niedziela, 15 lipca 2012

strange days have found us

Flynn Elyes
lat 21
aspirujący muzyk, człowiek orkiestra i utrapienie rodziców

Flynn od małego nie sprawiał żadnych problemów. Od dnia narodzin, które miały miejsce ósmego stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego roku był raczej spokojny. No cóż, dobrze, bardzo spokojny. Nie płakał, przesypiał całe noce. To znaczy, rodzicom wydawało się, że przesypia. W rzeczywistości, dzieciak leżał w swoim drewnianym, niebieskim, jak na chłopca przystało, łóżeczku i patrzył w sufit, oglądając latające nad kołyską samolociki i słuchając tandetnej melodii z jakiegoś plastikowego radyjka. Dawał swoim ciężko zapracowanym rodzicom się wyspać. Już i tak sprawił im kłopot pojawiając się na tym okrutnym świecie. Taka prawda. Timothy i Sophie Elyes nie planowali żadnych dzieci. Timothy zajęty był zarządzaniem rodzinną firmą, a Sophie spełniała się jako początkująca, dobrze zapowiadająca się projektantka mody. Po co im dziecko? Ale zdarzyło się. Aborcja była wbrew ich przekonaniom. Przez jakiś czas zastanawiali się nad adopcją, ale w końcu postanowili, że dziecko zostanie. I tak oddali je w ręce opiekunek. Imię wymyśliła mu jedna z pielęgniarek obecna przy porodzie. Flynn

Kiedy dorastał, niewiele się zmieniało. Szybko zaczął chodzić, ale bardzo późno ktokolwiek usłyszał, jak mówi. Każdy, kto miał z nim styczność, radził państwu Elyes, by zabrali go do psychologa. Oni, owszem, opłacili takowego, ale nigdy więcej z nim nie rozmawiali. Mężczyzna przychodził czasami do dziecka, które siedziało w towarzystwie opiekunek, ale nic wielkiego z tego nie wyszło. Flynn jaki był, taki pozostał. 'Jakiś dziwny', jak zwykli mawiać o nim inni. Co nie znaczy, że nieprzyjemny, o nie. Problemów z nawiązywaniem kontaktów to on nie ma. Chłopak wesoły, całkiem rozgarnięty, potrafiący żartować i śmiać się ze wszystkiego, w tym z siebie samego. W stosunku do płci pięknej, niezwykle szarmancki, ustępujący miejsca, przepuszczający w drzwiach, całujący rączki, kłaniający się z szacunkiem. Flynn żyje jednak w swoim świecie. Czasami towarzyski, momentami jednak czujący się dobrze tylko i wyłącznie ze sobą, nie mogący znieść żadnego towarzystwa, pogrążony we własnych myślach, nieobecny. Czasami nie odpowiada wtedy nawet na pytania, patrząc tylko na rozmówcę zamglonym wzrokiem. Wielu podejrzewa go przez to o zażywanie narkotyków. Flynn jednak ich nie tyka. Od alkoholu nie stroni, za to papierosy pali nałogowo. Lubi znikać na całe noce. Nie, nie szaleje na imprezach, ani nie sypia z przypadkowymi dziewczynami. Chodzi po swoich ulubionych miejscach i tworzy. Albo rozmyśla. Albo zaczepia obcych ludzi. Zależy na co ma aktualnie nastrój.
Gdy miał trzynaście lat, zażyczył sobie gitarę. Oczywiście, dostał ją, rodzice niczego mu nie odmawiali. Flynn nigdy z tego nie korzystał, lubił sam zarabiać na własne wydatki, jednak do gitary za bardzo mu się paliło. Samouk. Dziś się z nią nie rozstaje. Często można spotkać go w najróżniejszych miejscach, kiedy sobie gra i podśpiewuje. A głos ma całkiem niezły, z lekką, seksowną chrypką. Poza gitarą, już za własne pieniądze, sprezentował sobie skrzypce i trąbkę. Z tym już jednak potrzebował pomocy. Tak więc na gitarze uczył się sam, a od skrzypiec i trąbki znalazł nauczycieli. Do kompletu dorzucił lekcje gry na fortepianie. Teraz kształci się już sam, szlifując swój warsztat instrumentalny i wokalny. Nie ukrywając, muzyka jest całym jego życie. Przez cały czas, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, Flynn tworzy. W jego głowie tworzą się melodie, tworzą się teksty. I tak powstają kolejne piosenki, na różne instrumenty. Nie pisze jednak do szuflady. Można usłyszeć go na głównych ulicach Nowego Jorku, na czym zbija niezłe pieniądze. Poza tym, występy w różnorodnych knajpach, barach, kawiarniach. Miał nawet propozycję z jednej wytwórni, ale nie pozwolił nic zmienić w swoich utworach, więc się wycofali. Ale własna twórczość to to, czego Flynn broni najbardziej. Muzyki również słucha, owszem, różnej. Najchętniej rocka, choć tego starszego, jak i bluesa, czy jazzu, trochę metalu, folku. Różnorodnie, podobnie jak i jego własne piosenki.

Chłopak niesamowicie skryty i zamknięty w sobie. Od niego samego, wiele się o nim nie dowiesz. A już na pewno nie o tym, co czuje. Niczego też nie da się w nim zaobserwować. Choć zdarza mu się uśmiechać, zdarza mu się denerwować, wciąż wydaje się na wszystko obojętny. Od dzieciństwa sprawiał wrażenie, jakby było mu wszystko jedno. Wszystko przyjmuje ze stoickim wręcz spokojem. Nawet śmierć ukochanego dziadka przyjął tylko skinieniem głowy, po czym wyszedł z domu. Prawda jest jednak taka, że Flynn przeżywa, tylko tak głęboko, że sam do końca o tym nie wie. Wszystko wychodzi dopiero, gdy pisze piosenki. Słuchając ich, można najlepiej poznać tego chłopaka.
Chodzi z głową w chmurach, zatopiony we własnych myślach. Aż dziwne, że nie wpadł jeszcze pod żaden samochód, ani nie poturbował poważnie żadnego przechodnia. Choć zdarza mu się obrywać za nieuważanie. Kto by się tym jednak przejmował? Na pewno nie Flynn.
Chłopina inteligentny, nie da się ukryć. Szkołę skończył jednak ze średnimi wynikami, uważając, że i tak do niczego mu się to nie przyda. Robi to, co chce. Nie ma poczucia, że pasożytuje na rodzicach, bo sam na siebie zarabia. I to robiąc to, co lubi. Czyż to nie piękne? Czyż to nie tak powinno wyglądać? Według Flynna, jak najbardziej. A że rodzicom nie podoba się, że wygląda czasami jak bezdomny, gra na ulicach i nie chce być taki, jak ojciec - trudno. Jego w tym domu nic nie trzyma.
Poza gitarą, zawsze ma przy sobie jakąś książkę. Lubi czytać. Zawsze lubił. Szybko nauczył się czytać i już wtedy chłonął. Czyta wszystko, choć najchętniej fantasy, kryminały, książki psychologiczne, wojenne, przygodowe. Podobnie, jeśli chodzi o filmy. Bo kino, o, i teatr też lubi. Taki inteligencik. Całkiem niezły znawca z niego w tych dziedzinach.
Nigdy nie był naprawdę zakochany. Sam nie wie, czy istnieje dziewczyna, która na tyle przypadnie mu do gustu. Jeśli o nie chodzi, to Flynn nie może znieść makijażu. Po prostu go odrzuca od wymalowanych dziewczyn i nic nie może na to poradzić. Poza tym, w dziewczynie szuka partnerki do dyskusji, muzyki i dziwnych pomysłów, które miewa. Nie wie, czy jakaś jest na coś takiego gotowa. Bo przy nim raczej niczego nie mogłaby być pewna. Poza tym, że ją kocha, gdyby naprawdę kochał. Bo wtedy byłby wierny, oddany i lojalny. 
Generalnie jednak trudno się z nim żyje. Jak z każdym indywidualistą.
Jest szczery, niemal do bólu. Niepytany raczej się nie odzywa, ale zapytany, lub zaczepiony, powie prawdę. W końcu najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Z takiej założenia wychodzi. 
Sam konfliktów nie wywołuje, jednak, gdy ktoś zachowuje się agresywnie w stosunku do niego lub kogoś, z kim przebywa, potrafi być bardzo nieprzyjemny. I niech nikogo nie zwiedzie niepozorna postura Flynna. Ma całkiem niezły prawy sierpowy.
A jeśli chodzi o jego wygląd, jest wysokim, mierzącym bowiem metr dziewięćdziesiąt trzy, chłopakiem, jednak tak chudym, że mu żebra i kręgi można policzyć przez koszulkę. Nie, żeby się głodził. Jakaś cudowna przemiana materii chyba. I dużo ruchu. Całkiem przyjemna buzia, rzecz można, że trochę dziewczęca. Wyraźnie zarysowana broda i szczęka, co daje jego wyglądowi choć trochę charakteru. Całkiem normalny nos, dość pełne usta. A co we Flynnie najlepsze to te wiecznie nieobecne oczy w kolorze błękitnego nieba. Co do ubrania, matka mówi, że wygląda jak bezdomny. W znoszonych dżinsach, starych, rozpadających się trampkach i flanelowych koszulach faktycznie nie wygląda, jak chłopak z dobrego domu. Ale znów, kogo to obchodzi? I znów, na pewno nie Flynna!
Poza zarabianiem swoją muzyką, Flynn ma także stałą posadę w jednej z wielu nowojorskich kawiarni. Po prostu kelneruje.
I, uwaga uwaga, świetny z niego kucharz. 


