeśli teraz wszyscy myśleli, że są razem.
    Wiedział też jaka była Lily van der Woodsen i domyślał się, że Serena będzie miała naprawdę ciężki orzech do zgryzienia, by powiedzieć o tym swojej matce i zmierzyć się z słowami krytyki, które matka z pewnością w nią wymierzy.
    -Domyślam się, że dzisiaj mama do mnie zadzwoni, więc jej powiem. Wiem, że trochę nietaktownie, oznajmiać coś takiego przez telefon, ale nie chcę czekać do jutrzejszego wieczora, by jej to powiedzieć - powiedział, przez cały czas wpatrując się w Serenę.
    Wiedział, że zarówno jego, jak i ją czekała jeszcze dzisiaj rozmowa z Blair, no i pewnie z Chuckiem, który ostatnio nie omieszkał skierować wobec Nate'a niezrozumiałej dla niego wówczas groźby o tym, że jeśli on zadrze z Sereną, to zadrze także z nim.

    OdpowiedzUsuń
  193. Nathaniel Archibald13 lipca 2012 01:54

    Nathaniel także się domyślał, że Anne i Lily będą chciały ze sobą porozmawiać, by to wszystko omówić. A nawet jeśli ostentacyjnie nie powiedzą swoim dzieciom: "chcę porozmawiać z mamą Nate'a" albo "chcę porozmawiać z mamą Sereny" to i tak to zrobią, najpewniej na jakimś bankiecie, gdzie przystaną sobie we dwie w rogu i zaczną rozprawiać o tym jak to się stało, że zaledwie wszyscy zdążyli się dowiedzieć o powrocie Nate'a i Blair, a już okazało się, że on z Blair nie jest, ponieważ zaczął tworzyć związek z Sereną.
    Nie ważne jak by nie było, to Nathaniel mógł liczyć na to, że Anne Archibald potraktuje ich poważnie. Wiedziała, że jej syn gotowy jest naprawdę na wiele, jeśli kogoś kocha. A skoro zdecydował się, mimo widma ogromnego skandalu i złości przyjaciół, być z Sereną, to jasne było, że bardzo ją kochał.
    widział wyraźnie wszystkie troski i zmartwienia na twarzy Sereny, a chociaż on czuł się tak samo i miał podobne troski, to jednak żałował, że nie może zdjąć tego wszystkiego z jej barków i sam to wszystko załatwić, by ona nie musiała się niczym martwić.
    Najbardziej obawiał się co nagada jej Blair, jak dowie się, że są razem... Doskonale wiedział jak potrafiła być brutalna w słowach i czynach, jeśli coś szło nie po jej myśli. Z drugiej jednak strony rozumiał potrzebę Sereny, by osobiście porozmawiać z Blair. Były w końcu przyjaciółkami. I obiecał sobie w duchu, chociaż wiedział, że nie może wypowiedzieć tego głośno, że jeśli Serena zostanie przez Blair w jakikolwiek sposób zraniona, to on się z nią policzy i bynajmniej nie będzie uważał na to co mówi, albo jaki ma ton.
    -Ja też Cię kocham. Bardzo i naprawdę mam gdzieś to co powiedzą ludzie. Pamiętaj, że my mamy być szczęśliwi, nie oni - powiedział, całując ją lekko, ale czule w usta, na zwieńczenie swoich słów. Był to dowód tego jak bardzo zdecydowany był w swoim działaniu i postępowaniu.