[No to zapraszamy z Flynnem do wątków :) Jestem dziewczyną, tak dla jasności. A Flynn jest moją pierwszą męską postacią, mam jednak nadzieję, że jakoś mi wyszedł znośnie. Buźki użyczył Johnny Flynn :)]

Lista obecności

Chyba każdemu obeznane jest działanie listy obecności. 
Jako że widać wyraźny spadek aktywności wśród blogowiczów (mam pojęcie o wakacjach i wyjazdach i rozleniwieniu), postanowiono umieścić ową listę w celu sprawdzenia, kto nadal "buszuje" na blogu.
Osoby będące na urlopie są zwolnione z przymusowego komentarza obwieszczającego obecność na blogu  z konta z a l o g o w a n e g o.
Lista jest otwarta do 20 lipca, do godziny 18:30.

niedziela, 8 lipca 2012

fairytale...





Mamy swoje dnie i swoje noce,
w sercach płomień.
Nie wierzmy tym, którzy mówią:
Wolność dopiero po śmierci... 

W ROLI GŁÓWNEJ
V a n e s s a   A b r a m s
  osiemnastolatka | indywidualistka | pracownica kawiarni


"Na świecie są dwa rodzaje ludzi – tacy, 
którzy mnie lubią i tacy, którzy mogą iść do diabła"
I czy ten, kto powiedział, że nie można opisać człowieka w kilku, nic nieznaczących słowach, naprawdę się mylił? Na próżno szukać tu niedomówień, czy ukrytych informacji. Znacznie prościej byłoby skrócić to do dwóch, krótkich wyrazów: pole minowe. Vanessa nigdy nie należała do osób, które łatwo wpasować w jakikolwiek schemat. Sama unika klasyfikowania, jak czegoś wyjątkowo paskudnego. Jest typem osobowości zmiennej, jak pogoda, czy cyklicznie następujące po sobie pory roku. Bywa przewidywalna niczym każdorazowy wschód słońca, tylko po to, by w następnej minucie zaskoczyć swym zachowaniem najbliższych przyjaciół, a nawet samą siebie. Sprzeczność w sprzeczności. Mistrzyni kamuflażu i gry pozorów. Może uchodzić za  perfekcjonistkę twardo stąpającą po znanym sobie gruncie. Nie jest w stanie ścierpieć monotonii, która stanowi dla niej najgorszą z możliwych kar. Zadziorna i czasem zbyt śmiała. Niekiedy na własne życzenie pakuje się w kłopoty, ale nigdy dotąd nie narzekała specjalnie na taki obrót spraw. Nie jest w stanie usiedzieć na miejscu dłużej, niż to konieczne, co często skutkuje szybką utratą zainteresowania tym, na czym aktualnie powinna się skupiać. Kryje w sobie niewyczerpane pokłady energii. Ma sto pomysłów na minutę i irytuje się, gdy nie wcieli w życie choć jednego z nich.  Doskonale zna swoją wartość i nie potrzebuje czyichkolwiek zapewnień, by czuć się dobrze we własnej skórze. Żyje tak, jak gdyby liczył się tylko dzień dzisiejszy, nienawidzi planowania i postępowania zgodnie z oczekiwaniami innych. Zawsze robi to, co sama uzna za stosowne, nawet jeśli przyszłoby jej za to słono zapłacić.

"Głupi ludzie zasługują na to, co mają…. 
Nosili by koszulki z napisem "jestem skończonym idiotą…",
gdyby tylko reklamował‚a je Cindy Crawford."


Jeśli się czegoś podejmie, pokona wszelkie trudności, by doprowadzić to do końca. Upór od zawsze był jedną z jej bardziej widocznych cech. Podobnie jak szczerość, która niekiedy wpędzała ją w tarapaty. Do otaczającej jej rzeczywistości podchodzi z lekkim przymrużeniem oka, tłumacząc, że każdy realista jest prędzej czy później skazany na przegraną. W czasie przeznaczonym na naukę, jest w stanie przybrać maskę nienagannej uczennicy. Wszak, jak mawia jej ojciec, już dziś należy dbać o wizerunek i drogę ku świetlanej przyszłości. Wygadana, sprytna... czasem bezczelnaIndywidualistka. Uwielbia nieprzerwanie sprawdzać własne możliwości i stąpać po kruchym lodzie. Kryje w sobie jeszcze wiele niezgłębionych sekretów. Niestrudzona ciekawość, inteligencja... perfekcja i chorobliwa ambicja chodzące na dwóch, szczupłych nóżkach. Pomijając starannie wykreowany wizerunek, którym obdarza wszystkich dookoła, ma zupełnie inną twarz. Doskonale wie, jak zachować się w danej chwili, nie pozwalając na to, emocje przejęły nad nią kontrolę. Nie zawsze się jej to jednak udaje, wszak jest tylko człowiekiem. Niezwykle trudno ją rozgryźć. O ile sama na to nie pozwoli. Sprytnie pokazuje światu tylko to, co chcę, skrzętnie i starannie ukrywając sprawy, które na światło dzienne wyjść po prostu... nie powinny. Wbrew temu, jakie może stwarzać wrażenie, nie należy do grona istot zbyt wylewnych. Przypomina zamkniętą szkatułkę, a osoby, którym podarowano kluczyk do zamka z powodzeniem policzyć można na palcach jednej dłoni. Jest jak książka, na okładce której nie znajduje się zachęcająca ilustracja, tytuł ani nawet krótka wzmianka o tym, czego można spodziewać się na każdej z kolejnych stron. Czym byłby najpopularniejsze książki, gdyby już na wstępie wyjawiono ich zakończenie? Van dopuszcza do siebie tylko te osoby, którym ufa, a zdobycie zaufania panny Abrams to rzecz dość trudna i wymagająca pokładów olbrzymiej cierpliwości. Wbrew powszechnej opinii, jest zdolna do największych poświęceń w imię czegoś, w co wierzy. Nigdy nie odmówiłaby pomocy każdemu, kto by w jej odczuciu, tego potrzebował. Kłóciłoby to się bowiem z niemal wszystkimi, wyznawanymi przez nią zasadami, w zgodzie z którymi stara się żyć. Samozacięcie i hart ducha... odpowiedzialność i rzetelność chodzące na dwóch długich nóżkach. Jeśli jej na czymś, czy też na kimś zależy, jest w stanie znieść naprawdę wiele. Istotka lojalna do granic ludzkich możliwości. Oddana i wierna przyjaciółka, która za nic uznaje podziały międzyludzkie. W pełni zgadza się ze stwierdzeniem, że nie liczy się to kim jesteś, ale jaki jesteś... Postrzeganie ludzi na podstawie majątku ich rodziny uważa za zachowanie skrajnie bezmyślne. Za szczelnym murem niedostępności i chłodnego podejścia do życia, wciąż skrywają się pokłady niewyplenionej jeszcze dziecięcej naiwności , wrażliwości i potrzeby otaczania się tymi, na których niezwykle jej zależy. Ale nigdy przecież się do tego nie przyzna.  