    OdpowiedzUsuń
  194. Nathaniel Archibald13 lipca 2012 02:26

    Otóż właśnie. Nie rozbijali żadnego związku, nie łamali nikomu serca, będąc razem. Tak długo czekali, tyle razy odmawiali sobie powiedzenia prawdy prosto w oczy, bo zawsze ważniejsze było to, co czuje Blair. Teraz jedyne co mogła czuć to wściekłość, że Nate zrywa fikcyjny związek, na rzecz Sereny i że nie wszystko idzie po jej myśli, a przecież ona jak nikt uwielbiała, kiedy szło.
    To jednak nie miało znaczenia. Blair, jeśli naprawdę potrafiła być dobrą przyjaciółką, to powinna cieszyć się szczęściem Sereny, a nie patrzeć się odegrać za to, że wreszcie postanowiła zrobić coś dla siebie i swojego szczęścia, a nie dla niej i wszystkich dookoła. Czasem po prostu trzeba było być egoistą i mieć gdzieś uczucia innych, a pomyśleć wreszcie o sobie. Dla kogoś, kto przez większość swojego życia był altruistą, jedna egoistyczna decyzja była wręcz wskazana.
    Uśmiechnął się, słysząc jej słowa, bo aż mu takie przyjemne ciepło się po sercu rozlało...
    Następnie jednak zmrużył oczy, z wyraźnie zaintrygowanym uśmiechem, patrząc na Serenę uważnie.
    -Wiesz, że możemy to zrobić, prawda? Daj mi godzinę, a załatwię dla nas samolot i możemy lecieć do Nieci jeszcze dzisiaj. Zadzwonię do mamy, powiem jej o co chodzi i wyjedziemy, tak jak oboje tego chcemy - powiedział poważnie, wiedząc, że jest to możliwe.
    Wizja spakowania się i opuszczenia Nowego Jorku jeszcze dzisiaj tylko z Sereną, była tak wspaniała, że wiedział jak trudno będzie mu o niej zapomnieć...

    OdpowiedzUsuń
  195. Nathaniel Archibald13 lipca 2012 23:14

    Oczywistym było, że tak prędko to on nie odpuści Serenie tego, by naprawdę spakowali się i jeszcze dzisiaj wylecieli do Nicei. Ta wizja zdecydowanie mocno weszła mu do głowy, by ją wyrzucić od tak.
    -Serena, wiem co dzisiaj musimy zrobić i zrobimy to. Przeprowadzimy te rozmowy, które mamy przeprowadzić, a wieczorem naprawdę możemy wylecieć z Nowego Jorku do Nicei. Proszę Cię, to się nam należy. Powinniśmy spędzić trochę czasu sami, bez Blair, Chucka, rodziców i Plotkary - powiedział, kiedy znów ruszyli w kierunku domu Sereny. - Oczywiście, że wszystko będzie dobrze. Musi być. Zobacz, jest dopiero ranek. Mamy cały dzień na załatwienie tych mało przyjemnych spraw. Ja w tym czasie załatwię dla nas samolot, zadzwonię do Molly, która opiekuje się naszym domem w Nicei i wieczorem możemy wylecieć na tak długo, jak tylko chcemy. Serena, naprawdę - dodał, patrząc na nią przez cały czas takim wzrokiem, jak gdyby naprawdę w tej chwili nie istniało dla niego nic ważniejszego od wyjazdu z Sereną do Nieci i spędzeniu tam kilku cudownych dni, tylko we dwoje.
    Zdecydowanie obiecał sobie, że nie odpuści, póki się nie zgodzi. To był naprawdę wspaniały pomysł, z którego nie powinni rezygnować za żadne skarby.

    OdpowiedzUsuń
  196. Nathaniel Archibald13 lipca 2012 23:39

    -Serena... dlaczego? Dlaczego właściwie nie chcesz wyjechać? - spytał rzeczowym tonem, również patrząc krótko na apartamentowiec van der Woodsen'ów, który był coraz bliżej. - Rozumiem, że możesz nie chcieć zostawić Blair, mamy, Ericka albo nawet Chucka. Ale to tylko kilka dni, nic by się nie stało. Poza tym moja mama naprawdę nie chce mojej pomocy i pokazuje mi to na każdym kroku. Zawsze lubiła sobie radzić ze wszystkim sama, nie dopuszcza mnie do siebie i do tego co ją trapi - powiedział, patrząc znów na Serenę, z lekko zmarszczonymi brwiami.
    Zastanawiał się dlaczego ona właściwie nie chce się poddać chwili, spakować i wyjechać z nim do Nicei. Nic by się nie stało, wszystko byłoby w porządku, a oni mięliby okazję spędzić trochę czasu razem, bez wścibskich i oceniających ich spojrzeń, bez Plotkary, co najważniejsze!
    -Dobrze, jak chcesz... - powiedział w końcu, stwierdzając, że tak naprawdę nie może jej do niczego zmuszać, nawet jeśli naprawdę pragnął tego wyjazdu.