"Silny działa ręką, mądry rozumem, a sprytny... kimś trzecim"

Jest osobą dość pamiętliwą, ale doskonale potrafi oddzielić własne uprzedzenia od spraw ważniejszych niż te, z którymi boryka się na co dzień. Potrafi szybko odnaleźć się w niemal każdej sytuacji, rzadko ukazując ewentualne zagubienie, czy nieporadność.
Lubi brać odpowiedzialność za to, co robi. Nie przepada również za powierzaniem losu w obce ręce. Żywy przykład osoby niezależnej. Każdą próbę pomocy odruchowo traktuje jak atak i pokaz jej bezsilności i słabości, a od dawien dawna wolała uchodzić za samodzielną i pewną siebie dziewczynę. Rzadko przyznaje się do błędu, czy prosi o wsparcie. Jeśli już się do tego zabiera, jest to absolutna ostateczność.
Zazwyczaj uśmiechnięta i pozornie optymistycznie nastawiona do otoczenia.

"Bo nic tak nie cieszy, jak świadomość, że wywarło się wpływ na czyjeś życie, choćby miało ono oznaczać pasmo sennych koszmarów i majątek wydany na wizyty u psychoanalityka"

Mówisz: pozory mogą mylić, myślisz: Vanessa. Rzadko zdarza się bowiem, że ktoś tak niepozorny, przy bliższym poznaniu okazuje się niemal całkowitym przeciwieństwem pierwszego wrażenia, które wywołuje u innych. Jest idealnym dowodem na to, że nigdy nie powinno się zawierzać temu, co widzą nasze oczy. A skoro już o oczach mowa... Panna Abrams jest szczęśliwą posiadaczką szaro-niebieskich tęczówek, na jednej z których dopatrzeć można się kilku stosunkowo zabawnych, brązowych plamek. Długie, ciemne włosy swobodnie pływają zazwyczaj na jej ramiona i plecy.
Jeśli zaś chodzi o posturę, rzec trzeba, że należy do osób stosunkowo niskich. Drobna, choć kobieco zaokrąglona sylwetka. Pozostaje dziewczyną jak najbardziej naturalną. Preferuje żywe kolory, choć w jej szafie nie zabraknie również ubrać w stonowanych barwach. Barwne chusty, najróżniejsza, ręcznie wykonana biżuteria... to już niemal jej znak rozpoznawczy. Podobnie, jak szczery uśmiech, którym zdarza jej się obdarzyć każdego, kto w jakiś sposób sobie na to zasłuży. Lubi eksperymentować, co często widać na przykładzie zmian fryzur. Nierzadko zmienia też styl ubierania, choć zawsze dba o wszystko w najmniejszym nawet detalu. 
 

"Jesteśmy ludźmi, którzy siedzą z tyłu i tolerują dzieci posługujące się bronią oraz tymi, którzy przerzucają kanały i oglądają szczegóły z ostatniej chwili, co z tą bronią robią. Uważam, że to okropne, gdy ktokolwiek umiera, szczególnie, jeśli jest to ktoś, kogo znamy i kochamy. Ale najbardziej przykre jest to, że kiedy te tragedie się wydarzają, większość ludzi tak naprawdę nie przejmuje się tym bardziej, aniżeli sezonowym finałem 
Przyjaciół albo Real World."

Dodatkowo:
+ panicznie boi się pajacyków
+ kamera i aparat to dla niej dwie z najważniejszych rzeczy
+ ma słabość do gorzkiej czekolady
+ od zawsze czuła pociąg do wszelkich staroci
+ jej ulubioną rzeczą, jest stare lusterko znalezione w jednym z antykwariatów
+ ma listę rzeczy, które pragnie zrealizować przed śmiercią
+ ponad połowa z nich dotyczy podróży
+ w wolnych chwilach czyta... komiksy. Ale o tym nie póki co absolutnie nikt
+ najbardziej marzy o... spędzeniu całego dnia tak, jak tylko SAMA zechce.
Ulubione:
Film: Podaj Dalej | Książka: Sherlock Holmes (seria) | Zespół: Bon Jovi | Fikcyjna postać: Doktor Watson | Potrawa: sałatka owocowa | Deser: sorbet cytrynowy | Napój: sok pomarańczowy | Kolor: zielony | Pora dnia: zmierzch | Pora roku: jesień | Miejsce: Vermont | ...cdn





 P O W I Ą Z A N I A  ||  N O T K I  ||  D O D A T K O W O


Ostatnia aktualizacja: 8 lipca godzina 19:00
__________________________________________________________________
Nie, nie znamy. Tak, mam ochotę na wątki.
Tak, wolę te dłuższe, choć w gruncie rzeczy to jakość liczy się najbardziej.
Ja - pomysł, Ty - zaczynasz i odwrotnie.
i...
nie, nie jestem całkiem normalna. To coś wyżej o tym świadczy.


Adios, dzióbki...










TRZY WIELKIE SŁOWA
BARDZO MI PRZYKRO
Ilekroć Frank powracał myślami do tego nieprzyjemnego, deszczowego dnia, chciało mu się śmiać. Miał absurdalne wrażenie, że natura drwiła z niego wtedy, chcąc podkreślić jedynie nieistniejącą patetyczność owego wydarzenia, które całkowicie zaważyło na dalszym życiu najmłodszego spośród rodzeństwa Davisów. Przecież to niemożliwe, tłumaczył sobie wielokrotnie i nieustannie, by wszystko dookoła w owym czasie wiedziało, co ma się zdarzyć jeszcze zanim ktokolwiek z zainteresowanych zaczął przeczuwać nadchodzącą katastrofę. Trzeźwy umysł kazał mu w to ślepo wierzyć, ale coś cały czas miało odmienne zdanie. Frank jednak nie zaprzątał sobie nim dłużej głowy, sprawa przecież była prosta – to, co się stało było jedynie przeszłością, fundamentem, na którym każde z trójki rodzeństwa zbudowało swoją własną drogę ku przyszłości. I zapewne myślałby tak dalej, gdyby nie podniósł dziś koło piętnastej zielonej słuchawki swego hotelowego telefonu.
 - Witaj, Frank.
Dwa słowa wystarczyły, by cały światopogląd mężczyzny legł w gruzach. Te dwa słowa sprawiły, że na chwilę zapomniał o oddychaniu, a jego myśli w szaleńczym tempie zaczęły gnać przed siebie. Tylko tyle potrzeba było, by do Franka wróciło wszystko to, o czym chciał zapomnieć i jeszcze raz zakorzeniło się głęboko w umyśle, przyćmiewając natychmiast wszystko inne. Tylko tyle; dwa słowa.
Zaskoczony sytuacją odsunął od siebie słuchawkę i wbił w nią przerażony wzrok, zupełnie tak, jakby trzymany przez niego przedmiot zamienił się właśnie w małego smoka zionącego ogniem wprost na jego dłoń. W rzeczy samej, palce pomału zaczęły go coraz bardziej palić. Myśląc, że to sen, Frank jeszcze raz przyłożył słuchawkę do ucha, ale słysząc w niej czyiś urywany oddech od razu zmienił taktykę.
- To... pomyłka – powiedział lekko zachrypniętym głosem. O wiele łatwiej było uniknąć konfrontacji i udawać, niż stawić czoło demonom przeszłości. Z takim przekonaniem dziarsko uniósł głowę do góry i uśmiechnął się nieznacznie, cały czas próbując przekonać siebie samego o słuszności tych myśli.
- Nie sądzę – odparła kobieta W jej głosie wyczuć można było nutę irytacji, którą próbowała zagłuszyć nerwowym, urywanym śmiechem. Nie rozładowywał on jednak napięcia, raczej powodował dziwne mrowienie w okolicach brzucha Franka i trach. Odchrząknęła. - Doskonale obydwoje wiemy, że mimo wszystko chcesz mnie wysłuchać. Twoja ciekawość zawsze zwycięża, po co udajesz, że tym razem jest niby inaczej?
- Och, jak ty mnie dobrze znasz, co? - sarknął, przyciskając zieloną słuchawkę coraz mocniej do ucha. Był niemal pewny, że kiedy tylko ją odsunie, na policzku zostanie czerwony, całkiem wyraźny, ślad. - Po co dzwonisz? Jak tym razem chcesz uprzykrzyć mi życie? Może masz zamiar zaprosić mnie na weekend do domu i całkiem przypadkiem znowu spróbować zaciągnąć siłą do jakiegoś popieprzonego zakładu?
- Musimy do tego wracać? - spytała, przez zaciśnięte zęby. - Przecież wiesz, że tak trzeba było zrobić. Gdybyś tam nie trafił, pewnie już dawno nałykałbyś się kolejnych proszków i leżał gdzieś pod drzewem. Przecież żadne z nas tego nie chciało, Frank.
- Daj spokój – mruknął, wywracając oczami. Żałował, że siostra nie może tego w tym momencie dostrzec. - Po prostu powiedz czego chcesz i skończmy tę rozmowę. W porównaniu do ciebie nie mam wieczność na roztrząsanie czegoś, co już dawno zostało przesądzone.
- Chciałam po prostu z tobą porozmawiać. Myślę, że Beth by te...
- Akurat ty nie masz prawa mówić czego by Beth chciała, a czego nie. Ją też, do cholery, chciałaś gdzieś posłać, bo okazała się feministką – warknął, gwałtownie odwracając się w lewo. Teraz Frank wpatrywał się w swoje odbicie. Z każdą chwilą było mu coraz cieplej, złość pomału zaczynała w nim wrzeć. Zmierzwił wolną dłonią włosy i spojrzał prosto w lustro. - Posłuchaj, jesteś ostatnią osobą, która może wypowiadać się na ten temat. A teraz, skoro nie masz mi nic do powiedzenia, sądzę, że najlepiej będzie, jeśli się już pożegnamy. Nie pozdrawiaj swojego cudownego narzeczonego ani ojca, nie przysyłaj mi zaproszenia na ślub, bo i tak je porwę, w ogóle się do mnie nie odzywaj. Do widzenia, Catherine – mruknął, coraz mocniej zaciskając dłoń na słuchawce. Odczekał chwilę, a potem odłożył ją na miejsce i kipiąc wściekłością opadł na fotel, dochodząc do wniosku, że gdyby któreś z nich nauczyło się przepraszać, cała rozmowa mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej.