    OdpowiedzUsuń
  197. Nathaniel Archibald14 lipca 2012 00:57

    Szczerze powiedziawszy, Nate nie brał pod uwagę opcji, że jednak się zgodzi, tym bardziej, że wiedział jak uparte potrafią być dziewczyny. Dlatego kiedy tak nagle powiedziała "lećmy", był co najmniej zdziwiony i w pierwszej chwili spojrzał na nią z szczerym niezrozumieniem, by zaraz uśmiechnąć się szeroko, bo jednak się zgodziła.
    -Nie pożałujesz, obiecuję - powiedział, całując ją lekko w skroń.
    Rozumiał, że nie jest do końca o tym pomyśle przekonana, ale to może nawet i lepiej, bo przynajmniej mógł jej udowodnić, że naprawdę będzie fajnie i nie pożałuje swojej decyzji.
    Doszli do mieszkania Sereny, a odźwierny czekał aż ona zdecyduje się wejść do środka. Nate uśmiechnął się, patrząc Serenie w oczy, po czym lekko ucałował ją w sam środek ust.
    -Będę po ciebie o dwudziestej, dobrze? - spytał.
    Wiedział, że pierwsze co musi zrobić, to udać się do Blair i z nią porozmawiać, następnie zadzwonić do mamy i powiedzieć jej o Serenie oraz wyjeździe do Nicei, a na koniec zostawi sobie Chucka, po rozmowie z którym uda się do domu, by spakować rzeczy. W międzyczasie musi jeszcze wykonać telefon i załatwić prywatny samolot ojca, a także poinformować opiekunkę domku letniego w Nicei, że przyjedzie, więc niech ogarnie trochę posiadłość.

    OdpowiedzUsuń
  198. On też najchętniej nie rozstawałby się z Sereną nawet na krok, jednak mięli oboje coś do zrobienia, a to nie powinno czekać. Dlatego, pocieszając się myślą, że o dwudziestej wylecą razem do Nicei na kilka dni i nikt im nie będzie przeszkadzał, wypuścił ją niechętnie z ramion, pozwalając by odeszła do swojego domu.
    Stał w miejscu, póki nie zniknęła mu z oczu, a później odwrócił się i poszedł do siebie, wiedząc, że ma do załatwienia kilka bardziej lub mniej nieprzyjemnych spraw.
    Najsampierw, wracając do domu, zadzwonił do swojej matki, oznajmiając jej najpierw, że kiedy jutro wróci, nie zastanie go w Nowym Jorku, bo wyjeżdża na kilka dni do Nicei. Anne nie miała nic przeciwko temu, ale oczywiście można było się spodziewać, że zada pytanie "z kim?". Odpowiedział jej szczerze, że z Sereną, a jego matka zdawała się nie być tym zdziwiona, ale za to szczerze ucieszona. Spytała tylko co miała oznaczać akcja z Blair, a kiedy wyjaśnił jej pokrótce umowę o fikcyjnym związku, nie miała większej ilości pytań.
    Następnie wykonał kilka telefonów, załatwiając dla nich samolot na godzinę dwudziestą trzydzieści dzisiejszego wieczora, a następnie zadzwonił do Molly, by przygotowała posiadłość na ich przyjazd.
    Dwie najgorsze rozmowy zostawił sobie na koniec, a co najlepsze, zdążył się jeszcze spakować, by o godzinie dwudziestej jego limuzyna zatrzymała się pod domem van der Woodsen'ów.
    Wysiadł z samochodu, wchodząc przez szklane drzwi, a następnie udał się do windy, wjeżdżając nią na górę.
    Przypuszczał, że może się za chwilę spotkać z trudnym do zgadnięcia spojrzeniem Lily van der Woodsen i był na to przygotowany.

    OdpowiedzUsuń