sobota, 7 lipca 2012

Memories fade into the silence...


Alma Leoreth Colette
W i e k | D a t a  U r o d z e n i a: Lat  17 | Ur. 19 lutego 1995 r.
Z a j ę c i e:  Uczennica Constance Billard dzięki stypendium
M i e j s c e  Z a m i e s z k a n i a: Mieszkanie na obrzeżach Manhattanu
 O r i e n t a c j a: Niezaprzeczalnie homoseksualna

H i s t o r i a
              Historia ta zaczyna się w Nowym Jorku, a dokładnie na Brooklynie w jednym z miejskich szpitali. To właśnie tam, dokładnie dziewiętnastego lutego roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego, przyszła na świat córka nowojorskiego małżeństwa – Daniela Colette i jego małżonki Emily Colette. Nadano jej imiona Alma Leoreth. Ileż było wtedy radości i szczęścia! Niestety nie na długo, gdyż zaledwie trzy godziny później matka dziewczynki zmarła z wykrwawienia. Zrozpaczony mąż kobiety, ojciec malutkiej Almy, nie poradził sobie z tą wiadomością i tego samego dnia powiesił się. Tak, tak, czyż to nie romantyczne? No cóż, na pewno nie dla dziewczynki, która po tych wydarzeniach została sama jak palec na świecie, bez żadnej rodziny, która mogłaby się nią zaopiekować. Trafiła więc do domu dziecka, gdzie spędziła dobre dwanaście lat. I wbrew temu co mówią, został wychowana na grzeczną, miłą i bezproblemową osóbkę, która trzyma się z dala od wszystkiego co złe. Może to właśnie to sprawiło, że w końcu ktoś się nią zainteresował? A było to starsze już małżeństwo, które niestety nie mogło mieć własnych dzieci, toteż przygarnęli pod swoje skrzydła uroczą dwunastolatkę. I choć nie mieli dużo pieniędzy, Alma nie narzekała. W końcu nauczyła się żyć skromnie, a i pieniądze jej zdaniem najważniejsze nie były. Ważne było to, że pokochała tę dwójkę ludzi już od pierwszego spotkania.
          Niestety, choć Alma od samego początku była wesołą osóbką, miała problemy z przystosowaniem się do otaczającego ją świata. Nowa szkoła i nowi ludzie, którzy jej nie akceptowali, doprowadzili do tego, że zamknęła się w sobie, a jej najlepszymi przyjaciółmi zostały oczywiście książki. Nic więc dziwnego, że miała najlepsze oceny w szkole, a wszyscy wołali do niej 'kujonka' czy też 'frajerka'. Ale ona się tym nie przejmowała. Ignorowała wszystkich dookoła, zamykając się w swoim własnym świecie. I choć myślała, że nigdy się z tej szkoły nie wyrwie, nagle nadeszło zbawienie. Nadeszło ono wraz z listem ze szkoły, w którym dyrekcja informowała, iż Alma Colette dostała stypendium, dzięki któremu dostała się do jednej z najlepszych szkół w Nowym Jorku - Constance Billard. I choć dziewczyna wiedziała, że pełno jest tam egoistycznych i bogatych snobów, którzy będą ją traktować tak, jak wszyscy inni, nie wahała się ani chwili. Spakowała swoje rzeczy, zamieszkała w niewielkim mieszkaniu na obrzeżach Manhattanu nad niewielkim sklepem muzycznym i stała się uczennicą owej renomowanej szkoły, do której się dostała.
C h a r a k t e r
Alma to strasznie dziecinna osóbka, taki mały, narwany chochlik. Zachowuje się jak sześcioletnia dziewczynka, ma niewyczerpane zapasy energii, wszędzie jest jej pełno i chce uczestniczyć we wszystkim i ze wszystkimi. Ma miliony szalonych pomysłów na minutę, niestety zazwyczaj żadnego z nich nie realizuje przez swój słomiany zapał. Zawsze uśmiechnięta, radosna i wesoła. Wielka z niej przylepa, to trzeba przyznać. Uwielbia się do wszystkich i wszystkiego przytulać. Ot, taka istota, która kocha wszystkich na świecie, bez względu na płeć, wiek, charakter czy wygląd. Ale co z tego skoro większość trzyma się od niej z daleka? Nic dziwnego, że z czasem zamknęła się w sobie i teraz żyje w swoim własnym świecie. Stała się nieśmiała, strasznie płochliwa i nad wyraz wrażliwa, acz wciąż z niej ufne stworzenie. O tak, strasznie naiwna z niej osóbka, będzie wierzyć we wszystko co powiesz, nawet jeżeli będzie to największe kłamstwo. Chce wierzyć, że jednak ktoś jej potrzebuje, że jest ważna i nie jest nikim. Dziewuszka pełna ciepła, miłości i życzliwości. Zawsze pomoże w potrzebie, nawet jeśli sama znajduje się w złej sytuacji. Tak, panna Colette to istotka o wielkim sercu. To ona wyciągnie pomocną dłoń jako pierwsza, da ci spisać pracę domową, pocieszy, przytuli, a jej ramię będzie służyć jako chusteczka do nosa, nawet nawrzeszczy jeżeli będzie taka potrzeba. Nie znajdziesz bardziej uczuciowej istotki. I właśnie to jej kolejny słaby punkt, gdyż przez tą uczuciowość można łatwo ją zranić. Jednak wszystkie wyrządzone krzywdy chowa głęboko w sobie i cierpi w samotności, ciszy i spokoju oraz wylewa je swojej poduszce. Perfekcjonista w każdym calu. Wszystko musi mieć zaplanowane od A do Z, przy czym zawsze ma jakiś plan awaryjny. Niezwykła z niej pedantka, która uwielbia układać wszystko w różnych rządkach, segregować kolorami czy alfabetycznie, co czasami niektórych naprawdę irytuje.Nie lubi się z nikim kłócić, co jest raczej niemożliwe, gdyż jest uparta jako stado osłów i zawsze musi postawić na swoim, a jeżeli jej się to nie uda, po prostu się obraża i odchodzi z nadąsaną miną. Jednak ona nie umie długo się na nikogo gniewać, niestety to jeden z jej słabych punktów.
A p a r y c j a
            Taka tam niczym nie wyróżniająca się z tłumu dziewczyna. Długie nogi, przez co mierzy aż metr siedemdziesiąt trzy, więc szpilki w jej wypadku odpadają, szczupła sylwetka, której podobno można jej pozazdrościć, delikatne rysy twarzy jak u laleczki porcelanowej, co jeszcze bardziej sprawia, że wygląda na młodszą, śniada cera oraz urocze dołeczki w policzkach, których sama wręcz nienawidzi. Oczywiście trzeba też wspomnieć o jej małym, niemalże zawsze zmarszczonym nosku, delikatnych rumieńcach na policzkach, kilku zbłąkanych piegach i idealnie wyskubanych brwiach. Posiadaczka dużych, brązowych ślepi obramowanych gęstą zasłoną czarnych, długich rzęs. Jedyne co ją wyróżnia z tłumu innych dziewczyn to gęste włosy w kolorze ciemnego brazu, które sięgają jej niemal do pasa i delikatnie skręcają się na końcach w fale. Co się tyczy jej ubioru, nałoży na siebie to co będzie miała pod ręką, nie będzie wymiętolone i będzie czyste. Aczkolwiek zawsze stara się nakładać rzeczy w jasnych, pastelowych kolorach. Nieodłącznym elementem tejże osóbki jest także biżuteria. Czy to kolczyki, naszyjnik czy pierścionki, ona zawsze będzie miała na sobie coś błyszczącego.
D o d a t k o w o
                Każdy coś lubi, czegoś nie, ma jakiś talent, posiada ulubione gatunki literackie i tak dalej. Z Almą nie jest inaczej. Po pierwsze – utalentowana plastycznie. Kocha szkicować, rysować, malować i ma do tego naprawdę wielki talent. Zawsze rysuje wszystko ze szczegółami, niczego nie pomija, może właśnie dlatego jej prace są tak realistyczne. No, to koniec jej talentów. Do innych rzeczy ma dwie lewe ręce i wszystko czego się dotknie, po prostu psuje. Nad życie kocha zwierzęta i najchętniej przygarnęłaby wszystkie, które są bezpańskie. Sama zaś jest właścicielką pięknej, białej kotki, którą nazwała Elle. Uzależniona od wszelkich słodyczy, szczególnie czekolady, a do tego herbaty, najbardziej truskawkowej. Astmatyczka i alergiczka, która uczulona jest na wszelkie cytrusy, więc proszę z dala od niej z cytrynami czy pomarańczami! Namiętnie czyta mugolskie romansidła, przy których często się rozkleja
  
  # A F I L I A C J E # 
# G A L E R I A # 
# W S P O M N I E N I A #

*****
Witam, witam, robaczki. Gratuluję wszystkim, którzy przez nią przebrnęli i nie zeszli mi na zawał, bo moim zdaniem z Almy wyszła taka ciapa, rozlazła klucha, na której widok wszyscy uciekają. Ach, karta była na innych blogach, choć nieco ją pozmieniałam, ale oczywiście wszystko jest mego autorstwa.
Teraz nie zostało mi nic innego jak zaprosić wszystkich chętnych do wątków z moim Potworkiem, aczkolwiek ostrzegam, że nie piszę nie wiadomo jak długich wątków, choć tych bardzo krótkich też nie, zazwyczaj odpisuję w kolejności jaka przypadnie mi do gustu i nie pomijam świadomie, więc jak o kimś zapomnę to dobijać się drzwiami i oknami! Dziękuję za wysłuchanie i jeszcze raz witam!

piątek, 6 lipca 2012

Gossip Girl #1


Nie myślcie sobie, że ja będę każdemu odpuszczać. W tej chwili, osoby zamieszkujące czy też przebywające na Manhattanie powinny uważać co robią, bo w upływie jednej godziny mogą znaleźć się na językach Nowojorczyków!

gossip no.1
"Ostatnio doszły mnie słuchy, że dziedzic New York Palace śledził naszą Królową Pszczół w Constance. I żeby to jeszcze było w porządnym miejscu, a to wszystko działo się na Brooklynie! Ponoć Bass wypierał się swoich poczynań przed Blair. Chuck, naprawdę? Już zaczynasz być jak twój ojciec, tylko że sam śledzisz, a nie wynajmujesz detektywa!" 
gossip no.2
"Nie dość, że narcystyczny Charles śledził Blair to teraz mamy szansę zobaczyć kolejne połączenie obu rodzin! Kto, kto będzie tym szczęśliwcem, mieszkającym pod jednym dachem z Bassami? Rodzina van der Woodsen! Od razu można było się spodziewać, że Serena niechętnie do tej nowiny podchodzi, nie darząc rodzinną miłością potencjalnego przyrodniego brata, na którego czai się, żeby oderwać mu łeb!"
gossip no.3
"Queen B wybaczyła Nate'owi jego postępek w trakcie ich związku na jednym z weseli. Pamiętacie, jak głośno o tym było, prawda? To teraz bądźcie jeszcze bardziej zdziwieni, bo nasza ukochana panna Waldorf zaczyna darzyć gorącym uczuciem Chucka!"
gossip no.4
"Ktoś jeszcze zdążył mi wyjawić ciekawą informację, że w instytucji Constance Billard znajduje się uczennica, która ponoć skończyła jakieś studia. Co o tym myślicie? Czy było to jakoś zakończone poprzez nielegalne środki lub zapłatę?" 
gossip no.5
"Ostatnio widziano Archibalda podczas joggingu. Wpadł wtedy na jakąś uroczą damę, która zapragnęła oddać mu pieniądze za zniszczony odtwarzacz! Czy wy też sądzicie, że to nie był wypadek? Nie dość, że oferowano chłopakowi pieniądze to ten ich odmówił, zapraszając młodą i (jeszcze) nieznajomą nam dziewczynę na kawę! Czyżby wielbicielki Nathaniela miały się czego obawiać?"
gossip no.6
"Także widziano nową dziewczynę w okolicach Constance Billard, gdzie to Serena van der Woodsen zapragnęła robić coś dobrego dla świata i postanowiła oprowadzić dziewczynę po szkole, dalej oznajmiając jej o "manhattańskich zwyczajach"."
gossip no.7
"Każdy zna matkę Blair. Eleanor Waldorf słynęła ze swoich kreacji a także i przyjęć, jakie wydawała. Mogłabym przyrzec, że kwestię organizacji jej córka po niej to odziedziczyła. Jednak doszły mnie słuchy, że brunetka oddawała się długiej rozmowie z Archibaldem, wplątując w nie śmiechy i przelotne spojrzenia, zwieńczone zostało to soczystym pocałunkiem, który zapowiada, że Królowa Pszczół i Złoty Chłopiec zeszli się ze sobą! Co na to Chuck, żywiący do dziewczyny uczucia?" 
gossip no.8
"Ostatnia dzisiejsza plotka była jednak najbardziej druzgocąca! Wyobrażacie sobie znieważenie osoby Chucka? Bo tak właśnie się stało! Ta sama dziewczyna, która wpadła na Nate'a, którą oprowadzała Serena, porównała naszego dumnego Bassa do obsługi hotelowej, będącymi pracownikami w hotelu jego ojca. Chyba sobie każdy mógł wyobrazić, co musiał poczuć rozpieszczony Chuck słysząc tak ciężką obelgę skierowaną w jego stronę, jak musiał zareagować! Porównanie go do obsługi hotelowej, bo mają podobne stroje, nie wróży nic dobrego dla nowej koleżanki, która już jest na celowniku Charlesa. Poznała jego, Serenę, Nathaniela, a więc kiedy przyjdzie pora na starcie z Królową Pszczół?"
"Kim jest ta nieznajoma, urocza dama? Skąd ona jest? Co ona ukrywa?"
Nadsyłajcie mi więcej informacji! Nie obawiajcie się niczego. Póki to się was nie tyczy - jesteście bezpieczni. 
Wiecie, że mnie kochacie
xoxo
Plotkara. 
[Pozostawiajcie kolejne plotki i skandale pod zakładką Plotkary. Z pewnością z nich skorzysta! Pamiętajcie, że jest też wiele innych, barwnych postaci, które skrywają małe co nieco za swoimi uszami!] 

Apogeum wieczności

Frank Davies to obecnie dwudziestotrzyletni mężczyzna, wynajmujący na stałe nieduży apartament w jednym z hoteli położonych w obrębie Nowego Jorku. Pochodzi z niezbyt zamożnej rodziny z Los Angeles. Mając siedem lat, razem z rodzicami (Allie i John Davies) oraz dwoma siostrami (Catherine; Elizabeth), przeniósł się do Bostonu, a potem, ukończywszy Princeton, wrócił do rodzinnego miasta. Nie zabawiwszy jednak tam zbyt długo, bo zaledwie rok, postanowił jechać dalej. Zwiedził niemalże pół kraju, by ostatecznie osiąść w Nowym Jorku, mieście, które nigdy nie zasypia, zupełnie jak on. Frank bowiem to typowy nocny marek, zależny od swojej weny. Na koncie ma jedną książkę, burzliwy debiut z 2005 roku zatytułowany "Apogeum wieczności", dzięki któremu jego sytuacja finansowa w końcu uległa znacznej poprawie. Obecnie szuka natchnienia przechadzając się pełnymi turystów ulicami, próbuje zebrać myśli w chaosie (to w nim lepiej ostatnio się odnajduję), co jakiś czas odpoczywając. Ma ogromne ambicję i nie chcąc spocząć na laurach, próbuje napisać w końcu kolejną książkę.
Ku wielkiej rozpaczy całej rodziny, a, o dziwo, ogromnemu zadowoleniu ojca, odziedziczył wszystkie cechy charakteru po matce. Zawsze był przygotowany na każdą ewentualność, prawdopodobnie wyssał to z jej mlekiem. Jest niemalże równie zawzięty jak Allie, co za tym idzie Frank do tej pory najlepsze relacje ma z rodzicielką, z którą stara się rozmawiać kilka razy w tygodniu przez telefon, z siostrami zaś kontaktuje się sporadycznie. Odkąd przestał obchodzić chrześcijańskie święta i stał się pełnoprawnym (nie)posiadaczem żadnej wiary raczej nie wpada już do rodzinnego domu.
Był dziwnym dzieckiem, nie znoszącym zabawy na świeżym powietrzu. Od najmłodszych lat wiadomo było, że to typ indywidualisty, intelektualisty. Zamiast zabawy w śniegu preferował ustronne zacisze własnego umysłu. Częściej zamieniał podwórkowe wrzaski w srogą, kojącą ciszę niż parkowe bijatyki. Pomimo młodego wieku potrafił docenić piękno licznych słownych potyczek i przy ich pomocy tworzył swoją własną, całkowicie awangardową sztukę, wysnutą z pajęczyny czarnych myśli. W jego umyśle kłębiły się nieraz przerażające wizje, których sam potrafił się naprawdę przerazić. Dorastał wierząc, że może liczyć i ufać tylko sobie, pozbywając się jednocześnie wszelkich uczuć i naiwnie wypełniającej pustkę w sercu nadziei. Zdążył znieczulić samego siebie na każde okrucieństwo przewijające się od setek lat przez zbroczoną krwią historię ludzkości. Oczami wyobraźni odnajdywał własne miejsce pośród wybitnych indywidualności, zdolnych podążać za swymi przekonaniami bez zważania na wszystko. Zaślepiony podłą władzą nad słabszymi już dawno wymazał wyrzuty sumienia z kart swego umysłu. Jednak nie wszystko poszło tak, jakby to sobie wymarzył.
Będąc na drugim roku studiów przeniósł się do Nowego Jorku, sam właściwie nie wiedząc dlaczego. Poszukując współlokatora trafił na młodszą od siebie o kilka lat początkującą panią fotograf. Siłą rzeczy jego plany szlag trafił przez tę pozytywną osóbkę. Złamał wszystkie swoje zasady i pomagając jej jak tylko mógł - najpierw samym pozowaniem do zdjęć, potem także licznymi kontaktami - przyczynił się do sukcesu swej obecnej przyjaciółki, Christine Harper.
Obecnie Frank zaniechał traktowania ludzi z góry, zaczął patrzeć na nich przez nieco inny pryzmat, zwracając większą uwagę na wnętrze aniżeli piękną okładkę. Zweryfikował swoje priorytety i pomału zaczyna rozglądać się za kimś, z kim mógłby spędzić razem choć połowę swego życia. Stał się nieco bardziej życzliwy i uczynny, ale dalej potrafi niespodziewanie (dla siebie i innych) wbić komuś nóż w plecy. Czasem nieumyślnie rani ludzi swą szczerością, bądź sarkastyczną uwagą. Uwielbia słowne gierki, drobne przekomarzania się. Jeśliby mógł, to najchętniej wcale nie wychodziłby z mieszkania, tylko zakopywał się pod stertą milionów książek i chłonął je niczym gąbka wodę.
Podświadomie lubi zaskakiwać ludzi. Jest nieco zamknięty w sobie, sprawia wrażenie wycofanego, jakby specjalnie był dwa kroki w tyle, co poniekąd wiąże się z jego zawodem. Nigdy nie potrafił otwarcie mówić o własnych uczuciach czy też problemach i o tej pory ma z tym pewne problemy i wcale nie stara się ich rozwiązywać. Wychodzi z założenia, że wszystko co przytrafia się w życiu człowieka ma jakiś sens, bardzo często niewidoczny na pierwszy rzut oka, ukryty między wierszami.
Mierzy ponad metr osiemdziesiąt pięć. Ciemnobrązowe, niemalże czarne oczy okalają długie rzęsy, czasami tuż pod nimi można zauważyć również ogromne worki. Jego włosy, przypominające kolorem poranną kawę, wiecznie pozostając w nieładzie. Frank rzadko kiedy zalicza bliższe spotkanie z jakąkolwiek żyletką czy golarką toteż jego twarz najczęściej pokrywa dwu-trzydniowy ciemny zarost. Fioletowawy tatuaż po lewej stronie szyi pamięta jeszcze szalone czasy studenckie, choć on sam nie potrafi przypomnieć sobie okoliczności jego powstania.
"Apogeum wieczności" ukazało się nakładem wydawnictwa "Scribble" w 2009 roku. To historia siedemnastoletniej Sophie, którą czytelnik poznaje, gdy w wypadku samochodowym ginie jej matka, Anabelle. Od tej pory Sophie mieszka sama ze swoim ojczymem, Johnem. Zaczyna szukać sposobu, by ukoić ból. Pomału odtrąca od siebie po kolei wszystkich przyjaciół i biednego Angela, który już od kilku lat bezskutecznie próbuje zdobyć jej serce. Pewnego dnia nieświadomie zaczyna uwodzić Johna. Zaskoczona odkrywa, że w podobnych momentach potrafi na chwilę wyłączyć swój umysł.
Sophie znajduje się w środku błędnego koła, z którego nie może uciec, w którym pozostanie już na zawsze zawieszona gdzieś pomiędzy tym, co można, a tym, czego się pragnie. To książka nieetyczna, opowiadająca o poszukiwaniu siebie, odkrywaniu pomału własnych uczuć i chęci wyzbycia się ich korzystając z najkrótszej możliwej drogi. "Apogeum wieczności" to rozbudowana metafora, w której odzwierciedlenie znajduje sens niektórych wydarzeń z życia Franka Daviesa.

I used to rule the world Seas would rise when I gave the word

 

Charles Joshua Blanc

18 lat
 Szkoła Świętego Judy
Syn malarki i...biznesmena. Jego ojciec posiada firmę aut, a matka żyje w luksusach, dzięki panu Blanc. 

 Owoc przelotnego romansu malarki, Stephanie Evans i biznesmena, Adama Blanca. Jak już zauważyliście pewnie, nazwisko po ojcu. Ale jak doszło do tego, że na świat przyszedł Charles?
Stephanie była skromną malarką, która dzięki swojemu talentowi zarabiała na życie. Malowała na ulicach przypadkowych ludzi, jak i różne rzeczy z własnej wyobraźni. Ludzie to lubili i kupowali jej obrazy. Więc jak poznała Adama?
Miała wtedy zaledwie dwadzieścia dwa lata, a on dwadzieścia cztery.
Adam szedł wtedy ulicą. Stanął patrząc na malującą Stephanie. Wyglądała oryginalnie. Okulary lenonki, wiśniowy szal, dżinsowa kamizelka, biały t-shirt, wiśniowe dżinsy i czarne, przedarte glany.
Malowała coś na płótnie, gdy nagle podszedł do niej Adam. Spytał czy taka śliczna dziewczyna, jak ona będzie miała ochotę dla niego pracować i malować różne obrazy. Co zrobiła dziewczyna?
Wyśmiała go i powiedziała, że jej miejsce jest tutaj, na murku obok muzeum i maluje dla wszystkich, a nie tylko dla jednej osoby, a co do czego dla wystroju jednej wielkiej rezydencji.
I tym właśnie zdobyła serce Adama. Ten nawiedzał ją co dnia, aż w końcu zaprosił na kolację.
Spotykali się dość długo, aż w końcu do czegoś między nimi doszło. I przez to Stephanie zaszła w ciążę. A najgorsze było to, że Adam zostawił ją przed tym zanim dowiedziała się, że jest w ciąży.
Gdy mu o tym powiedziała, nie zareagował tak jak inny szczęśliwy ojciec. Dziwnie się czuł i prosił o czas. Musiał się z tym oswoić.
Dziewczyna była pewna, że nie były kochanek nie uzna dziecka. I trochę się zdziwiła, gdy Adam wyznał jej, że da dziecku nazwisko i będzie wspierał go, jak i ją finansowo.
12 lutego 1994 roku na świat przyszedł chłopiec, któremu nadano imię Charles Joshua.
Chłopczyk stał się oczkiem w głowie mamusi.
Charles rósł z dnia na dzień. Nie brakowało mu niczego i może właśnie przez to nie słuchał się matki? Ojca miał gdzieś? Uważał się za pępek świata? Pewnie tak!
Charles wychowywał się w luksusach. Miał wszystko co chciał. Matka go rozpieszczała, a ojciec dla własnego spokoju dawał mu to co chciał.
Przez swój egoizm dość często wyrzucano go z szkół. Pierwszy raz gdy miał trzynaście lat. Powód?
Wraz z kolegami zniszczył auto dyrektorki. Potem powtórzyło się to w dwóch szkołach gimnazjalnych. Następnie w pierwszych klasach liceum, jak i trzecich. W czwartej trzymał się najwidoczniej najdłużej. Wyjechał na wymianę uczniowską do Włoch i poznał tam piękną, uroczą i niepowtarzalną blondynkę – Emmę. W jego oczach była ideałem, jednakże było to tylko przelotne zauroczenie, które tak szybko zniknęło, jak przyszło. Ale to było tylko złudzenie...
Po powrocie do Paryża gnębiły go myśli o Emmie, a do tego widział jej twarz przed oczami.
Dwa miesiące po powrocie wydalono go ze szkoły z powodu podpalenia dziennika szkolnego.
Na szczęście było to tydzień przed zakończeniem.
Matka nie wiedziała gdzie miała go zapisać ponownie, więc wybrała szkołę Świętego Judy. Czy da sobie radę? Zobaczymy!
 
Charles jest typem facetów pewnych siebie i zdecydowanie narcyzów.
Nie potrafi przejść obok płci pięknej nie zwracając na niej uwagi. Lubi się przed nimi popisywać i pokazywać jaki to on jest niepowtarzalny, oryginalny.
Nie potrafi wytrzymać bez flirtu jednej godziny, to co dopiero dnia. Więc nie zdziw się jeśli zobaczysz go podrywającego ognistą rudą dziewczynę, a gdy zamkniesz oczy i ponownie je otworzysz zobaczysz, że tym razem podrywa piękną szatynkę. To u niego normalka.
Nie wie co to znaczy wieczna miłość. Ale wie jak to jest mieć kobietę na jedną noc.
Uważa, że kobieta to tylko dodatek do życia, zdecydowanie przyjemność, jak żadna inna.
Obok innych przechodzi dumny i patrzy z góry. Uważa się za najlepszego na świecie, że nikt nie potrafi mu dorównać. Potrafi kogoś urazić takim tonem, jakby prowadził prognozę pogody.
Dla niego to nic strasznego kiedy ktoś przez niego cierpi. Jeśli z nim zadarł musi czuć ból.
Skłonny do tego by wykorzystywać innych, żeby być szczęśliwym. I ma gdzieś czy ktoś ucierpi czy nie. On musi mieć to co chce.
Potrafi powiedzieć, że jest lepszy od ciebie. Według innych pieprzony dupek, a on sądzi, że jest po po prostu oryginalny i każdy mu tego zazdrości.

Charles to blondyn. Zazwyczaj miał włosy do kości policzkowych, ale na razie stawia na krótkie.
Musi mieć je ustylizowane, bo jakos trzeba mieć te zadziorne kosmyki, prawda?
Obdarzony błękitnymi oczami, którymi patrzy na świat.
Dość często na jego twarzy ujrzysz kilkudniowy zarost, który dodaje mu uroku i męskości.
Gdy się uśmiecha, zobaczysz jego cudne dołeczki, które onieśmielają nie jedną dziewczynę.
Wysoki bo mierzący calutkie metr dziewięćdziesiąt.
Dobrze zbudowane ciało, co jest jeszcze większym dowodem jakie z niego ciacho.
Posiada oryginalny styl, który właściwie podoba się każdemu.
W jego garderobie dominuje czerń, szarość i biel.


  1. Uczulony na czekoladę
  2. Nie przepada za fast foodami
  3. Za to uwielbia ostre jedzenia
  4. Fan Barcy
  5. Gdy miał dziesięć lat mama uczyła go malować i grać na gitarze.
  6. Jeździ chevroletem voltem, czarnym
  7. Nie pamięta kiedy był jego pierwszy raz
  8. Uwielbia rock.
  9. Jego ulubione zespoły to Linkin Park i Coldplay
  10. Lubi czytać
  11. Mimo iż uczeń niegrzeczny, to posiada wielką intelignecje
  12. Jest bardziej zżyty z mamą niż z ojcem.
  13. Uwielbia horrory i komedie.
  14. Ma pięć kont na facebooku, a jeden z nich jest poświęcony jego osobie. Cztery inne są wodzą jego wyobraźni.
    ---
     A więc od razu mówię, że karte skopiowałam z innego bloga, bo internet nie pozwala mi na napisanie nowej karty. Więc jeśli znajdziecie coś nie związanego z Manhattanem, ogółem z tym blogiem, pisać, a poprawię.
    Wątki i powiązania, oczywiście Tak.
    Zdjęcia Alex Pettufer <33 Boski jest! 
    Tekst Coldplay - Viva la vida :***

Your love is like bad medicine, bad medicine is what I need.

SOUNDTRACK

"- Mercedes? Nie no, serio.
Jak można nazwać dziecko po marce samochodu?"


Mercedes Walton
♣ osiemnaście lat
♣ nazywana Merc, Mercy, Dessie lub po prostu Walton
♣ urodzona 21 stycznia 1994r. w San Francisco
♣ uczennica ostatniej klasy Constance Billard
♣ mieszkająca w małym apartamencie przy Central Parku.

"- W zdrowiu i chorobie, zapomniałeś? Jak możesz ją teraz zostawiać?!
- Jesteś tylko małym, głupim dzieckiem, Mercedes. Nie masz prawa mówić mi, co mam robić.
A teraz znikaj stąd i nie pokazuj mi się na oczy!
- Oj, żebyś wiedział, że się nie pokażę!"


posłuchaj.
John Walton i Emily Cassses mieli być idealnym małżeństwem. On, będący spadkobiercą sieci sklepów Walmart i kawiarenek Starbucks Cafe oraz ona, pani prawnik z dobrego domu, nie musząca pracować do końca swojego życia. Przyszłość jawiła im się jasno i kolorowo - kupili ogromny dom na plaży, byli młodzi i bogaci, a niedługo po ślubie Emily zaszła w ciążę. Dziewięć miesięcy później na świat przyszło ich pierwsze dziecko, ku rozczarowaniu córka, nazwana przez ojca-miłośnika motoryzacji imieniem Mercedes. Ponoć odzwierciedlało to piękno i niewyobrażalny urok, jakie miały być w późniejszych latach atutami dziewczynki. Sama zainteresowana do dzisiaj nie potrafi zrozumieć głupoty swoich rodziców w tamtym czasie. 
Merc dorastała w niewątpliwym luksusie. Chodziła do prywatnych szkół, posiadała własny pokój sięgający całego piętra, miała co chciała i niekoniecznie to, czego potrzebowała. Jak sama przyznaje, dzieciństwo minęło jej miło, i nie żałowała ani jednej sekundy z tamtego czasu. Wszystko zaczęło się dopiero, gdy skończyła szesnaście lat.
Panna Walton pamięta ten dzień tak dobrze, jakby miał on miejsce zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu. Między rodzicami od dawna się nie układało - coraz częściej słyszała krzyki, głównie matki, trzaskanie drzwiami, a później doświadczała tych "cichych dni", podczas których nikt nie potrafił jej odpowiedzieć, czemu wszyscy tak dziwnie się zachowują. Całe te sytuacje stały się jasne dopiero wtedy, kiedy została wezwana wraz z ojcem do szpitala. Jak okazało się na miejscu, matka cierpiała na chorobę. Żeby tego było mało, była to choroba psychiczna - tak zwana osobowość borderline. Dla pana Waltona było to za dużo. Zadzwonił po prawnika, przygotował papiery rozwodowe, wysłał żonę do wariatkowa, nic nie mówiąc o tym córce, która dowiedziała się o wszystkim przez przypadek. "Nie będę mieszkał z psychopatką!" krzyczał tamtego dnia, stawiając z hukiem szklankę whiskey na blat hebanowego biurka.
Od tego czasu nic już nie było tak, jak dawniej. Mercedes odmówiła dalszych kontaktów z ojcem, który wysłał ją do Nowego Jorku, chcąc pozbyć się kolejnego niewygodnego problemu z życia, i ograniczając się jedynie do wysyłania na jej konto miesięcznych pieniędzy. Do Wielkiego Jabłka zabrała ze sobą dziewięcioletniego Frederica, adoptowanego syna państwa Walton, których odwieczną ambicją było mieć męskiego potomka. Teraz dziewczyna kończy naukę obowiązkową, a w jej planach zagnieździła się myśl o studiach medycznych. Wbrew wszystkiemu, właśnie tutaj panna Walton odczuła, że jest szczęśliwa - z dala od przeszłości, ojca i tego, co nigdy nie było prawdziwe.

"- Ładnie wyglądasz w tej sukience, Merc!
- Dziękuję, Fred.
- Serio, gdybym był starszy i nieznajomy, umówiłbym się z tobą."


zobacz.
Mercedes zawsze słyszała, że jest podobna do matki, co w obliczu sytuacji ostatnich lat bardzo ją cieszy. Delikatne rysy twarzy, długie, gęste, brązowe włosy, naturalnie układające się w lekkie fale i współgrające z nimi duże, kasztanowe oczy o kształcie migdała, oprawione czarnymi, grubymi rzęsami to tylko jedne z jej atutów. Panna Walton jest ponadto posiadaczką prostego, ładnego nosa i pełnych, malinowych ust, zwykle unoszących się w miłym uśmiechu. Jej znakiem charakterystycznym jest okrągłe znamię przy złączeniu szyi z obojczykiem. Jako dziewczyna należąca do osób średniego wzrostu, bo mierzy nieco ponad 170 centymetrów, może poszczycić się długimi, zgrabnymi nogami, które mają okazję pokazać się światu jedynie w lato, kiedy to osiemnastolatka ubiera sukienki czy krótkie szorty. Przy wadze 50 kilogramów można powiedzieć, że jest szczupła, natomiast jej sylwetka odznacza się szczupłą talią, średnim biustem, średniej szerokości ramionami i udami. Giętkie, rozciągnięte ciało dziewczyna zawdzięcza licznym sportom, które uprawia, od biegania po gimnastykę artystyczną.

"- Cześć, mogę pożyczyć telefon?
- Ale ja cię nie znam!
- Merc Walton, miło mi. Naprawdę potrzebuję zadzwonić, to sprawa życia i śmierci."


poznaj.
Chcesz poznać Merc? Cóż, nie będzie to trudne. Jest ona osobą nadzwyczaj kontaktową i towarzyską, głównie dzięki temu, że z racji zawodu swojego ojca, bywając na licznych przyjęciach musiała poznać wiele zupełnie obcych sobie wcześniej osób. Świetnie odnajduje się w grupie, dlatego nigdy nie stroniła od wszelkiego rodzaju imprez. Uwielbia się śmiać i wygłupiać, przez co często jest nazywana dobrym duszkiem. Nie ma problemów z podejściem do nieznajomego, kiedy czegoś potrzebuje, więc nie zdziw się, jeśli będzie z Tobą rozmawiać jak ze starym, dobrym przyjacielem, podczas gdy pierwszy raz widzisz ją na oczy. Nigdy nie szuka kłótni czy problemów - woli odegrać się komuś życzliwością, bo uważa, że to przynosi ze sobą większe skutki. Jest jedną wielką altruistką, stawiającą nad wszystko rodzinę i przyjaciół, myślącą trzeźwo i odpowiedzialnie, czego nauczył ją pobyt w Nowym Jorku. W kwestiach miłości zdecydowanie jest typem romantyczki, aczkolwiek często pozornie trudno jest zwrócić jej uwagę, choćbyś stawał na głowie. Nie uważa się za cnotkę, bo nigdy nią nie była. Jednocześnie jest do granic szczera i nie obawia się wyrazić swojej opinii, czy zwrócić komuś uwagę. Jest niezwykle upartą osóbką, która nigdy nie odpuszcza swoich celów. Dzięki swojej determinacji znajduje się właśnie na samodzielnej drodze swojego życia, wychowując młodszego brata, chorą matkę i samą siebie.
Jeśli chodzi o naukę, Mercedes nigdy nie miała z nią problemów, chociaż nigdy specjalnie się nie starała, jeśli stawka nie była naprawdę ważna. Powtarza materiał z reguły zaledwie godzinę przed zapowiedzianym sprawdzianem, co w jej przypadku jest efektywniejsze niż zakuwanie przez całą noc - opanowuje notatki do niezbędnego minimum, nie zagłębiając się w niepotrzebne szczegóły, a dzień po całej sprawie i tak już nic nie pamięta.
De facto Walton jest jedną z tych osób, które znalazłyby się na liście pod jakże zaszczytnym tytułem "Warto poznać przed śmiercią".

"- Walton, szukałem cię wszędzie!
- Wystarczyło spytać, gdzie idę."


przyjdź.
Mimo kłótni z ojcem, Mercedes, jako córka spadkobiercy ogromnego interesu, w dalszym ciągu pojawia się na bankietach czy przyjęciach organizowanych przez elitę Manhattanu - z reguły tylko na tych, o których ma stuprocentową pewność, że nie będzie pana Waltona. Woli unikać jego widoku, nie będąc do końca pewna swojej reakcji, gdy znów go zobaczy. W gruncie rzeczy nie przepada za przebywaniem na tego typu "imprezach", aczkolwiek uznała, że raz na jakiś czas jej to nie zaszkodzi.
Walton uczęszcza do szkoły Constance Billard, gdzie można znaleźć ją przez większość dnia, nie licząc wczesnego ranka, kiedy to biega po Central Parku. Popołudniu, po skończonych zajęciach widać ją, jak biegnie do skromnej limuzyny z torbą na ramieniu, by odebrać brata ze szkoły na drugim końcu miasta. 
Weekendy osiemnastolatka spędza na odwiedzaniu matki w New York State Psychiatric Institute. Czasem można ją przyłapać, jak siedzi w jednej z kawiarenek Starbucks Cafe, popijając cappuccino czy cafe mocha.
Jeśli chodzi o inne przypadki, Merc może pojawić się dosłownie wszędzie, bez względu na to, jak dziwne byłyby okoliczności. Chcąc czy nie chcąc, często wpada w najrozmaitsze zawirowania i skomplikowane historie, więc przy jej osobie wszystko jest możliwe.

"- Merc, może pojedziemy na wakacje do Hiszpanii?
- Hulajnogą chyba."


dowiedz się.
♣ Posiada trzy koty. Sierściuchy mają na imię Freddie, Mercury i Queen.
♣ Używa perfum Calvin Klein Euphoria.
♣ Nie znosi, kiedy ktoś zwraca się do niej pełnym imieniem.
♣ Zakochana w głosie Jona Bon Jovi.
♣ Jest tragiczną kucharką.
♣ Do długiej pracy przy komputerze i czytania nosi okulary.
♣ Uwielbia oglądać boks, choć nigdy sama nie próbowała go trenować.
♣ Ma włoskie i irlandzkie korzenie, aczkolwiek bardzo dalekie.
♣ Choruje na awiofobię, czyli na strach przed lataniem samolotem.
♣ Prowadzi bloga, coś na formę pamiętnika, w którym podpisuje się pseudonimem Ems.
♣ Chciałaby kiedyś założyć rodzinę, ale niespiesznie jej do tego.


~~~~~~~~~~~~

Witam wszystkich, którzy przebrnęli przez kartę bądź też nie. Na zdjęciu i gifach urocza Lucy Hale. Cytacik w tytule to piosenka Bon Jovi - Bad Medicine (polecam!)
Jestem otwarta na wszelakie powiązania (preferuję te naprawdę pomieszane) i wątki. Co do tego drugiego, hołduję zasadzie "Jeśli ja wymyślam powiązanie/okoliczności, Ty zaczynasz wątek i odwrotnie", a jeśli chodzi o długość, to zwykle dostosowuję się do osoby, z którą ten wątek prowadzę. Nie gryzę, nie kąsam, nie połykam w całości, więc śmiało pisać. Mercedes nie jest nowa, więc jakieś tam kontakty powinna mieć. Na razie to by było na tyle. 
Miłej zabawy z Mercią, dziubki!